niedziela, 17 listopada 2019

SZKLANY TRON – ROZDZIAŁ 5 I 6

Witam tego jesiennego wieczoru. Zarówno rozdział piąty, jak i rozdział szósty są dość krótkie, toteż publikujemy je dzisiaj razem. Podobne dublety kilka razy się zdarzą, ale większość części będzie publikowana oddzielnie. Mamy nadzieję, że dzisiejsze analizy przypadną wam do gustu. Miłej lektury!

Rozdział 5

Chaol prowadzi Celinkę na skraj polany.

Chcąc uciec, musiałaby w pierwszej kolejności pokonać właśnie Chaola. Gdyby byli sami, pewnie spróbowałaby szczęścia, mimo że łańcuchy ograniczały jej swobodę ruchów. Niestety, otaczał ich oddział królewskich gwardzistów, których wyszkolono, aby zabijali bez wahania.

A co z uwagami, że rozbroiłaby ich w ciągu sekundy? Czyżby Celinka jednak potrafiła racjonalnie oceniać swoje szanse?

No i ja bym na jej miejscu nie ryzykowała walki z Chaolem. Jak już wspomniałam, przegrała z nim pojedynek nawet wtedy, kiedy była wypoczęta, miała swobodę ruchu i broń, także teraz tym bardziej nie miałaby szans.

Część ludzi księcia przygotowuje jedzenie, pozostali zajmują miejsca na kłodach obok paleniska. Do Celinki przybiegają psy Doriana.

A więc ktoś cieszył się jednak z jej towarzystwa.

Ponoć psy potrafią rozpoznać złych ludzi, więc Dorianie, obawiam się, że twoja trzoda nadaje się do śmietnika, skoro skrytobójczynię traktuje z równą sympatią.

Celince zostaje przyniesione jedzenie. Dziewczyna obrzuca Chaola długim, ostrzegawczym spojrzeniem, więc mężczyzna odpina łańcuchy z jej rąk, ale za to skuwa ją w kostkach. Mądry chłopak.

Żuła powoli. Nie miała zamiaru zwymiotować na oczach wszystkich zgromadzonych.

Mądre zachowanie, popieram. Po tak długim głodowaniu żołądek trzeba przyzwyczajać powoli, inaczej wymioty będą nieuniknione.

Celinka je i w międzyczasie obserwuje Dębową Puszczę. Tu następuje opis cichego lasu, którego liście mają niesamowite kolory.

Znać tu było obecność dawnej mocy, która obdarzała drzewa tak niezwykłą urodą.

I po tym fragmencie nagle następuje ekspozycja dotycząca przeszłości Celinki. Powiedziałabym, że to trochę słaby moment na wspominanie. Rozumiem, że autorka chce dać nam poznać protagonistkę, ale jeśli ucieka się do ekspozycji, niech to będzie chociaż uzasadnione, wplecione zręcznie w tekst, a nie wrzucane znikąd.

Z tego fragmentu nie dowiadujemy się zbyt wiele, poza tym, że mentor Celinki, Arobynn Hamel nigdy nie pozwolił wrócić jej w ojczyste strony i że gdyby odmówiła służeniu mu jako zabójczyni, z pewnością oddałby ją w ręce niebezpiecznych ludzi.

Wiedziała, że dzięki Królowi Zabójców umknie przeznaczeniu [aż dziw, że nie napisano tego z wielkich liter], które zawiodło ją na brzeg zamarzniętej rzeki owej nocy dziesięć lat temu.

Żołnierze Doriana zaczynają rozprawiać o lesie, stwierdzają, że trzeba go jak najszybciej spalić, bo pełno w nim nienawiści.

– A spodziewałeś się czegoś innego? – wtrąciła się do rozmowy Celaena.

Uwaga skupia się na dziewczynie. Celinka opowiada, że puszcza jest lasem Brannona, a jeden z żołnierzy wspomina o historiach, które opowiadał mu ojciec. Ponoć kiedyś mieszkało tu mnóstwo faerie, które odeszły.

– Wytępiliśmy je i tyle – stwierdził kolejny.

To by współgrało z wtrącaniem do kopalni ludzi oskarżonych o czary i paleniem magicznych książek.

– Na waszym miejscu trzymałabym język za zębami – warknęła Celaena. – Król Brannon był Fae, a Dębowa Puszcza wciąż należy do niego. Nie byłabym zdziwiona, gdyby któreś z tych drzew nadal go pamiętało.

Żołnierze oczywiście wyśmiewają Celinkę. Tylko Chaol wydaje się zaciekawiony jej słowami i pyta, co zabójczyni może wiedzieć o Dębowej Puszczy. Ta odpowiada, że wie tylko o magii, która niegdyś była obecna w lesie. W rzeczywistości jednak jej wiedza jest szersza. Celinka myśli o różnych istotach, takich jak gnomy, duszki leśne, nimfy, którymi rządziły nieśmiertelni Fae, najstarsze istoty w Erilei. Jednak z czasem, kiedy rosła potęga ludzi, zaczęli oni prześladować magiczne istoty, które uciekały z ich krain.

Wszelkie ślady po tych stworzeniach zatarto tak sumiennie, że nawet ci, w których żyłach wciąż płynęła magia, nie wierzyli już w jej istnienie. Celaena była jedną z tych osób.

Czyżby foreshadowing?

W następnych fragmentach Celinka wspomina o tym, że król ogłosił, iż magia i stosowanie czarów to obraza dla Bogini. Dziewczyna wspomina zapach stosów, na których palono wróżbitów i uzdrawiaczy, a także magiczne księgi. Zastanawia mnie tylko – wcześniej mamy wspomniane, że magia zniknęła z królestwa wieki temu, a jednak Celinka pamięta, jak kilka lat temu niszczono miejsca kultów magicznych. Można więc chyba uznać, że ten magiczny holocaust postępował naprawdę powoli. Albo to akurat obecny król podejmował radykalne działania, a jego poprzednicy mieli istoty magiczne gdzieś.

Celeana od dawna nie wracała już myślą do swych utraconych umiejętności, choć te wspomnienia często nawiedzały ją w koszmarach.

Podsumujmy naszą dotychczasową wiedzę dotyczącą Celinki:

  •       jeszcze będąc nastolatką stała się znaną na cały kraj skrytobójczynią, zwaną „Zabójczynią Adarlanu”,
  •       jest piękna i nawet po roku pracy w kopalni, gdzie jakimś cudem przeżyła, robi wrażenie na mężczyznach;
  •       do tego teraz dowiadujemy się, że w przeszłości posiadała jakieś magiczne moce.

Czy tego nie jest trochę za dużo? Nie zrozumcie mnie źle, wymienione wyżej cechy nie są same w sobie złe, ale skumulowanie ich w jednej, wyjątkowo aroganckiej postaci czyni ją po prostu nierealistyczną. Może to także stanowić w przyszłości problem dla autorki, bo jeśli stworzyłeś zbyt potężnego bohatera, to czemu czytelników miałyby obchodzić jego losy? Przecież ze wszystkim sobie poradzi, bo ma zbyt wiele ekstra umiejętności, którymi się obroni.

Popas dobiega końca i żołnierze zbierają się w dalszą drogę. Chaol skuwa z powrotem Celinkę oraz pomaga jej wsiąść na konia, bo ta jest zbyt obolała.

Ucierpiało również jej powonienie, nieprzyzwyczajone do smrodu końskiego potu i ekstramentów.

Akurat do smrodu Celinka powinna być przyzwyczajona, skoro spędziła rok w kopalni, gdzie nikt nie miał szans wziąć kąpieli. Nie znam się na tym tak bardzo, ale czy jej zmysł węchu nie powinien być wręcz stępiony? Jeśli ktoś coś o tym wie, niech się odezwie w komentarzu.

Przez resztę dnia orszak jedzie dalej. Zatrzymuje się dopiero wieczorem. Celinka jest obolała i zmęczona.

Podczas kolacji nie odezwała się ani słowem i bez protestów wpełzła do rozstawionego dla niej, strzeżonego namiotu o niewielkich rozmiarach.

Przynajmniej w chwili zmęczenia protagonistka zachowuje milczenie. Szkoda, że tylko wtedy.

Celinka zasypia w kajdanach, nie ma żadnych snów. Rano jednak dostrzega obok swojej pryczy białe kwiatki i ślady pozostawione przez niewielkie stópki. Dziewczyna podejmuje rozsądną decyzję, by schować kwiaty i zatrzeć ślady. W następnych dniach odczuwa niepokój i nie spuszcza oczu z lasu.

Wybaczcie, że analiza taka niedługa, ale jak dotąd rozdziały nieparzyste, którymi się zajmuję, są zaskakująco krótkie. Oby w przyszłości to się wyrównało, bo jeszcze Ciemna Gwiazda poczuje się przeze mnie pokrzywdzona. ;)

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 5


 

Rozdział 6

Podróżowali przez dwa tygodnie. W tym czasie noce stawały się coraz chłodniejsze, a dni dłuższe. Przez cztery dni dotrzymywał im towarzystwa lodowaty deszcz. Celaenie było tak zimno, że zaczęła się zastanawiać, czy nie rzucić się w przepaść i nie pociągnąć Chaola za sobą.

Wszystko było wilgotne lub na wpół zamarznięte, a dziewczyna, choć mogła się przyzwyczaić do mokrych włosów, nie była w stanie ścierpieć przemokniętego obuwia. Jej palce u stóp całkiem zdrętwiały. Co noc owijała je skrawkami suchego płótna. Odnosiła wrażenie, że jest w stanie częściowego rozkładu i zastanawiała się, kiedy podmuchy lodowatego, kąsającego wiatru zaczną odrywać jej skórę od ciała.

Mmmmm, nie ma to jak myśli samobójcze połączone z chęcią mordu. A dlaczego? Bo jej zimno. Już widzę ten tabun rozłoszczonych Karyn, które mordują swoich Sebiksów, tylko dlatego, że nad morzem było tak zimno, że nie mogły się poopalać. Zresztą myślałam, że trenowano cię, by takie warunki nie wywoływały równie silnych emocji!

Na szczęście Celinka niedługo ponarzekała, ponieważ pojawił się wyczekiwany słoneczny dzień.

Celaena drzemała w siodle, gdy następca tronu wyrwał się z szyku i podjechał do nich truchtem. Jego długie, ciemne włosy podskakiwały z każdym ruchem, a czerwona peleryna unosiła się i opadała niczym karmazynowa fala. Na zwykłą białą koszulę młodzieniec nałożył szlachetny, kobaltowy kaftan obszyty złotą nicią. W innej sytuacji dziewczyna parsknęłaby zapewne z pogardą na taki widok, ale Dorian w brązowych butach po kolana prezentował się naprawdę dobrze. Skórzany pas również do niego pasował, nawet jeśli myśliwski nóż był ozdobiony zbyt wielką ilością kamieni szlachetnych.

Oczywiście nie mogło zabraknąć kolejnego opisu wyglądu następcy tronu. Jednak tutaj wybaczam, ponieważ w trakcie podróży ma się chwile spokoju, a Celinka, jako beauty guru (za taką się uważa, niech jej będzie) i zauroczona w wyglądzie Doriana, pewnie by zajmowała tą sprawą swoje myśli. Jedynie co, to w oczy rzuca się ten fragment o pogardzie. Kim ty kurwa jesteś, by tak traktować człowieka za sam ubiór. Ach, no tak, sassy nastolatką wyrwaną z teen dramy.

Następca tronu zatrzymał konia przy Chaolu.

– Jedźmy tam! – Wskazał ruchem głowy czubek stromego, porośniętego trawą wzgórza, po którym właśnie się przemieszczali.

– Dokąd? – spytał kapitan i demonstracyjnie zadzwonił łańcuchem, przypominając Dorianowi, że nie może się rozstać z Celaeną.

– Chcę się rozejrzeć ze szczytu – ciągnął następca tronu. – Weź tę tutaj ze sobą, co nam szkodzi!

Typie, znowu popisujesz się swoją dziecinnością. Typowa zagrywka, by pokazać jak to książę jest zawieszony w sprawach duchowych i kocha naturę wyżej niż chęć wypełnienia obowiązków. Sam Chaol zwrócił uwagę, że nie powinno mieć to miejsca.

„Tę tutaj!” – Celaena powtórzyła ten niewybredny przydomek w myślach i aż się zjeżyła. Coś takiego! Traktuje ją, jakby była zwykłym pakunkiem!

Nie chcę nic mówić, ale w tym wypadku traktuje cię wreszcie tak jak należy. Jak przestępcę.

Chaol opuścił swoje miejsce w szyku i mocno szarpnął za łańcuch. Dziewczyna złapała za wodze i wkrótce gnali już galopem. Nozdrza Celaeny znów zostały zaatakowane przez cierpki zapach końskiego włosia. Szybko znaleźli się na szczycie wzgórza, choć jej wierzchowiec przez cały czas wierzgał i przyspieszał, jakby chciał się jej pozbyć. Dziewczyna przesuwała się coraz bardziej do tyłu na siodle, z trudem opanowując grymas złości. Gdyby spadła na ich oczach, umarłaby ze wstydu.

Oczywiście, absolutnie każde działanie jest po to, by cię upokorzyć. Założę się, że Chaol zdenerwował się spontanicznością księcia i chciał załatwić sprawę jak najszybciej.

Nasi bohaterowie dotarli na wzgórze, na którym znajduje się najwspanialsze osiągnięcie architektury Adarlanu – szklany zamek Rifthold. Jest to też okazja dla Celinki do wspominek.

Celaena przypomniała sobie ową chwilę osiem lat temu, gdy ujrzała Rifthold po raz pierwszy. Miała wówczas problemy z poruszaniem się. Była zmarznięta niczym ziemia pod kopytami jej tłustego kuca. Nie miała nastroju do głębszych przemyśleń, a mimo to od razu uznała, że Rifthold to pozbawione smaku marnotrawstwo środków i wysiłku. Wieże zamku w jej oczach wyglądały niczym szpony sięgające ku niebu.

Wydaje mi się, że nie trzeba głębokich przemyśleń, szczególnie będąc kreatorką stylu jak Celinka, by stwierdzić, że coś jest do bani. Chociaż tutaj się zgodzę z nią, ten pałac nie jest praktyczny (kurde, w dodatku na miejscu kamiennego, który miał jeszcze jakieś funkcje obronne) i kojarzy mi się z kiczem.

Dziewczyna pamiętała dobrze tamtą chwilę, gdy ujrzała budowlę po raz pierwszy. Pamiętała swój niebieski płaszcz, którego bez przerwy dotykała, pamiętała wagę dopiero co ułożonych loków, materiał pończoch, ocierających się o siodło i plamki błota na czerwonych trzewikach z aksamitu. Pamiętała również, że ciągle myślała o mężczyźnie, którego zabiła trzy dni wcześniej.

Trochę randomowe te wspomnienia, ale no niech tam będzie, że to strumień świadomości, by było mhrocznie i tajemniczo. 

– Zastanawiam się, co twój ojciec powie na temat Sardothien – rzekł Chaol.

Mnie też to zastanawia.

– Och, nie będzie miał nic przeciwko, przynajmniej póki dziewczyna nie otworzy ust. Jeśli zacznie się drzeć, miotać i ciskać gromy, pożałuję, że zmarnowałem dwa miesiące na jej znalezienie. Cóż, mam nadzieję, że ojciec ma teraz ważniejsze zmartwienia na głowie.

Jeśli tak, to ojciec też zapowiada się na srogiego kretyna. Przynajmniej Dorian ma świadomość, że Celinka może narobić siary swoją niewyparzoną gębą.

Celinka rozmawia z kapitanem o teorii spiskowej:

– Masz na myśli to, że cię złapano?

Celaena przytaknęła.

– Zapewne wierzysz w to, że imperium to świat doskonały – powiedziała – ale wiedz, że wasi władcy i politycy wykorzystują każdą sposobność, aby zniszczyć swojego przeciwnika. Myślę, że zabójcy postępują podobnie.

No shit Sherlok, w końcu rozmawiasz z kapitanem, który zna meandry polityki. Natomiast zabójca musi się kierować sprytem, by nie zginąć.

– A więc sądzisz, że zdradził cię któryś z towarzyszy po fachu?

– Wszyscy wiedzieli, że otrzymywałam najlepsze zlecenia i mogłam zażądać dowolnej ceny – mówiła dziewczyna, spoglądając na wijące się ulice miasta i krętą, błyszczącą rzekę. – Wielu mogło więc skorzystać na moim zniknięciu. Mógł stać za tym jeden człowiek, mogło być ich wielu.

No tak, byłaś tak zajebista, że każdy chciał się ciebie pozbyć. Wydaje mi się, że taki zabójca prędzej by sam zlikwidował swoją konkurencję, by mieć pewność, że przeciwnik nie dokona zemsty. Jak widać w tym uniwersum są wręcz same cioty.  

– Cóż, nie można chyba się spodziewać, że takie towarzystwo będzie się kierować kodeksem honorowym.

– Skądże. Nigdy nie ufałam większości z nich i wiedziałam, że jestem darzona nienawiścią.

O ile rozumiem, że nie darzyła zaufaniem innych rzezimieszków, to obdarzać nienawiścią? Toż to proszenie się o kłopoty. Trzymaj swoich przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej, jak to się mówi.

Celaena oczywiście miała swoje podejrzenia, ale o najbardziej prawdopodobnym z nich nie miała nawet odwagi myśleć i czuła, że nigdy jej w sobie nie znajdzie.

Po prostu ałtorka na siłę chce stworzyć tajemniczy klimat, a odpowiedź jest pewnie oczywista.

Celinka opowiada Chaolowi, jak wiele kosztowało ją zesłanie do Endovier.

– Po przywiezieniu na miejsce obcięto mi włosy, ubrano w jakieś szmaty i dano mi kilof, zupełnie jakbym wiedziała, co z nim należy zrobić. Przykuto mnie do innych więźniów i razem z nimi często zbierałam tęgie cięgi. Nadzorcy zostali poinstruowani, aby poświęcać mi więcej uwagi. Wymyślili sobie, że będą wcierać mi sól w rany – mój urobek! – i bili mnie tak często, że niektóre rany nigdy się nie goiły. Gdyby nie kilku życzliwych więźniów z Eyllwe, na pewno wdałaby się w nie infekcja. Co noc któryś z nich całymi godzinami oczyszczał mi rany z soli.

Jak ktoś niczym Korwin pytał o dowód, że jeszcze naszą heroskę dodatkowo osłabiano w czasie pracy w kopalni, to ma.

Chaol nie odezwał się ani słowem. Zerknął na dziewczynę, a potem zeskoczył z siodła. Czyżby przez przypadek powiedziała coś, co go uraziło? Tego dnia już się do niej nie odezwał i słyszała tylko, jak wykrzykuje rozkazy do innych.

I znowu coś ałtorce nie wyszło przy umieszczaniu typowych motywów z książek młodzieżowych, a mianowicie gadanie o „trałmie”, która odmieniła całe życie. Wydaje mi się, że akurat Chaol powinien wiedzieć jak działają kopalnie, przy czym Celinka akurat zasłużyła na takie traktowanie jako zabójczyni. I wydaje mi się, że nie powinien aż tak przejmować się uczuciami osoby, którą słusznie pogardza.

No ale wtedy nie byłoby trójkąta miłosnego, a co to za książka młodzieżowa bez rozterek miłosnych i grania na dwa fronty? Przecież bohaterka nie może mieć mniej niż dwóch adoratorów, to hańba i wstyd.

Przeskok!

Celaena obudziła się z okrzykiem strachu na ustach i dłonią na gardle. Po jej plecach spływał zimny pot, mocząc pościel. Znów przyśniło jej się, że leżała w jednym ze zbiorowych grobów w Endovier, a gdy próbowała się wydostać z plątaniny gnijących kończyn, zapadła się jeszcze głębiej. I nikt nie zauważył tego, że zakopują ją żywcem. Nikt nie usłyszał jej wrzasków.

Kolejna trauma. Zaraz ktoś powie, że każdy ma jakieś lęki, że człowiek to nie robot. Jednak czy nie wydaje mi się, że ktoś taki jak ona nie powinien przepracowywać koszmarów, które w końcu wpływają na skuteczność pracy?

Problemem nie są same koszmary, ale fakt, że poza nimi Celinka właściwie nie ma żadnych problemów z odnalezieniem się w normalnym życiu. Nadal jest pyskata i arogancka, nadal przykuwa nadmierną uwagę do swojego odzienia i wyglądu. Praca w kopalni tak naprawdę w ogóle na nią nie wpłynęła.

Celinka ma mdłości. Ponieważ noc jest ciepła, dziewczyna śpi pod gołym niebem i ma dzięki temu widok na zamek. Myśli o tym, że już jutro zostanie uwięziona w jego środku. W świetle księżyca Celinka ma wrażenie, że budowla pulsuje.

Narzuciła płaszcz na barki. Wygra. Wygra i podejmie służbę u króla, a po odpracowaniu czterech lat zniknie bez śladu i zapomni o zamkach, władcach i zabójcach. Nie chciała już rządzić tym miastem. Magia umarła, Fae zostali wygnani bądź wybici, a ona nie chciała już mieć żadnego związku z rozwojem czy upadkiem jakiegokolwiek królestwa.

Nie dbała o swoje przeznaczenie. Już nie.

 


W tym czasie Dorian przygląda się dziewczynie z drugiego końca obozowiska.

Patrzył, jak dziewczyna obejmuje kolana ramionami, a jej włosy srebrzą się w blasku księżyca. Widział, że jest w niej coś smutnego. W jej oczach, w których odbijał się blask miasta, nie było już śmiałości ani zuchwałości.

Ciekawe, jak Dorian to zauważył, skoro przyglądał się Celince z drugiego końca obozowiska. Jego SZAFIROWE OCZY muszą być bardzo bystre.

Celaena wydawała się następcy tronu nieco dziwna i zgorzkniała, ale z pewnością była atrakcyjna. Było coś niesamowitego w jej oczach, które zapalały się na widok pięknego krajobrazu. Nie rozumiał tej reakcji.

Dziewczyna niewzruszenie wpatrywała się w zamek, który wznosił się nad brzegiem rzeki Avery. Jej sylwetka czerniła się w blasku budowli. Nad obozowiskiem zbierały się chmury i zabójczyni uniosła głowę. W luce między obłokami widać było garstkę gwiazd. Książę nie mógł się oprzeć wrażeniu, że gwiazdy spoglądały prosto na Celaenę.

Klasyczne skupianie się na wyglądzie, ale cóż. Dorian jest obrazowany jako romantyk, a przy tym pewnie Celinka jest jedyną zabójczynią, która jeszcze jakoś wygląda, hormony i te sprawy. Chociaż to zabawne, że jak laska zamknęła mordę i zaczęła odczuwać inne emocje niż chęć mordu i zbytnia pewność siebie, to nagle jest z niej ideał. Dorian powinien oglądać się za innymi księżniczkami i damami dworu, które przynajmniej traktowałyby go z szacunkiem. Ale jak to mówią – łobuz (w tym wypadku raczej „łobuzka”) kocha najmocniej, nie?

Nie, nie mógł zapomnieć, że to tylko zabójczyni o pięknej buzi i ostrym języku, diablica o dłoniach zbroczonych krwią, która równie łatwo mogła powitać go miłym słowem, jak i poderżnąć mu gardło. Co więcej, była jego Obrończynią. Miała walczyć dla niego oraz o swoją wolność. I tyle.

No właśnie, dlatego przestań być wreszcie cipeuszem.

Dorian położył się, nie wypuszczając z rąk miecza. Wkrótce zasnął, lecz przez całą noc we śnie widział dziewczynę, która patrzy na gwiazdy, oraz gwiazdy spoglądające na dziewczynę.

Typie, masz dwadzieścia lat. To chyba za późno i trochę siara, by mieć mokre sny z pierwszą lepszą dziewczyną.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 5

5 komentarzy:

  1. Tak się zastanawiam, jak można by naprawić postać Celinki. W sumie, podobała mi się ta scena z psiakami, więc sama postawiłabym na dziewczynę przeskakującą do nieustannego zachwytu nad drobiazgami, tak cennymi po roku męczarni, a starającą się logicznie myśleć zabójczynią, w czym przeszkadzałyby jej traumy z kopalni. Wszelkie pyskówki do wykreślenia, podobnie jak niemal wszystkie wzmianki o wyglądzie, raz czy dwa to nawet spoko, ale więcej to naprawdę przesada. Wszystkie numery z kopalni oczywiście by nie przeszły, nie dano by jej niczego ostrego do ręki, a wymęczono tak, że propozycję wydostania się z lochów przyjęłaby bez gadania i niemal płacząc ze szczęścia.
    Do tego cały czas obowiązuje ta zmiana z zabójczyni na doprowadzoną do krawędzi osobę szkoloną na wojowniczkę.
    To wszystko chyba wygląda nieco mniej jak Mary Sue?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od tego, co zrobiłabyś z dalszymi wydarzeniami, które pojawią się w związku z turniejem. Rzeczywiście jednak, brzmi to bardziej rozsądnie. Niemniej dla mnie postać Celinki trzeba by napisać od początku, przede wszystkim biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo psychologiczne. Jeśli autorka chciała zrobić z niej zabójczynię, powinna zastanowić się dokładnie, jak osoba z podobnym życiorysem i wychowaniem by postępowała. Jak postrzegałaby świat i innych ludzi, gdyż w obecnej sytuacji bohaterka nie jest ani trochę przekonująca w roli Zabójczyni Adarlanu.

      Usuń
    2. Ach, no i wielkie dzięki za wszystkie komentarze, mam nadzieję, że zostaniesz z nami na stałe! ;)

      Usuń
    3. Zamierzam, dobrych analiz nigdy zbyt wiele. Ech, i pomyśleć, że po entuzjastycznych recenzjach ostatnich tomów na polskim YouTubie rozważałam czytanie tej serii... Na szczęście przyjrzałam się pierwszemu tomowi w bibliotece i to już starczyło.

      Usuń
    4. O, mnie też pozytywne recenzje na youtube zachęciły do sięgnięcia po tę serię. To była jedna z moich wielu gorzkich lekcji, by nie ufać nadto opiniom obcych ludzi. "Szklany tron" można traktować co najwyżej w kategoriach guilty pleasure, chociaż na dłuższą metę nie wiem, czy ktokolwiek chciałby na własne życzenie użerać się z równie irytującą postacią co Celinka.

      Usuń