niedziela, 27 lutego 2022

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 12

Klan Czarnodziobych zebrał się jako ostatni na Elfiej Przełęczy, przez co otrzymał najmniejsze i najdalej położone izby w kompleksie wyrytym w zboczu Omegi. Był to ostatni szczyt Gór Ruhnn, wysunięty najdalej na północ spośród szczytów otaczających zasypaną śniegiem przełęcz. Po drugiej stronie wznosił się Północny Kieł, ostatni z Białych Kłów, w tej chwili zajęty przez ludzi króla, posępnych drabów, którzy nawet nie wiedzieli, co myśleć o kręcących się wszędzie wiedźmach.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 107

Odezwały się radosne optymistki.

Jakby coś myśleli, to pewnie byłabyś obrażona, że was nie znoszą albo fantazjują seksualnie.

Wiedźmy niecierpliwie czekają na obiecane wywerny:

Wszystkie trzy klany wiedźm zebrały się po raz pierwszy od pięciuset lat. Swego czasu było ich dwadzieścia tysięcy, ale przetrwało zaledwie trzy tysiące. Tylko tyle pozostało z ongiś potężnego królestwa.

To bardzo potężne te wiedźmy.

Mimo to korytarze Omegi były niebezpiecznym miejscem. Manon już musiała rozdzielić Asterin i jedną sukę z Żółtonogich, która jeszcze się nie nauczyła, że Czarnodziobe, a zwłaszcza członkinie Trzynastki, nie lubią być wyzywane od mięczaków.

Czemu wszystkie patusiarskie postacie uniwersum muszą mieć tak kruche ego?

Twarze obu wiedźm obryzgane były błękitną krwią i choć Manon z zadowoleniem zauważyła, że większość ran została zadana przez piękną, bezczelną Asterin, musiała ukarać swą zastępczynię.

Nowe szaty zabójczyni: 122

Maas, to nie jest artykuł o pierwszej kobiecie w męskim środowisku. Nie musisz podkreślać jej piękna w niepotrzebnym miejscu.

Wymierzyła jej trzy ciosy – jeden w brzuch, by wiedźma poczuła swą bezsilność, drugi w żebra, by zastanowiła się nad swoimi decyzjami za każdym razem, gdy nabiera tchu, a trzeci w twarz, by złamany nos przypominał jej, że kara mogła być o wiele surowsza. Asterin przyjęła wyrok bez jęku, krzyku czy słowa skargi. Tak postąpiłaby każda z Trzynastki.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 108

Po co? Rozumiem, że wiedźmy są brutalne i nie oszczędzają nawet swoich, ale po co aż tak ranić ważną postać w klanie? Żeby walczyła na wózku inwalidzkim? Manon dzieli mózg z Rowanem.

Dziś rano, gdy zasiadły do nędznego śniadania składającego się z gotowanej owsianki, opuchnięta, posiniaczona Asterin obdarzyła przywódczynię hardym uśmiechem.

Owsianka bez niczego jest faktycznie paskudna, ale czemu Manon musi zrzędzić jak Celinka?

Gdyby była to jakaś inna wiedźma, Manon wywlekłaby ją za kark z pomieszczenia i ukarała za bezczelność, ale Asterin…

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 109

Mam flashbacki do Celinki z pierwszego tomu.

Były kuzynkami, ale nie łączyła ich przyjaźń. Manon nie miała przyjaciół. Żadna wiedźma, a już zwłaszcza ta należąca do Trzynastki, nie miała przyjaciół.

 


Asterin jednakże strzegła jej tyłów od ponad stu lat i ów uśmiech oznaczał, że podczas następnej bitwy nie wbije Manon sztyletu w plecy. Nie, wręcz przeciwnie. Szalona Asterin była gotowa obnosić się z opuchniętym nosem niczym z honorowym wyróżnieniem i uwielbiać go do końca swego już śmiertelnego życia.

Kolejna z syndromem bitej żony.

Przywódczyni Żółtonogich, wyniosła, potężna wiedźma o imieniu Iskra, poprzestała na zbesztaniu swojej podwładnej, a potem odesłała ją do lazaretu we wnętrzu góry. Co za idiotka…

Bo szanuje drugą wiedźmę i nie chce bezsensownie tracić członkini sabatu?

Przywódczynie wszystkich sabatów otrzymały surowe rozkazy, by narzucić swym podwładnym dyscyplinę i unikać wszelkich walk między klanami. Te, które łamały rozejm, narażały się samym Matronom. Jeśli Iskra nie ukarze swej podwładnej na oczach wszystkich, krnąbrna wiedźma będzie nadal obrażać pozostałe, aż wreszcie zostanie powieszona za palce przez nową Najwyższą Wiedźmę Żółtonogich.

Przecież ją zbeształa na widoku wszystkich. Co, ma jeszcze kopnąć ją w krocze, byś była ukontentowana?

Zeszłej nocy odprawiły rytuał ku pamięci Baby Żółtonogiej w ogromnej podziemnej jadalni. Zapaliły wszystkie dostępne świece zamiast nakazanych tradycją czarnych, założyły kaptury, o ile udało im się jakieś znaleźć, i odmówiły Święte Słowa ku czci Bogini o Trzech Twarzach bez zaangażowania, zupełnie jakby recytowały przepis kulinarny. Uroczystość wypadła beznadziejnie.

Szkoda, że ta Bogini nie ma jakieś bardziej kreatywnej nazwy, lecz wreszcie pojawia się jakiś konkret i rytuał.

Mimo krążących plotek żadna z wiedźm nie miała pojęcia, kto jest mordercą Baby Żółtonogiej. Manon wybrała się na spotkanie Matron i przywódczyń. Muszę tu pochwalić autorkę, że wreszcie uchyliła rąbek tajemnicy na temat świata przedstawionego i przy tym nie katuje nas toporną ekspozycją. Gdybyśmy dostali sympatyczniejszą bohaterkę niż Manon, to lepiej by mi się to śledziło niż pałacowe perypetie Celinki.

Manon traktowała swoje ciało jak broń – myła je, pielęgnowała i utrzymywała w gotowości, by w każdej chwili bronić się bądź niszczyć.

Szkoda, że nie podchodzisz tak do ciała swojej kuzynki.

Droga na atrium przy czarnym moście, łączącym Omegę z Północnym Kłem, była jednak wyczerpująca i pomimo surowego treningu wiedźma była zdyszana. Most od razu jej się nie spodobał. Co więcej, źle pachniał.

Pachniał tak jak dwoje więźniów, których widziała wraz z księciem. Ba, wszystko tu tak cuchnęło! To nie był naturalny zapach, z pewnością nie należał do tego świata.

Ja bym się tak nie zaciągała smrodami.

Manon opisuje nam Matrony Żółtonogich i Błękitnych. Oczywiście jest roztrząsanie wyglądu, ale dodaje to informacji na temat świata przedstawionego, więc nie będę się tutaj aż tak czepiać. Wiedźma podeszła do swojego klanu.

To, że Najwyższa Wiedźma osobiście ją powitała, było wielkim zaszczytem.

Oooooczywiście Mary Sue vol. 2 musiała zostać specjalnie wyróżniona.

Manon opuściła głowę i przytknęła dwa palce do czoła. Posłuszeństwo, dyscyplina i bezwzględność były najważniejszymi hasłami w klanie Czarnodziobych. Wszelkie inne pojęcia należało bez wahania zniszczyć i zapomnieć. Manon dostrzegła pozostałe Matrony, przyglądające się jej z uwagą. Uniosła wysoko głowę i splotła dłonie za plecami.

Będę się czepiać, ale nie lepiej powiedzieć „spleść ręce z tyłu”? To bardziej pasuje do opisu rozgrzewki na wf-ie.

Dziedziczka Błękitnokrwistych, Petrah, stała najbliżej Najwyższych Wiedźm. Jej grupa zajęła pozycję w centrum zgromadzenia. Manon zesztywniała, ale wbiła w nią wzrok. Jej piegowata skóra była równie blada jak skóra Manon, a splecione w warkocz włosy równie złociste jak u Asterin. Był to ciemny, miedziany kolor, który odbijał szare światło. Petrah, podobnie jak wiele innych wiedźm, olśniewała urodą, ale zachowywała śmiertelną powagę. Jej czoło zamiast żelaznej korony wieńczyła stara skórzana opaska. Trudno było ocenić jej wiek, ale skoro tak wyglądała po zniknięciu magii, na pewno nie była o wiele starsza od Manon. Nie było w niej agresji, ale też się nie uśmiechała. Uśmiechy wśród wiedźm należały do rzadkości, chyba że uczestniczyły w polowaniu bądź w masakrze.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 110

Mówiłam! Maas stosuje podwójne standardy wobec Adarlańczyków a innych ludów.

Ale dziedziczka Żółtonogich uśmiechała się do niej bezczelnie. Widać było, że usiłuje ją sprowokować, a Manon odkryła, że z przyjemnością dałaby jej tę satysfakcję. Najwyraźniej Iskra nie zapomniała o wczorajszej bójce między ich podwładnymi. Błysk w brązowych oczach Iskry sugerował, że tamta sprzeczka była jedynie wstępem. Manon zaczęła się zastanawiać, co by się stało, gdyby rozszarpała gardło dziedziczce Żółtonogich. Czy wpadłaby w wielkie tarapaty? Na pewno położyłaby w ten sposób kres bójkom między innymi wiedźmami. Jeśli atak nie byłby niczym uzasadniony, Manon zostałaby jednak stracona. Sprawiedliwość wśród wiedźm działała błyskawicznie. Starcia o dominację mogły się zakończyć utratą życia, ale należało wcześniej rzucić wyzwanie. Bez formalnej prowokacji ze strony Iskry Manon miała związane ręce.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 111

Serio, czy można myśleć o czymś innym w tym uniwersum niż spuszczanie manta każdej napotkanej osobie?

W ogóle to już zaznaczę na wstępie, co mi najbardziej wadzi w kreacji wiedźm poza ich bezsensowną brutalnością i postacią Manon. Czy tylko dla mnie, nieważne jak Maas próbuje dać temu epickości, to ich sprzeczki przypominają kłótnie klasowych lambadziar o złamane tipsy? Mam wrażenie, że to bardziej pasuje na scenariusz kontynuacji Wrednych dziewczyn, a nie serii fantasy o brutalnej zabójczyni.

Mamy znienacka niepotrzebne przejście do przechodzenia po śmierdzącym moście.

Zbędne cięcie: 50

Przejście po czarnym moście okazało się trudniejszym doświadczeniem, niż Manon była gotowa przyznać. Kamienie pulsowały pod jej stopami, wydzielając smród, którego nikt inny najwidoczniej nie czuł. Przenikliwy, wyjący wiatr uderzał w wiedźmy raz za razem, próbując zepchnąć je za kamienną balustradę. Nie widziały nawet dna rozpadliny, gdyż tuż pod mostem kłębiły się mgły, nieniknące nawet za dnia. Manon przypuszczała, że to sztuczka króla.

 


If you're evil and you know it clap your hands: 148

Przestańcie o wszystko go obwiniać! Tak, specjalnie chciał narazić swoich najemników. Myśl, kobieto.

Ich widok rodził kolejne pytania, których jednak nie miała ochoty zadać na głos. Nie zależało jej aż tak bardzo na odpowiedziach.

Do ogromnego atrium Północnego Kła Manon dotarła ze zlodowaciałą twarzą i przemarzniętymi uszami. Latała na różnych wysokościach podczas najgorszej pogody, ale jej loty nigdy nie trwały długo. Zawczasu napełniała też brzuch świeżym mięsem, dzięki czemu było jej ciepło.

Trochę mnie bawi, że wiedźmie z ogromnym plot armorem zadał obrażenia dopiero zimniutki wiaterek i smród.

Wytarła cieknący nos w czerwony płaszcz.

Nowe szaty zabójczyni: 123

Jak się stęskniliście za podkreślaniem jednego elementu garderoby, to proszę bardzo.

Zauważyła, że przywódczynie pozostałych sabatów jak zwykle nie spuszczają wzroku z karmazynowego materiału. Patrzą na nią z zazdrością i pogardą. Najdłuższe i najbardziej szydercze spojrzenia należały do Iskry. Dobrze by było zedrzeć jej kiedyś skórę z twarzy. Cholernie dobrze.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 112

Koleżanko, ale ona tylko się na ciebie gapiła. Nie wiem, jak można być bardziej delulu niż nastolatka, która buduje relację z crushem na podstawie wymienionych spojrzeń.

Wiedźmy oprowadzają kilku podejrzanych typów, dlatego starają się wspólnie się zabezpieczać.

Manon jednakże ani na moment nie wypuszczała z dłoni swego ulubionego ostrza, Tnącego Wiatr.

 


Maas, proszę, jak jesteś słaba w nazwy własne, to ich unikaj jak możesz.

Chłop przedstawia typy wywern. I znowu plus dla Maas przedstawienie magii w tym uniwersum, bo jest… spoko.

– A kiedy – Matka Czarnodzioba wbiła w niego wzrok – będziemy mogły wybrać dla siebie wierzchowce?

Mężczyzna przełknął ślinę.

– Wyhodowaliśmy szczep łagodniejszych, lepiej usposobionych wywern, by nauczyć was podstaw.

Iskra warknęła głucho. Manon była gotowa uczynić to samo, dotknięta słowami człowieka, ale przerwała jej Matrona Błękitnokrwistych:

– Nikt nie uczy się jeździć konno, wskakując na wojennego rumaka.

Przynajmniej jedna z rozumem i godnością człowieka.

Człowiek odetchnął z ulgą.

– Gdy oswoicie się z lataniem…

– My urodziłyśmy się na wietrze! – odezwała się jedna z przywódczyń sabatów.

Pragnę przypomnieć, że dawno straciłyście moce.

Zawtórowały jej pomruki aprobaty. Manon milczała, podobnie jak inne przywódczynie sabatów Czarnodziobych. Posłuszeństwo. Dyscyplina. Bezwzględność. Przechwalanie się było poniżej ich godności.

Eeeeee, bo wcale nie pyszniłaś się przed wieśniakami, jak ich mordowałaś dla uciechy?

Mężczyzna przestępował z nogi na nogę i wpatrywał się w Cresseidę, jakby pomimo kolczastej korony była jedyną, która nie stanowiła zagrożenia. Idiota. Manon czasami myślała, że wiedźmy Błękitnokrwiste były najbardziej niebezpieczne spośród ich grona.

Nie musisz od razu rzucać inwektywami. Dla mnie koleś szukał z nią porozumienia, bo jako jedyna nie zachowuje się jak dresiara.

– Gdy będziecie gotowe, rozpoczniemy proces doboru. Przydzielimy wam wierzchowce i przystąpimy do szkolenia.

Manon na sekundę odwróciła spojrzenie od babki, by przyjrzeć się wnętrzu jaskini. Widziała potężne łańcuchy przytwierdzone do jednej ze ścian oraz ogromne plamy zaschniętej ciemnej krwi na kamieniach, jakby rozszarpano tam jedną z bestii. Na podłodze rozciągała się wielka pajęczyna pęknięć. Cokolwiek uderzyło w to miejsce, zrobiło to z ogromnym impetem.

– Po co te łańcuchy? – Manon usłyszała własny głos. Babka spojrzała nań ostrzegawczo, ale wiedźma wpatrywała się w dozorcę. Ten wybałuszył oczy, olśniony jej urodą, a potem otworzył je jeszcze szerzej, gdy wyczuł śmierć w jej spojrzeniu. Typowa reakcja.

A mówią, że to sasaengi mają urojenia.

Mężczyzna tłumaczy im, że są dla przynęty, którą stanowiły słabsze wywerny. Pokazuje im najlepszego byka, Tytusa, który wywołuje u wszystkich wiedźm zachwyt.

– A co jedzą? – spytała Petrah, nadal spokojna i poważna.

Mężczyzna potarł kark.

– Cokolwiek, byleby było świeże.

– To tak jak my – odezwała się Iskra, szczerząc zęby.

Gdyby powiedział to ktoś inny, a nie dziedziczka Żółtonogich, Manon również uśmiechnęłaby się z satysfakcją.

Coraz bardziej czuję się jak na wycieczce szkolnej. Przywiązywanie się do swoich grupek totalnie temu nie pomaga.

Tytus zabija jednego z dozorców. Scena jest bardzo krwawa i typowo dla szokowania, więc ją wytnę.

Byk na dole wpatrywał się w nie, nadal tłukąc ogonem o podłoże. Magia znikła, ale tworzenie wspaniałych bestii nadal było możliwe. Magia znikła, ale Manon poczuła niezbitą pewność, że patrzyła na swoje przeznaczenie. Tytus był jej pisany. On i tylko on.

Stworzenie, którego miała dosiąść, musiało być bowiem najzacieklejsze ze wszystkich, o naturze równie mrocznej jak jej własna. Spojrzała w bezdenny mrok czający się w oczach Tytusa i uśmiechnęła się.

Była pewna, że wywerna odpowiedziała jej tym samym.

Wyczuli u siebie plot armor.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 112

Royal pussy: 102

If you’re evil and you know it clap your hands: 148

Nowe szaty zabójczyni: 123

Światek z kart: 187

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 100

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 109

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 50

Moda na cytat: 5

*Wiek to tylko liczba: 7

 

niedziela, 20 lutego 2022

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 10 i 11


Rozdział 10

Po ciężkim dniu, który wypełniło mu trenowanie nowych rekrutów, unikanie Doriana i trzymanie się z dala od czujnego króla, Chaol ruszył w stronę sypialni, marząc o położeniu się do łóżka. Zauważył jednak, że brakuje dwóch ludzi, których postawił na straży przed Wielką Salą Jadalną. Pozostali dwaj skrzywili się, gdy zatrzymał się przed nimi. Zdarzało się, że wartownicy czasami przegapiali zmianę.

ZDARZAŁO SIĘ.

Wydaje mi się, że ich nigdy naprawdę nie było.

Zdarzało się, że znienacka zapadali na jakąś chorobę bądź przeżywali rodzinną tragedię, ale w takich sytuacjach Chaol od razu znajdował dla nich zastępstwo. Ale teraz brakowało aż dwóch, a zastępstwa ani widu, ani słychu.

– Słucham! – warknął. – Proszę mi to wyjaśnić.

To twoja działka, by dbać o zastępstwo, więc nie wiem, skąd ta wściekłość. Sam przed chwilą to zaznaczyłeś.

Jeden z wartowników, młodszy mężczyzna, który ukończył szkolenie zaledwie trzy miesiące temu, odkaszlnął. Jego partner również miał krótki staż, co było powodem, dla którego obaj pełnili nocną straż przed pustą o tej porze Wielką Salą Jadalną. Kapitan przydzielił im jednak dwóch innych strażników do towarzystwa, ludzi odpowiedzialnych i czujnych, którzy służyli mu od lat!

Tu muszę pochwalić Chaola za zapobiegawczość.

Mężczyzna, który odkaszlnął, poczerwieniał i rzekł:

– Chodzi o to, że… No, powiedzieli… Cóż, kapitanie, powiedzieli, że nikt nie zauważy ich nieobecności, bo Wielka Sala Jadalna i tak jest pusta i… No…

To tłumaczy jakość ich wieloletniej służby. Widzieliśmy ich w akcji w poprzednich tomach.

– Wyrażaj się precyzyjnie – warknął Chaol. Miał zamiar zamordować obu dezerterów.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 103

– Chodzi o zabawę u generała Ashryvera, kapitanie – rzekł drugi. – Generał zatrzymał się tu i zaprosił obu. Powiedział, że nie będzie pan robił problemów, to poszli.

No jasne. Aedion. Chaol zacisnął z furią zęby.

Ja wiem, że generał ma pokrzyżować szyki, a w historii były przypadki, jak zdobywano twierdze, upijając straż alkoholem, ale serio oni ufają jakiemuś obcemu typowi z zewnątrz? Przecież ludzie z Adarlanu są tacy źli i nie lubią obcych.

– A wy co? – warknął. – Nie przyszło wam do głowy, by komuś o tym zameldować?

– Z całym szacunkiem, sir – odezwał się drugi. – Ale nie chcieliśmy, by koledzy uznali nas za kapusiów. A to tylko Wielka Sala Jadalna…

;____________________;

– I tu się mylisz – parsknął Chaol. – Od jutra przez miesiąc pełnicie podwójne dyżury w ogrodach. – Na dworze nadal panowało zimno. – Zawieszam wam wolny czas. Jeśli choć raz jeszcze nie zameldujecie o tym, że brakuje jakiegoś strażnika na posterunku, obaj wylatujecie ze służby. Zrozumiano?

Obaj wartownicy wymamrotali, że dobrze go rozumieją. Chaol odwrócił się i wyszedł przed główną bramę zamku. Nie miał już najmniejszego zamiaru kłaść się spać. Musiał odnaleźć dwóch brakujących strażników oraz pewnego generała, któremu należało powiedzieć parę słów do słuchu.

Cieszę się, że Chaol wreszcie wypełnia swoje obowiązki (odejście Celinki zrobiło mu dobrze), ale dla mnie ta sytuacja kojarzy się z nauczycielem opieprzającym dzieci.

Mamy przejście do Chaola przybywającego na imprezę. Moim zdaniem mocno zbyteczne, więc leci punkcik.

Zbędne cięcie: 48

Aedion wynajął całą tawernę. Ochroniarze przed drzwiami mieli zatrzymywać nieproszonych gości, ale wystarczyło jedno wściekłe spojrzenie Chaola i rzut oka na rękojeść w kształcie orła, by natychmiast wpuścili go do środka.

Podziwiam Adarlańczyków, każdego rozpoznają po mieczu, zero pytań, zero próśb o jakieś wylegitymowanie się…

W tawernie roiło się od arystokracji i kobiet, które mogły być kurtyzanami bądź dwórkami. Przeważali jednakże mężczyźni, pijani i głośni, którzy grali w karty i kości lub śpiewali sprośne piosenki do muzyki kwintetu grającego przy huczącym ogniu. Wokół lało się piwo i migotały butelki wina. Czy Aedion chciał za to zapłacić własnymi, zrabowanymi pieniędzmi, czy może zamierzał obciążyć kosztami króla? 

 


Jak król jest tak naiwny, by dawać mu tyle swobody, to sam sobie jest winien.

Chaol dostrzegł dwóch brakujących strażników oraz pół tuzina innych, grających w karty, śmiejących się jak szaleni i obściskujących kobiety siedzące im na kolanach. Ich radość skończyła się w okamgnieniu, gdy go zauważyli.

If you're evil and you know it clap your hands: 147

Czemu Adarlańczycy muszą być szyderczo opisywani na każdym kroku?

Bez wahania wygonił skruszonych winowajców do zamku, gdzie kazał im się spakować. Obiecał, że rozmówi się z nimi następnego dnia. Nie był pewien, czy powinni zostać wykluczeni ze służby, gdyż Aedion ich okłamał, a nie lubił podejmować decyzji, jeśli wcześniej dobrze się nie zastanowił. Strażnicy umknęli w zimną noc, a Chaol zaczął szukać generała.

To dalej nie tłumaczy ich odejścia ze służby. A jeśli zamiast generała był wróg, który wkradłby się, by kogoś zabić?

Chaol szuka generała i okazuje się, że wyszedł z jedną z kurtyzan w ustronne miejsce. Chaol wraca do zamku.

Usłyszał jednakże jedną intrygującą informację. Ludzie mówili, że nadciąga Zguba, a legioniści rzekomo obiecywali, że pokażą miastu, jak się świętuje. Wyglądało na to, że wszyscy strażnicy Chaola byli zaproszeni na zabawę.

Oczywiście wszystko musi być z wielkiej litery. -_-

Ostatnią rzeczą, której potrzebował, był cały legion śmiertelnie niebezpiecznych wojowników demolujących miasto i rozpraszających jego ludzi. Gdyby do tego doszło, król na pewno zainteresowałby się Chaolem. Może chciałby się dowiedzieć, gdzie czasem znikał.

Brawo za cudowną organizację straży. W tej sytuacji najmniej martwiłabym się nieporządkiem.

Musiał poważnie rozmówić się z Aedionem. Należało znaleźć jakiś sposób, by zaszachować generała i wymóc na nim obietnicę, że będzie trzymał Zgubę w karbach. Postanowił, że następnego dnia wieczorem uda się na zabawę urządzaną przez Aediona.

Tam zaś postara się znaleźć na niego haka.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 103

Royal pussy: 102

If you’re evil and you know it clap your hands: 147

Nowe szaty zabójczyni: 121

Światek z kart: 183

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 97

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 109

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 48

Moda na cytat: 4

*Wiek to tylko liczba: 6

 

Rozdział 11

Powracamy do protagonistki. Celinka budzi się w swoim pokoju. Obok drzwi zastaje miskę z maścią oraz wiadomość zostawioną przez Rowana.

„Zasłużyłaś sobie na to.

Top 10 argumentów, których używają prześladowcy.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 104

Maeve przesyła życzenia szybkiego powrotu do zdrowia”.

Szkoda, że sam Rowan ich nie przesyła. Chociaż w jego dobrą wolę i tak nikt by nie uwierzył.

„Rowan musiał wysłuchać niezłego kazania – parsknęła w myślach Celaena. – Sam fakt, że był zmuszony przynieść mi maść, musiał być dla niego niezłym ciosem”.

To naprawdę niesamowite, że w pierwszym tomie Celinka miała wielkie wąty do Chaola, chociaż ten traktował ją z szacunkiem i jedyne, co mogła mu zarzucić, to brak uwielbienia wobec jej osoby. W tym zaś z ogromną swobodą, wręcz rozbawieniem podchodzi do kolesia, który ją p o b i ł. Jeśli to nie są pierwsze objawy syndromu sztokholmskiego, to ja nie wiem, co się tu zadziało.

Obejrzała się w poplamionym lustrze stojącym na komodzie i doszła do wniosku, że bywało z nią lepiej.

To jest ten moment, w którym powinna znienawidzić Rowana za sam fakt, że pokaleczył jej twarz. To ma sens, Celinka jest przecież próżna, obchodzi ją głównie jej wygląd…

Na tej podstawie zbudowano jednego z najlepszych protagonistów w bijatykach, jakim jest Vega z serii Street Fighter. Jak ktoś kaleczył mu twarz, to był bez litości dla swoich przeciwników, którzy mu to robili.

„Nigdy więcej nie tknę ani wina, ani teggya – obiecała sobie. – Nie ma też mowy, bym choć raz poszła spać bez wykąpania się”.

Acha. Ani słowa pretensji wobec Rowana. Ani jednej myśli o tym, że mu się zrewanżuje, że Fae potraktował ją okropnie, nic. Wszystko jest cacy, bo Gary Stu może traktować przemocowo swoją (przyszłą) kobietę. Maas, jesteś pewna, że to t e n koleś ma być tym idealnym, ostatecznym partnerem dla protagonistki? Przecież to nie ma żadnego sensu! Ich relacja zaczęła się od tego, że najpierw Rowan ignorował Celinkę, po czym ją pobił! POBIŁ!

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 98

Celinka myje się i ubiera. Podczas tych czynności rozmyśla o Chaolu.

Co by sobie Chaol o tym pomyślał? Trafiła do Wendlyn przez niego. Również przez niego trwała w stanie nieskończonego wyczerpania i nie mogła się pozbyć ciągłego bólu w sercu. Śmierć Nehemii nie była jego winą, tym bardziej że księżniczka sama wszystko zaaranżowała. Niemniej jednak ukrył przed nią informację.

To jest idealny przykład podwójnych standardów – Chaol może być obwiniany za wszystko, łącznie z tym, na co wpływu nie miał, ale już Rowan po p o b i c i u (będę to podkreślała za każdym razem, bo jest to dla mnie po prostu obrzydliwe) jest cacy, jemu nic Celinka do zarzucenia nie ma.

 


Ile razy można wypominać TO SAMO? Minęło wiele tygodni od tych wydarzeń. Dziwi mnie brak wykształcenia jakiekolwiek mechanizmu wyparcia u zawodowej zabójczyni. Ja bym chyba oszalała, jakbym miesiącami roztrząsała jedno wydarzenie, nawet jakbym nie miała nic do roboty jak główna bohaterka.

Wybrał służbę dla króla. Nawet jeśli utrzymywał, że ją kocha, nadal lojalnie służył temu potworowi.

Pomyślała jego Obrończyni. I proszę nie bronić mi Celinki, że tak naprawdę nie wykonywała swoich zleceń. Chaol organizował jedynie ochronę w pałacu, nie zabijał/torturował/kradł dla króla, ukrył też przed nim informacje o mocy Doriana, całą akcję w podziemiach i tym podobne. Był zresztą gotowy do ucieczki z kraju, żeby móc związać się z zabójczynią. Czyżby Celinka zdążyła o tym zapomnieć? Czy może to autorka usilnie próbuje nam pokazać, że Chaol nie był dobrym wyborem, bo zachciało się jej rozpisać nowego partnera dla głównej bohaterki?

Może Celaena postąpiła jak idiotka, wpuszczając go do swego serca.

Bardziej to on postąpił jak idiota, zakochując się w niej. Niestety, w maasversum miłoźdź robi z bohaterów totalnych kretynów.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 99

Może była głupia, że marzyła o świecie, w którym będzie mogła zignorować to, że człowiek wydający rozkazy kapitanowi kilkakrotnie zniszczył jej życie.

A czy ktoś ci kiedykolwiek kazał ignorować ten fakt? Czy Chaol kiedykolwiek kazał ci się pogodzić z okrucieństwem, jaki zadał ci król? O co ci w ogóle chodzi, laska? Rozumiem zdołowanie sytuacją, w jakiej się znalazłaś, ale mam niedoparte wrażenie, że szukasz winnych wszędzie, byle samej nie musieć przyznać się do błędu. A prawdą jest, że sama odtrąciłaś Chaola, nawet po tym, jak się dowiedziałaś, że to nie on odpowiada za śmierć Nehemii. Za rozpad waszej relacji możesz więc obwiniać t y l k o siebie. Nie Archera Finna, jak to robiłaś pod koniec zeszłego tomu, nie Chaola, który próbował znaleźć z tobą kontakt, tylko siebie. I autorkę, która w zamian postanowiła przypisać ci truloffa-przemocowca.

Celinka idzie do pracy w kuchni, gdzie zajmuje się myciem garnków. Towarzyszą jej dwaj mężczyźni, jeden młody, drugi stary.

Pomimo nieludzko wczesnej pory młodzieniec nie przestawał wesoło gawędzić. Jego słowa odbijały się echem od kamiennych schodów, ale gdy do kuchni wszedł Rowan, umilkł natychmiast.

Mi też się odechciewa wszystkiego, kiedy w książce pojawia się Rowan.

Książę Fae czekał na Celaenę w korytarzu z ramionami założonymi na piersi. Już wyglądał na znudzonego, ale jego zwierzęce, błyszczące oczy zwęziły się lekko, jakby miał nadzieję, że dziewczyna zaśpi i będzie miał powód, by ją ukarać. Jako nieśmiertelny zapewne dysponował nieskończoną cierpliwością i ogromną pomysłowością, gdy chodziło o wymyślanie kar.

Wróżę świetlaną przyszłość romansowi, w którym jedna osoba spodziewa się brutalnych tortur po drugiej.

– Oto wasza nowa pomywaczka na poranną zmianę. – Książę zwrócił się do staruszka stojącego przy palenisku. – Po śniadaniu przejmę ją na resztę dnia.

Wyglądało na to, że Rowan nie ma w zwyczaju witać się z nikim.

Witać się i to jeszcze z „mieszańcem”?! Toż to zniewaga majestatu!

Rowan daje okazję Celince, by ta sama się przedstawiła. Bohaterka używa imienia, jakie w pierwszej części nadała jej Nehemia, czyli Elentiya.

Dzięki bogom, że Rowan nie parsknął przy tych słowach. Była gotowa go wypatroszyć – a przynajmniej spróbować – gdyby chciał zadrwić z imienia nadanego jej przez Nehemię.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 105

Szkoda, że z takim zapałem nie zareagowałaś na jego przemoc wobec ciebie.

Celinka przysięga staruszkowi, że pomimo braku kompetencji, da z siebie wszystko jako pomoc kuchenna.

Najwidoczniej to było to, co Rowan chciał usłyszeć. Odszedł bezgłośnie. Każdy jego ruch był płynny i emanował mocą. Patrząc na niego, Celaena wiedziała, że powstrzymał się zeszłej nocy. Gdyby chciał, mógłby bez trudu zgruchotać jej szczękę.

A mógł zabić.

Poznajemy imiona nowych znajomych Celinki – starszy to Emrys, młodszy to Luca.

Celaena przyłapała Emrysa na przyglądaniu się jej dłoniom. Uniosła je i pokazała mu blizny.

– Już zostały pokaleczone. Nie będę narzekać na połamane paznokcie.

– Niech mnie matka uchowa! Co się stało? – spytał starzec, ale dziewczyna wiedziała, że już układa sobie fakty, analizuje jej akcent i przygląda się rozbitej wardze oraz cieniom pod oczami.

Wzmianka o akcencie zwróciła moją uwagę na istotny fakt, otóż na to, że w Wendlyn, a więc w państwie oddzielonym morzem od całej Erilei, najwidoczniej również mówi się w tym samym języku. Wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne. Wystarczy spojrzeć na nasz świat, gdzie nawet w państwach sąsiadujących ze sobą potrafią mieszkać ludzie posługujący się mową z zupełnie różnych rodzin językowych. Oczywiście, istnieje możliwość, że mowa wspólna wywodzi się właśnie z Wendlyn i osadnicy „przywieźli” ją ze sobą na inny kontynent. Nigdzie jednak nie zostało to wspomniane (zamiast tego mieliśmy informacje, że Fae z dworu Tarasu posługiwały się tym starożytnym językiem, w którym Celinka chociażby śpiewała pieśni pogrzebowe dla Nehemii), a sama mowa wspólna nigdy nie została dokładnie określona. Nie wiemy, z jakiego kraju się wywodzi i na ile powszechna tak naprawdę jest. Z akcji wynika, że znają ją dosłownie wszyscy, co jest bardzo leniwym zabiegiem. Tak naprawdę jedynym językiem poza tą wspólną mową, o jakim nam wspomniano, był język Eyllwe. Trochę mało jak na cały kontynent, nieprawdaż?

Światek z kart: 184

– To dzieło Adarlanu – odpowiedziała.

I Rowana. On też przyłożył do tego rękę.

Żart językowy niezamierzony.

Niech Rowan sobie myśli, że jest rozpieszczona i samolubna.

Ależ mnie drażni, że Celinka tak przejmuje się opinią tego buca. Dlaczego miałaby to robić? Już nawet pomijając to, co uczynił jej zeszłego wieczoru (chociaż nie wiem, jak można coś takiego zignorować), Fae nie jest ani czarujący, ani uprzejmy, w najlepszym wypadku traktuje ją obojętnie, a w najgorszym jest bezpodstawnie okrutny. Nie istnieje ŻADEN powód, dla którego zabójczyni miałoby zależeć na jego opinii! Żaden poza Imperatywem Narracyjnym, który uparcie będzie popychał ją w ramiona tego siwego sadysty.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze, oszalałem: 100

Nie mylił się, rzecz jasna, ale mimo to dziewczyna marzyła o obolałych mięśniach i dłoniach pokrytych pęcherzami. Chciała położyć się do łóżka tak zmęczona, by nie mogła śnić, myśleć i czuć absolutnie niczego.

Emrys zacmokał. W jego ciemnobrązowych oczach pojawiło się tyle współczucia, że przez moment Celaena chciała odgryźć mu głowę.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 106

Z użalania się nad sobą płynnie przeszliśmy do nieuzasadnionej agresji.

Zabójczyni zajęła miejsce zwolnione przez chłopaka na końcu stołu. Minęła po drodze ogromne palenisko ułożone ze starożytnych kamieni, na których wyryto dziwne symbole i oblicza. Nawet nogi piecyka uformowane były na podobieństwo stojących sylwetek, a na półce nad kominkiem znajdowało się dziewięć żelaznych figurek bogów i bogiń.

Zaczęliśmy trzeci tom i nareszcie dowiedzieliśmy się, ilu bogów się tu czci. Szacun.

Światek z kart: 185

Propos lenistwa, religia to kolejny idealny przykład braku kreatywności Maas. Ponownie, mieliśmy już państwa na kontynencie erilejskim, teraz poznajemy Wendlyn i okazuje się, że w obu tych miejscach panuje ten sam kult. Czy znowu mamy zakładać, że wiara w bogów została tu przekazana? Bo wiecie, mnie na przykład irytuje moment, w którym muszę ciągle coś zakładać, szukać usprawiedliwienia dla słabego budowania świata przedstawionego. Chcę widzieć, że autor ma jakiś pomysł i konsekwentnie go realizuje, a nie to sobie dopowiadać.

Dobrze jednak, załóżmy, że wiara w tych dziewięciu bogów się rozpowszechniła, zarówno w Erilei, jak i w Wendlyn. W takim wypadku nadal sposób jej przeżywania, hierarchia, święta mogą się różnić, tak jak na przykład różnie przeżywa się chrześcijaństwo w naszym świecie. Tu pojawia się kolejny problem – nie wiemy praktycznie n i c o religii u Maas. Nie wiemy, jak kształtuje ona mentalność swoich wyznawców, jak obchodzi się ją w życiu codziennym, jakie są jej symbole, jak wyobrażani są bogowie, czy istnieją sakramenty, kto ich w ogóle udziela, jaki udział w polityce ma duchowieństwo… A skoro tego nie wiemy, to tym bardziej nie będziemy w stanie wskazać różnić panujących w przeżywaniu wiary między Wendlyn, a na przykład Tarasem. Nie wiemy nawet, czy w ogóle ich wiara zakłada istnienie tych rzeczy, mogłoby być przecież tak, że jest ona uważana za rzecz marginalną. W takim wypadku jednak również trzeba by to jakoś pokazać i wyjaśnić. Zaczęliśmy analizę trzeciego tomu, a podobne kwestie nadal nie zostały nam choć trochę przybliżone. Nic więc nie jest lepszym dowodem na lenistwo autorki niż właśnie fakt, że przez tak długi czas nie potrafiła rozwinąć czegoś tak istotnego, dającego tak szerokie pole do popisu, jak właśnie religia i wierzenia.

Światek z kart: 186

Przeskok do śniadania. Moim zdaniem zbędny, można było spokojnie pociągnąć akcję od następnego akapitu.

Zbędne cięcie: 49

Gdy przez okna wpadło złociste światło świtu, do kuchni zstąpił chaos.

Czemu do kuchni? Nie mieli tam jakiejś jadalni? To potwornie niepraktyczne, żeby tłumy ludzi kręciły się po kuchni. Nie dość, że narobiliby bałaganu, to jeszcze wystąpiłoby ryzyko, że oparzą się o jakiś garnek, coś rozleją…

Wielkie miski z jajkami, ziemniakami i warzywami zostały pospiesznie zaniesione na górę do miejsca, które musiało być jadalnią.

A, no dobra. Ale nadal uważam, że motłoch w kuchni to zły pomysł. Kilka osób wystarczyłoby do zaniesienia potraw na górę. Mogłaby się tym też zająć pomoc kuchenna kilka minut przed porą śniadaniową.

Dziewczynie przedstawiono pospiesznie kilka osób, ale większość z nich w ogóle się nią nie zainteresowała.

Cóż za miła odmiana po spojrzeniach spode łba i przestraszonych szeptach, które towarzyszyły jej od dziesięciu lat.

Dziwi mnie podejście Celinki, wszak zawsze robiła wielki problem, kiedy ktoś nie zwracał na nią uwagi. Najwidoczniej nie tylko Rowan ma passa na olewanie protagonistki w tym tomie.

Czuła, że Rowan nikomu nie zdradzi jej tożsamości, choćby tylko dlatego, że najwyraźniej nie przepadał za rozmowami w tym samym stopniu co ona.

Celinka staje się zupełnie nie do poznania. Irytująca, musząca zawsze mieć ostatnie słowo prukwa nagle stwierdza, że nie lubi rozmów? A w przypadku Rowana pewnie nie chodzi o preferencje, tylko o to, że jest zwykłym bucem, który szanuje tylko Maeve.

Tu, w kuchni, zajęta krojeniem warzyw i myciem garów, była absolutnie nikim i cieszyła się każdą chwilą.

 


Czy kosmici porwali Celinkę? Serio, powoli przestaję ją poznawać.

W istocie, przy zlewach piętrzyły się już stosy brudnych półmisków i garnków. Szorowanie samego kotła mogło długo potrwać. Celaena przypadła więc do stołu, wybrała kilka jajek i pomidorów, nalała sobie herbaty i przystąpiła do jedzenia.

Lepszym określeniem byłoby pożeranie. Na bogów, ależ to było pyszne!

Cofam, to może być tylko Celinka.

– Przepraszam – rzuciła.

– Ech, jedz, ile chcesz – rzekł Emrys. – Mało rzeczy tak cieszy kucharza jak widok człowieka, któremu smakuje jego kuchnia.

Święta prawda.

Powiedział to z takim humorem i życzliwością, że Celaenie zrobiło się przykro. Co by o niej pomyśleli, gdyby znali jej przeszłość? Co poczęliby, gdyby wiedzieli o rozlanej przez nią krwi, torturach zadanych Grobowi i wypatroszonym Archerze? Gdyby wiedzieli o przyjaciółce, którą zawiodła? O wielu innych ludziach, których rozczarowała?

Troszeczkę mierzi mnie stawianie brutalnych morderstw obok zawiedzenia przyjaciółki i rozczarowania ludzi. To są rzeczy, które zdarzają się każdemu. Patroszenie innych już niekoniecznie.

Siedzieli obok niej w ciszy i nie zadawali żadnych pytań. Cieszyło ją to, bo nie miała ochoty na rozmowę.

Kilka dni w towarzystwie Rowana z każdego zrobiłoby milczącego dzikusa.

Celinka przysłuchuje się rozmowom Emrysa i Luki, ich codziennym zmartwieniom oraz obawom.

Nie spaczyło ich złe imperium, nie wpłynęły na nich lata brutalnych rządów i niewoli, nie byli świadkami rozlewu krwi. Dziewczyna niemalże widziała trzy dusze w pomieszczeniu, ich jasne i świecące oraz jej, migoczącą czarnym płomieniem.

A nie lepiej „błękitnym”? ;)

„Nie pozwól, aby to światło zgasło” – powiedziała do niej Nehemia owej nocy w tunelach.

Moda na cytat: 5

Ciemna Gwiazda mnie znienawidzi przy okazji tej analizy.

*kręci sobie sznur*

Już miała się zabrać do zmywania, gdy odezwał się Luca:

– Skoro trenuje cię sam Rowan, musisz mieć ogromnego pecha albo być bardzo ważna.

Bardziej pasowałoby określenie „przeklęta”, ale zachowała tę uwagę dla siebie.

Czyli jednak Celinka jest świadoma tego, jak przerąbane ma z Rowanem. To już coś.

Podczas rozmowy z mężczyznami Celinka dowiaduje się, że „mieszańcy” trenuję często kilkadziesiąt lat, by dostać się do Doranelle. Niektórym nie udaje się to nigdy, jak chociażby w przypadku Emrysa.

– Starałem się przez kolejne dziesięć, ale nigdy nie okazałem się godzien. Byłem zbyt przeciętny. Potem uznałem, że wolę mieć tu własny kąt oraz kuchnię niż snuć się po Doranelle, gdzie wszyscy po kres życia patrzyliby na mnie z góry. Na szczęście mój towarzysz życia myślał podobnie. Wkrótce go poznasz. Zawsze wpada tu, by kraść jedzenie dla siebie i swych ludzi.

Zachichotał, a Luca uśmiechnął się szeroko. Towarzysz życia – a nie mąż. Fae mieli towarzyszy, z którymi tworzyli nierozerwalne związki, silniejsze od małżeństwa, wykraczające poza ich śmiertelne życie.

Ach tak, mój ulubiony wątek w książkach Maas – więź towarzysza. W swoim czasie do tego dojdziemy, ale sygnalizuję wam zawczasu, że będzie to jedno z tych narzędzi pisarskich, których zdzierżyć nie mogę.

Jeszcze jedna uwaga do słów „wykraczające poza ich śmiertelne życie” – tyczą się ludzi, czy Fae? Bo z kontekstu zdania wynika, że chodzi o tych drugich, a oni są przecież nieśmiertelni.

Światek z kart: 187

– A więc wszyscy jesteście mieszańcami? – spytała Celaena.

Luca zesztywniał, ale uśmiechnął się szeroko.

– Tak nazywają nas jedynie Fae czystej krwi.

Nie ma to jak stary, dobry rasizm. Najlepsze jest to, że „mieszańce” istnieją tylko dlatego, że Fae zachciało się kopulować z ludźmi, więc jakie mają oni prawo pogardzać własnymi potomkami? Obrzydliwe.

Luca wyjaśnia, że ze względu na pochodzenie, pół-Fae (tak sami siebie określają) spędzają życie na posterunkach granicznych, gdyż ani ludzie nie czują się przy nich bezpiecznie, ani Fae ich nie poważają. Tylko nielicznym udaje się dostać do Doranelle.

– A umiesz się zmieniać? – spytał chłopak. Emrys obrzucił go ostrzegawczym spojrzeniem.

– A ty? – rzekła w odpowiedzi.

– Nikt z nas tego nie potrafi. Gdybyśmy poznali tę sztukę, pewnie trafilibyśmy do Doranelle wraz z innymi utalentowanymi, których Maeve lubi zbierać.

W dalszej części Celinka wypytuje mężczyzn, czy któryś z nich włada magią. Okazuje się, że nie. Pozostali z twierdzy też nie mają wiele do zaoferowania w tym temacie.

– Niektórzy, ale to raczej banalne dary typu nakłanianie roślin do szybszego rośnięcia, odnajdowanie ujęć wody czy przywoływanie deszczu. Choć przydają się, trzeba przyznać.

A więc nie mogła liczyć na pomoc. Cudownie.

– Ale – ciągnął Luca – nikt z nas tutaj nie ma żadnych rzadkich bądź spektakularnych talentów, takich jak zmiana postaci, kontrolowanie ognia – żołądek Celaeny ścisnął się przy tych słowach – czy widzenie przyszłości. Jakieś dwa lata temu przybyła do nas pewna kobieta, która władała surową magią. Była w stanie robić wszystko, co jej przyszło do głowy. Umiała przywołać każdy żywioł. Po jakimś tygodniu Maeve wezwała ją do Doranelle i nigdy więcej jej nie zobaczyliśmy.

Tak, mamy w tym uniwersum do czynienia z avatarem. W tej części jeszcze się nie pojawi, ale nie obawiajcie się, w swoim czasie ją również poznamy.

Celaena spojrzała na żelazne figurki. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć im, że zdaniem wielu ludzi w dawnych czasach bogowie płodzili z ludźmi dzieci, które dziedziczyły część boskiej mocy, ale nie miała ochoty na dłuższe wywody.

Znów powracamy do mitologii greckiej, jakże oryginalnie.

– Co wiecie o Rowanie? Ile on ma lat?

To bardzo dobre pytanie. Według wiki nasz u k o c h a n y bohater ma ponad czterysta pięćdziesiąt lat. Tak, dobrze przeczytaliście. Ponad czterystuletni byk będzie tworzył związek z niespełna dwudziestolatką.

 


– To jeden z nielicznych Fae, których widujemy w Mistward. Zatrzymuje się tu czasami, by odbierać raporty dla Maeve, ale z nikim nie rozmawia. Nigdy nie spędza tu nocy. Bywa, że przybywa z innymi podobnymi sobie. Sześciu z nich służy królowej jako szpiedzy i przywódcy wojenni. Nigdy z nami nie rozmawiają i jedynie plotki zdradzają nam, dokąd się udają i co robią. Rowana widuję, odkąd tu przybyłem, choć oczywiście nigdy nie poznałem go bliżej. Czasami nie odwiedza nas przez całe lata, pochłonięty służbą dla Jej Wysokości. Chyba nikt nie wie, ile ma lat. Gdy miałem piętnaście lat, rozmawiałem z najstarszymi mieszkańcami twierdzy, którzy znali go od dzieciństwa. Tak, Rowan jest bardzo, bardzo stary.

Wiek to tylko liczba: 7

– I zły jak żmija – mruknął Luca.

Żółwik, Luca.

– Lepiej bacz na słowa. – Zerknął ku drzwiom, jakby obawiał się, że Rowan kryje się za nimi. Gdy znów spojrzał na Celaenę, w jego oczach znać było ostrożność. – Najprawdopodobniej czeka cię niezła przeprawa.

– Emrysowi chodzi o to, że Rowan to zimnokrwisty morderca i sadysta – dodał Luca. – Mówią, że to najpaskudniejszy i najwredniejszy wojownik Maeve.

I wcale się nie mylą. Polać im i Luce.

Cóż, nie zaskoczyło jej to wcale, ale fakt, że istniało jeszcze pięciu takich jak on, był nieprzyjemną niespodzianką.

Fakt, że jeden z nich, równie stary, będzie w przyszłości sparowany z osiemnastolatką, jest jeszcze bardziej nieprzyjemną niespodzianką. :’)

– Nie wolno się nam uczyć Starej Mowy przed wejściem do Doranelle – rzekł Luca – ale słyszałem, że jego tatuaż to lista zamordowanych ludzi.

 


– Cicho bądź – napomniał go Emrys.

– Na każdym kroku daje to do zrozumienia. – Chłopak zmarszczył brwi, patrząc na Celaenę. – Może lepiej się zastanów, czy Doranelle jest tego warte. Tu nie jest tak źle.

Dziewczyna miała już dosyć rozmowy.

– Dam sobie z nim radę – powtórzyła.

Tak, o ile znów nie dojdzie do wniosku, że ma ochotę cię sklepać. Albo zakatować na śmierć. Sama przecież myślałaś o tym, że spokojnie byłby w stanie to zrobić.

Przecież Maeve na pewno nie chciała trzymać jej tu przez długie lata, a jeśli zacznie się na to zanosić, Celaena wyjedzie i poszuka innego sposobu na powstrzymanie króla.

Już widzę, jak Rowan pozwala jej tak po prostu pójść, wypisując jej wcześniej list referencyjny.

– Daj jej spokój. Niech robi to, na co ma ochotę.

Masz rację, Emrysie. Do niej i tak żadne logiczne argumenty nie przemówią.

Chłopak zaczął mówić o pogodzie, a Celaena skierowała się ku stosom naczyń. Myjąc je, szybko wpadła w trans, podobnie jak na statku, gdy czyściła broń. Wkrótce przestała słyszeć odgłosy kuchenne i pogrążyła się w gorzkich myślach, spośród których na pierwszy plan wybijała się ta jedna najgorsza. Nie pamiętała, czym jest wolność.

Mi tam się wydaje, że w porównaniu z takim Endovier, miałaś bardzo dużo swobody w Rithfold. Nikt właściwie cię nie kontrolował, mogłaś chodzić, gdzie tylko ci się podobało, spotykać się, z kim tylko ci się zachciało, rozmawiać o konspiracji w samym pałacu… Tutaj musisz co prawda znosić Rowana, ale poza tym twoimi jedynymi obowiązkami jest mycie garów i ćwiczenie magii. Także głowa do góry, Celinko, wolności wcale nie masz tak mało, jak ci się wydaje!

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 106

Royal pussy: 102

If you’re evil and you know it clap your hands: 147

Nowe szaty zabójczyni: 121

Światek z kart: 187

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 100

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 109

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 49

Moda na cytat: 5

*Wiek to tylko liczba: 7