niedziela, 15 listopada 2020

SZKLANY TRON – ODCINEK SPECJALNY

 


Ci, którzy dotarli do analizy ostatniego rozdziału Szklanego tronu, wiedzą, że obiecałam nasz rychły powrót. Na razie jednak musimy wspólnie z Ciemną Gwiazdą zmierzyć się z ostatnimi piętnastoma rozdziałami drugiego tomu, toteż stwierdziłyśmy, że uraczymy was czymś innym, choć oczywiście związanym z treścią bloga. Panie i panowie, zapraszam na odcinek specjalny!

Na początek przyjrzyjmy się przedstawieniu autorki znajdującemu się na samym końcu Szklanego tronu.

Oto Sarah J. Maas

Sarah pochodzi z Nowego Jorku, ale obecnie mieszka na kalifornijskiej pustyni. Szklany tron jest pierwszą opublikowaną przez nią powieścią, choć jej twórczość od dawna cieszy się popularnością w internecie. Wielu fanów autorki śledzi historię świata Szklanego tronu na www.fictionpress.com od samego początku – Sarah zamieszczała tam pierwsze próbki, gdy miała zaledwie szesnaście lat.

Jeśli ktoś w ciągu analizy miał wrażenie, że struktura Szklanego tronu i kreacja głównej bohaterki przypomina mu standardowe opko, ten już wie, skąd brały się jego uczucia.

Rzeczywiście, zgodnie z powyższymi informacjami, powieść przed wydaniem była publikowana na internetowym serwisie pod nazwą Queen of Glass. Nazwa nie jest jednak jedyną rzeczą, jaka różni oryginalną wersję od tej wydanej w dwa tysiące dwunastym roku. Otóż przed wydaniem Szklanego tronu, Maas przepisała całą powieść od początku, zmieniając w niej bardzo wiele wątków. Nie czytałam oryginału – i brońcie mnie przed nim, bo nawet fani autorki wydają się za nim nie przepadać – ale dzięki wiki znam kilka zasadniczych różnic między dwiema wersjami naszego ukochanego dzieła. Queen of Glass łącznie ma siedemdziesiąt dziewięć rozdziałów i nie ciągnie się przez kilka tomów. Protagonistka ostatecznie kończy w nim z Dorianem, a Rowan, który pojawi się w trzeciej części i – spoiler – będzie jej partnerem, w opowiadaniu… był jej kuzynem.





Jeśli ktoś zna język angielski i jest zainteresowany oryginalnym opowiadaniem Maas, można bez trudu znaleźć je w sieci. Pozwólcie, że my z Ciemną Gwiazdą nie będziemy się nim zajmować, wszak przeanalizowanie wszystkich tomów Szklanego tronu zajmie nam już dostatecznie wiele czasu. Szkoda nam go marnować jeszcze na bawienie się w tłumaczy i wytykanie błędów młodziutkiej wówczas autorce.

Wróćmy jednak do meritum, czyli do genezy powstania Szklanego tronu. Szczerze przyznają, że jestem pełna podziwu dla autorki, wszak przepisanie całego swojego dzieła od początku to na pewno czasochłonne oraz trudne zadanie. Tym smutniej, iż ostateczny efekt jest równie mizerny. Mam wrażenie, że większość słabych powieści zaczyna jako opka, wystarczy pomyśleć choćby o niesławnym After, 50 twarzach Grey’a czy nawet serii Miasto kości (tu odsyłam do analizy Darów ałtorki Rosalii). Zastanawiam się, czemu tak jest? Czy chodzi o samą formę, którą trudno przenieść na papierową wersję? A może problem stanowią czytelnicy? Wszak na platformach blogerskich zazwyczaj dominują bardzo młode osoby, których gust jest jeszcze niewyrobiony. To, że oni entuzjastycznie i często bezkrytycznie przyjmą twoje dzieło może dać fałszywe przekonanie o poziomie swojego warsztatu. Tym bardziej, że z tego, co czytałam, obecnie Sarah J. Maas nie pozwala na wprowadzanie poprawek do swoich książek. Tak było chociażby w przypadku jej najnowszej powieści, Księżycowego miasta, które bardzo mocno skrytykowały na polskim booktubie choćby Bestsellerki. Stąd przypuszczam, że wraz z wydawaniem kolejnych książek, pani Maas zamiast wznosić się na wyżyny swoich umiejętności, będzie przeżywała regres. Nawet cytaty promujące jej kolejną zapowiadaną powieść brzmią bliźniaczo podobnie do tych, które pojawiały się w jej poprzednich dziełach.



Dla porównania cytat z angielskiej wersji Dworu cierni i róż: „I would not be weak, or helpless again I would not, could not be broken. Tamed.”

Jak więc widać, z jednej strony nasza autorka przeszła długą drogę od nastolatki publikującej w sieci, do autorki kopiującej własne cytaty oraz pomysły. Dobrze to będzie zresztą widać przy okazji drugiego tomu, który mamy nadzieję za jakiś czas zacząć tu publikować.

Jednak warto mieć z tyłu głowy, że są pozytywne przykłady przepisywania blogów z opowiadaniami na „prawdziwe” książki, jak chociażby wychwalane przez czytelników i krytyków Metro 2033 Głuchowskiego. Autor też musiał je znacząco zmieniać i wydłużać, bo podobno oryginał nie pasował do profilu wydawnictwa, a fani po przeczytaniu pierwszej wersji chcieli więcej (spoiler – w wersji blogowej główny bohater ginie). Dodajmy, że tak jak Maas, pisał dzieło jako nastolatek. Tylko tutaj była o tyle ciekawa sprawa, że Głuchowski tworzył Metro 2033 wraz z czytelnikami, którzy dzielili się swoją fachową wiedzą, na przykład na temat metra czy broni palnej. Pewnie dlatego wpadł na pomysł, by inni autorzy pisali książki w ramach jego uniwersum.

Może po prostu Maas brakowało krytycznego feedbacku tak jak ten, który dostał Głuchowski?

Część pierwsza odcinka specjalnego za nami. Przejdźmy do następnej, czyli… wywiadu.

Co zainspirowało cię do napisania Szklanego tronu?

Pomysł przyszedł mi do głowy w 2002 roku, gdy miałam zaledwie szesnaście lat. Jestem wielką fanką filmów Disneya i przepadam za nagrywanymi do nich ścieżkami dźwiękowymi. Pewnej nocy słuchałam muzyki do Kopciuszka i zwróciłam uwagę na fragment towarzyszący ucieczce głównej bohaterki z balu. To utwór mroczny i pełen napięcia. Przyszło mi wówczas do głowy, że pasowałby do filmu o wiele lepiej, gdyby Kopciuszek zrobił na balu coś okropnego. Może na przykład okradł księcia. Albo, co gorsza, był zabójczynią usiłującą go zgładzić? Niespodziewanie pomysły zaczęły się mnożyć. Kim była Kopciuszek-zabójczyni i skąd się wzięła? Kto chciał zabić księcia? Dlaczego wysłano akurat ją? Co by się z nią stało, gdyby rzeczywiście zabiła księcia? I tak oto powstały Celaena Sardothien i Szklany tron. Odpowiadając na te pytania, uświadomiłam sobie, że ów brzemienny w skutki bal należałoby poprzedzić długą historią, która mogłaby stać się osobną książką. Pracowałam nad nią przez dziesięć lat i Szklany tron z alternatywnej historii Kopciuszka szybko przekształcił się w epicką powieść z gatunku fantasy, ale tu i ówdzie wciąż pobrzmiewają nawiązania do klasycznej opowieści.

Inspiracja muzyką oraz klasycznymi baśniami to moim zdaniem świetne tropy. Z jednej strony już rysują nam pewną fabułę oraz wątki, z drugiej dają możliwość do przekształcania ich według własnego upodobania. Sama bardzo lubię, kiedy uda mi się dostrzec w powieści czy wierszu nawiązania do mitologii, Biblii czy choćby wspomnianych już baśni.

Czemu więc Szklany tron wzbudził we mnie takie pokłady irytacji oraz zażenowania? Cóż, w pierwszej kolejności trzeba się zastanowić, za co cenimy oryginalnego Kopciuszka. Zignorujmy oczywiście nostalgię. Myślę, że większość z nas nie potrafi inaczej, jak tylko kibicować bohaterce, która od dziecka ma pod górkę – umiera jej matka, po czym ojciec żeni się z okropną macochę, która czyni z Kopciuszka pomywaczkę. Mimo to dziewczyna nie traci ducha, nie staje się rozgoryczona czy rozgniewana. Wciąż pozostaje marzycielską, a przy tym wypełniającą gorliwie swoje obowiązki osobą. Dla wielu współczesnych ludzi postawa Kopciuszka jest bierna i jej nie rozumieją. Obejrzałam na ten temat bardzo interesujący video esej, którym nie omieszkam się z wami podzielić.



W wielkim skrócie – autorzy eseju zauważają, że to nie Kopciuszka powinniśmy się czepiać, wszak jest ona w tej sytuacji wyraźną ofiarą. Powinniśmy raczej szanować ją i podziwiać, że lata pogardy ze strony macochy i przyrodnich sióstr nie odebrały jej nadziei oraz marzeń. Ostatecznie, dzięki pomocy chrzestnej matki oraz własnej determinacji, Kopciuszkowi udaje się dotrzeć na wymarzony bal, a później wyjść za mąż za księcia i uzyskać w ten sposób upragnioną wolność. Co więc wynika z tej baśni? Że dzięki ciężkiej pracy, dobremu sercu i marzeniom można osiągnąć swoje cele. Że nie warto tracić ducha nawet w dramatycznych sytuacjach. Oczywiście, dla nas, cynicznych, pesymistycznych dorosłych ten przekaz może być naiwny. Jednak czy właśnie płynąca z niego nadzieja nie jest nam tak bardzo potrzebna? Nawet, jeśli wiemy, że świat nie jest czarno-biały, miło jest móc spojrzeć na niego z takiej perspektywy. Zobaczyć, jak dobro triumfuje. Ciche, skromne dobro, nie zaś rozbuchane ego i brutalność.

Tu zręcznie przechodzimy do Celinki. Nie ma ona podstawowych cech oryginalnego Kopciuszka, czyli skromności i życzliwości. Od samego momentu poznania jej, dostrzegamy, że troszczy się głównie o swój wygląd i zionie nieuzasadnioną chęcią krzywdzenia wszystkich wokół. Pomimo pracy w kopalni, jej ego ma rozmiar galaktyki i każda najmniejsza sugestia, że bohaterka nie jest tak cudowna, jak sama uważa, jest przez nią traktowana jak śmiertelna obraza. Celinka przegrywa więc na najważniejszym dla oryginalnego Kopciuszka polu – nie mamy za c o ją lubić. Kiedy zaś główny filar, na którym opiera się opowieść, jest niestabilny, reszta niewiele może mu pomóc. Zwłaszcza, że jak już wiemy, pozostałe elementy Szklanego tronu czynią go jeszcze gorszym. Świat przedstawiony jest niespójny oraz nieciekawie pokazany, bohaterowie to wydmuszki, antagoniści są wiadomi od samego początku, a dialogi to cyrk na kółkach. Pomysł Kopciuszka-zabójczyni miał duży potencjał, który ostatecznie został jednak zaprzepaszczony przez nielogiczne pomysły fabularne i zbytnie skupienie na wątku miłosnym, który też donikąd nas przecież nie zaprowadził.

Wybierz pięć postaci z kina, książki lub świata rzeczywistego, które zaprosiłabyś na przyjęcie?

Tylko pięć? Cóż, zdecydowanie wybrałabym Kleopatrę, ponieważ mam do niej mnóstwo pytań. Twórcy i historycy przedstawiają ją na wiele sposobów, ale mnie ciekawi, kim była naprawdę. Zaprosiłabym również Hala Solo z Gwiezdnych wojen i Gandalfa z Władcy pierścieni, bo uwielbiam ich obu i sporo bym zapłaciła, aby ujrzeć, jak ich osobowości ścierają się ze sobą (i z Kleopatrą!).

Całe szczęście, że Maas sama nie popełniła fanficka o podobnym spotkaniu, bo po sprzeczkach z tego tomu chyba bym umarła z zażenowania, widząc, jak odziera wszystkie te postaci z ich godności.

Po pierwsze, jak chcesz się przedstawić jako oczytana w źródłach historycznych, to podaj numer władcy, bo trochę tych Kleopatr rządziło w Egipcie, a ta najpopularniejsza była VII. Po drugie, to trochę banał z tym przedstawieniem postaci historycznych, bo co osoba (nawet specjalista) to opinia, mniej lub bardziej oparta na jakiś dowodach. Tak, są bardziej kontrowersyjne postacie w historii, ale w końcu historię tworzą ludzie, którzy mają swoje plusy i minusy, a wiecie, jak czasem różnie odbieramy dane osoby.

Dam przykład odbiegający od historii, by wam lepiej to zobrazować. W gimnazjum zmienili nam nauczycielkę od chemii. Pamiętam jaki szał na nią miała cała klasa, bo kobieta była wyluzowana i próbowała docierać do młodzieży. Ja natomiast za nią nie przepadałam – nie trafiały do mnie jej tłumaczenia do tego stopnia, że zaczęłam uczyć się z książek, a nie z notatek. Moim zdaniem jej autorytet był zerowy, co próbowała nadrobić byciem „fajnym”. A cóż, akurat jej bycie „c00l” odbierałam jako żywy przykład memu: „how you do fellow kids”. Nawet samo ubieranie się w dresy odbierałam jako coś niepoważnego.

Nie chcę zabrzmieć jak student prawa lub psychologii, ale akurat jestem na historii i uwierzcie mi, kiedy popytacie wykładowców albo nawet poczytacie książki naukowe, to zobaczycie, że czasem ich zdania są bardzo rozbieżne. Nawet nie wiecie, jaką szkodę robi „szkolne” zerojedynkowe postrzeganie postaci historycznych (poza drobnymi wyjątkami, jak w przypadku Polski Poniatowski). Jako, że pewnie większość z was miała styczność z polskim systemem nauczania, a przy tym nie jesteście pasjonatami historii, to chociażby poczytajcie sobie współczesne naukowe publikacje na temat Zygmunta III Wazy. Możecie się bardzo zdziwić.

Co do Kleopatry VII… Zaznaczę na początku, że starożytność to moja druga znielubiona epoka po XX wieku, a nie miałam żadnych zajęć ze specjalistami od rzeczy związanych z tą postacią. Wydaje mi się, że kultura (znalazłam informację, że najprawdopodobniej twórczość Wergiliusza tak ją spopularyzowała) mocno wpłynęła na sławę Kleopatry VII, a jej rola była rzeczywiście umniejszana w starożytności czy w średniowieczu (mógł wpłynąć na to fakt, że była babą i nie była lubiana w Rzymie za romans z  Cezarem), ale nie nazwałabym jej jakąś niesamowicie wybitną władczynią. Była świetnie wykształcona i do pewnego momentu wiedziała, do kogo się podczepić (albo miała po prostu farta, bo oficjalny władca Egiptu wspierał Pompejusza, przez co Cezar szukał przeciwwagi), co wpłynęło na jej wygraną w wojnie domowej z bratem. Miało to jednak swoje dwie strony medalu, bo przez ścisłą zależność ze sojusznikami było ryzyko, że poszłaby z nimi na dno. Romans z Antoniuszem to potwierdził. Jedynie zgodzę się z Maas o tyle, że im dalej w las (w sensie im mamy dawniejsze wydarzenia), tym mamy mniej źródeł historycznych i rozmowa z samą Kleopatrą dałaby sporo historykom. Na pewno wyciągnęliby więcej ze spotkania niż pani Sarah, która nie ma wykształconego aparatu krytyki historycznej. Jakby co, to nie jest chamski zarzut, bo wiem, że autorka Szklanego Tronu nie ma wykształcenia w tym kierunku. Z drugiej strony Kiera Cass skończyła historię, a w życiu bym jej nie dała możliwości przeprowadzenia wywiadu z postacią historyczną, po tym jak zrobiła dystopijne USA z monarchią o silnej władzy króla. To tak na marginesie.

Jak Maas zna Hana Solo, to mogłaby dokładniej obejrzeć klasyczną trylogię Gwiezdnych Wojen, by zobaczyć, co uczyniło z niego lubianą i DOBRĄ postać (do tego stopnia, że okupuje rankingi najlepszych postaci filmowych), bo ma parę cech wspólnych z Celinką (przestępcy, zarozumiali). Zasadnicza różnica jest taka, że Hanowi wydaje się, że jest egoistą, a Celinka nim jest. Solo daleko do ideału, a nie robi przy tym z siebie świętej krowy, tylko jest bardzo pragmatyczny. Przez to jest bardzo ludzki i łatwo można go darzyć sympatią. Jest również cholernie charyzmatyczny oraz wygadany, ale myślę, że częściowo to zasługa świetnej gry aktorskiej Harrisona Forda. Piszę to jako osoba, której daleko do bycia fanatykiem tego uniwersum, a filmy oglądałam ostatni raz z cztery lata temu, więc mam świadomość, że nie jest to najlepszy opis Hana Solo.

Mój partner, który jest fanem uniwersum dodałby, że Solo jest lubiany przez to, że przeszedł przemianę z samolubnego przemytnika do empatycznego bohatera kosmosu oraz przez to, że… ma Sokoła Millenium, a w Gwiezdnych Wojnach statki kosmiczne są często powiązane z postaciami. W filmie Solo również pokazano, że został wykorzystany i jego bycie bucem było maską, by radzić sobie w życiu.

Zaprosiłabym również Buffy Postrach Wampirów, ponieważ jest ona jednym z powodów, dla których lubię pisać i czytać o silnych bohaterkach.

Żałuję, że Maas nie porobiła więcej notatek podczas seansu tego serialu, bo sama go oglądałam (dawno temu, ale coś tam pamiętam) i jakoś byłam w stanie polubić protagonistkę, w przeciwieństwie do Celinki. Buffy, którą przecież łatwo byłoby uczynić Mary Sue, ze względu na to, że była wybrańcem i z tego tytułu posiadała większą siłę i tym podobne, pozostawała jednak przede wszystkim zwykłą dziewczyną. Trochę zagubioną, chwilami niezręczną, często samolubną, ale niezwykle ludzką, co było zarazem jej największą zaletą oraz wadą. Również jej interakcje z rodziną i przyjaciółmi były doskonale napisane oraz przepełnione chemią, której w Szklanym tronie nigdy nie uświadczyłam. Trudno jednak porównywać Maas do świetnego scenarzysty, jakim jest Joss Whedon, czyli człowiek odpowiedzialny między innymi za Avengers czy Toy Story.

I nieważne, czy lubicie wymienione przez Laptopcjusza produkcje, to zauważcie, że akurat postacie i relacje międzyludzkie są w nich bardzo dobrze napisane. W przeciwieństwie do tych z książek Maas.

Piątym gościem byłaby J.K Rowling, ponieważ jest dla mnie ważnym źródłem inspiracji, a jej książki wniosły do mojego życia wiele dobrego.

Szkoda, że nie nauczyłaś się od niej czegoś o budowaniu świata przedstawionego. Owszem, ludzie robią filmiki z serii Dziury fabularne w Harrym Potterze, ale nadal jest to jedna z największych serii fantasy, do których czytelnicy bezustannie wracają. Moja siostra na przykład przeczytała tego lata wszystkie tomy w ciągu kilku dni i nadal zachwycały ją tak samo. Nawet, jeśli są tam pewne kwestie budzące pytania, to nie psują one frajdy z poznawania Hoghwartu i świata czarodziei. U Maas nie ma nawet czego poznawać. Jej świat jest równie kolorowy co szafa Gargamela.

Kto jest dla ciebie największą bohaterką wszech czasów?

Bardzo trudne pytanie. Gdybyśmy brali pod uwagę wojowniczki, na pierwsze miejsce zdecydowanie wysuwa się Eowina z Władcy pierścieni. Wspomnienie jej walki z Królem Nazguli nadal sprawia, że przechodzą mnie dreszcze.

Dlatego właśnie większość pojedynków i dyscyplin w swojej powieści Maas zupełnie zignorowała, zamiast choć trochę się wysilić oraz je ciekawie przedstawić.

W pozostałych kategoriach zwycięża jednak Scarlett O’Hara, wspaniale przedstawiona, złożona postać, która nie zawaha się przed niczym, aby osiągnąć swój cel.

„Tak jak moja Celinka, tak jak moja Celinka!”.

Wybaczcie, nie czytałam ani nie oglądałam Przeminęło z wiatrem, więc nic więcej tu dodać nie mogę. Jeśli ktoś się lepiej zna, niech wypowie się w komentarzach, chętnie zobaczę, co wy myślicie o wywiadzie z Maas.

Ja nie czytałam ani nie oglądałam, ale czytałam na czym polega fenomen Scarlett. Dziewczyna jest postacią niejednoznaczną, często amoralną, którą albo się kocha, albo nienawidzi (na dowód – choćby moja mama jej nie znosi i nazywa ją rozkapryszoną babą), ale paradoksalnie przez to ludzką. Widzimy też jej cały przekrój życia od młodości do starości, a nie parę lat, a co za tym idzie, jej przemiany. Wydaje mi się, że Maas chciała osiągnąć podobny efekt z Celinką, ale coś nie wyszło – zabójczyni w przeciwieństwie do Scarlett robi rzeczy głównie jednoznacznie źle moralne, jest Mary Sue, nie czuć od niej żadnej prawdziwej empatii i nie widzimy wielu lat jej życia, a samą młodość. Nawet jak się nie lubi Scarlett jak moja mama, to sama moja rodzicielka przyznaje, że Scarlett chociażby pracowała w pocie czoła na polu. A Celinka? Niech ktoś zrobi to za mnie, ja mam tu romans (taki mały spoiler do naszej kolejnej analizy).

Celaena w powieści nosi wspaniałe suknie. Jak wyglądałby twój wymarzony strój na bal?

Naprawdę? ;____; Nawet teraz będziemy musiały czytać zbędne opisy ciuszków?

Nie, wiecie co? To nasz blog i dostatecznie się nacierpiałyśmy, więc wspaniałomyślnie zignoruję to pytanie. Nic nie wnosi do tematu książki i nie rozumiem, po jakiego grzyba w ogóle znalazło się w tym wywiadzie. Jakbym chciała czytać o ubraniach, kupiłabym sobie Vouge’a.

Ja akurat jako osoba, która od dziecka interesuje się modą i jest dla mnie bardzo ważna w moim życiu, to chciałabym się dowiedzieć, jak autorka ją postrzega. Może wtedy znalibyśmy przyczynę mnogości opisów kreacji. A tak to zmarnowana okazja, bo samo pytanie jest... infantylne?

Co doradziłabyś osobie, która chce zostać pisarzem? Jak brzmiałaby twoja rada numer jeden?

Czytaj, ile możesz, i nigdy nie przestawaj pisać, bez względu na to, co powiedzą ci ludzie.

A także nie wynoś żadnych wartościowych lekcji z popkultury, którą się karmisz i ignoruj konstruktywną krytykę, bo przecież twoja wizja jest najtwojsza.

To z tym czytaniem jest dosyć ciekawa sprawa, więc wyłuszczę dosyć kontrowersyjny, ale bardzo interesujący komentarz znaleziony na redlicie… kpopowym. Czytałam o stylach tańca idoli i jeden użytkownik porównał styl Taeyonga z NCT (jakby ktoś nie wiedział – jest głównym tancerzem w zespole, a tańca uczył się jako dorosły chłopak parę lat przed debiutem; można powiedzieć, że jest jakimś fenomenem, kiedy jest postrzegany jako wybitny idol-tancerz, podczas gdy większość uznanych idoli-tancerzy uczyła się od dziecka) do swojej siostry, która pisze opowiadania, nie czytając żadnych książek. Może wydawać się to głupie, ale dziewczyna przez to, że nie miała żadnego wzoru – tak jak Taeyong – wpadała na oryginalne pomysły, o których nie pomyślałby profesjonalista. Fakt, te opowiadania (jak styl tańca Taeyonga) cierpią na pewne braki, które u zawodowca byłyby nie do przyjęcia, ale na swój sposób są oryginalne na tle konkurencji.

Poniesiesz porażkę tylko i wyłącznie w chwili, gdy zrezygnujesz.

Trochę tak i trochę nie. Owszem, pisanie – jak wszystko w zasadzie – jest kwestią warsztatu. Musisz ćwiczyć, by wyrobić w sobie pewną samoświadomość pisarką, przekonać się, jak kreować opisy, dialogi i bohaterów. Bez praktyki nic nie osiągniesz. Nie da się jednak ukryć, że są ludzie mniej i bardziej przystosowani do bycia pisarzami. Tacy, którzy mają większą swobodą w wyrażaniu swoich myśli i ubieraniu ich w słowa. Tacy, którzy szybko się inspirują i posiadają wiele interesujących pomysłów. Wreszcie tacy, którzy są dostatecznie zmotywowani, by się ich trzymać. Czasami więc samo pisanie nie wystarczy i czasami, co jest bardzo trudne, lepiej zrezygnować.

Ja rozumiem, że chciała jakoś zmotywować czytelników. Na swoim przykładzie mogę jednak powiedzieć, że ludzie po prostu nie lubią czynności pisania i żadna Maas nie podwyższy im morale. Sama po stworzeniu pierwszego opowiadania rzuciłam pisanie w kąt, bo bardzo nie spodobał mi się taki sposób artystycznego wyrażania się. Już wolę rysować albo fotografować.

Gdybyś miała wybrać jedną jedyną książkę, którą wszyscy ludzie powinni przeczytać, na co byś się zdecydowała?

Hm, jest ich przecież tak dużo! Cóż, polecam przede wszystkim Ostatniego Jednorożca Petera S Beagle’a, bo to wspaniała powieść, która za każdym razem powala mnie na kolana.

Nigdy nie miałam okazji przeczytać tej powieści, ale opis brzmi ciekawie. Zanotuję sobie, bo ostatnio naszła mnie ochota na jakieś d o b r e fantasy.

Jako, że Maas lubi kraść nazwy własne od lepszych pisarzy, to w ramach ciekawostki napiszę, że jedna postać w tej książce nazywa się Celaeno.

Jeśli zaś chodzi o serie, wybrałabym cykl The Chronicles of Prydain autorstwa Lloyda Alexandra, jeden z wielu powodów, dla których uwielbiam gatunek fantasy.

 A to ciekawe, że kontynent w Dworach Maas nazywał się Prythian, czyli całkiem podobnie, co nazwa wymienionej przez nią tu serii. Nic nie chcę mówić, ale może kiedyś zrobimy inny specjalny odcinek poświęcony nazewnictwu w dziełach tej autorki, bo jest to temat bardzo… interesujący. I pisząc to mam na myśli, że Maas dosłownie bierze nazwy świąt/krain z naszego świata i wsadza je do swojego. Można by sądzić, że skoro tak kocha fantasy, to trochę bardziej zależałoby jej na oryginalności, ale najwidoczniej tak nie jest.

Dziwne, wydawało mi się, że preferuje romanse, a fantasy to taka otoczka, by nikt nie pomylił z harlequinem.

Nie mów hop, Ciemna Gwiazdo, wszak kolejne tomy jeszcze przed nami. W nich zaś… w nich zaś czekają nas rzeczy, które się astrologom nie śniły.

Z naszej strony to tyle na dziś. Dajcie znać, czy podobne odcinki specjalne wam się podobają i czy życzycie sobie, byśmy napisały jeszcze jakiś przed publikacją drugiego tomu.

Dbajcie o siebie i do zobaczenia,

Laptopcjusz i Ciemna Gwiazda

2 komentarze:

  1. oczywiście, że czekam na więcej! i liczę po cichu, że drugi tom rozpocznie się najpóźniej 6 grudnia ;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń