niedziela, 3 listopada 2019

SZKLANY TRON – ROZDZIAŁ 3

Rozdział trzeci to ciąg dalszy rozmowy z rozdziału drugiego. Dorian uważnie obserwuje ciało Celinki, co byśmy nie zapomnieli, jaka główna bohaterka jest atrakcyjna, nawet po rocznym pobycie w kopalni.

W innych okolicznościach dziewczyna za takie spojrzenie zaorałaby mu twarz paznokciami, ale sam fakt, że patrzył na nią, gdy była w tak beznadziejnym stanie… Na jej twarzy pojawił się uśmiech.

Dziwne. Mogłoby się wydawać, że komuś równie próżnemu co Celinka żarłoczne spojrzenie przystojnego księcia sprawiłoby radość.

No i standardowo, bohaterka ma ochotę zrobić komuś krzywdę za byle głupotę. Będziemy się musieli do tego zachowania przyzwyczaić.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 4

Dorian rozkazuje wszystkim strażnikom wyjść. W sali pozostaje jedynie Chaol.

Cóż to ci dopiero za głupie posunięcie… Z twarzy Chaola nie można było nic wyczytać, ale chyba nie wierzył w to, że udałoby mu się ją powstrzymać, gdyby próbowała uciec!

Dlaczego miałby to w nie wierzyć? Celinka jest nadal zakuta w kajdany i pozbawiona jakiegokolwiek oręża. Rozumiem, że po opowieści o próbie ucieczki dziewczyny (zabiła dwudziestu trzech ludzi i od muru dzielił ją „żabi skok”) mam zapewne przyjmować uwagi o jej zajebistości z marszu, ale nie. Rozbuchane ego i deprecjonowanie rywala wcale nie sprawi, że Celinka magicznie odzyska siły oraz bezproblemowo obali zdrowego, silnego mężczyznę, który pełni funkcję kapitana Gwardii Królewskiej.

Nie wspomnę już nawet o tych bezwzględnych strażnikach, którzy zapewne czekają pod drzwiami i są gotowi w każdej chwili wtargnąć z powrotem do pomieszczenia.

Książę zwraca się do Celinki:

– Nie sądzisz, że bezczelne zachowanie wobec człowieka, który może zwrócić ci wolność, może okazać się błędem?

 


Uwagę Celinki przykuwa słowo „wolność”. Dziewczyna wspomina swoją ojczyznę, jej piękną faunę i florę. Dorian mówi dalej.

– Sugeruję więc, panno Sardothien, aby powstrzymała się pani od aroganckich zachowań albo rzeczywiście wyląduje pani z powrotem w kopalni.

Dorian jeszcze tego nie wie, ale Celinkę chroni najpotężniejszy ze wszystkich wojowników – imperatyw narracyjny. Więc nie, pomimo swojego dalszego, nadal prowokującego zachowania, dziewczyna nie wyląduje z powrotem w kopalni.

W tej chwili książę wyjawia cel ściągnięcia do siebie Celinki – mianowicie, że jego ojciec ubzdurał sobie, iż potrzebuje Obrońcy (nie pytajcie mnie, czemu zostało to napisane wielką literą, też tego nie rozumiem). W tym celu ma zorganizować konkurs dla wyznaczonych przez członków jego rady przestępców, by wyłonić spośród nich najlepszego wojownika.

– Wasz ojciec chce, abym to ja została Królewską Obrończynią? Co takiego? Czyżby król stracił wszystkich szlachciców i arystokratów z całego imperium?! Na pewno został mu choć jeden waleczny rycerz, choć jeden wierny lord z odważnym sercem!

Abstrahując już od doboru słów Celinki i jej emocjonalnej reakcji – dziewczyna ma rację. Dlaczego król miałby próbować znaleźć swojego „Obrońcę” (inaczej mówiąc człowieka od brudnej roboty) wśród największych szumowin, których w dodatku sam skazał? Przecież to proszenie się o kłopoty! Jeśli Celinka byłaby w połowie tak świetna, jak próbuje nam to przedstawić autorka – nie jest, ale zignorujmy ten fakt przez moment – mogłaby zamordować władcę, choćby wiedziona zemstą za doznane w Endovier krzywdy.

Druga sprawa – pod koniec rozdziału pierwszego mamy wspomniane, że strażnicy Doriana to członkowie specjalnej ochrony rodziny królewskiej, od młodu szkoleni, by zabijać i ochraniać. Dlaczego więc król miałby szukać człowieka od brudnej roboty wśród niebezpiecznych przestępców, zamiast dać takie stanowisko jednemu z fanatycznie oddanych mu ludzi? Zaoszczędziłby pieniędzy na organizację konkursu i miałby pewność, że wybrany przez niego delikwent nie wsadzi mu noża w plecy przy najbliższej okazji.

No co ty. Jakiś strażnik nie brzmi zbyt c00l, no i Dorian jako heteros nie miałby opcji przespania się z piękną niewiastą. Inna sprawa, że bawi mnie idea turnieju dla bandy degeneratów tak, jakby byli rycerzami. Rozumiem, walory rozrywkowe. Jednak wydaje mi się, że nie brakuje prawdziwych mistrzów broni wśród rycerzy, by czynić taką rozrywkę z ludźmi o lepszej reputacji.

Chaol ostrzega Celinkę, by ta liczyła się ze słowami. Nasza bohaterka oczywiście nie może powstrzymać się przed ripostą.

– A co z tobą, co? – Celaena zwróciła się do kapitana, unosząc brew. Nie mogła w to uwierzyć. Ona miałaby zostać Obrończynią króla?! – Nasz ukochany władca uznał, że masz zbyt wiele wad? – zapytała drwiąco.

Dorian sugerował bohaterce, by zachowywała się kulturalnie pod groźbą wrzucenia jej z powrotem do kopalni. Celinka obraża jego człowieka. Co robi Dorian? Nic, nawet słownie nie zwraca jej uwagi. Mówiłam już, że imperatyw narracyjny jest najsilniejszym ze znanych nam bohaterów. Avengersi mogą się przy nim schować.

Kapitan położył dłoń na rękojeści miecza.

– Jeśli się zamkniesz, usłyszysz resztę tego, co Jego Wysokość chce ci zaproponować.

Obawiam się, że Celince łatwiej byłoby wyrżnąć cały oddział Doriana niż trzymać gębę na kłódkę. Ta bohaterka ZAWSZE musi mieć ostatnie słowo.

Dorian przytacza bohaterce to, co już wyjaśniłam – to, że Obrońca będzie w gruncie rzeczy płatnym zabójcą na usługach króla. Dodaje też, że po sześciu latach służby zwycięzca konkursu odzyska wolność. Czemu akurat sześciu? Tego nie wiemy.

W ogóle idea oddania wolności jest porąbana. Nie będąc pod żadną kontrolą, Obrońca pewnie wróci na przestępczą drogę. Na dodatek będzie znał dobrze władcę i jego wszystkie sekrety. Nawet, jakby Celinka była lojalna i nie wykorzystałaby tych informacji, to i tak jest to niekomfortowa oraz niebezpieczna sytuacja.

– Jeśli zaś odmówisz – powiedział Dorian, przewidując kolejne pytanie – pozostaniesz w Endovier.

Jego szafirowe oczy stały się lodowato zimne.

Autorko, wiemy już, że Dorian ma niebieskie oczy, nie musisz nam tego bezustannie przypominać.

Książę opowiada o konkursie.

[Król]Nakazał dwudziestu trzem członkom swej rady wybrać własnych kandydatów na Obrońców i ufundować im szkolenie w szklanym zamku.

Nie wiem jak wam, ale mi pomysł ściągania do pałacu – siedziby władcy całego imperium, jego służby, innych szlachciców i tak dalej – bandy kryminalistów wydaje się beznadziejny. W założeniu mają być to najwięksi degeneraci, spryciarze i brutale, którzy mogą stanowić ogromne zagrożenie dla reszty dworu. Zwłaszcza że, jak dowiemy się w przyszłych rozdziałach, tylko garstka osób wtajemniczona jest w ideę turnieju. Pozostali nie zdają sobie sprawy z tożsamości nowych mieszkańców pałacu.

Celinka pyta, z kim przyjdzie się jej zmierzyć, na co Dorian odpowiada, że ze złodziejami, zabójcami i wojownikami z całej Erilei. Książę zaznacza, że jeśli dziewczyna oczaruje króla swoimi umiejętnościami i okaże się godna zaufania, zostanie zwrócona jej wolność. Dodaje też, że Celinka co miesiąc będzie otrzymywała pokaźną sumkę.

Ledwo usłyszała jego ostatnie słowa. Turniej! Miała walczyć z jakimiś przybłędami nie wiadomo skąd! I z innymi zabójcami!

Po raz kolejny Celinka umniejsza swoich rywali. Uśmiałabym się, gdyby te „przybłędy nie wiadomo skąd” okazały się sławniejsze od niej. Oczywiście, zaraz kilka linijek niżej Dorian, zapytany przez Celinkę o tożsamość pozostałych uczestników, odpowiada, że o żadnym nie słyszał i że żaden nie jest równie słynny co ona.

 


Ach, właśnie przypomniałem sobie coś ważnego. Oczywiście nie przystępujesz do rywalizacji jako Celaena Sardothien.

Zszokowana bohaterka pyta Doriana o powód tej decyzji. Ten wyjaśnia jej, że nikt nie wie, jak młoda okazała się Celaena Sardtohien i że wszyscy uznali ją za starszą. Fakt ten karmi oczywiście ego naszej bohaterki. Jakby nie było ono już dostatecznie rozbuchane…

Po procesie ojciec uznał, że zdradzenie twojej tożsamości przed całą Erileą byłoby… cóż, niezbyt mądre. Pragnie, aby nadal tak było. Cóż by powiedzieli nasi wrogowie, gdyby się dowiedzieli, że przez tyle lat drżeliśmy ze strachu przed tak młodą dziewczyną?

Zapewne poskładaliby się ze śmiechu albo wykonali grupowego facepalma, zwłaszcza, przy opowieści o próbie ucieczki z kopalni i zamordowaniu dwudziestu trzech ludzi.

 


– A więc haruję w tej nieszczęsnej kopalni tylko po to, aby otrzymać nowe, zmyślone imię?

Nie, harujesz w niej, bo zostałaś schwytana i osądzona. Na twoim miejscu cieszyłabym się, że nadal nie skazano mnie na śmierć.

Celinka pyta, czy ludzie w ogóle wiedzą, kim jest Zabójca Adarlanu. Książę odpowiada, że go to nie interesuje. Liczy się dla niego fakt, że nadal słychać szepty, gdy ktoś wspomni głośno imię Celinki. To ciągłe przypominanie o wspaniałości bohaterki zaczyna mnie już nużyć.

Celinka zwraca uwagę na słowa księcia.

– Co znaczy: „byłaś najlepsza”?

– Spędziłaś ponad rok w Endovier. Skąd mam wiedzieć, że nie utraciłaś swoich umiejętności?

Po tym, jak Celinka wytrzymała rok w kopalni, podczas, gdy średnia długość przeżycia w niej wynosi miesiąc, ja brałabym ją w ciemno. Nie wspominając już nawet o jej próbie ucieczki. Ta bohaterka jest zwyczajnie niezniszczalna, inne wyjaśnienie nie istnieje.

Celinka skromnie stwierdza, że bycie Zabójczynią Adarlanu powinno wystarczyć, by z miejsca dostała posadę Obrończyni.

– Tak – rzekł Chaol, a jego brązowe oczy zabłysły. – To dowód na to, że byłaś przestępczynią i nie powinniśmy od razu wtajemniczać cię w prywatne sprawy króla.

Przynajmniej Chaol zachowuje w tym towarzystwie minimum rozsądku.

Dziewczyna nadal utrzymuje, że turniej to bzdura i – a to niespodzianka! – przyznaje, że mogła podczas tego roku wyjść nieco z wprawy. Dorian pyta ją więc, czy Celinka odrzuca jego propozycję.

– Ależ oczywiście, że ją przyjmuję! – parsknęła.

Brawo, nareszcie wykazałaś się instynktem samozachowawczym.

Będę tą waszą wydumaną Obrończynią, panie, jeśli uwolnicie mnie po trzech latach, a nie pięciu.

Chyba za szybko ją pochwaliłam.

Kobieto, dostałaś życiową szansę wyrwania się z niewolniczej pracy w kopalni, w razie wygranej będziesz miała zapewnioną wysokopłatną posadę i wolność po zaledwie pięciu latach, a ty się jeszcze targujesz?

Zaraz, zaraz… jakich pięciu? Wcześniej Dorian wspomniał o sześciu latach służenia królowi. Czy autorka zapomniała o czymś, o czym pisała zaledwie kilka stron wcześniej?

Ostatecznie Dorian zgadza się na skrócenie służby do czterech lat. Coś nie wróżę mu dobrej przyszłości jako przyszłemu władcy, skoro tak łatwo ustępuje ludziom, którzy powinni całować mu stopy za otrzymaną szansę.

Celinka myśli, że:

Oto otrzymała szansę, aby kiedyś zamieszkać daleko od Rithfold, stolicy, która niegdyś była jej terytorium łowieckim!

Ten fragment wzbudził we mnie autentyczną odrazę. Celinka nie myśli o stolicy, jako o mieście sztuki, nauki, dobrej kuchni, czegokolwiek innego. Nie, dla niej to „terytorium łowieckie”. Ciemna Gwiazdo, chyba masz rację – bohaterka to socjopatka.

Protagonistka odzyskuje trzeźwość umysłu i zadaje bardzo istotne pytanie:

– A co się stanie, jeśli przegram?

Oczy księcia zmatowiały.

– Zostaniesz odesłana do Endovier, aby odsłużyć resztę wyroku.

A to ciekawe, bo ja spodziewałabym się, że eliminacje będą zakładać mordowanie kolejnych uczestników turnieju. Choćby po to, żeby bardziej zmotywować ich do walki. Poza tym – zachowanie przy życiu niebezpiecznych przestępców, którzy poznali twój pałac, jego budowę i relacje panujące na dworze, jest idiotyczną decyzją.

Książę każe Chaolowi zabrać Celinkę i zadbać o to, by została umyta. Przekazuje też, że wyjeżdżają do Rithfoldu wczesnym rankiem. Na koniec dodaje:

Nie rozczaruj mnie, Sardothien.

Aż dziw, że po takich słowach Celinka nie myśli o zamordowaniu księcia, wszak, jak do tej pory reagowała tak na każdą, nawet najmniejszą obrazę (lub jej zupełny brak). Zamiast tego ma ochotę zatańczyć z Dorianem. Jest szczęśliwa do tego stopnia, że nawet nie zauważa, kiedy zostaje wyprowadzona z sali.

Tak, wyjedzie stąd. Uda się do Rithfoldu, pojedzie dokądkolwiek, przejdzie nawet przez wrota Wyrda do samego Piekła. Dla wolności zrobiłaby wszystko.

„Przecież to nic wielkiego dla Zabójczyni Adarlanu.”

Bohaterka nie grzeszy skromnością, ale tym razem jej daruję – wszak zyskała właśnie szansę na odzyskanie wolności. Radość z jej strony jest więc zrozumiała.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 4

2 komentarze:

  1. Znów obrońcy przypominają mi nieco mój własny pomysł. W jeszcze jednym planowanym uniwersum planowałam podział katów na dwa typy - osoby wykonujące wyroki na złapanych przestępcach i praktycznie zabójców, którzy wkraczają do akcji, gdy zawodzi zwykłe rycerstwo i morderca czy zdrajca stanu żyją sobie spokojnie. Jednym z tych ważniejszych katów jest właśnie królewski kat (nazwa robocza, ale na pewno nie będzie z wielkiej). I tu właśnie specyfika jest trochę inna, bo zwykle zajęcie to jest przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale dość często linia jest przerywana, bo tak bliski królowi ród szybko się bogacił i żaden z jego członków nie pisał się na ryzykowną robotę bycia praktycznie prywatnym zabójcą dla króla, ewentualnie zdarzały się przypadki śmierci kata przed tym, jak zdążył załatwić sobie potomka do przejęcia schedy. I tutaj król lub jego następca mógł wyznaczyć na swojego przyszłego kata np. jakiegoś rycerza, który na wojnie czy polowaniu uratował mu życie lub szczególnie wsławił się w boju. I taki ktoś mógłby się szkolić na jednego z tych katów wyższej klasy. Dość skomplikowane i myślałam, że trochę bez sensu, ale nie, w porównaniu z tym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja wersja brzmi sensownie, bo zakłada korzystanie z usług kogoś zaufanego, a nie przypadkowego przestępcy, który poza wizją zarobku nie ma żadnego powodu zachowywać wierności wobec króla czy jego dworu, a mógłby wręcz stanowić dla nich zagrożenie. Zresztą przy okazji drugiej części ten turniej odbije się królowi czkawką, także...

      Usuń