niedziela, 20 października 2019

SZKLANY TRON – ROZDZIAŁ 1

Przez rok niewolniczej pracy w kopalniach soli w Endovier Celaena Sardothien przyzwyczaiła się do tego, że nigdy nie porusza się bez kajdan i eskorty z obnażonymi mieczami. W ten sam sposób traktowano tysiące więźniów harujących w Endovier, choć w przypadku Celaeny do standardowej eskorty w drodze do kopalni i z powrotem dołączono pół tuzina dodatkowych strażników.

Już w pierwszych dwóch zdaniach książki mamy zaznaczone, jak niebezpieczna jest główna bohaterka. Pilnuje ją aż sześcioro ludzi. Mimo to, kiedy wśród nich pojawia się podejrzany typ, Celaena bez sprzeciwu pozwala mu się poprowadzić.

Nieznajomy złapał ją za ramię i poprowadził ku lśniącym budynkom zamieszkanym przez znaczną część urzędników i nadzorców pracujących w Endovier.

Później kilka razy wspomniane jest, że Celaena mogłaby owinąć kajdanki wokół szyi swoich wrogów i zrobić im krzywdę, ale tu grzecznie pozwala się prowadzić przez podejrzanego typa. Nie ma nawet wzmianki o potencjalnym dialogu, który między nimi zaszedł. Sytuacja ta prezentuje się dziwnie w zestawieniu z tym, co czytamy już w drugim zdaniu książki i z późniejszym niepokornym zachowaniem Celaeny.

Szli korytarzami, pięli się po schodach, skręcali i kluczyli tak, by Celaena nie zdołała zapamiętać drogi powrotnej.

Czemu po prostu nie zawiązano zabójczyni oczu zamiast bawić się w chodzenie w kółko? Skuteczniejsza metoda i oszczędziłaby czasu.

O eskortującym ją człowieku Celaena wiedziała tylko tyle, że jest wysoki i silny. Rysy jego twarzy były szczelnie skryte pod kapturem. To kolejna taktyka, która miała zmniejszyć jej pewność siebie. Zapewne z tego samego względu mężczyzna założył czarne szaty.

Powtarzam się, ale nadal – po co ten cały cyrk, skoro wystarczyło zasłonić dziewczynie oczy i na przykład brutalnie skrępować? Ponoć była jedną z najbardziej niebezpiecznych zabójczyń w całym kraju, więc nie istnieje powód, by tak się z nią niańczyć.

Podsłuchała, że nieznajomy przedstawił się nadzorcy jako Chaol Westfall, kapitan Gwardii Królewskiej.

Kiedy pierwszy raz czytałam Szklany tron, to właśnie Chaol Westfall był moim ulubionym bohaterem, przywitajmy go więc gorąco. ;)

*gif z owacjami*

Niespodziewanie świat wokół pociemniał, a pod Celaeną ugięły się kolana. Od dawna nie zaznała strachu. Ba, nie pozwalała sobie na strach i nie dopuszczała go do siebie.

Przywołuję ten fragment, bo wyraźnie pokazuje on, że Celaena wykazuje się instynktem samozachowawczym i po prostu się boi. Kłóci się to z jej zachowaniem, które ujrzymy w następnych dwóch rozdziałach.

Tu następuje fragment opisu stroju Celaeny, jej brudnych rąk i zniszczonej tuniki. Bohaterka z rozrzewnieniem wspomina swoją dawną aparycję.

Kiedyś była atrakcyjną, a nawet piękną dziewczyną, ale teraz… Cóż, teraz to nie miało już większego znaczenia, prawda?

Jak na coś, co nie miało większego znaczenia, Celaena dziwnie często będzie skupiała się na swoim wyglądzie. Nawet nie na fakcie, że roczny pobyt w kopalni osłabił ją fizycznie, co powinno ją przede wszystkim interesować, bo jest zabójczynią i od kondycji zależy, czy w ogóle będzie w stanie wykonywać swoją profesję. Bohaterkę bardziej obchodzi to, że jest brudna i nie tak atrakcyjna, jak kiedyś.

Celaena zauważa wyrzeźbioną głowicę miecza swojego rozmówcy, po czym z uśmiechem pyta, czy Chaol przybył z armią, której przemarsz słychać było wcześniej. Myśli przy tym, że kapitan Gwardii Królewskiej to interesujący przeciwnik, być może nawet zasługujący na zaangażowanie z jej strony. Nie być może, tylko na pewno. Chaol to kapitan Gwardii Królewskiej, więc musi być obeznany ze sztuką walki, taktyką i tak dalej. Nie powinnaś go umniejszać tylko dlatego, że nie jest słynnym na cały kraj zabójcą. Poza tym – nie chcę zabrzmieć złośliwie, ale wydaje mi się, że po tym roku, jaki spędziłaś w kopalni, nie trenując i przymierając głodem, Chaol pokonałby cię z palcem w… tam, gdzie słońce nie dochodzi.

– Czemu miałyby cię obchodzić armie Adarlanu? – zapytał.

Jakże miło było usłyszeć czyiś głos – chłodny i wyraźny – nawet, jeśli rozmówca był odrażającym gburem!

Brzmi to co najmniej tak, jakby Celaena podczas swojego pobytu w kopalni była zupełnie odcięta od kontaktu z innymi więźniami, chociaż na dosłownie następnej stronie wspomniane jest, że wypytywała nowoprzybyłych o wieści ze świata zewnętrznego. Skąd więc ta nagła radość z usłyszenia czyjegoś głosu?

Poza tym nie widzę powodu, dla którego można by określić Chaola „gburem”, a tym bardziej „odrażającym”, skoro Celaena nawet go jeszcze nie zobaczyła. Kapitan traktuje bohaterkę jak więźniarkę, którą ta w rzeczywistości jest. Trudno, żeby przyjaźnie gawędził z kobietą, która mordowała na zlecenie.

Celeana, którą, jeśli pozwolicie, będę określała „Celinką”, bo pisanie jej imienia mnie wpienia (cały czas myli mi się kolejność środkowego „a” i „e”) odpowiada Chaolowi, że nic nie obchodzą ją armie Adarlanu, na co ten tylko burczy coś pod nosem.

Och, wiele by dała, aby ujrzeć jego krew na marmurowej posadzce. Raz już straciła panowanie nad sobą, owego dnia, gdy jej pierwszy nadzorca nieco zbyt brutalnie zapędzał ją do pracy. Wciąż pamiętała uczucie towarzyszące wbijaniu kilofa w trzewia mężczyzny i lepkość krwi na swojej twarzy i dłoniach.

Rozumiem, że bohaterka jest przestraszona, więc jej reakcje mogą być wyolbrzymione, ale nadal – Chaol nie zrobił nic, żeby Celinka miała ochotę nagle go zamordować. Inaczej bym podeszła do tego fragmentu, gdyby bohaterka na zimne rozważała „za” i „przeciw” zamordowanie go, by umożliwić sobie ucieczkę, ale to „och” na początku wersu wskazuje na zaangażowanie emocjonalne Celaeny, którego nie rozumiem.

Historia o zabitym nadzorcy ma zapewne udowodnić nam, jaka bohaterka jest silna i nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać, ale według mnie pokazuje tylko niekompetencję Celinki. Jak na zawodową zabójczynię dość łatwo ponoszą ją emocje.

I jeszcze jedno – dawanie kilofa w ręce kobiety, którą uczono władania bronią białą, wydaje się idiotycznym pomysłem. W ogóle nie rozumiem, czemu po prostu nie skazano ją na śmierć, zamiast umieszczać w kopalni, gdzie, jak się wkrótce dowiemy, sprawiła spore problemy.

Mogłaby w okamgnieniu rozbroić dwóch strażników.

Chętnie bym przeczytała, jak zakuta w kajdany i wycieńczona kobieta rozbraja dwójkę strażników. Niestety, autorka nie udziela żadnych wyjaśnień w tej kwestii, więc pozostają mi tylko domysły.

Ciekawe, czy kapitan poradziłby sobie lepiej od nadzorcy? Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, szacując swoje szanse.

Nie rozumiem, skąd ten uśmiech, skoro:

a) przed chwilą bohaterka była przestraszona i nadal nie wie, czemu przyszedł do niej kapitan Gwardii Królewskiej oraz

b) nie miałaby z nim żadnych szans w swoim fatalnym stanie.

Chyba, że szeroki uśmiech to nerwowy tik w sytuacji zagrożenia, choć bezczelność Celinki w następnych fragmentach raczej na to nie wskazuje.

Chaol mówi Celince, żeby się na niego tak nie patrzyła.

Jego dłoń znów opadła na rękojeść miecza i Celaena ukryła uśmiech.

Sytuacja zagrożenia, rzeczywiście, śmiechu warte.

Minęli rząd drewnianych drzwi, które widziała kilka minut temu. Gdyby chciała uciec, musiałaby po prostu skręcić w lewo w następnym korytarzu i zbiec trzy poziomy w dół. Próba zmylenia jej orientacji w terenie skończyła się tym, że doskonale go poznała. Co za idioci…

Zgadzam się i znów powtórzę – wystarczyło zasłonić Celince oczy. Rozumiem jednak, czemu autorka nie posłużyła się tym rozwiązaniem. W takim wypadku jej bohaterka nie mogłaby opisać tajemniczego nieznajomego… Co z tego, że jego wygląd jest nam przybliżony zaraz w drugim rozdziale, kiedy zdejmuje kaptur.

Właściwie to wydaje mi się, że rozdział pierwszy byłby dużo ciekawszy, gdyby Celince zasłoniono oczy i bohaterka skupiła się na wrażeniach pozostałych zmysłów (zapach wilgoci, twarda ziemia, obolałe kończyny i tym podobne). Zadziałałoby to też na korzyść atmosfery tajemniczości i strachu.

Celinka pyta Chaola, gdzie idą, ten jednak ignoruje ją, na co dziewczyna zaciska tylko zęby.

W korytarzu niosło się tak głośne echo, że chwilowo nie mogła go zaatakować. Odgłosy walki postawiłyby na nogi cały budynek.

Zwróciłam uwagę na to zdanie, bo jest to jeden z niewielu fragmentów, gdzie Celinka myśli jak zabójczyni. Zwraca uwagę na echo i na konsekwencje, jakie miałby jej atak na kapitana. Jej przemyślenia pozbawione są emocji, to chłodne ocenianie swoich szans. Nacieszcie oczy tym fragmentem, bo już niedługo konsekwencja w tworzeniu postaci pozornie wypranej z uczuć i wyuczonej w zabijaniu odejdzie do lamusa.

Nie wiedziała też, gdzie mężczyzna ukrył klucz do jej kajdan, a szóstka strażników mogła sprawić jej sporo kłopotów. Podobnie jak zamknięte okowy.

Trudno się nie zgodzić.

Celinka i jej orszak idą dalej. Panuje już noc, ale korytarz oświetlany jest żelaznymi kandelabrami. Słychać, jak przez dziedziniec przechodzą pozostali niewolnicy, którzy po skończonej pracy śpią w szopach.

Niektórzy więźniowie byli oskarżeni o próby uprawiania magii, co bynajmniej nie oznaczało, że naprawdę znali się na czarach, magia znikła bowiem z królestwa całe wieki temu.

Ważna wzmianka – w królestwie od wieku nie ma magii, a za jej uprawianie grozi dożywotnia praca w kopalni.

Celinka rozmyśla o krzywdzie, jakiej dokonano wielu niewolnikom i zastanawia się, czy nie lepsza byłaby dla nich wszystkich – łącznie z nią – śmierć.

Tymczasem ich wędrówka korytarzami trwała i Celaena miała inne zmartwienia. Czyżby wreszcie mieli ją powiesić?

Słowo „wreszcie” bardzo tu pasuje.

Dziewczyna koszmarnie się boi, więc kiedy nareszcie razem z eskortą dochodzi do celu – drzwi wykonanych z grubego, matowego szkła – i Chaol ciągnie ją za ramię, ta nie reaguje. Nie chcę być uszczypliwa, bo rozumiem przerażenie bohaterki, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy jako wyszkolona zabójczyni nie była nigdy oswajana z wizją śmierci?

Chaol pyta bohaterkę, czy woli zostać w kopalni, na co to odpowiada, że może nie stawiałaby oporu, gdyby wiedziała, dokąd zmierzają.

– Zaraz się dowiesz.

Celince pocą się dłonie. Po chwili jej oczom ukazuje się bogato zdobiona sala tronowa. Dziewczyna myśli z goryczą o tym, że Endovier nieźle bogaci się na jej ciężkiej pracy.

– Do środka – warknął [Chaol] i wskazał jej drogę wolną ręką.

Taki z niego gbur, że nawet jej nie popchnął ani nawet raz nie wyzwał. Rzeczywiście, Celinka ma powody go nienawidzić i nazywać „odrażającym”.

Celinka ślizga się na posadzce, po czym zauważa kolejnych sześciu strażników. Dolicza ich do wcześniejszych wojowników i wychodzi na to, że otacza ją łącznie czternaście osób. To ze strony bohaterki kolejne, kojarzące się z zawodową morderczynią zachowanie. Autorka nas rozpieszcza.

Bohaterka zwraca uwagę na charakterystyczne mundury strażników.

Byli to członkowie osobistej ochrony rodziny królewskiej – bezlitośni, szybcy jak błyskawica wojownicy, których od dziecka szkolono tylko po to, by chronili i zabijali.

Celinka przełyka z trudem ślinę, po czym następuje wielki reveal:

Na bogato zdobionym tronie z sekwoi siedział przystojny młody człowiek. Wszyscy obecni złożyli mu ukłon, a serce Celaeny zamarło na moment.

Stała przed obliczem następcy tronu Aderlanu.

Mam nadzieję, że pierwsza analiza na naszym blogu przypadła wam do gustu. Jeśli macie jakiekolwiek uwagi czy komentarze co do moich spostrzeżeń, piszcie śmiało.

Do zobaczenia za tydzień, kiedy zostanie nam przybliżona postać księcia i losy Celinki w kopalni!

Laptopcjusz

4 komentarze:

  1. Serio? Serio?!
    (to oczywiście do autorki, nie analizatorów)
    Sama planuję epizod więzienno-kopalniany jednej mojej bohaterce. Wzorem co prawda dość nowoczesnym, bo na podstawie ilustracji z jakiejś książki o życiu codziennym w dziewiętnastym wieku, postanowiłam dać jej za zajęcie ciąganie na czworaka wózka z wydobywanym surowce. W sumie, to byłoby świetne zajęcie dla Celinki, upokarzające i bez dostępu do broni. Zastanawiałam się też, jak w tej mojej kopalni, gdzie bicz furkotał często, skończyłoby się zabicie strażnika (choć byłaby to raczej próba). Obstawiam, że jakąś wyjątkowo bolesną i długą śmiercią na środku sali, w której reszta więźniów spała, aby mieli wzór, że lepiej odpuścić sobie mordy na strażnikach i jak już się trafi jakaś okazja, to najrozsądniej byłoby popełnić samobójstwo lub pracować dalej.
    I ta kopalnia jest w piwnicy królewskiego zamku? Bo tak jakoś przegapiłam całą podróż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Serio? Serio?!" - wielokrotnie podczas lektury "Szklanego tronu" miewałyśmy podobne reakcje. Życie Celinki w kopalni nie jest niestety najbardziej niedorzecznym wątkiem, który się pojawi...
      No właśnie, umiejscowienie kopalni pozostawia wiele pytań, bo to dziwne, żeby znajdowała się bezpośrednio pod budowlami, gdzie stacjonują urzędnicy. Maas jednak podobne szczegóły wiele nie interesują, bo ważniejszy jest dla niej denny wątek romantyczny. Wątek, który w kolejnych rozdziałach stanie się coraz bardziej widoczny.

      Usuń
  2. Miałam dokładnie identyczne wrażenia przy pierwszym podejściu do czytania tego gniota :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie jesteśmy z Ciemną Gwiazdą jedyne :D

      Usuń