niedziela, 1 maja 2022

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 16

 

Ze wszystkich miejsc w Omedze najbardziej niebezpieczna była jadalnia.

Trzy klany Żelaznozębnych zostały podzielone na zmiany, dzięki czemu przez większość czasu trzymały się z dala od siebie. Najpierw trenowały z wywernami, potem ćwiczyły w zbrojowni, a na końcu zajmowały się doskonaleniem sztuki wojennej śmiertelników. Zdaniem Manon rozdzielenie klanów okazało się dobrym pomysłem, bo napięcie było trudne do zniesienia i nic nie wskazywało na to, aby do chwili przydziału wywern miało zelżeć. Wszystkie wiedźmy chciały byka. Sama Manon nie spodziewała się niczego innego – wciąż miała nadzieję na Tytusa – ale była gotowa grzmotnąć w zęby każdą, która choćby szepnęła o byku dla siebie.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 116

Bawi mnie fakt, że potężne wiedźmy, które są dla wszystkich postrachem, muszą się kontrolować jak zwierzęta i szybko załatwią się same. Czekam na finał w stylu spotkania gangów w Strasznym filmie 3.

https://youtu.be/pMl3_cz05Jo

Każda ze zmian trwała trzy godziny i miejscami nachodziły na siebie. Przywódczynie sabatów robiły wówczas wszystko, aby się unikać. Przynajmniej tak postępowała Manon. Chodziła spięta jak nigdy wcześniej i wystarczyłoby jedno szyderstwo Żółtonogiej, aby doszło do rozlewu krwi. Członkinie Trzynastki były w podobnym stanie, a dwie spośród nich, zielonookie bliźniaczki Faline i Fallon, bardziej demony aniżeli wiedźmy, wdały się w bójkę z jakimiś Żółtonogimi idiotkami. Ukarała je w ten sam sposób co wcześniej Asterin – wymierzyła każdej z nich po trzy upokarzające ciosy w obecności wszystkich. Niemniej jednak walki nadal wybuchały wszędzie tam, gdzie sabaty znalazły się blisko siebie.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 117

To już dresy w mojej wiejskiej podstawówce mieli w sobie więcej samokontroli.

Z tego właśnie powodu sala jadalna była tak niebezpiecznym miejscem. Wszystkie wiedźmy spotykały się tu dwa razy dziennie w czasie posiłków i choć siedziały przy stołach, atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

Jeśli nie rozumieliście mojej uwagi z rozdziału dwunastego na temat infantylności wiedźm, to proszę bardzo. Mam flashbacki ze wszystkich amerykańskich teen dram, gdzie dzielono się na grupki i ciągle dochodziło do jakiś spięć, a ostatecznie kończyło się wielką jatką i obrzucaniem żarciem.

Brakuje tylko konfliktu o największego adonisa ze szkoły.

Manon stała w kolejce po miskę pomyj, co było najlepszą nazwą na serwowaną tu zakalcowatą maź.

Paskudne stołówkowe żarcie – odhaczone.

Osłaniała ją Asterin, a przed sobą miały ostatnią wiedźmę Błękitnokrwistych. Z jakiegoś powodu Błękitnokrwiste zawsze były wszędzie pierwsze.

Skoro Manon to przeszkadza, to czemu po prostu nie przyjdzie przed nimi? Punktualność to cnota.

Jako pierwsze ustawiały się po jedzenie, jako pierwsze dosiadły wywern – Trzynastka musiała jeszcze czekać na pierwszy lot – i przypuszczalnie jako pierwsze miały też wybrać dla siebie bestie. Manon warknęła głucho, ale przesunęła tacę po stole, przyglądając się, jak pobladły kuchcik nakłada sterty szarawobiałego jedzenia na miskę stojącej przed nią rywalki.

Grupa ładnych, wyniosłych dziewczyn oraz ich zblazowane konkurentki, z którymi mamy sympatyzować – odhaczone.

Przyjrzała się kuchcikowi i dostrzegła grubą żyłę pulsującą mu na szyi. Wiedźmy nie potrzebowały krwi do życia, ale traktowały ją jak wykwintny trunek. Błękitnokrwiste były bardzo wybredne w tej kwestii – preferowały krew dziewic, młodych mężczyzn i pięknych dziewcząt – ale Czarnodziobe nie uznawały takich ograniczeń.

Nie jestem taka jak inne dziewczyny – odhaczone.

Chochla w dłoniach kuchcika zaczęła drżeć, stukając cichutko o brzeg kotła.

– Zasady to zasady – rzucił przeciągłym głosem ktoś po lewej.

Asterin warknęła ostrzegawczo. Manon nie musiała się odwracać, aby wiedzieć, że powiedziała to Żółtonoga Iskra.

– Nie wolno jeść motłochu! – dodała czarnowłosa wiedźma i podsunęła kuchcikowi własną miskę pod nos, wyprzedzając Manon. Ta schowała żelazne szpony i kły, wpatrując się w mocną, szorstką dłoń przed sobą.

– Dobrze wiedzieć. Bo przyznam, że zastanawiałam się, dlaczego nikt cię nie zjadł – rzekła.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 118

Uuuuuu, ale pocisk!

Iskra wepchnęła się przed nią. Manon czuła, że wszyscy obecni w sali wpatrują się teraz w nią, ale poskromiła swój temperament i pozwoliła rywalce na zniewagę. Pokazy w jadalni do niczego nie prowadziły.

Przepychanie się queen bee w kolejce po papu – odhaczone.

– Słyszałam, że ty i twoja Trzynastka wzbijacie się dziś w powietrze – rzekła dziedziczka Żółtonogich, gdy Manon odebrała swą porcję.

– A co cię to obchodzi?

Iskra wzruszyła ramionami.

– Mówią, że byłaś najlepsza w lataniu we wszystkich trzech klanach. Byłabym rozczarowana, gdyby się okazało, że to tylko plotki.

Ależ OCZYWIŚCIE, że alter ego autorki musi być we wszystkim najlepsze.

– Słyszałam nawet, że mamy na moment odejść od systemu zmianowego, aby wspólnie przyglądać się, jak legendarna Trzynastka wzbija się w niebiosa po raz pierwszy od dziesięciu lat.

Manon cmoknęła, udając zadumę.

– Ja z kolei słyszałam, że Żółtonogie kompletnie sobie nie radzą na salach treningowych. Przypuszczam jednakże, że to nie problem. Przecież każda armia potrzebuje woźniców.

Asterin zaśmiała się cicho. W brązowych oczach Iskry błysnął gniew.

W przypadku wiedźm mam to samo wrażenie, co z Rowanem – po kij pisać, że są rozgniewane/agresywne/wściekłe? One potrafię być tylko takie. Mają jeden model funkcjonowania i to czyni je postaciami skrajnie nudnymi.

Dotarły już do końca stołu, gdzie Żółtonoga wreszcie zwróciła się ku Manon. Obie trzymały tace, przez co żadna z nich nie mogła sięgnąć po broń. W sali zapadła cisza – wszędzie z wyjątkiem stołu, za którym siedziały trzy Matrony. Dziąsła Manon zapiekły, gdy jej żelazne zęby wysunęły się z trzaskiem.

– Jeśli będziesz potrzebować dodatkowych lekcji w walce wręcz, daj mi znać, Iskra – powiedziała cicho, ale na tyle głośno, żeby usłyszeli ją wszyscy dookoła. – Z chęcią pokażę ci to i owo.

Zanim Żółtonoga zdołała odpowiedzieć, Manon ruszyła przed siebie. Asterin pożegnała Iskrę szyderczym ukłonem. Pozostałe członkinie Trzynastki uczyniły to samo, ale Iskra nadal wpatrywała się w Manon.

Ta usiadła na swoim miejscu przy stole i ujrzała, że babka uśmiecha się lekko. Gdy reszta Trzynastki rozsiadła się dookoła, Manon również pozwoliła sobie na uśmiech.

Dziś miały wzbić się w niebiosa.

Nawet konkurowanie ze sobą wygląda jak z filmu dla nastolatek.

Mnie najbardziej bawi reakcja babki Manon. Ja na jej miejscu bym zrobiła facepalma, gdybym była świadkiem żałosnych przepychanek słownych między ponad stuletnimi kobietami.

 


Mamy przeskok do lotów z wywernami.

Od dwóch dni ćwiczyły siodłanie bestii, choć na ogół czuwali przy nich dozorcy, gotowi je wyręczyć. Tego dnia Manon przypadła w udziale niewielka samica, która leżała spokojnie na brzuchu. Wiedźma bez trudu wspięła się po jej tylnej nodze i wskoczyła w siodło, założone w miejscu, gdzie długa szyja spotykała się z masywnymi barkami bestii. Jeden z mężczyzn podszedł bliżej, żeby poprawić jej strzemiona, ale Manon pochyliła się, aby zrobić to samodzielnie. Wystarczyło jej zajście podczas śniadania. Nie życzyła sobie, aby zbliżał się do niej jakikolwiek człowiek. Na widok kolejnego gardła mogłaby przestać nad sobą panować.

Heroinom nie można pomagać, bo to jest dla nich zniewagą! Celinka też odwalała kiedyś takie rzeczy.

Przynajmniej Celinka nie była kanibalem.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 119

Wywerna poruszyła się. Jej ciało przyjemnie grzało zmarznięte nogi wiedźmy. Manon zacisnęła dłonie w rękawiczkach na lejcach. Jej podwładne dosiadały kolejnych latających bestii. Asterin oczywiście była już gotowa. Złote włosy kuzynki zostały splecione w gęsty warkocz, a wiatr targał jej futrzany kołnierz. Uśmiechnęła się szeroko do Manon, a jej ciemne, poznaczone złotymi plamkami oczy rozbłysły. Nie było w nich ani cienia strachu, jedynie ekscytacja.

Nowe szaty zabójczyni: 134

Dozorcy zapewniali, że wywerny wiedzą, co do nich należy. Potrafiły instynktownie umożliwić Przejście, jak nazywano ostre zejście w dół między dwoma szczytami górskimi, ostateczną próbę dla jeźdźca oraz wierzchowca. Gdyby wywerna nie podołała, roztrzaskałaby się o ostre kamienie w dole przepaści. Razem ze swym jeźdźcem.

Na płaską skałę służącą jako punkt widokowy wyległ cały sabat dziedziczki Żółtonogiej. Wszystkie wiedźmy z rywalizującego klanu były uśmiechnięte równie szeroko jak Iskra.

– Suka! – mruknęła Asterin.

Złe postacie nie mogą być ani ponure ani radosne, bo zawsze podejrzewa się je o złe zamiary.

If you’re evil and you know it clap your hands: 151

Przepraszam, ale postawy wiedźm to takie iks de. Rozmawiać nie potrafią, przebywać w jednej sali nie potrafią, nawet patrzeć na siebie wzajemnie nie są w stanie! Jakim cudem kiedykolwiek tworzyły królestwo, skoro nawet w równie krytycznej sytuacji, kiedy jest ich zaledwie trzy tysiące i powinny się najmocniej wspierać, ciągle szukają powodów do kłótni?

Światek z kart: 188

Jakby tego było mało, na przeciwległej skale stała już Matka Czarnodzioba w towarzystwie dwóch pozostałych Najwyższych Wiedźm. Manon uniosła podbródek i spojrzała w dół przepaści.

– Pamiętajcie o tym, co ćwiczyliśmy – rzekł ich nauczyciel, który dołączył do trzech Matron. – Kopnięcie w bok sprawi, że wywerna zerwie się do lotu. Pozwólcie, aby dokonały Przejścia samodzielnie. Po prostu trzymajcie się mocno i cieszcie się każdą chwilą.

Wśród członkiń drugiego sabatu rozległo się kilka nerwowych chichotów, ale Trzynastka zachowała ciszę.

Naprawdę mam ochotę zrobić kategorię dla Queen bee, taką, jaka była w analizie Rywalek Beige i Marybo.

Wiedźmy czekały, zupełnie jakby zanosiło się na starcie z wrogą armią. Manon zamrugała, opuszczając przejrzystą błonkę, która chroniła jej złociste oczy przed wiatrem. Przez krótką chwilę regulowała grubość dodatkowych powiek. Bez nich latały jak śmiertelnicy, łzawiąc i mrużąc oczy.

– Czekamy na twój rozkaz, pani! – zawołał mężczyzna.

Manon raz jeszcze spojrzała w przepaść, na ledwie widoczny most nad nią, na szare chmury oraz mgłę. Zerknęła na towarzyszki zgromadzone po obu stronach, a potem zwróciła się ku przepaści i światu czekającemu za nią.

– Jesteśmy Trzynastką, aż sięgnie po nas Mrok – powiedziała cicho, ale wiedziała, że wszystkie ją słyszą. – Przypomnijmy im naszą legendę.

Miało to zrobić na mnie wrażenie, a tylko prychnęłam jak Rowan na wieść o zdolnościach Celinki.

Oczywiście dziewczynom udało się wnieść w powietrze. Nuuda. Liczyłam, że chociaż częściowo im nie wyjdzie, ale jak widać zgonowanie osób z planów obejmuje tylko złych śmiertelników. Plus, że Manon rzeczywiście się tego obawiała, a nie kozaczyła.

Zwróciła wierzchowca ku pierwszemu kanionowi i popędziła ku niemu. Dzikie okrzyki i chichoty niesionej powietrznym prądem Trzynastki były piękniejsze od muzyki śmiertelników.

Wiadomo, że postacie lubiane przez Maas muszą cieszyć się najlepszą urodą nawet w brudnych sytuacjach.

Mamy przejście do spotkania alter ego Maas z najważniejszą wiedźmą swojego klanu.

– Dobrze się dziś spisałaś, Manon – odezwała się w końcu.

Dziedziczka dotknęła dwoma palcami czoła. Babka nadal czytała. Nauczyciel latania powiedział, że nigdy nie widział lepszego Przejścia, ale Manon nie była tym szczególnie zdziwiona.

Laptopcjusz chyba też będzie miał złe myśli, jak nie wytnę wszystkich fragmentów z nazywaniem wszystkiego z wielkiej litery XD

*wzdycha ciężko*

Powiedzmy, że po tych dwóch tomach już się do tego przyzwyczaiłam. W miarę.

I oczywiście, Manon musiała wszystko wykonać perfekcyjnie. Ziew.

Skała, na której zgromadziły się Żółtonogie, była pusta. Rzekomo ulotniły się natychmiast, gdy okazało się, że wiedźma nie roztrzaskała się o ziemię.

Zamieńcie jazdę wywern z zawodami cheerleaderek. Zero różnicy.

– Twoja Trzynastka i wszystkie sabaty Czarnodziobych pokazały dziś klasę – ciągnęła babka. – Wykonałaś świetną robotę, utrzymując wśród nich dyscyplinę przez tyle lat. 

Pierś Manon wezbrała dumą, ale powiedziała jedynie:

– Służba dla ciebie jest zaszczytem, babko.

A potem ciśnie, że inne wiedźmy się pysznią. Czyżby co wolno wojewodzie, to nie wolno tobie smrodzie?

Babka Czarnodziobych za ten popis zajebistości awansowała Manon na przywódczynię wszystkich klanów.

Babka spojrzała na czerwony płaszcz wiedźmy i uśmiechnęła się lekko.

Nowe szaty zabójczyni: 135

Matrona Czarnodzionych po pokonaniu króla planuje rozprawić się z resztą wiedźm.

– Przypuszczam, że pozostałe Matrony wydały identyczne rozkazy swoim dziedziczkom. Nigdzie nie chodź bez obstawy.

Asterin stała za drzwiami, ale Manon rzekła:

– Umiem się o siebie zatroszczyć.

– Baba Żółtonoga miała siedemset lat! – syknęła jej babka. – Gołymi rękami rozdzierała mury stolicy Crochan, a mimo to ktoś wdarł się do jej wozu i zamordował ją. Wątpię, czy stałabyś się kimś w połowie tak wybitnym jak ona, nawet gdybyś dożyła tysiąca lat.

Manon uniosła wysoko podbródek.

Status szmaty: wyjaśniona.

I punkcik dla Celinki za pokonanie siedemsetletniej wiedźmy.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 111

To w sumie ciekawe, że z Rowanem nie potrafi nijak sobie poradzić, ale już z wiedźmą jeszcze starszą od niego i jeszcze lepiej doświadczoną wygrała. Może to też kwestia tego, że Żółtonoga z racji na przebywanie w Adarlanie się postarzała. Tym bardziej nie rozumiem, czemu wiedźmy nie przedostały się na inny kontynent, gdzie mogłyby swobodnie korzystać z magii i się nie starzeć. Można by co prawda zakładać, że zależy im na odzyskaniu swoich ziem, ale spójrzmy prawdzie w oczy – przez te dziesięć lat nie uczyniły ani kroku w tym kierunku. Patrząc zaś na ich agresywne zapędy, to ja się dziwię, że w ogóle jeszcze żyją i się nawzajem nie powybijały. Ich istnienie to największa zagadka z całego uniwersum Szklanego tronu.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 119

Royal pussy: 103

If you’re evil and you know it clap your hands: 151

Nowe szaty zabójczyni: 135

Światek z kart: 188

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 105

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 111

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 52

Moda na cytat: 6

*Wiek to tylko liczba: 9

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz