niedziela, 27 lutego 2022

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 12

Klan Czarnodziobych zebrał się jako ostatni na Elfiej Przełęczy, przez co otrzymał najmniejsze i najdalej położone izby w kompleksie wyrytym w zboczu Omegi. Był to ostatni szczyt Gór Ruhnn, wysunięty najdalej na północ spośród szczytów otaczających zasypaną śniegiem przełęcz. Po drugiej stronie wznosił się Północny Kieł, ostatni z Białych Kłów, w tej chwili zajęty przez ludzi króla, posępnych drabów, którzy nawet nie wiedzieli, co myśleć o kręcących się wszędzie wiedźmach.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 107

Odezwały się radosne optymistki.

Jakby coś myśleli, to pewnie byłabyś obrażona, że was nie znoszą albo fantazjują seksualnie.

Wiedźmy niecierpliwie czekają na obiecane wywerny:

Wszystkie trzy klany wiedźm zebrały się po raz pierwszy od pięciuset lat. Swego czasu było ich dwadzieścia tysięcy, ale przetrwało zaledwie trzy tysiące. Tylko tyle pozostało z ongiś potężnego królestwa.

To bardzo potężne te wiedźmy.

Mimo to korytarze Omegi były niebezpiecznym miejscem. Manon już musiała rozdzielić Asterin i jedną sukę z Żółtonogich, która jeszcze się nie nauczyła, że Czarnodziobe, a zwłaszcza członkinie Trzynastki, nie lubią być wyzywane od mięczaków.

Czemu wszystkie patusiarskie postacie uniwersum muszą mieć tak kruche ego?

Twarze obu wiedźm obryzgane były błękitną krwią i choć Manon z zadowoleniem zauważyła, że większość ran została zadana przez piękną, bezczelną Asterin, musiała ukarać swą zastępczynię.

Nowe szaty zabójczyni: 122

Maas, to nie jest artykuł o pierwszej kobiecie w męskim środowisku. Nie musisz podkreślać jej piękna w niepotrzebnym miejscu.

Wymierzyła jej trzy ciosy – jeden w brzuch, by wiedźma poczuła swą bezsilność, drugi w żebra, by zastanowiła się nad swoimi decyzjami za każdym razem, gdy nabiera tchu, a trzeci w twarz, by złamany nos przypominał jej, że kara mogła być o wiele surowsza. Asterin przyjęła wyrok bez jęku, krzyku czy słowa skargi. Tak postąpiłaby każda z Trzynastki.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 108

Po co? Rozumiem, że wiedźmy są brutalne i nie oszczędzają nawet swoich, ale po co aż tak ranić ważną postać w klanie? Żeby walczyła na wózku inwalidzkim? Manon dzieli mózg z Rowanem.

Dziś rano, gdy zasiadły do nędznego śniadania składającego się z gotowanej owsianki, opuchnięta, posiniaczona Asterin obdarzyła przywódczynię hardym uśmiechem.

Owsianka bez niczego jest faktycznie paskudna, ale czemu Manon musi zrzędzić jak Celinka?

Gdyby była to jakaś inna wiedźma, Manon wywlekłaby ją za kark z pomieszczenia i ukarała za bezczelność, ale Asterin…

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 109

Mam flashbacki do Celinki z pierwszego tomu.

Były kuzynkami, ale nie łączyła ich przyjaźń. Manon nie miała przyjaciół. Żadna wiedźma, a już zwłaszcza ta należąca do Trzynastki, nie miała przyjaciół.

 


Asterin jednakże strzegła jej tyłów od ponad stu lat i ów uśmiech oznaczał, że podczas następnej bitwy nie wbije Manon sztyletu w plecy. Nie, wręcz przeciwnie. Szalona Asterin była gotowa obnosić się z opuchniętym nosem niczym z honorowym wyróżnieniem i uwielbiać go do końca swego już śmiertelnego życia.

Kolejna z syndromem bitej żony.

Przywódczyni Żółtonogich, wyniosła, potężna wiedźma o imieniu Iskra, poprzestała na zbesztaniu swojej podwładnej, a potem odesłała ją do lazaretu we wnętrzu góry. Co za idiotka…

Bo szanuje drugą wiedźmę i nie chce bezsensownie tracić członkini sabatu?

Przywódczynie wszystkich sabatów otrzymały surowe rozkazy, by narzucić swym podwładnym dyscyplinę i unikać wszelkich walk między klanami. Te, które łamały rozejm, narażały się samym Matronom. Jeśli Iskra nie ukarze swej podwładnej na oczach wszystkich, krnąbrna wiedźma będzie nadal obrażać pozostałe, aż wreszcie zostanie powieszona za palce przez nową Najwyższą Wiedźmę Żółtonogich.

Przecież ją zbeształa na widoku wszystkich. Co, ma jeszcze kopnąć ją w krocze, byś była ukontentowana?

Zeszłej nocy odprawiły rytuał ku pamięci Baby Żółtonogiej w ogromnej podziemnej jadalni. Zapaliły wszystkie dostępne świece zamiast nakazanych tradycją czarnych, założyły kaptury, o ile udało im się jakieś znaleźć, i odmówiły Święte Słowa ku czci Bogini o Trzech Twarzach bez zaangażowania, zupełnie jakby recytowały przepis kulinarny. Uroczystość wypadła beznadziejnie.

Szkoda, że ta Bogini nie ma jakieś bardziej kreatywnej nazwy, lecz wreszcie pojawia się jakiś konkret i rytuał.

Mimo krążących plotek żadna z wiedźm nie miała pojęcia, kto jest mordercą Baby Żółtonogiej. Manon wybrała się na spotkanie Matron i przywódczyń. Muszę tu pochwalić autorkę, że wreszcie uchyliła rąbek tajemnicy na temat świata przedstawionego i przy tym nie katuje nas toporną ekspozycją. Gdybyśmy dostali sympatyczniejszą bohaterkę niż Manon, to lepiej by mi się to śledziło niż pałacowe perypetie Celinki.

Manon traktowała swoje ciało jak broń – myła je, pielęgnowała i utrzymywała w gotowości, by w każdej chwili bronić się bądź niszczyć.

Szkoda, że nie podchodzisz tak do ciała swojej kuzynki.

Droga na atrium przy czarnym moście, łączącym Omegę z Północnym Kłem, była jednak wyczerpująca i pomimo surowego treningu wiedźma była zdyszana. Most od razu jej się nie spodobał. Co więcej, źle pachniał.

Pachniał tak jak dwoje więźniów, których widziała wraz z księciem. Ba, wszystko tu tak cuchnęło! To nie był naturalny zapach, z pewnością nie należał do tego świata.

Ja bym się tak nie zaciągała smrodami.

Manon opisuje nam Matrony Żółtonogich i Błękitnych. Oczywiście jest roztrząsanie wyglądu, ale dodaje to informacji na temat świata przedstawionego, więc nie będę się tutaj aż tak czepiać. Wiedźma podeszła do swojego klanu.

To, że Najwyższa Wiedźma osobiście ją powitała, było wielkim zaszczytem.

Oooooczywiście Mary Sue vol. 2 musiała zostać specjalnie wyróżniona.

Manon opuściła głowę i przytknęła dwa palce do czoła. Posłuszeństwo, dyscyplina i bezwzględność były najważniejszymi hasłami w klanie Czarnodziobych. Wszelkie inne pojęcia należało bez wahania zniszczyć i zapomnieć. Manon dostrzegła pozostałe Matrony, przyglądające się jej z uwagą. Uniosła wysoko głowę i splotła dłonie za plecami.

Będę się czepiać, ale nie lepiej powiedzieć „spleść ręce z tyłu”? To bardziej pasuje do opisu rozgrzewki na wf-ie.

Dziedziczka Błękitnokrwistych, Petrah, stała najbliżej Najwyższych Wiedźm. Jej grupa zajęła pozycję w centrum zgromadzenia. Manon zesztywniała, ale wbiła w nią wzrok. Jej piegowata skóra była równie blada jak skóra Manon, a splecione w warkocz włosy równie złociste jak u Asterin. Był to ciemny, miedziany kolor, który odbijał szare światło. Petrah, podobnie jak wiele innych wiedźm, olśniewała urodą, ale zachowywała śmiertelną powagę. Jej czoło zamiast żelaznej korony wieńczyła stara skórzana opaska. Trudno było ocenić jej wiek, ale skoro tak wyglądała po zniknięciu magii, na pewno nie była o wiele starsza od Manon. Nie było w niej agresji, ale też się nie uśmiechała. Uśmiechy wśród wiedźm należały do rzadkości, chyba że uczestniczyły w polowaniu bądź w masakrze.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 110

Mówiłam! Maas stosuje podwójne standardy wobec Adarlańczyków a innych ludów.

Ale dziedziczka Żółtonogich uśmiechała się do niej bezczelnie. Widać było, że usiłuje ją sprowokować, a Manon odkryła, że z przyjemnością dałaby jej tę satysfakcję. Najwyraźniej Iskra nie zapomniała o wczorajszej bójce między ich podwładnymi. Błysk w brązowych oczach Iskry sugerował, że tamta sprzeczka była jedynie wstępem. Manon zaczęła się zastanawiać, co by się stało, gdyby rozszarpała gardło dziedziczce Żółtonogich. Czy wpadłaby w wielkie tarapaty? Na pewno położyłaby w ten sposób kres bójkom między innymi wiedźmami. Jeśli atak nie byłby niczym uzasadniony, Manon zostałaby jednak stracona. Sprawiedliwość wśród wiedźm działała błyskawicznie. Starcia o dominację mogły się zakończyć utratą życia, ale należało wcześniej rzucić wyzwanie. Bez formalnej prowokacji ze strony Iskry Manon miała związane ręce.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 111

Serio, czy można myśleć o czymś innym w tym uniwersum niż spuszczanie manta każdej napotkanej osobie?

W ogóle to już zaznaczę na wstępie, co mi najbardziej wadzi w kreacji wiedźm poza ich bezsensowną brutalnością i postacią Manon. Czy tylko dla mnie, nieważne jak Maas próbuje dać temu epickości, to ich sprzeczki przypominają kłótnie klasowych lambadziar o złamane tipsy? Mam wrażenie, że to bardziej pasuje na scenariusz kontynuacji Wrednych dziewczyn, a nie serii fantasy o brutalnej zabójczyni.

Mamy znienacka niepotrzebne przejście do przechodzenia po śmierdzącym moście.

Zbędne cięcie: 50

Przejście po czarnym moście okazało się trudniejszym doświadczeniem, niż Manon była gotowa przyznać. Kamienie pulsowały pod jej stopami, wydzielając smród, którego nikt inny najwidoczniej nie czuł. Przenikliwy, wyjący wiatr uderzał w wiedźmy raz za razem, próbując zepchnąć je za kamienną balustradę. Nie widziały nawet dna rozpadliny, gdyż tuż pod mostem kłębiły się mgły, nieniknące nawet za dnia. Manon przypuszczała, że to sztuczka króla.

 


If you're evil and you know it clap your hands: 148

Przestańcie o wszystko go obwiniać! Tak, specjalnie chciał narazić swoich najemników. Myśl, kobieto.

Ich widok rodził kolejne pytania, których jednak nie miała ochoty zadać na głos. Nie zależało jej aż tak bardzo na odpowiedziach.

Do ogromnego atrium Północnego Kła Manon dotarła ze zlodowaciałą twarzą i przemarzniętymi uszami. Latała na różnych wysokościach podczas najgorszej pogody, ale jej loty nigdy nie trwały długo. Zawczasu napełniała też brzuch świeżym mięsem, dzięki czemu było jej ciepło.

Trochę mnie bawi, że wiedźmie z ogromnym plot armorem zadał obrażenia dopiero zimniutki wiaterek i smród.

Wytarła cieknący nos w czerwony płaszcz.

Nowe szaty zabójczyni: 123

Jak się stęskniliście za podkreślaniem jednego elementu garderoby, to proszę bardzo.

Zauważyła, że przywódczynie pozostałych sabatów jak zwykle nie spuszczają wzroku z karmazynowego materiału. Patrzą na nią z zazdrością i pogardą. Najdłuższe i najbardziej szydercze spojrzenia należały do Iskry. Dobrze by było zedrzeć jej kiedyś skórę z twarzy. Cholernie dobrze.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 112

Koleżanko, ale ona tylko się na ciebie gapiła. Nie wiem, jak można być bardziej delulu niż nastolatka, która buduje relację z crushem na podstawie wymienionych spojrzeń.

Wiedźmy oprowadzają kilku podejrzanych typów, dlatego starają się wspólnie się zabezpieczać.

Manon jednakże ani na moment nie wypuszczała z dłoni swego ulubionego ostrza, Tnącego Wiatr.

 


Maas, proszę, jak jesteś słaba w nazwy własne, to ich unikaj jak możesz.

Chłop przedstawia typy wywern. I znowu plus dla Maas przedstawienie magii w tym uniwersum, bo jest… spoko.

– A kiedy – Matka Czarnodzioba wbiła w niego wzrok – będziemy mogły wybrać dla siebie wierzchowce?

Mężczyzna przełknął ślinę.

– Wyhodowaliśmy szczep łagodniejszych, lepiej usposobionych wywern, by nauczyć was podstaw.

Iskra warknęła głucho. Manon była gotowa uczynić to samo, dotknięta słowami człowieka, ale przerwała jej Matrona Błękitnokrwistych:

– Nikt nie uczy się jeździć konno, wskakując na wojennego rumaka.

Przynajmniej jedna z rozumem i godnością człowieka.

Człowiek odetchnął z ulgą.

– Gdy oswoicie się z lataniem…

– My urodziłyśmy się na wietrze! – odezwała się jedna z przywódczyń sabatów.

Pragnę przypomnieć, że dawno straciłyście moce.

Zawtórowały jej pomruki aprobaty. Manon milczała, podobnie jak inne przywódczynie sabatów Czarnodziobych. Posłuszeństwo. Dyscyplina. Bezwzględność. Przechwalanie się było poniżej ich godności.

Eeeeee, bo wcale nie pyszniłaś się przed wieśniakami, jak ich mordowałaś dla uciechy?

Mężczyzna przestępował z nogi na nogę i wpatrywał się w Cresseidę, jakby pomimo kolczastej korony była jedyną, która nie stanowiła zagrożenia. Idiota. Manon czasami myślała, że wiedźmy Błękitnokrwiste były najbardziej niebezpieczne spośród ich grona.

Nie musisz od razu rzucać inwektywami. Dla mnie koleś szukał z nią porozumienia, bo jako jedyna nie zachowuje się jak dresiara.

– Gdy będziecie gotowe, rozpoczniemy proces doboru. Przydzielimy wam wierzchowce i przystąpimy do szkolenia.

Manon na sekundę odwróciła spojrzenie od babki, by przyjrzeć się wnętrzu jaskini. Widziała potężne łańcuchy przytwierdzone do jednej ze ścian oraz ogromne plamy zaschniętej ciemnej krwi na kamieniach, jakby rozszarpano tam jedną z bestii. Na podłodze rozciągała się wielka pajęczyna pęknięć. Cokolwiek uderzyło w to miejsce, zrobiło to z ogromnym impetem.

– Po co te łańcuchy? – Manon usłyszała własny głos. Babka spojrzała nań ostrzegawczo, ale wiedźma wpatrywała się w dozorcę. Ten wybałuszył oczy, olśniony jej urodą, a potem otworzył je jeszcze szerzej, gdy wyczuł śmierć w jej spojrzeniu. Typowa reakcja.

A mówią, że to sasaengi mają urojenia.

Mężczyzna tłumaczy im, że są dla przynęty, którą stanowiły słabsze wywerny. Pokazuje im najlepszego byka, Tytusa, który wywołuje u wszystkich wiedźm zachwyt.

– A co jedzą? – spytała Petrah, nadal spokojna i poważna.

Mężczyzna potarł kark.

– Cokolwiek, byleby było świeże.

– To tak jak my – odezwała się Iskra, szczerząc zęby.

Gdyby powiedział to ktoś inny, a nie dziedziczka Żółtonogich, Manon również uśmiechnęłaby się z satysfakcją.

Coraz bardziej czuję się jak na wycieczce szkolnej. Przywiązywanie się do swoich grupek totalnie temu nie pomaga.

Tytus zabija jednego z dozorców. Scena jest bardzo krwawa i typowo dla szokowania, więc ją wytnę.

Byk na dole wpatrywał się w nie, nadal tłukąc ogonem o podłoże. Magia znikła, ale tworzenie wspaniałych bestii nadal było możliwe. Magia znikła, ale Manon poczuła niezbitą pewność, że patrzyła na swoje przeznaczenie. Tytus był jej pisany. On i tylko on.

Stworzenie, którego miała dosiąść, musiało być bowiem najzacieklejsze ze wszystkich, o naturze równie mrocznej jak jej własna. Spojrzała w bezdenny mrok czający się w oczach Tytusa i uśmiechnęła się.

Była pewna, że wywerna odpowiedziała jej tym samym.

Wyczuli u siebie plot armor.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 112

Royal pussy: 102

If you’re evil and you know it clap your hands: 148

Nowe szaty zabójczyni: 123

Światek z kart: 187

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 100

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 109

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 50

Moda na cytat: 5

*Wiek to tylko liczba: 7

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz