niedziela, 29 maja 2022

DZIEDZICTWO OGNIA ROZDZIAŁ – 18

 

Na szczęście Dorian nie musiał już więcej zabawiać Aediona i widywał go głównie na państwowych obiadach i spotkaniach, podczas których generał udawał, że książę nie istnieje.

Zabawianie kojarzy mi się z dzieckiem, które nie potrafi usiedzieć w miejscu na nudnym rodzinnym przyjęciu.

 Nie widywał również Chaola, co stanowiło dla niego ulgę, gdyż ich rozmowy przybierały ostatnio niezręczny obrót.

Może mam pamięć złotej rybki, ale mam wrażenie, że w tym tomie Dorian więcej opowiada o tych niezręcznych spotkaniach z Chaolem niż je ma. Ile można.

Podstawowa zasada – show, don’t tell.

Rozpoczął poranne ćwiczenia szermiercze ze strażą. Było to równie przyjemne jak wylegiwanie się na łóżku najeżonym rozżarzonymi gwoździami, ale mógł przynajmniej spalić mnóstwo niespożytej energii, która nie dawała mu spokoju zarówno za dnia, jak i w nocy.

Ja wiem, że Dorian to ten typ, co woli czytać książki niż walczyć, lecz no żadna łaska, że robi coś, co należy do jego obowiązków.

 Ponadto skaleczenia, otarcia i naciągnięte mięśnie stanowiły powód, aby odwiedzać katakumby uzdrowicieli. Miał wrażenie, że Sorscha zna już rytm jego ćwiczeń, i jej drzwi zawsze stały przed nim otworem.

Nieustannie myślał o tym, co mu powiedziała w jego komnacie. Zastanawiał się, jak to możliwe, że ktoś, kto utracił wszystko, był gotów poświęcić całe życie, służąc rodzinie człowieka, który mu to odebrał.

Tak działa Imperatyw Narracyjny, Dorianku.

A kiedy powiedziała: „Bo nie miałam dokąd pójść”, przez chwilę miał wrażenie, że nie patrzy na Sorschę, ale na Celaenę, owładniętą smutkiem, rozpaczą i wściekłością, przychodzącą do jego pokoju, bo nie miała do kogo się zwrócić.

Okej, dziewczyny łączy wspólny mianownik, ale możemy wreszcie przestać wspominać o Celince? Ta książka ma tytuł Dziedzictwo Ognia, a nie Kult Celaeny.

Myślę, że Kult Celaeny to idealny alternatywny tytuł dla całej tej serii.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 113

Nigdy nie poznał takiego uczucia. Nigdy nie dowiedział się, czym jest podobna strata, ale życzliwość Sorschy, której okazał wielką niewdzięczność, była dla niego niczym cios kamieniem w głowę.

To, że często byłeś bucem to jedno, jednak inną sprawą jest to, że Sorsha jest w tym nielogiczna. Już patusiarstwo Celinki bardziej rozumiałam.

Nie do końca rozumiem, kiedy Dorian okazał Sorschy niewdzięczność. Kiedy się za nią nie uganiał po ich pierwszym spotkaniu? Kiedy jej nie zapamiętał? Wspominając, jak ogromny jest szklany pałac (kłania się nam pierwszy tom, rozdział siódmy i cytat: „Sześćset komnat, kwatery wojskowych i służby, trzy parki, gaj ze zwierzyną łowną i stajnie po obu stronach”), nie ma się chyba co dziwić, że Dorian nie zna imienia każdej pracującej w nim osoby.

Wszedł do jej komnaty. Dziewczyna uniosła głowę i obdarzyła go szerokim, pięknym uśmiechem. Cóż, czyż nie był to powód, dla którego szukał wymówek, aby odwiedzać ją codziennie? Uniósł nadgarstek, już sztywny i pulsujący.

Boru Tucholski, to naprawdę coraz bardziej przypomina kiepską komedię romantyczną.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 107

– Przewróciłem się na niego – powiedział na wejściu.

Biorąc pod uwagę, jak w poprzednich tomach dominowała kategoria Royal pussy, to jestem w stanie uwierzyć w te wymówkę.

Uzdrowicielka obeszła stół. Miał okazję przyjrzeć się jej wysokiej sylwetce obleczonej w prostą szatę. Poruszała się płynnie niczym przelewająca się woda, a Dorian nie mógł przestać zachwycać się zręcznością jej palców.

Ciekawe, czemu Dorian tak zwracał uwagę na zręczność palców ( ͡° ͜ʖ ͡°)

*bonk*

– Niewiele na to pomogę – rzekła, zbadawszy nadgarstek. – Mam jednak wywar na uśmierzenie bólu. Mogę też przygotować temblak…

– Na bogów, skądże! Żadnych temblaków. Straż nigdy nie przestałaby się ze mnie śmiać!

I znowu ten durny strach przed wyśmianiem. Po pierwsze, nie pasuje to do Doriana, co zawsze miał w głębokim poważaniu zdanie innych mieszkańców pałacu. Po drugie, sam specjalnie się naraża, by spotykać się z uzdrowicielką. Chyba lepiej, by mieć namacalne dowody, że nie schodzi tam na pogawędki przy kapuczinie.

Jej oczy zamigotały jak zawsze, gdy była rozbawiona i usiłowała nie dać tego po sobie poznać.

Oczywiście, jak czegoś postać nie przekazuje wprost, to oczy powiedzą o wszystkim. Nie rozumiem tego fetyszu paczadełek u Maas.

Niemniej jednak, odrzucając temblak, tracił powód, by dalej tu przebywać.

O tym pisałam.

Dorian pyta Sorschę, nad czym pracuje. Ta odpowiada, że tworzy lekarstwa dla służby i strażników.

Paplała tak tylko wtedy, gdy była zdenerwowana. Dorian zauważył z pewną satysfakcją, że działo się to wówczas, gdy podchodził do niej bliżej. Nie miała chyba nic przeciwko. Gdyby wyczuł, że jej to przeszkadza, zachowałby dystans. Teraz była tylko zakłopotana. Lubił to.

Jako osoba ze stwierdzoną przez lekarza fobią społeczną zmroził mnie ten fragment. Wiem, że miała być to słodka uwaga, że „hehe, ta nieśmiała szara myszka peszy się przed swoim crushem, a ten tak powiększa sobie mentalnego siura”. Tylko, że jeżeli naprawdę mu zależy na dobrym kontakcie, to powinien budować bardziej komfortową atmosferę, a nie jeszcze ją utrudniać. Na miejscu Sorschy bardziej bym to doceniła. I nie, zakłopotanie, nieśmiałość w takiej sytuacji nie jest słodka. Jest paraliżująca i stresująca. Nie wiem, co w tym uroczego, że ma się problem z oddychaniem i bólem w klatce piersiowej przy większości kontaktów międzyludzkich. Wiele razy mówi się, by nie fetyszyzować depresji w mediach. Liczę, że ludzie ogarną, że także to dotyczy fobii społecznej/aspołeczności/nieśmiałości.    

Wybaczcie za prywatę, ale denerwuje mnie, jak Maas podchodzi z ignorancją do kolejnego poważnego zagadnienia. Szkoda, że Sorschę przedstawia się jako taką fajtłapę. Miała potencjał do bycia ciekawą postacią, która nie musi być przebojowa, by wzbudzić sympatię u czytelnika.

– Ta wasza… wasza przyjaciółka. Królewska Obrończyni. Czy wszystko u niej dobrze?

Czy możemy dostać kiedyś rozdział bez wspominania o Celince?

Misja w Wendlyn była utrzymywana w tajemnicy, ale książę i tak się o niej dowiedział.

Co tylko świadczy o profesjonalizmie.

I cały misterny plan Chaola, żeby trzymać gębę na kłódkę poszedł w piz… Chyba, że Dorian nie wie, kto ów plan wymyślił.

– Ojciec zlecił jej zadanie na najbliższych kilka miesięcy. Mam oczywiście nadzieję, że wszystko u niej gra, choć jestem pewien, że potrafi o siebie zadbać.

Pomijając, co obchodzi Sorshę Celinka, to dziwi mnie, że Dorian na tyle jej ufa, że nie wymyślił jakiegoś kłamstwa na poczekanie.

– A jej pies?

– Strzała? Och, wszystko w jak najlepszym porządku. Jej łapa bardzo szybko się zagoiła. – Suczka oczywiście spała teraz w jego łóżku i bez przerwy domagała się smakołyków, ale dobrze było mieć przy sobie pamiątkę po nieobecnej przyjaciółce. – To twoja zasługa – dodał.

Nagle przypomnieli sobie o jej egzystencji XD

Sorscha skinęła głową, odmierzając i przelewając jakąś zieloną ciecz. Dorian miał wielką nadzieję, że nie będzie musiał tego wypić.

Royal pussy: 104

Normalnie jak z dzieckiem.

– Mówią… – Dziewczyna spuściła wzrok i ukryła na chwilę swe przepiękne oczy.

Nowe szaty zabójczyni: 137

– Mówią, że kilka miesięcy temu po korytarzach zamku włóczyła się jakaś dzika bestia. To ona rzekomo rozszarpywała ludzi przed Yulemas. Nie mam pojęcia, czy została złapana, ale… Ale pies waszej przyjaciółki wyglądał, jakby został zaatakowany.

Dorian narzucił sobie spokój. Uzdrowicielka najwyraźniej rzeczywiście poukładała sobie kilka faktów i nikomu nic nie powiedziała.

Nie trzeba być Sherlokiem, by na to wpaść. Dziwi mnie, że więcej ludzi w pałacu się tym nie zainteresowało.

– Zapytaj wprost, Sorscha.

Słowa uwięzły jej w gardle, a dłonie drżały, wystarczająco mocno, by zapragnął je pochwycić i przykryć swoimi. Nie mógł się jednak poruszyć. Trwał nieruchomo, aż się odezwała:

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 108

A kysz z brudnymi łapskami!

Dorian opowiada dziewczynie prawdę. Może wydawać się to kontrowersyjne, bo nie znają się za dobrze, jednak dziewczyna jest potulna i za dużo się domyślała, więc to był wybór mniejszego zła.

– Czy Jego Królewska Mość ukarałby cię za to? – Sorscha zadała ciche, niebezpieczne pytanie.

Typiaro, na logikę XD Głupie pytania też istnieją, ludzie.

– Tak.

Sama myśl o tym mroziła mu krew w żyłach. Gdyby jego ojciec dowiedział się, że Celaena jakimś cudem otworzyła portal… Dorian nie mógł opanować uczucia grozy.

Niestety król ma takich słabych szpiegów, że dowie się za pięćdziesiąt lat, więc spokojna głowa. 

Sorscha zatarła dłonie i spojrzała na ogień.

„Cholera, muszę już iść – pomyślał książę. – I to natychmiast!”.

– Zabiłby ją, prawda? To dlatego nic nie powiedziałeś – rzekła dziewczyna.

Dorian zaczął się powoli wycofywać, zmagając się ze spanikowaną, dziką istotą w jego duszy. Nie mógł powstrzymać ogarniającego go zimna, nie wiedział nawet, skąd ono pochodzi, ale nadal widział potwora w tunelach, nadal słyszał bolesne skamlenie Strzały, patrzył, jak Chaol poświęca się, by pozostali mogli uciec…

Sorscha pogładziła swój długi, ciemny warkocz.

– I… I zapewne zabiłby też kapitana.

Wtedy magia Doriana eksplodowała.

Sorsha miała prawo nie przewidzieć, że tak dokładnie Dorian zareaguje, lecz jako medyk, widząc zestresowanie swojego pacjenta, powinna dać spokój z tymi pytaniami retorycznymi. Inna sprawa, że trochę to nie pasuje do nieśmiałej dziewczyny, by tak dolewać oliwy do ognia.

Mamy przeskok do perspektywy Sorshy po tym występku.

Sorscha musiała czekać w ciasnym kantorku długie dwadzieścia minut, aż wreszcie wkroczyła Amithy. Jej ciasny kok sprawiał, że surowa twarz uzdrowicielki wydawała się jeszcze chłodniejsza.

– Sorscha – zaczęła, siadając za biurkiem. Miała zmarszczone czoło. – I co ja mam z tobą począć? Jaki to daje przykład uczennicom?

Dziewczyna spuściła głowę. Wiedziała, że czekała tylko po to, aby przełożona mogła na nią nakrzyczeć za to, co zrobiła – za przypadkowe przewrócenie całego stołu i zniszczenie nie tylko dorobku wielu, wielu godzin pracy, lecz także cennych narzędzi i pojemników.

Dziwi mnie, że już kolejny raz daje się nam do zrozumienia, że Amithy jest przełożoną Sorshy. Czemu więc to ta druga więcej się krząta, a ta pierwsza została wcześniej krytykowana za lenistwo?

Światek z kart: 192

– Poślizgnęłam się. Wylałam wcześniej nieco oleju i zapomniałam go wytrzeć.

Kiepska wymówka jak na taki rozpierdol, ale przyzwyczailiśmy się, że postacie z maasoversum to kukły bez mózgu, to pewnie to kupią.

– Czystość to jedna z naszych największych zalet, Sorscha! – Amithy cmoknęła. – Jeśli nie potrafisz zachować czystości w swej izbie, jak możemy oddać ci pacjentów pod opiekę? Jak możesz zajmować się Jego Wysokością, który był świadkiem pokazu tak wielkiego braku profesjonalizmu? Pozwoliłam sobie osobiście go przeprosić i zaproponowałam, że w przyszłości to ja będę się troszczyć o jego zdrowie, ale…

Plus, że przynajmniej jakiś opierdziel dostaje i groziłyby sankcje, gdyby nie Dorian:

– Ale powiedział, że zapłaci za straty, a do tego chce, byś dalej mu służyła.

Wcale nie podejrzane, księciulku. Wcale.

Byłaby gotowa uznać to wszystko za gwałtowny przeciąg i wyśmiać swój strach, gdyby nie to, że tuż przed podmuchem oczy księcia zajaśniały dziko, wszystkie naczynia na stole zostały strzaskane, a podłogę pokrył lód.

Nowe szaty zabójczyni: 138

To niemożliwe. Książę… Potem usłyszała okropny odgłos dławienia się i Dorian wylądował na kolanach, zajrzał pod stół i zawołał jej imię. Ona zaś wpatrywała się w niego i nie umiała odnaleźć w sobie ani słowa.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 109

Cóż za romantyczne okoliczności rozwoju miłosnej relacji!

Na szczęście Amithy nie jest tak do końca głupia i podejrzewa, że Dorian ma wobec Sorschy specyficzne zamiary:

– Dobrze. Nie chciałabym, by coś zaszkodziło twej pozycji. Jego Wysokość to znany kobieciarz. – Uzdrowicielka uśmiechnęła się przebiegle. – A na dworze aż roi się od pięknych kobiet.

„A ty nie jesteś jedną z nich” – brzmiała niedokończona myśl.

Bo nie przypominasz z opisu Sarę J. Maas.

Sorscha skinęła głową, jak zwykle nie reagując na zniewagę. To w ten sposób udało jej się przetrwać. Dzięki temu zdołała pozostać niewidzialna tak długo.

To nawet pasuje do osób z problemami międzyludzkimi, że dopowiada się złe rzeczy, jednak ona nic takiego nie powiedziała! Nie ma co sugerować. Tym bardziej, że dla mnie Amithy raczej bała się o to, by jej koleżanka z pracy nie została wykorzystana.

Dalej mamy wspomnienia dziewczyny z wybuchu Doriana. Przyznam, że dla mnie było to naprawdę spoko napisane – było urocze i czuć było świetnie wyćwiczoną przez pracę empatię dziewczyny. Podobało mi się ukazanie zagubienia Doriana. Szkoda, że Maas woli opierać relacje romantyczne na chamskich docinkach i opisach rumieńców. Tak czy siak Sorscha oferuje dyskrecję i pomoc księciu.

 Nie dała mu czasu na wyrażenie zgody. Zamiast tego oznajmiła głośno:

– Bardzo, bardzo mi przykro, Wasza Wysokość. Chyba coś było rozlane na podłodze, poślizgnęłam się i…

Od tej pory poszło już jak z płatka. Zaciekawieni uzdrowiciele zbiegli się, by się przekonać, co się wydarzyło, a jeden pobiegł powiadomić Amithy. Książę odszedł, a jej kazano zaczekać.

Jak widzicie w tym pałacu NPCe zarażają się debilozą pospolitą.

Kolejne przejście. Tym razem spotykamy się z Chaolem, który śledzi Aediona:

Aedion bardzo realistycznie odegrał rolę hojnego, upojonego gospodarza. Stawiał wino, pozdrawiał gości, robił wszystko, by każdy go widział. W chwili gdy nikt mu się nie przyglądał, wyszedł na zewnątrz, jakby był zbyt leniwy, aby udać się do wychodka w środku. Zataczał się, emanował arogancją, beztroską i wyniosłością.

Co oznacza emanowanie arogancją, zataczając się jak pijak?

I czemu Aedion znowu musi być w swojej roli tak przerysowany do bólu?

If you're evil and you know it clap your hands: 152

Chaol prawie dał się nabrać. Prawie, bo nagle generał zarzucił kaptur na głowę i ruszył w noc, trzeźwy i przytomny, jakby nie wypił ani łyka.

Kapitan wyłonił się z cieni i podążył w ślad za Aedionem, który opuścił bogatsze dzielnice i wkroczył do slumsów. Zdecydowanym krokiem szedł ulicami o szemranej reputacji. Bez trudu mógłby uchodzić za bogatego mężczyznę, szukającego odpowiedniego rodzaju kobiet.

Wydaje mi się, że tacy mężczyźni szukają głównie kobiet z podobnej warstwy społecznej. W sensie, jakby generałowi zależało na kurtyzanie, to mógłby poszukać takiej, co usługuje innych możnowładców. A jeśli już, to nie sądzę, by fatygował się do takiego miejsca osobiście i to bez jakiegoś towarzystwa.

Gdy zatrzymał się przed rzeczonym budynkiem, wyszedł do niego zamaskowany człowiek z dwoma mieczami.

Wiem, że też jak ja stęskniliście się za dwoma mieczami <3

Najbardziej za tymi przytoczonymi do pleców <3

Chaol nie słyszał ani słowa z ich rozmowy, ale ich ciała wskazywały, że przebiegała w napiętej atmosferze. Po chwili Aedion udał się za przybyszem, ale najpierw uważnie się rozejrzał dookoła i po dachach.

Kapitan zachowywał dystans.

Chaol poucza, jak zachowywać się podczas pandemii koronawirusa.

Gdyby przyłapał mężczyznę na kupowaniu nielegalnych substancji, mógłby to wykorzystać, by zmusić go do zmiany hulaszczego trybu życia oraz narzucenia Zgubie ścisłej dyscypliny.

Jakie substancje? Autorko, pragnę przypomnieć, że mamy do czynienia z fantastyką i tutaj autorzy potrafią wymyśleć własne typy i nazwy dragów.

Poza tym już wyobrażam sobie, jak Aedion potulnie zmienia swoje zachowanie po byciu przyłapanym na braniu narkotyków. Co jak co, ale nie wydaje mi się, by Chaol miał wyższy status od niego i mógł do czegokolwiek go zmusić. Znając zaś temperament Aediona i personę, na jaką się kreuje, generał co najwyżej wyśmiałby kapitana.

Przy okazji, zupełnie poza tematem, ale to wspomnienie o nakryciu kogoś na braniu narkotyków przypomniało mi o tym jakże wspaniałym spocie antynarkotykowym: 

 


Chaol zauważył, że Aedion z typem weszli do kryjówki buntowników.

Nie mógł opanować dreszczu, gdy dotknął Oka Eleny i uzmysłowił sobie, że ów zrujnowany, ale pilnie strzeżony budynek musi być siedzibą buntowników. A więc może nie trafił tu przypadkiem?

Ten przypadek nazywa się Imperatyw Narracyjny.

Narzucił sobie spokój. Był tym tak pochłonięty, że nawet nie zdołał zareagować, gdy ktoś ukłuł go sztyletem w bok.

XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

Nic się nie nauczyli. Nic.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 123

Royal pussy: 104

If you’re evil and you know it clap your hands: 152

Nowe szaty zabójczyni: 138

Światek z kart: 192

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 109

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 113

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 52

Moda na cytat: 6

*Wiek to tylko liczba: 9

niedziela, 15 maja 2022

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 17

Po zawodach na queen bee, powracamy z powrotem do autorskiego alter ego numer jeden. Znajduje się ono w nie najlepszym stanie – całe jego ciało eksploduje bólem, łącznie z głową.

Powodem była wczorajsza seria niekontrolowanych przemian. Tylko bogowie wiedzieli, ile razy zmieniała formę. Obolałe mięśnie wskazywały na to, że przemian musiało być bardzo wiele.

Może w takim razie przynajmniej Rowan trochę z niej zejdzie i uwierzy w końcu, że Celinka nie potrafi panować nad swoją zmiennokształtnością.

Wstała, chwytając się wysłużonego słupka łóżka, i przypomniała sobie, że przynajmniej nie straciła kontroli nad własną magią.

A te przemiany to niby kontrolowane były? Nie, więc straciłaś kontrolę. Zmiennokształtność to też przecież magia.

Celaena oparła dłonie na komodzie i uśmiechnęła się krzywo do swego odbicia. Wyglądała beznadziejnie. Naprawdę beznadziejnie. Wydawała się jeszcze bardziej ponura i wychudzona niż wczoraj. Wzięła puszkę z maścią od Rowana, ale postanowiła, że najpierw Fae powinien zobaczyć, co narobił.

Już to zobaczył i jakoś nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Więcej, znowu cię uderzył, także czy możesz z łaski swojej nie przejmować się jego opinią?

Gorzej wyglądała tylko dwa lata temu, gdy Arobynn pobił ją bez litości za to, że złamała jego rozkaz.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 120

Wtedy to dopiero wyglądała beznadziejnie.

Czy to dlatego Celinka tak olała czyn Rowana? Bo zdążyła przyzwyczaić się do brutali? W takim razie czemu wobec Doriana i Chaola miała problem o maleńkie bzdury? Ponownie kreacja bohaterki jest niekonsekwentna.

Światek z kart: 189

Poza tym nawet jeśli była przyzwyczajona do przemocy, to wcale nie czyni zachowania Rowana akceptowalnym. Nadal pozostaje tak samo odrażającym brutalem.

Otworzyła drzwi i ujrzała, że ktoś zostawił tam jej ubrania – te same co wczoraj, ale odświeżone. Jej buty również zostały wyczyszczone z błota. Niewykluczone, że przyniósł je Rowan albo ktoś inny, kto zobaczył, że dziewczyna znalazła się w potrzebie.

Już widzę, jak Rowan robi coś z uprzejmości. Tu mi czołg jedzie.

Na bogów, popuściła w spodnie. Na jego oczach.

Ciemna Gwiazdo, chyba wykrakałaś z tym Ziemiańskim i urofilią.

Wolałabym się mylić.

Po przebraniu się Celinka rusza do kuchni. Jej stan jest na tyle fatalny, że Emrys i Luca aż zastygają.

Luca już chciał porzucić mycie naczyń, ale dziewczyna przygwoździła go długim spojrzeniem. Zabrała się do obierania czosnku. Jej palce natychmiast stały się lepkie. Obaj mężczyźni nadal się jej przyglądali, a więc powiedziała cicho:

– To nie wasza sprawa.

Cytując Tureckie problemy Klocucha: „to jest moja sprawa, bo ja muszę się na ciebie patrzeć”. Reakcja Emrysa i Luki jest jak najbardziej uzasadniona oraz doskonale o nich świadczy. Tylko ktoś skrajnie bezduszny – patrzę na ciebie, siwy troglodyto – mógłby zignorować swoją ciężko pobitą koleżankę z pracy.

Emrys pochylił się i pozbierał skorupy miski z kamieni paleniska. W jego jasnych, mądrych oczach tańczył gniew.

„Jasnych”? A co dopiero w rozdziale jedenastym jego oczy zostały opisane jako „ciemnobrązowe”. Rozumiem, że to postać poboczna, ale Maas, do jasnej cholery, jak masz pisać cokolwiek sensownie, jak nawet takie proste fakty wypadają ci z głowy po sześciu rozdziałach?

Światek z kart: 190

Tak się kończy, kiedy jedyne, co określa twoich bohaterów, to kolory oczu.

– W chwili gdy wchodzisz do kuchni, zaczyna to być moja sprawa.

– Bywało gorzej – szepnęła.

– Co masz na myśli? – spytał Luca. Przyjrzał się jej okaleczonym dłoniom, podbitemu oku oraz bliznom dookoła szyi, pamiątce po Babie Żółtonogiej. Nie powiedziała ani słowa, chcąc, by sam doszedł do właściwych wniosków. Oto, jak wyglądało życie kobiety z krwią Fae w Adarlanie.

Nie, oto, jak wygląda życie kobiety trenującej z siwym troglodytą. Nie sądzę, by Emrysa i Lukę tak przeraziły twoje stare blizny, wszak widzieli je ostatnim razem. Przejęli się twoimi nowymi siniakami, które nabyłaś za pośrednictwem Rowana.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 121

Rozumiem jednak, że jechanie po Adarlanie jest dla Celinki czymś tak powszednim, że każda okazja jest dobra, by to porobić. Szkoda tylko, że:

a)    Nikt w Adarlanie nie wiedział o pochodzeniu Celinki i o tym, że jest Fae;

b)    Wszystkie jej blizny wzięły się z tego, że była trenowana na zabójczynię, pracowała w tym zawodzie kilka lat, była z niego d u m n a i po schwytaniu została słusznie wtrącona do kopalni soli, gdzie poddano ją biczowaniu.

Także wybaczcie mi, ale nie będę rozczulała się nad starymi ranami Celinki. Szkoda mi jedynie, że musi użerać się z Rowanem.

– Daj spokój, Luca – rzekł po chwili Emrys i powrócił do zbierania skorup.

Celaena zajęła się czosnkiem. Chłopak był zauważalnie cichszy niż dotychczas.

A dopiero co pochwaliłam ich za ludzkie odruchy. Chociaż z drugiej strony – jak mogliby pomóc? Rowan zamordowałby ich bez problemu, a Celinka nawet nie chce z nimi gadać.

Śniadanie zostało przygotowane i wyniesione na górę w tym samym gwarze i zamieszaniu co poprzednio, ale dziś zauważyło ją kilku pół-Fae. Zignorowała ich bądź zmusiła spojrzeniami, aby przestali się nią interesować. Wielu miało ostro zakończone uszy, ale wyglądali jak ludzie. Niektórzy nosili tuniki i zwykłe szaty, a wartownicy mieli na sobie lekkie zbroje skórzane, ciężkie szare płaszcze oraz cały arsenał nierzadko wysłużonej broni.

Nowe szaty zabójczyni: 136

Kto by się spodziewał, że wartownicy noszą zbroje?

Ten opis może by mi nie przeszkadzał, gdyby wniósł jakiekolwiek ciekawe informacje o strojach charakterystycznych dla ludności Wendlyn, ale ich ciuchy brzmią na zupełnie randomowe.

Najczęściej spoglądali na nią wojownicy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, a w ich wzroku czujność mieszała się z zaciekawieniem.

Ideałów nie ma, ale jest Calaena: 112

Nikt nie może być nieczuły wobec protagonistki.

Przepis ten nie obejmuje Rowana Whitethorne’a.

– No, no! Toż to najpiękniejszy siniak pod okiem, jaki w życiu widziałem!

No, no! Toż to najbardziej s p i e r d o l o n a uwaga, jaką w życiu słyszałam!

– Ty też daj jej spokój, Malakai – odezwał się Emrys znad paleniska. Był to jego partner. Towarzysz. Wojownik uśmiechnął się szeroko i położył tacę na blacie obok Celaeny.

– Rowan się nie cacka, co? – Jego włosy były na tyle krótkie, że odsłaniały przedłużone uszy, ale pobrużdżona twarz wyglądała na ludzką. – Ty zaś najwyraźniej nie przepadasz za maściami leczniczymi.

 


Poważnie? Taką reakcję wzbudza wśród mieszkańców twierdzy pobita kobieta? Żartują sobie z niej i stwierdzają, że jej prześladowca „się nie cacka”? A wydawało mi się, że traktują się wzajemnie jak rodzina i są wrażliwi na krzywdę. Widać fatalnie się pomyliłam albo to Malakai jest kolejną zwaloną postacią w maasversum. Niemniej punkt się należy i to jak psu buda. Rzygam już tą ciągłą przemocą i robieniem z niej czegoś akceptowalnego.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 122

Wiesz, jak się baby nie bije, to wątroba gnije. He he.

– Mój towarzysz pracuje za dużo. Nie dokładaj mu obowiązków, co?

Tak, pajacu, bo Celinka podkładała się Rowanowi tylko po to, żeby jakiś random z kuchni musiał się nią martwić. Ja pier…

Emrys wywarczał jego imię, ale Celaena wzruszyła ramionami.

– Nie zamierzam zaprzątać niczyjej uwagi. Twojej również.

Więc idź sobie i nie wracaj do fabuły. W tej powieści jest wystarczająco wiele beznadziejnych postaci, nie potrzeba kolejnych.

– Nawet pół-Fae płci męskiej przesadzają z nadopiekuńczością – rzekł Emrys z wymuszoną swobodą.

– Mamy to we krwi. – Luca uniósł podbródek. – Opieka nad naszymi rodzinami to dla nas obowiązek, zaszczyt i życiowa misja, a nasi towarzysze stoją dla nas na pierwszym miejscu.

– Przez co stajemy się cierniami w boku. – Emrys zachichotał. – Zaborczymi, terytorialnymi potworami.

Macie tutaj foreshadowing co do więzi towarzysza. Na jego podstawie łatwo się domyślicie, co czeka nas w przyszłości.

– Mój towarzysz nie chciał powiedzieć nic złego, dziewczę. Jesteś jednak dla nas kimś obcym, a do tego przybywasz z Adarlanu. Jakby tego było mało, ćwiczysz z kimś, kogo… Kogo nikt z nas do końca nie rozumie.

To lepiej dla was, że go nie rozumiecie. Tylko psychopata może zrozumieć psychopatę.

Celaena odstawiła czajnik do zlewu.

– Mam to gdzieś – odparła.

Nie żartowała.

Mamy przeskok do treningu z Rowanem. Ech, a już miałam nadzieję, że nie będę musiała się z nim dzisiaj użerać.

Trening tego dnia był okropny, nie tylko dlatego, że Rowan spytał, czy znów ma zamiar wymiotować bądź popuścić w spodnie, lecz także przez to, że kazał jej siedzieć przez długie godziny wśród ruin świątyni twarzą do mglistego wiatru. Chciał, by zmieniła postać. Nie zależało mu na niczym innym.

 


Czy. On. Ma. Mózg?!

Już pomijam docinki rodem z przedszkola („proszę pani, a Antoś zrobił siku w majtki!”), ale poważnie, po tak radykalnej reakcji, jakiej dostała Celinka po wyjściu z kurhanu, Rowan chyba powinien zrozumieć, że nie potrafi nad tym zapanować. Wyżywanie się na niej niczego mu nie da. Poza satysfakcją, którą najwidoczniej z tego czerpie. Nie potrafię inaczej wyjaśnić sobie tego, że każe zrobić jej coś, czego Celinka nie umie. Rowan to zwykły sadysta.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 123

Celaena pragnęła się dowiedzieć, dlaczego nie może nauczyć jej korzystania z magii bez przemiany, ale usłyszała to samo co wcześniej. Nie ma przemiany, nie ma magii.

Nie ma rączek, nie ma ciasteczek.

Przepraszam, z nudy aż mi się ten stary dowcip przypomniał. Chyba zaczynam mieć jakiś syndrom wyparcia, bo jak pojawiają się sceny z Rowanem, to automatycznie mam ochotę myśleć o wszystkim, tylko nie o nim. Jeszcze nigdy nie nienawidziłam żadnej postaci równie mocno, co jego.

Pomimo prób, dziewczynie nie udaje się przemienić.

Cóż za niespodziewany zwrot akcji!

Siedzieli więc na zboczu. Celaena była przemarznięta do szpiku kości. Cieszyła się przynajmniej z tego, że nie straciła panowania nad sobą, gdy Rowan obrzucał ją wyzwiskami lub mierzył złowrogimi spojrzeniami, których znaczenie doskonale rozumiała.

*klaszcze ironicznie*

Nawrzucaj jej jeszcze trochę, a na pewno coś wskórasz. Naprawdę podziwiam Celinkę, że się na niego nie wkurzyła, bo mi by już dawno nerwy puściły w takiej sytuacji.

Późnym popołudniem na niebie zebrały się burzowe chmury. Rowan zmusił ją, by przesiedziała całą burzę, choć szczękała zębami, a jej krew zamieniła się w lód. W końcu kazał jej wrócić do fortecy. Zostawił ją przy łaźni i odszedł. Jego oczy jaśniały niewysłowioną obietnicą, że następny dzień będzie jeszcze gorszy.

Powtórzę swoje pytanie z rozdziału piątego – czujecie kiełkujący romans? Nie? Niesłychane, przecież Rowan to taka wspaniała, złożona postać! Spójrzcie tylko, jak stara się wesprzeć Celinkę, nie dając jej żadnych wskazówek co do działania zmiennokształtności i każąc jej siedzieć w ulewie!

Gdy wreszcie dotarła do swego pokoju, zastała w nim suche ubranie złożone z taką starannością, że zaczęła się zastanawiać, czy nie ma przypadkiem niewidzialnego służącego, który nie odstępuje jej ani na krok. Z całą pewnością nieśmiertelna istota taka jak Rowan nie zniżyłaby się do tego, aby zrobić aż tyle dla człowieka.

Śmiem przypuszczać, że Rowan nie zniżyłby się do czegoś takiego w stosunku do nikogo. Dla niego nawet przywitanie się to zbyteczny wysiłek.

Celinka jest głodna, toteż postanawia zejść do kuchni, licząc, że zostały jakieś resztki po kolacji. Ku jej zdziwieniu, w pomieszczeniu znajduje się wiele osób.

Z chwilą, gdy zobaczyła jedzenie, wszelkie dylematy przestały mieć znaczenie.

Powracamy do bycia relatable! Aczkolwiek rozumiem, po całym dniu treningu w ulewie też nic by mnie pewnie nie obchodziło, tylko najedzenie się i pójście spać.

Z wyćwiczoną sprawnością przemknęła między zebranymi i napełniła swój talerz smażonym kurczakiem, ziemniakami (na bogów, zaczynała mieć ich dosyć!) i gorącym chlebem.

Chleb czosnkowy ble, ziemniaki ble, wszystko ble. Celinka to tylko grymasi, a przypominam, że jest głodna, więc nie powinny jej takie rzeczy obchodzić. Sama pamiętam, jak byłam na obozie wędrownym i nawet najzwyklejsze kanapki smakowały dla mnie jak rarytas.

Ja na drugim obozie taekwondo miałam fatalne jedzenie, ale i tak  je jadłam, bo chciałam cokolwiek włożyć do gardła.

Już miała pomknąć po schodach na górę, gdy Malakai klasnął w dłonie i wszyscy ucichli, uśmiechając się. Celaena ponownie zamarła w cieniu rzucanym przez schody. Na podłodze przed krzesłem Emrysa siedział Luca, a obok niego młoda, ładna dziewczyna. Młodzieniec otoczył ręką jej ramiona. Ów gest, pozornie luźny i swobodny, był wyraźnym sygnałem dla wszystkich zebranych, że dziewczę należy do niego.

Kolejny foreshadowing co do więzi towarzysza. Nie miałabym może z tym fragmentem takiego problemu – wszak zazdrość jest czymś naturalnym, zwłaszcza na początku związku – gdyby nie fakt, że pisząc ten wątek Maas gloryfikuje kolejną toksyczną rzecz. Chodzi oczywiście o zaborczość. Zauważcie interpretację Celinki – jej zdaniem (które zresztą pokrywa się z tym, co wcześniej usłyszała w kuchni) czyn Luki nie wynika z pragnienia bliskości. Nie, on otoczył tamtą dziewczynę ramieniem dlatego, że chciał zaznaczyć swój teren. Niemal jak pies obsikujący drzewo na swoim podwórku. Nie zrozumcie mnie jednak źle, nie obwiniam Luki. Obwiniam tylko i wyłącznie tę popraną więź, która robi z istot pozornie myślących dzikusy owiane pożądaniem drugiej osoby. Teraz być może nie widać tego tak wyraźnie, ale uwierzcie mi na słowo, że na większą zaborczość również przyjdzie czas.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 106

Dostrzegła jednak figlarne, skrzące spojrzenia, którymi Luca obrzucał swoją wybrankę, i poczuła ukłucie zazdrości. Kiedyś tak samo spoglądała na Chaola, ale ich związek nigdy nie był tak beztroski i nigdy by się taki nie stał, nawet gdyby z nim nie zerwała.

Nie był beztroski? A mam może przypomnieć słynną już scenę ze schowkiem na miotły? Jeśli to nie jest beztroska, to ja nie wiem, jak to określić.

Emrys zaczyna opowiadać zebranym historię o elfach – dobrych, złych i brzydkich.

*badum tss*

Mimo, że jego opowieść mogłaby być dobrym pretekstem, by uchylić nam nieco mitologii świata przedstawionego, nie zostaje nam ona przybliżona.

 


Światek z kart: 191

Po opowieści Celinka chce wrócić do pokoju, jej uwagę przykuwa jednak siedzący na zewnątrz jastrząb.

Dziewczyna widziała już tego ptaka. Przyglądał się jej całymi dniami, gdy leżała na dachach w Varese. Patrzył, jak się upija, kradnie i wdaje w bójki.

Przynajmniej dowiedziała się, jaką formę może przyjąć Rowan. Nie wiedziała jedynie, dlaczego chciało mu się słuchać tych opowieści.

Pewnie mu się nie chciało, ale tak się nudzi, że innej alternatywy nie posiada.

Niespodziewanie Emrys prosi Celinkę, by ta opowiedziała jakąś historię ze swoich rodzinnych stron. Ta oczywiście odmawia i wraca do komnaty.

Nikt za nią nie pobiegł. Zdanie Rowana na temat tego zajścia wcale jej nie obchodziło.

Im częściej powtarzasz, że coś cię nie obchodzi, tym bardziej udowadniasz, że jest dokładnie na odwrót.

Na tym rozdział siedemnasty się kończy. Chyba możemy uznać go za zapychacz, wszak nic interesującego czy istotnego dla fabuły się w nim nie zadziało. Nadal utwierdzamy się tylko w przekonaniu, że Rowan to buc.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 123

Royal pussy: 103

If you’re evil and you know it clap your hands: 151

Nowe szaty zabójczyni: 136

Światek z kart: 191

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 106

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 112

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 52

Moda na cytat: 6

*Wiek to tylko liczba: 9