niedziela, 15 maja 2022

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 17

Po zawodach na queen bee, powracamy z powrotem do autorskiego alter ego numer jeden. Znajduje się ono w nie najlepszym stanie – całe jego ciało eksploduje bólem, łącznie z głową.

Powodem była wczorajsza seria niekontrolowanych przemian. Tylko bogowie wiedzieli, ile razy zmieniała formę. Obolałe mięśnie wskazywały na to, że przemian musiało być bardzo wiele.

Może w takim razie przynajmniej Rowan trochę z niej zejdzie i uwierzy w końcu, że Celinka nie potrafi panować nad swoją zmiennokształtnością.

Wstała, chwytając się wysłużonego słupka łóżka, i przypomniała sobie, że przynajmniej nie straciła kontroli nad własną magią.

A te przemiany to niby kontrolowane były? Nie, więc straciłaś kontrolę. Zmiennokształtność to też przecież magia.

Celaena oparła dłonie na komodzie i uśmiechnęła się krzywo do swego odbicia. Wyglądała beznadziejnie. Naprawdę beznadziejnie. Wydawała się jeszcze bardziej ponura i wychudzona niż wczoraj. Wzięła puszkę z maścią od Rowana, ale postanowiła, że najpierw Fae powinien zobaczyć, co narobił.

Już to zobaczył i jakoś nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Więcej, znowu cię uderzył, także czy możesz z łaski swojej nie przejmować się jego opinią?

Gorzej wyglądała tylko dwa lata temu, gdy Arobynn pobił ją bez litości za to, że złamała jego rozkaz.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 120

Wtedy to dopiero wyglądała beznadziejnie.

Czy to dlatego Celinka tak olała czyn Rowana? Bo zdążyła przyzwyczaić się do brutali? W takim razie czemu wobec Doriana i Chaola miała problem o maleńkie bzdury? Ponownie kreacja bohaterki jest niekonsekwentna.

Światek z kart: 189

Poza tym nawet jeśli była przyzwyczajona do przemocy, to wcale nie czyni zachowania Rowana akceptowalnym. Nadal pozostaje tak samo odrażającym brutalem.

Otworzyła drzwi i ujrzała, że ktoś zostawił tam jej ubrania – te same co wczoraj, ale odświeżone. Jej buty również zostały wyczyszczone z błota. Niewykluczone, że przyniósł je Rowan albo ktoś inny, kto zobaczył, że dziewczyna znalazła się w potrzebie.

Już widzę, jak Rowan robi coś z uprzejmości. Tu mi czołg jedzie.

Na bogów, popuściła w spodnie. Na jego oczach.

Ciemna Gwiazdo, chyba wykrakałaś z tym Ziemiańskim i urofilią.

Wolałabym się mylić.

Po przebraniu się Celinka rusza do kuchni. Jej stan jest na tyle fatalny, że Emrys i Luca aż zastygają.

Luca już chciał porzucić mycie naczyń, ale dziewczyna przygwoździła go długim spojrzeniem. Zabrała się do obierania czosnku. Jej palce natychmiast stały się lepkie. Obaj mężczyźni nadal się jej przyglądali, a więc powiedziała cicho:

– To nie wasza sprawa.

Cytując Tureckie problemy Klocucha: „to jest moja sprawa, bo ja muszę się na ciebie patrzeć”. Reakcja Emrysa i Luki jest jak najbardziej uzasadniona oraz doskonale o nich świadczy. Tylko ktoś skrajnie bezduszny – patrzę na ciebie, siwy troglodyto – mógłby zignorować swoją ciężko pobitą koleżankę z pracy.

Emrys pochylił się i pozbierał skorupy miski z kamieni paleniska. W jego jasnych, mądrych oczach tańczył gniew.

„Jasnych”? A co dopiero w rozdziale jedenastym jego oczy zostały opisane jako „ciemnobrązowe”. Rozumiem, że to postać poboczna, ale Maas, do jasnej cholery, jak masz pisać cokolwiek sensownie, jak nawet takie proste fakty wypadają ci z głowy po sześciu rozdziałach?

Światek z kart: 190

Tak się kończy, kiedy jedyne, co określa twoich bohaterów, to kolory oczu.

– W chwili gdy wchodzisz do kuchni, zaczyna to być moja sprawa.

– Bywało gorzej – szepnęła.

– Co masz na myśli? – spytał Luca. Przyjrzał się jej okaleczonym dłoniom, podbitemu oku oraz bliznom dookoła szyi, pamiątce po Babie Żółtonogiej. Nie powiedziała ani słowa, chcąc, by sam doszedł do właściwych wniosków. Oto, jak wyglądało życie kobiety z krwią Fae w Adarlanie.

Nie, oto, jak wygląda życie kobiety trenującej z siwym troglodytą. Nie sądzę, by Emrysa i Lukę tak przeraziły twoje stare blizny, wszak widzieli je ostatnim razem. Przejęli się twoimi nowymi siniakami, które nabyłaś za pośrednictwem Rowana.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 121

Rozumiem jednak, że jechanie po Adarlanie jest dla Celinki czymś tak powszednim, że każda okazja jest dobra, by to porobić. Szkoda tylko, że:

a)    Nikt w Adarlanie nie wiedział o pochodzeniu Celinki i o tym, że jest Fae;

b)    Wszystkie jej blizny wzięły się z tego, że była trenowana na zabójczynię, pracowała w tym zawodzie kilka lat, była z niego d u m n a i po schwytaniu została słusznie wtrącona do kopalni soli, gdzie poddano ją biczowaniu.

Także wybaczcie mi, ale nie będę rozczulała się nad starymi ranami Celinki. Szkoda mi jedynie, że musi użerać się z Rowanem.

– Daj spokój, Luca – rzekł po chwili Emrys i powrócił do zbierania skorup.

Celaena zajęła się czosnkiem. Chłopak był zauważalnie cichszy niż dotychczas.

A dopiero co pochwaliłam ich za ludzkie odruchy. Chociaż z drugiej strony – jak mogliby pomóc? Rowan zamordowałby ich bez problemu, a Celinka nawet nie chce z nimi gadać.

Śniadanie zostało przygotowane i wyniesione na górę w tym samym gwarze i zamieszaniu co poprzednio, ale dziś zauważyło ją kilku pół-Fae. Zignorowała ich bądź zmusiła spojrzeniami, aby przestali się nią interesować. Wielu miało ostro zakończone uszy, ale wyglądali jak ludzie. Niektórzy nosili tuniki i zwykłe szaty, a wartownicy mieli na sobie lekkie zbroje skórzane, ciężkie szare płaszcze oraz cały arsenał nierzadko wysłużonej broni.

Nowe szaty zabójczyni: 136

Kto by się spodziewał, że wartownicy noszą zbroje?

Ten opis może by mi nie przeszkadzał, gdyby wniósł jakiekolwiek ciekawe informacje o strojach charakterystycznych dla ludności Wendlyn, ale ich ciuchy brzmią na zupełnie randomowe.

Najczęściej spoglądali na nią wojownicy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, a w ich wzroku czujność mieszała się z zaciekawieniem.

Ideałów nie ma, ale jest Calaena: 112

Nikt nie może być nieczuły wobec protagonistki.

Przepis ten nie obejmuje Rowana Whitethorne’a.

– No, no! Toż to najpiękniejszy siniak pod okiem, jaki w życiu widziałem!

No, no! Toż to najbardziej s p i e r d o l o n a uwaga, jaką w życiu słyszałam!

– Ty też daj jej spokój, Malakai – odezwał się Emrys znad paleniska. Był to jego partner. Towarzysz. Wojownik uśmiechnął się szeroko i położył tacę na blacie obok Celaeny.

– Rowan się nie cacka, co? – Jego włosy były na tyle krótkie, że odsłaniały przedłużone uszy, ale pobrużdżona twarz wyglądała na ludzką. – Ty zaś najwyraźniej nie przepadasz za maściami leczniczymi.

 


Poważnie? Taką reakcję wzbudza wśród mieszkańców twierdzy pobita kobieta? Żartują sobie z niej i stwierdzają, że jej prześladowca „się nie cacka”? A wydawało mi się, że traktują się wzajemnie jak rodzina i są wrażliwi na krzywdę. Widać fatalnie się pomyliłam albo to Malakai jest kolejną zwaloną postacią w maasversum. Niemniej punkt się należy i to jak psu buda. Rzygam już tą ciągłą przemocą i robieniem z niej czegoś akceptowalnego.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 122

Wiesz, jak się baby nie bije, to wątroba gnije. He he.

– Mój towarzysz pracuje za dużo. Nie dokładaj mu obowiązków, co?

Tak, pajacu, bo Celinka podkładała się Rowanowi tylko po to, żeby jakiś random z kuchni musiał się nią martwić. Ja pier…

Emrys wywarczał jego imię, ale Celaena wzruszyła ramionami.

– Nie zamierzam zaprzątać niczyjej uwagi. Twojej również.

Więc idź sobie i nie wracaj do fabuły. W tej powieści jest wystarczająco wiele beznadziejnych postaci, nie potrzeba kolejnych.

– Nawet pół-Fae płci męskiej przesadzają z nadopiekuńczością – rzekł Emrys z wymuszoną swobodą.

– Mamy to we krwi. – Luca uniósł podbródek. – Opieka nad naszymi rodzinami to dla nas obowiązek, zaszczyt i życiowa misja, a nasi towarzysze stoją dla nas na pierwszym miejscu.

– Przez co stajemy się cierniami w boku. – Emrys zachichotał. – Zaborczymi, terytorialnymi potworami.

Macie tutaj foreshadowing co do więzi towarzysza. Na jego podstawie łatwo się domyślicie, co czeka nas w przyszłości.

– Mój towarzysz nie chciał powiedzieć nic złego, dziewczę. Jesteś jednak dla nas kimś obcym, a do tego przybywasz z Adarlanu. Jakby tego było mało, ćwiczysz z kimś, kogo… Kogo nikt z nas do końca nie rozumie.

To lepiej dla was, że go nie rozumiecie. Tylko psychopata może zrozumieć psychopatę.

Celaena odstawiła czajnik do zlewu.

– Mam to gdzieś – odparła.

Nie żartowała.

Mamy przeskok do treningu z Rowanem. Ech, a już miałam nadzieję, że nie będę musiała się z nim dzisiaj użerać.

Trening tego dnia był okropny, nie tylko dlatego, że Rowan spytał, czy znów ma zamiar wymiotować bądź popuścić w spodnie, lecz także przez to, że kazał jej siedzieć przez długie godziny wśród ruin świątyni twarzą do mglistego wiatru. Chciał, by zmieniła postać. Nie zależało mu na niczym innym.

 


Czy. On. Ma. Mózg?!

Już pomijam docinki rodem z przedszkola („proszę pani, a Antoś zrobił siku w majtki!”), ale poważnie, po tak radykalnej reakcji, jakiej dostała Celinka po wyjściu z kurhanu, Rowan chyba powinien zrozumieć, że nie potrafi nad tym zapanować. Wyżywanie się na niej niczego mu nie da. Poza satysfakcją, którą najwidoczniej z tego czerpie. Nie potrafię inaczej wyjaśnić sobie tego, że każe zrobić jej coś, czego Celinka nie umie. Rowan to zwykły sadysta.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 123

Celaena pragnęła się dowiedzieć, dlaczego nie może nauczyć jej korzystania z magii bez przemiany, ale usłyszała to samo co wcześniej. Nie ma przemiany, nie ma magii.

Nie ma rączek, nie ma ciasteczek.

Przepraszam, z nudy aż mi się ten stary dowcip przypomniał. Chyba zaczynam mieć jakiś syndrom wyparcia, bo jak pojawiają się sceny z Rowanem, to automatycznie mam ochotę myśleć o wszystkim, tylko nie o nim. Jeszcze nigdy nie nienawidziłam żadnej postaci równie mocno, co jego.

Pomimo prób, dziewczynie nie udaje się przemienić.

Cóż za niespodziewany zwrot akcji!

Siedzieli więc na zboczu. Celaena była przemarznięta do szpiku kości. Cieszyła się przynajmniej z tego, że nie straciła panowania nad sobą, gdy Rowan obrzucał ją wyzwiskami lub mierzył złowrogimi spojrzeniami, których znaczenie doskonale rozumiała.

*klaszcze ironicznie*

Nawrzucaj jej jeszcze trochę, a na pewno coś wskórasz. Naprawdę podziwiam Celinkę, że się na niego nie wkurzyła, bo mi by już dawno nerwy puściły w takiej sytuacji.

Późnym popołudniem na niebie zebrały się burzowe chmury. Rowan zmusił ją, by przesiedziała całą burzę, choć szczękała zębami, a jej krew zamieniła się w lód. W końcu kazał jej wrócić do fortecy. Zostawił ją przy łaźni i odszedł. Jego oczy jaśniały niewysłowioną obietnicą, że następny dzień będzie jeszcze gorszy.

Powtórzę swoje pytanie z rozdziału piątego – czujecie kiełkujący romans? Nie? Niesłychane, przecież Rowan to taka wspaniała, złożona postać! Spójrzcie tylko, jak stara się wesprzeć Celinkę, nie dając jej żadnych wskazówek co do działania zmiennokształtności i każąc jej siedzieć w ulewie!

Gdy wreszcie dotarła do swego pokoju, zastała w nim suche ubranie złożone z taką starannością, że zaczęła się zastanawiać, czy nie ma przypadkiem niewidzialnego służącego, który nie odstępuje jej ani na krok. Z całą pewnością nieśmiertelna istota taka jak Rowan nie zniżyłaby się do tego, aby zrobić aż tyle dla człowieka.

Śmiem przypuszczać, że Rowan nie zniżyłby się do czegoś takiego w stosunku do nikogo. Dla niego nawet przywitanie się to zbyteczny wysiłek.

Celinka jest głodna, toteż postanawia zejść do kuchni, licząc, że zostały jakieś resztki po kolacji. Ku jej zdziwieniu, w pomieszczeniu znajduje się wiele osób.

Z chwilą, gdy zobaczyła jedzenie, wszelkie dylematy przestały mieć znaczenie.

Powracamy do bycia relatable! Aczkolwiek rozumiem, po całym dniu treningu w ulewie też nic by mnie pewnie nie obchodziło, tylko najedzenie się i pójście spać.

Z wyćwiczoną sprawnością przemknęła między zebranymi i napełniła swój talerz smażonym kurczakiem, ziemniakami (na bogów, zaczynała mieć ich dosyć!) i gorącym chlebem.

Chleb czosnkowy ble, ziemniaki ble, wszystko ble. Celinka to tylko grymasi, a przypominam, że jest głodna, więc nie powinny jej takie rzeczy obchodzić. Sama pamiętam, jak byłam na obozie wędrownym i nawet najzwyklejsze kanapki smakowały dla mnie jak rarytas.

Ja na drugim obozie taekwondo miałam fatalne jedzenie, ale i tak  je jadłam, bo chciałam cokolwiek włożyć do gardła.

Już miała pomknąć po schodach na górę, gdy Malakai klasnął w dłonie i wszyscy ucichli, uśmiechając się. Celaena ponownie zamarła w cieniu rzucanym przez schody. Na podłodze przed krzesłem Emrysa siedział Luca, a obok niego młoda, ładna dziewczyna. Młodzieniec otoczył ręką jej ramiona. Ów gest, pozornie luźny i swobodny, był wyraźnym sygnałem dla wszystkich zebranych, że dziewczę należy do niego.

Kolejny foreshadowing co do więzi towarzysza. Nie miałabym może z tym fragmentem takiego problemu – wszak zazdrość jest czymś naturalnym, zwłaszcza na początku związku – gdyby nie fakt, że pisząc ten wątek Maas gloryfikuje kolejną toksyczną rzecz. Chodzi oczywiście o zaborczość. Zauważcie interpretację Celinki – jej zdaniem (które zresztą pokrywa się z tym, co wcześniej usłyszała w kuchni) czyn Luki nie wynika z pragnienia bliskości. Nie, on otoczył tamtą dziewczynę ramieniem dlatego, że chciał zaznaczyć swój teren. Niemal jak pies obsikujący drzewo na swoim podwórku. Nie zrozumcie mnie jednak źle, nie obwiniam Luki. Obwiniam tylko i wyłącznie tę popraną więź, która robi z istot pozornie myślących dzikusy owiane pożądaniem drugiej osoby. Teraz być może nie widać tego tak wyraźnie, ale uwierzcie mi na słowo, że na większą zaborczość również przyjdzie czas.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 106

Dostrzegła jednak figlarne, skrzące spojrzenia, którymi Luca obrzucał swoją wybrankę, i poczuła ukłucie zazdrości. Kiedyś tak samo spoglądała na Chaola, ale ich związek nigdy nie był tak beztroski i nigdy by się taki nie stał, nawet gdyby z nim nie zerwała.

Nie był beztroski? A mam może przypomnieć słynną już scenę ze schowkiem na miotły? Jeśli to nie jest beztroska, to ja nie wiem, jak to określić.

Emrys zaczyna opowiadać zebranym historię o elfach – dobrych, złych i brzydkich.

*badum tss*

Mimo, że jego opowieść mogłaby być dobrym pretekstem, by uchylić nam nieco mitologii świata przedstawionego, nie zostaje nam ona przybliżona.

 


Światek z kart: 191

Po opowieści Celinka chce wrócić do pokoju, jej uwagę przykuwa jednak siedzący na zewnątrz jastrząb.

Dziewczyna widziała już tego ptaka. Przyglądał się jej całymi dniami, gdy leżała na dachach w Varese. Patrzył, jak się upija, kradnie i wdaje w bójki.

Przynajmniej dowiedziała się, jaką formę może przyjąć Rowan. Nie wiedziała jedynie, dlaczego chciało mu się słuchać tych opowieści.

Pewnie mu się nie chciało, ale tak się nudzi, że innej alternatywy nie posiada.

Niespodziewanie Emrys prosi Celinkę, by ta opowiedziała jakąś historię ze swoich rodzinnych stron. Ta oczywiście odmawia i wraca do komnaty.

Nikt za nią nie pobiegł. Zdanie Rowana na temat tego zajścia wcale jej nie obchodziło.

Im częściej powtarzasz, że coś cię nie obchodzi, tym bardziej udowadniasz, że jest dokładnie na odwrót.

Na tym rozdział siedemnasty się kończy. Chyba możemy uznać go za zapychacz, wszak nic interesującego czy istotnego dla fabuły się w nim nie zadziało. Nadal utwierdzamy się tylko w przekonaniu, że Rowan to buc.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 123

Royal pussy: 103

If you’re evil and you know it clap your hands: 151

Nowe szaty zabójczyni: 136

Światek z kart: 191

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 106

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 112

Czy na sali jest lekarz?: 18

Zbędne cięcie: 52

Moda na cytat: 6

*Wiek to tylko liczba: 9

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz