niedziela, 26 września 2021

KORONA W MROKU – ROZDZIAŁ 41

 

Chaol i Dorian stali na balkonie i przyglądali się cyrkowcom przygotowującym się powoli do odjazdu. Mieli wyruszyć w drogę następnego dnia rano i kapitan wreszcie będzie mógł przydzielić swoim ludziom bardziej użyteczne zadania, jak choćby pilnowanie zamku przed kolejnymi zabójcami.

Jeśli Chaol ma podejście, że jakiekolwiek zadbanie o bezpieczeństwo, ogarnianie obowiązków nie jest użyteczne, to nie dziwię się, że system ochrony królestwa jest z dykty.

W bibliotece kapitan wertuje książki w poszukiwaniu opracowań genealogicznych na temat rodu Celinki.

Żadna nie nazywała się Sardothien, co wcale go nie zdziwiło. Skądś wiedział, że to nie jest prawdziwe nazwisko dziewczyny.

Pewnie znowu imperatyw namieszał.

– Zadasz w końcu pytanie, dla którego mnie tu przyciągnąłeś, czy może mam stać tak przez resztę nocy i odmrażać sobie tyłek? – spytał Dorian.

Nie powiem, mają świetne podejście do siebie, że jeden ignoruje obecność drugiego dla wertowania książek o genealogii.

Chaol uniósł brew, a książę uśmiechnął się lekko.

– Co z nią? – spytał kapitan. Słyszał, że zjadła kolację u księcia, a wyszła z jego komnat dopiero w środku nocy. Czyżby to było świadome posunięcie z jej strony? Chciała, żeby cierpiał jeszcze bardziej?

– Daje sobie radę – odparł Dorian. – Najlepiej, jak umie. Wiem, że chciałbyś o coś spytać, ale jesteś na to za dumny. Powiem ci więc wprost, że nie wspomniała o tobie ani razu i myślę, że tego nie zrobi.

Tak drodzy czytelnicy, Maas nie zapomniała o typowej walce dorodnych samców o dorodną samicę. Jak nie Archer, to znowu Dorian. Ich przekomarzania brzmią nieco dziecinnie, szczególnie że Celinka jest niewartą żadnych względów psychopatką, lecz to i tak jeden z sensowniejszych konfliktów w tym uniwersum. Ktoś może powiedzieć, że kapitan jest przewrażliwiony, jednak z tego, co zrobił i powiedział książę, można kreować dwuznaczne scenariusze. Na dodatek Chaol jest świeżo po rozstaniu.

Chaol nabrał tchu. Jak miał przekonać księcia, by trzymał się od niej z daleka? Nie powodowała nim zazdrość, ale lęk o przyjaciela. Celaena była groźniejsza, niż Dorianowi się wydawało. Uwierzyłby mu dopiero, gdyby poznał prawdę, ale…

My z Laptopcjuszem od dawna powtarzamy, że te relacje nie miały prawa się udać głównie z tego powodu, że Celinka jest zabójczynią, o czym panowie wspominają tylko, kiedy jest taka potrzeba. Zgadzam się z Chaolem, ale mógł na te konkluzje wpaść znacznie wcześniej. Jak chociażby po tym, gdy przyprowadzono ją z kopalni dla przestępców na turniej dla zbrodniarzy.

– Twój ojciec cię szuka – rzekł książę. – Po spotkaniach rady ciągle pyta o ciebie. Myślę, że chce, abyś wrócił do Anielle.

[…]

Chaol zacisnął zęby. Zdecydowanie nigdzie się nie wybierał, przynajmniej dopóki Celaena wciąż tu była. I bynajmniej nie z powodu tego, kim była naprawdę.

Chaol też do reszty zsimpiał.

– Nie mam ochoty zostać władcą Anielle.

– Ludzie byliby gotowi skakać sobie do gardeł, aby zdobyć władzę, którą daje Anielle.

– Nigdy jej nie pragnąłem.

Ponieważ jestem kopią Doriana i również mam złego ojca i bierną matkę oraz gardzę władzą i damami dworu na rzecz obrzydliwej z charakterku zabójczyni.

– Nie. – Dorian zacisnął dłonie na balustradzie balkonu. – Nigdy niczego nie pragnąłeś dla siebie, z wyjątkiem własnego stanowiska oraz Celaeny.

Co wydaje mi się jeszcze gorszą ścieżką niż walka o władzę bez skrupułów. Dlatego że oznacza, że Chaol woli oddać serce osobie, która nie szanuje życia ludzkiego i zhańbić ród na rzecz średnio znaczącego stanowiska, z którego jeszcze beznadziejnie się wywiązuje.

Chaol otworzył usta, gotów zaprotestować.

– Myślisz, że jestem ślepy? – spytał książę.

Nie schlebiaj sobie, Dorian. Myślę, że nawet ślepiec dostrzegłby ich amory.

Jego niebieskie oczy ziały lodowatym zimnem.

Nowe szaty zabójczyni: 99

Zgodnie z tradycją maasoversum, oczy również żyją własnym życiem.

– Wiesz, dlaczego podszedłem do niej na balu zorganizowanym na Yulemas. Nie zależało mi na tańcu z nią, ale zauważyłem, jak na siebie patrzycie. Od razu wiedziałem, co do niej czujesz.

– Wiedziałeś, a mimo to poprosiłeś ją do tańca. – Chaol zacisnął pięści.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 85

Rozumiem niezadowolenie Chaola, ale rozpalać w sobie taki gniew wobec następcy tronu z takiego błahego powodu jest dosyć dziecinne. To tylko taniec. Przypominam, że Dorian w tym tomie na balach tańczył z każdą damą, bo tak przystoi według obyczajów.

– Celaena potrafi samodzielnie podejmować decyzje i tak też się stało. – Dorian uśmiechnął się gorzko. – Zadecydowała zarówno co do ciebie, jak i co do mnie.

Rekt. Jak to się mówi: „mądry Polak po szkodzie”. Szkoda, że wcześniej nie ogarnąłeś tego, gdy ta kretynka traktowała cię jak śmiecia w pierwszym tomie. Na dodatek, tak jak Chaol, dalej utrzymujesz chęć trzymania z nią kontaktu.

Kapitan zaczerpnął tchu, aby się wyciszyć i uspokoić narastającą wściekłość.

– Skoro darzysz ją uczuciem, dlaczego pozwalasz, aby nadal znajdowała się na łańcuchu u twego ojca? Dlaczego nie znajdziesz sposobu na zerwanie kontraktu? A może boisz się, że gdy ją uwolnisz, nigdy do ciebie nie wróci?

– Uważaj na słowa – rzekł cicho Dorian.

Częściowo rekt, bo Chaol ładnie wypunktował pewien aspekt. Jeśli Dorianowi tak bardzo zależałoby na utrzymaniu Celinki przy sobie (a pamiętajmy, że od razu mu się spodobała, to nie było narastające uczucie jak u Chaola), to nie wpychałby jej na śmiercionośny turniej, którego nagrodą byłoby uzależnienie od króla. Jeśli tak bardzo chciał jej blisko, to uczyniłby ją jakąś kochanką. Tak, to dalej byłoby bardzo nierozsądne (w końcu Celinka to zabójczyni i mogłaby zrobić mu krzywdę), a książę dostałby na dworze łatkę dziwnego fetyszysty, jednak to i tak mądrzejsze niż jawne flirtowanie z uczestniczką zawodów dla przestępców.

Częściowo nie, bo jak wcześniej kapitan potrafił ogarnąć, że bunt jest niemożliwy, to wkurw Celinki po śmierci Nehemii totalnie wyparował mu mózg. Celinka ma zobowiązania wobec króla, na które pisała się po wygraniu turnieju. Dorian nie może przerwać tego, bo ma taki kaprys. 

Tymczasem Chaol mówił prawdę. Nie mógł wyobrazić sobie świata bez Celaeny, ale wiedział, że musi ją wydostać z zamku. Mimo to nie potrafił ustalić, czy czyni to dla dobra Adarlanu, czy własnego.

To piękne, ale Celinka przyszykowała miejsce na nowego tru loffa.

– Mój ojciec jest człowiekiem tak gwałtownym, że ukarze nas oboje, gdy zacznę ten temat w rozmowie z nim. Zgadzam się z tobą, naprawdę. Nie powinniśmy jej tu trzymać, ale mimo to uważaj na to, co mówisz. – Z tymi słowami następca tronu Adarlanu zmierzył kapitana ostrym spojrzeniem. – I przemyśl sobie, wobec kogo jesteś lojalny.

Dorian ubrał w słowa to, co pomyślałam po tej deklaracji białorycerstwa Chaola. Na dodatek skarcił go (chociaż dziwię się, że kapitan nie poniósł większych konsekwencji, ale w tej książce bohaterów stojących po odpowiedniej stronie konfliktu nigdy się nie karze za coś takiego) za brak lojalności. Ta postać naprawdę chce zostać najbardziej rozsądnie myślącą osobą w tym uniwersum.

 


Kiedyś Chaol zaprotestowałby gwałtownie. Utrzymywałby, że wierność wobec korony jest jego największą cnotą, ale owa ślepa wierność zaczęła się powoli kruszyć.

Wszystko waliło się w gruzy.

Tak, niby wszystko do tego zmierzało, odkąd związał się z Celinką i z tego w jaki sposób rozstali się ze sobą, ale ja dalej nie mogę pogodzić się z tak złą przemianą solidnej i ciekawej (jak na warunki pisarskie Maas) postacią. Tak, bohaterowie dzieł kultury nie zawsze przechodzą przemiany na plus, jednak tutaj Maas nie tylko nie potępia, lecz mam wrażenie, że chwali jego postawę. Co jest dobrego w tym, że przestajesz być lojalny na rzecz okrutnego władcy, kiedy zmieniasz to w bezkrytyczne zapatrzenie w pełną hipokryzji równie złą zabójczynię? Tym bardziej, że w tym konkretnym przypadku Chaol nie doprowadził do śmierci Nehemii, tylko Celinka uwielbia go torturować psychicznie. Wydaje mi się, że Maas chciała pokazać coś w rodzaju uzyskania nonkonformizmu umysłu, jednak wyszło, jakby mężczyzna wybrał inny obiekt, któremu będzie służył bez zastanowienia.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 88

Można narzekać na pisarkę, że dostaliśmy kolejną samczą walkę o względy Mary Sue, jednak ta scena mi się spodobała mimo wielu wad, które wcześniej wytknęłam. Wreszcie czuć jakąś chemię między postaciami, jestem w stanie uwierzyć w konflikt oraz ich sprzeczne interesy. Mam wrażenie, może autorka zrobiła to nieświadomie, że wreszcie zostały wyłuszczone w nieidiotyczny sposób wady „dobrych” bohaterów – zauważyłam, że mężczyźni, gadając o Celince, bardziej myślą o samych sobie niż o komforcie najjaśniejszej pani. Dorian dogryzając Chaolowi nadaje kolorytu swojemu jednowymiarowemu charakterowi, a przy tym pasuje to do jego rozkapryszonej natury. Natomiast Chaol jest zbyt dumny, by głośno mówić o porażce jaką poniósł w związku z dziewczyną oraz przechodzi kryzys tożsamości związany z rolą kapitana królewskiej straży.

Mamy przeskok do Celinki.

Celaena wiedziała, że straciła przytomność na zaledwie kilka sekund, ale Żółtonoga zdążyła w tym czasie wykręcić jej ramiona do tyłu i obwiązać nadgarstki łańcuchem. W głowie jej dudniło, a po szyi spływała krew, mocząc tunikę. Nie było to nic poważnego – odnosiła o wiele groźniejsze rany. Znikła natomiast cała jej broń, łącznie ze szpilami do włosów. Wiedźma zabrała nawet jej buty. Mądra baba.

W kilka sekund takich rzeczy się nie robi, nawet jeśli jest się Pudzianem. Rozumiem, sama tracę rachubę czasu po intensywnym śnie.

Nie dała po sobie poznać, że odzyskała przytomność. Bez ostrzeżenia wyrzuciła ramiona w górę i gwałtownie odchyliła głowę najdalej, jak mogła. Trzasnęła jakaś kość, Żółtonoga zawyła, ale Celaena odwróciła się błyskawicznie i zerwała na równe nogi.

Jednak nie była taka mądra baba, jeśli nie wpadła na pomysł, by unieruchomić nogi Celinki.

 


Wiedźma rzuciła się naprzód, szybko niczym żmija, chcąc złapać drugi koniec łańcucha. Dziewczyna przydepnęła ogniwa między nimi, a drugą nogą z całej siły kopnęła Żółtonogą w twarz. Ta oderwała się od podłogi, jakby jej ciało składało się jedynie z wiatru i kurzu, i padła w mrok między lustrami.

Czy drobna Celinka byłaby w stanie odrzucić kopniakiem wiedźmę? Nawet Chuck Norris nie strzelał takich kopniaków z półobrotu.

Celaena zaklęła pod nosem. Bolały ją nadgarstki, skrępowane zimnymi więzami, ale swego czasu szkolono ją w uwalnianiu się z gorszych opresji. Arobynn raz związał ją od stóp do głów i zmusił, aby nauczyła się wyzwalać z więzów, nawet jeśli oznaczało to leżenie przez dwa dni na ziemi we własnych nieczystościach bądź wybicie ramienia ze stawu. Zrzucenie łańcuchów zajęło zabójczyni zaledwie kilka sekund.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 90

Żeby nie było – jeśli wiedźma przywiązała łańcuchem tak, jak zadbała o nogi, a sami rekordziści wychodzenia z kajdanek policyjnych są w stanie wyjść w parę sekund (a łańcuch na samym nadgarstku jest trochę porównywalny), to jest to całkiem możliwe. Jednak Celinka nie znała tego konkretnego łańcuchu (przy rekordach z kajdankami zaznacza się, że muszą być konkretnie), a trudno jest osiągnąć taki rekord, to mogę asekuracyjnie dać punkcik.

To zabawne, że Celinka była niby szkolona w tak radykalny sposób, że potrafiła nawet leżeć we własnych odchodach przez kilka dni, ale w obu częściach serii narzekała na smród zwierząt/ludzi. Jej kreacja jak zwykle jest zupełnie nielogiczna.

– Wiesz, ile młodych kobiet zwabiłam do tego wozu przez ostatnie pięćset lat? – Głos Żółtonogiej dobiegał zewsząd. – Wiesz, ile wiedźm Crochan zabiłam? One również były wojowniczkami, utalentowanymi, pięknymi wojowniczkami. Smakowały jak letnia trawa i chłodna woda.

Oczywiście złe i paskudne wiedźmy jedzą te dobre i piękne. Chociaż ten aspekt, że przedstawiciele danej rasy/gatunku smakują w dany sposób jest intrygujący.

Aczkolwiek porównanie smaku mięsa do letniej trawy jest… co najmniej dziwne.

„To, że mam do czynienia z prawdziwą Żelaznozębną, niczego nie zmienia – pomyślała Celaena. – Niczego. Poza tym, że będę musiała znaleźć większą broń”.

No trochę zmienia, ale nie będę uprzedzać, jakie konsekwencje przypadną Celince z tytułu zabicia prawdziwej wiedźmy. Dlatego nie warto być ignorantem jak główna bohaterka.

Celinka znalazła wśród sterty przedmiotów topór:

W pierwszej chwili myślała, że to złudzenie. Przedmiot był brudny i zakurzony, a mimo to połyskiwał słabo w świetle odległego piecyka. Nad stertą drewna opałowego wisiał długi topór z pojedynczym ostrzem.

Z jednej strony mamy dziewczynę wychodzącą z łańcuchów w kilka sekund, gdzie stara się działać jak najszybciej, a teraz ma czas rozglądać się i dopatrywać się trudno widocznych przedmiotów? No okej, można tłumaczyć, że zrobiła to bardzo szybko, lecz wyłuskiwać z kupy przedmiotów brudny topór? Sama nie wiem...

Uśmiechnęła się lekko, odrywając go od ściany. Wszędzie dookoła tańczyły odbicia wiedźmy. Zdawało się, że są ich tysiące. Zabójczyni nie miała pojęcia, gdzie Żółtonoga naprawdę czyha.

Uniosła topór i zamachnęła się na najbliższą, a potem na kolejne.

Przyjaciółka powiedziała jej kiedyś, że wiedźmę można zabić jedynie, odrąbując jej głowę.

Celaena przemykała między lustrami, rozbijając jedno po drugim. Odbicia staruchy znikały, aż ujrzała prawdziwą Żółtonogą, stojącą w wąskim przejściu między nią a piecykiem.

I tak po prostu wiedźma czekała zamiast skorzystać z tego, że Celinka jej szuka i niszczy jej kopie?

Celinka bezskutecznie próbuje przekonać wiedźmę, żeby dała jej wyjść. Żółtonoga uderza łańcuchem w lustro i oplata nim kostki zabójczyni, obalając ją nimi na ziemię. Dziewczyna upuszcza topór. Starucha wskakuje na protagonistkę, szykując się do jedzenia, lecz Celinka w porę chwyta broń i wbija ją w twarz wroga.

Żółtonoga, próbując unieść się na kolanach, pluła krwią na dywan. Dziewczyna zauważyła, że jej krew była błękitna. Oczy wiedźmy płonęły.

Na plus, że Maas stara się odróżnić daną postać fantastyczną od innych.

Celinka ścina głowę Żółtonogiej.

Dorian nie mógł się o tym dowiedzieć. Zabójczyni miała ogromną ochotę nakrzyczeć na niego za zadawanie pytań, które Żółtonoga uznała za cenne i zapragnęła sprzedać, ale mimo to książę nie mógł się dowiedzieć o tym, co tu się stało. Nikt nie mógł się dowiedzieć.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 86

Przed chwilą ledwo uszłaś z życiem, a już chcesz wyżyć się na swoim znajomym? Tak, Dorian był nieodpowiedzialny, lecz prawda jest taka, że nie miał do kogo pójść ze swoim problemem. Przypominam, że w tym czasie wolałaś migdalić się z Chaolem i olałaś księcia.

Co do tego, że nikt się nie dowie. Wydaje mi się, że śmierć znanej wiedźmy w jej własnym wozie nie uszłaby na sucho.

Jeszcze tak w temacie wozu – zastanawiała mnie, jakiej on był wielkości, że Celinka mogłaby tak się rzucać po nim podczas walki.

W końcu Celaena znalazła w sobie tyle siły, aby odplątać łańcuchy. Zauważyła wówczas, że jej spodnie oraz buty są pokryte błękitnoczarnymi plamami. Znów czekało ją palenie ubrań. 

 


Przyjrzała się ciału i mokremu, zbryzganemu krwią dywanowi. Wykończenie wiedźmy zabrało jej dłuższą chwilę, ale nadal powinna to być czysta robota. Lepiej, żeby kolejna osoba zaginęła bez wieści, niż żeby znaleziono trupa z odrąbaną głową.

Jej wzrok powędrował ku piecykowi.

Widzę, że bohaterka wreszcie uczy się na własnych błędach i stara się czyścić miejsca zbrodni, chociaż brak wiedźmy i dywanu dalej będzie zastanawiać.

 


Nie wierzę, że potrzebowaliśmy wiedźmy, by Celinka wreszcie dostała godnego przeciwnika. Tak, Żółtonoga popełniła wiele błędów, lecz starała się korzystać z okazji, na przykład jak Celinka zamknęła na chwilę oczy, korzystała ze swoich atutów i budziła jakieś zagrożenie. Tak, dalej Celinka to Mary Sue, więc musiała zostać zwycięzcą, jednak było widać, że starcie było dosyć wyrównane. Wreszcie jestem zadowolona po przeczytaniu rozdziału Korony w Mroku. Przypominam, że książka ma pięćdziesiąt sześć rozdziałów, a zyskaliśmy ten efekt dopiero przy czterdziestym pierwszym.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 86

Royal pussy: 100

If you’re evil and you know it clap your hands: 135

Nowe szaty zabójczyni: 99

Światek z kart: 158

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 88

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 90

Czy na sali jest lekarz?: 16

Zbędne cięcie: 28

niedziela, 19 września 2021

KORONA W MROKU – ROZDZIAŁ 40

Celinka zgodnie z sugestią Morta z poprzedniego rozdziału udaje się do osoby mogącej rozwiązać dla niej zagadkę.

Z ochotą wtopiła się w tłum podróżujących z cyrkiem robotników, którzy nieśli na sobie pył pochodzący z setek królestw. Marzyła o takiej wolności. Chciała oglądać świat kawałek po kawałku i podróżować każdą możliwą drogą…

Dlatego nie skorzystała z pierwszej okazji i nie zwiała kanalizacją, a zamiast tego podjęła się służby u znienawidzonego przez siebie tyrana.

Celinka oczywiście udaje się do wozu Baby Żółtonogiej.

– W istocie cuchniesz pytaniami. Oraz Górami Jeleniego Poroża. Pochodzisz z Terrasenu, tak? Jak masz na imię?

Celaena wepchnęła dłonie do kieszeni.

– Lillian Gordaina.

Wiedźma splunęła na ziemię.

– A jak masz naprawdę na imię, Lillian?

Subtelny foreshadowing jest subtelny. Na tym etapie każdy czytelnik wie, kim jest Celinka.

Celinka wyjmuje trzy złote monety (gdyż nazwy waluty autorce też nie chciało się wymyślić), wiedźma uznaje to za skąpstwo. Protagonistka pragnie odejść, ale wtem zatrzymuje ją głos Żółtonogiej.

– Książę dał mi cztery monety.

Dziewczyna przystanęła i spojrzała na wiedźmę przez ramię. Jej serce ścisnęła zimna, pazurzasta dłoń. Baba uśmiechnęła się.

– Również miał bardzo ciekawe pytania. Myślał, że go nie rozpoznałam, ale ja wyczuwam krew Havilliardów na kilometr. Za siedem monet odpowiem na twoje pytania i zdradzę ci jego.

A nie mówiłam, że zadawanie wiedźmie podobnych pytań tylko zagrozi Dorianowi?

Upewniwszy się, że ma przy sobie broń, Celinka odpowiada:

– Niech będzie sześć monet – powiedziała cicho. – A ja obiecuję, że nie zamelduję strażom o tym, że próbujesz sprzedać sekrety księcia.

– A może straż również będzie nimi zainteresowana? Zdziwiłabyś się, ilu ludzi naprawdę chce się dowiedzieć, co ciekawi następcę tronu.

A jednak nikt z nich jak dotąd nie przyszedł do wiedźmy i Doriana nie spotkają przykre skutki rozmowy z Żółtonogą. Najwidoczniej wszyscy lordowie mają zupełnie gdzieś, co robi przyszły król ogromnego imperium.

Celinka razem z wiedźmą wchodzą do wozu. W środku znajduje się ogromna liczba luster.

– Kamienie, z których zbudowano ten piecyk – rzekła Żółtonoga, poklepując krzywą, uformowaną z czarnych cegieł ściankę, jakby było to wierne zwierzę – pochodzą z ruin stolicy Crochan. Wóz zbudowano z drewna wyciętego ze ścian ich świętych szkół. To z tego powodu wydaje się on… dość niezwykły w środku.

Zapowiadałyśmy już, że wiedźmy w kolejnych częściach będą odgrywały ważną rolę, więc wstawki o nich postaramy się zostawiać.

W wagonie panowało zimno, ale ogień płonący w piecyku sprawił, że natychmiast zrobiło się ciepło, na tyle, że Celaena nabrała ochoty, aby zrzucić płaszcz. Pewnej gorącej nocy na Czerwonej Pustyni usłyszała opowieść o tym, co jedna z dawno zaginionych Żelaznozębnych zrobiła pewnej młodej dziewczynie. Pozostały po niej jedynie błyszczące białe kości i nic ponadto.

Żelaznozębne, jako to „złe” wiedźmy, będą zawsze opisywane negatywnie. W tym rozdziale tak tego nie widać, bo powycinałam większość fragmentów, ale jak zwykle eksponowano w nim brzydotę Żółtonogiej i z jakiegoś powodu wszystkie jej akcesoria (fajka, lampion) musiały być w kształtach paszczy czy czaszek.

If you’re evil and you know it clap your hands: 135

Celinka w końcu zadaje pytanie o sens wiersza, który odczytała w grobowcu. Zmyśla, że niby założyła się z przyjaciółmi o to, kto pierwszy odgadnie jego przekaz.

– O Kluczach Wyrda – szepnęła Żółtonoga. Jej oczy płonęły. – Opisuje trzy Klucze Wyrda, dzięki którym można otworzyć Bramę Wyrda.

Po plecach dziewczyny spłynęło zimno, ale zamaskowała niepewność brawurą i rzekła:

– A czym one są, te Klucze i Bramy Wyrda? Nie mam pewności, czy mówisz prawdę. Nie chcę, żebyś zrobiła ze mnie idiotkę.

– Śmiertelnicy nie mają prawa tego wiedzieć – parsknęła Żółtonoga. – Bawcie się w coś innego.

Celince udaje się przekonać wiedźmę odpowiednią sumą pieniędzy. Żółtonoga zaczyna jej opowiadać o tym, czym jest Wyrd. W wielkim skrócie – włada on światami i utrzymuje je w odrębności, żeby się nie przenikały. Są jednak specjalne miejsca, zwane bramami, które pozwalają na podróżowanie między wymiarami. Dawno temu Valgi, czyli demony z innego świata wykorzystały je, by najechać na Erileę i ją podbić. Czemu im na tym zależało? Tego nie wiadomo. Wiadomo jednak, że czoła stawiło im Wendlyn. Mieszkające w nim fae jakimś sposobem dowiedziały się, że Valgi rozbiły jedną z bram na trzy Klucze, które zabrali ich królowie. Fae postanowiły, że muszą im je odebrać.

– Niewielka drużyna Fae wybrała się więc z misją odebrania Kluczy z rąk królów Valgów – ciągnęła Żółtonoga. Jej głos przybliżał się. – Było to samobójcze zadanie i większość tych durniów nie wróciła do domów. Zdołali jednak odzyskać Klucze, a królowa Fae, zwana Maeve, przegnała Valgi z powrotem do ich królestwa. Była mądrą władczynią, a mimo to nie potrafiła rozgryźć, jak na powrót wstawić Klucze w Bramę [Pisanie wszystkiego wielką literą, odcinek 471]. Nie udało jej się również ich zniszczyć, i tak oto Maeve, twierdząc, że nikt nie powinien mieć dostępu do ich mocy, przekazała je Brannonowi Galathyniusowi, pierwszemu królowi Terrasenu. Miał ukryć je gdzieś na kontynencie. W ten oto sposób Brama Wyrda została zabezpieczona.

Zapadła cisza. Nawet człapiące kroki Żółtonogiej przycichły.

– A więc ta zagadka to… to mapa pokazująca drogę do ukrytych Kluczy? – spytała Celaena. Jej głos zadrżał, gdy uświadomiła sobie, jakiej potęgi poszukiwała Nehemia wraz ze współspiskowcami. Co gorsza, król być może szukał tego samego!

 


– Tak.

Dalej Celinka pyta o to, co można zrobić po zebraniu wszystkich kluczy. Wydaje się to dosyć oczywiste (odbudować bramę i podróżować między wymiarami), ale Żółtonoga i tak na to dosyć obszernie odpowiada.

– Ten, kto posiądzie wszystkie trzy Klucze, przejmie kontrolę nad uszkodzoną Bramą Wyrda, a tym samym nad całą Erileą. Będzie w stanie otwierać Bramę i zamykać wedle własnego uznania. Będzie mógł podbić nowe światy i wpuszczać do nich nowe istoty, które następnie podporządkuje własnej woli. Nawet pojedynczy Klucz może się okazać niezwykle niebezpieczny. Nie ma w nim tyle mocy, by otworzyć Bramę, ale wystarczy jej, aby wywołać niezłe zamieszanie. Zrozum, te Klucze to czysta moc, którą można kształtować na życzenie. Kuszące, prawda?

W tej chwili do Celinki dociera, że Dorian I prawdopodobnie ma już co najmniej jeden z kluczy i to dlatego tak łatwo udało mu się podbić Erileę. Zajęło jej to trzysta stron, ale lepiej późno niż wcale.

Niespodziewanie rozmowa między kobietami przybiera… niepokojący obrót.

– Czy możesz mi jeszcze coś powiedzieć? – spytała zabójczyni.

Staruszka milczała.

– A więc tak po prostu zgarniesz moje złoto i uciekniesz? – Dziewczyna przesunęła się w kierunku krętej ścieżki między zwierciadłami i drzwi, które teraz wydawały się niezwykle daleko. – A co, jeśli mam jeszcze jakieś pytania?

Celinka wyjmuje sztylety. Każe wiedźmie wyznać, komu zdradziła o wizycie Doriana w swoim namiocie. Żółtonoga jednak odmawia.

– A co będzie, gdy myśliwy stanie się zwierzyną? – syknęła Żółtonoga.

Kątem oka Celaena dojrzała przygarbioną postać, ściskającą łańcuch w sękatych, poskręcanych dłoniach. Zawirowała i cisnęła sztyletem, by ją rozbroić i móc…

Sztylet rozbił lustro w miejscu, gdzie stała wiedźma. Za plecami Celaeny rozległo się głośne szczęknięcie i chichot satysfakcji. Dziewczyna była doskonale wyszkoloną zabójczynią [dobrze, że zostało to podkreślone, przecież to nie tak, że Celinka udowadnia nam swoją niekompetencję niemal co rozdział], ale nie zdołała uchylić się przed ciężkim łańcuchem, który uderzył ją w bok głowy. Padła twarzą na podłogę.

Czyżby to był koniec naszej protagonistki? To oczywiście pytanie retoryczne, wiemy przecież, ile tomów ma ta seria i Celinki pomimo szczerych chęci się nie pozbędziemy. Mimo to wyczekujcie następnej analizy niecierpliwie, wszak nasza protagonistka zmierzy się nareszcie z kimś na swoim poziomie!

Wracając jeszcze do dzisiejszego rozdziału – był to chyba pierwszy, który miał kilka stron długości i ani ani jednego przeskoku! Jest to istny ewenement, z którego okazji chętnie bym poświętowała, gdyby nie to, że nie miałam dziś za bardzo nic do analizy. Większość tej części to ekspozycja, która jak na standardy Korony w mroku jest całkiem ciekawa i coś wnosi do akcji. Zobaczymy, jak autorka rozwiąże kwestie Kluczy Wyrda w kolejnych tomach. Liczę na to, że przestaniemy w końcu chodzić po podziemiach i zaczniemy nareszcie zwiedzać świat przedstawiony.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 84

Royal pussy: 100

If you’re evil and you know it clap your hands: 135

Nowe szaty zabójczyni: 98

Światek z kart: 158

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 87

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 89

Czy na sali jest lekarz?: 16

Zbędne cięcie: 28