Rozdział 61
Po s i e d e m n a s t u rozdziałach powracamy do Manon. Nie zdziwiłabym się, gdybyście po takim czasie zapomnieli o czarownicy, ja sama się zdziwiłam, kiedy zauważyłam, kogo będzie dotyczyć dzisiejsza analiza. No cóż, tak kończy się dzielenie swoich rozdziałów na kilka zbędnych części i zaniedbywania wątków pozostałych postaci. Myślę, że Maas wyszłoby dużo lepiej, gdyby skupiła się na jednej, może dwóch narracjach, bo przy większej ilości kończy się to właśnie czymś takim.
Nastał czas Gier Wojennych.
Oraz powrót do pisania wszystkiego Wielką Literą.
Wszystkie klany Żelaznozębnych otrzymały dzień wolnego, aby odpocząć, ale żadna wiedźma nie skorzystała z szansy. Wszystkie do ostatniej chwili ćwiczyły lot, powtarzały plany oraz strategie.
Wiedźmy dobrze odnalazłyby się w korpo. Po co odpoczywać, jak można zapierdzielać całą dobę, byle udowodnić, że jest się potrzebnym i najlepszym?
Gry miały się toczyć wokół widocznych z Północnego Kła dwóch szczytów i leżącego między nimi kanionu. Każdy klan miał otrzymać własne gniazdo na szczycie góry – prawdziwe, zrobione z gałęzi gniazdo, w którym leżało szklane jajo. Jaja miały zadecydować o wygranej bądź porażce. Aby zwyciężyć, klan musiał ukraść jaja dwóch pozostałych klanów z ich gniazd bądź wyrwać je z rąk przeciwniczek, jednocześnie chroniąc własne. Jeśli jajo ulegnie stłuczeniu, Klan tej, która je niesie, zostanie automatycznie zdyskwalifikowany.
Nie brzmi to jakoś wybitnie ciekawie, ale przynajmniej zasady są w miarę czytelne.
Choć rozkazy surowo zakazywały zadawania poważnych ran bądź zabijania, każda wiedźma mogła zabrać dwie sztuki broni.
O ile zakład, że pomimo tej zasady Iskra coś odwali, podobnie jak Cain w pierwszym tomie?
Jak zawsze krytykowałam przesadną brutalność książki, to dziwi mnie, że zakłada się, że akurat przy ważnej rywalizacji te psychopatki na pewno będą się trzymać zasad. Totalnie nie pasuje mi to do opisów wiedźm z początku książki.
Wiedźmy każdego klanu obwiązały głowy paskiem ze splecionych rzemieni farbowanych na czarno, niebiesko oraz żółto. Szyje, skrzydła oraz boki ich wywern również maźnięto odpowiednim kolorem. Gdy wszystkie sabaty wzniosły się w niebo, zebrały się razem, aby pokazać swą siłę niewielkim, drobnym śmiertelnikom czekającym w dole. Trzynastka, utrzymująca idealny szyk, otwierała armię sabatów Czarnodziobych.
– Idioci! – mruknęła Asterin, ale wiatr przekazał jej słowa do ucha Manon. – Nie mają pojęcia, co uwolnili. Śmiertelni głupcy.
Dzięki tym „idiotom” twoje istnienie w końcu ma jakiś sens, więc darowałabym sobie podobne komentarze, Asterin. Może gdybyście trochę ograniczyły swoje ego, to zauważyłybyście, że życie z ludźmi wcale nie jest takie znowu złe. Chociaż skoro nawet siebie nawzajem nie możecie znieść, to nic dziwnego, że z innymi rasami też nie potraficie współpracować.
Abraxos otwierał szyk. Obok niego leciały wywerny Asterin oraz Vesty, a potem trzy szeregi po trzy potwory w każdym – Imogen mająca po obu stronach zielonookie demonice, Ghislaine z Kayą i Theą po bokach, dwa Cienie wraz z Lin oraz samotna Sorrel, zamykająca szyk.
Może, gdybyśmy trochę więcej czasu spędzili z Trzynastką, a trochę mniej poświęcili go na żałosne przepychanki słowne i opisy wyglądu, to miałabym zielone pojęcia, kogo Maas w ogóle opisuje. Tak to nic nie wiem i w sumie niewiele mnie to obchodzi, bo wiedźmy są prawie równie odpychające co Rowan.
Za zbędny opis koloru oczu oczywiście leci punkcik:
Nowe szaty zabójczyni: 159
Gry Wojenne rozpoczęły się uderzeniem w potężny dzwon, schowany gdzieś w Omedze.
Uważajcie, bo drganiami wywołacie jeszcze lawinę. Nie wspomnę już nawet o wywernach, które byście przestraszyli takim hałasem.
Zarówno Żółtonogie, jak i Błękitnokrwiste rzucają się na gniazdo Czarnodziobych. Manon dzieli więc swoje siły – część wysyła do obrony, a z pozostałymi zasadza się na jajo Błękitnokrwistych. Oczywiście udaje im się je zdobyć, więc w następnej kolejności biorą się za Żółtonogie.
Asterin puściła ją i sama podniosła ramiona, które natychmiast złapał jej rumak. Podrzucił ją w górę, aż obserwatorom krew zastygła w żyłach, ale wiedźma bezpiecznie wylądowała w siodle i dołączyła do Manon lecącej na Abraxosie. Ten przybliżył się do rumaka Asterin i musnął go skrzydłem. Ów żartobliwy gest, niemalże flirt, sprawił, że samica Asterin wrzasnęła z zachwytem.
Nie mogę pojąć tego, że nawet bestie muszą mieć u Maas swój własny wątek romantyczny. A najlepsze jest to, że ma on więcej chemii niż te pomiędzy głównymi postaciami. Nieironicznie Abraxos to lepszy partner niż taki Rowan, który pewnie jako wywerna dla zasady gryzłby swoją partnerkę czy robił równie brutalne rzeczy.
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 139
Manon najeżdża gniazdo Żółtonogich. To samo robi Petrach, czyli dziedziczka Błęitnokrwistych. Wtem jednak atakuje ją Iskra. Jej rumak okazuje się silniejszy i unieruchamia wywernę Petrah, trzymając ją paszczą. Manon chce wykorzystać ich zmaganie, by ukraść jajo Żółtonogich, ale Abraxos nie reaguje na jej polecenia.
– Teraz, Abraxos! – Manon ugodziła rumaka ostrogami, ale ten znów jej nie posłuchał.
Iskra wywarczała rozkaz i jej wywerna puściła Keelie.
Zanim dowiemy się, co się stało…
Zbędne cięcie: 96
Wtedy rozległ się kolejny wrzask, tym razem od strony góry. Matrona Błękitnokrwistych krzyczała z przerażenia, patrząc, jak jej córka spada z przestworzy ku ziemi. Towarzyszki Petrah zawróciły, ale były zbyt daleko, by powstrzymać śmiertelny upadek.
Po pierwsze – a nie mówiłam, że Iskra złamie zasady?
If you’re evil and you know it clap your hands: 176
Po drugie – czemu Błękitnokrwiste zostawiły swoją dziedziczkę zupełnie samą, bez żadnej obstawy? Czemu są na tyle daleko, że nawet nie zdążyłyby jej złapać w razie upadku? Ja rozumiem, że ten klan miał być bardziej uduchowiony, ale „uduchowiony” to nie synonim do „kretyński”!
Ponieważ Abraxos ma więcej człowieczeństwa niż Manon, leci on pomóc spadającej Petrah.
Gdy znaleźli się blisko, Manon uświadomiła sobie, że Keelie nadal oddycha i ze wszystkich sił próbuje wyrównać lot. Nie po to, aby przeżyć. Wywerna wiedziała, że zaraz zginie. Walczyła po to, aby ocalić siedzącą na niej wiedźmę.
To w sumie strasznie smutne, że wywerny mają więcej charakteru i empatii od wiedźm, którym służą. Nie do końca w sumie rozumiem, czemu miałyby to robić, skoro to psychopatki traktują je pewnie fatalnie. Chociaż akurat w przypadku Petrah jestem w stanie uwierzyć, że podchodziła do swojej wywerny z szacunkiem i czułością.
Manon wmówiła sobie, że robi to dla przyszłego sojuszu i że chce się popisać przed innymi, ale gdy odpięła uprząż, stanęła w siodle i zeskoczyła z Abraxosa, widziała tylko bezgraniczną miłość w oczach umierającej wywerny.
Tak, tak, bo jeszcze uwierzę, że Manon ma jakiekolwiek ludzkie odruchy. Gdyby nie Abraxos, to nawet nie obejrzałaby się za Petrah.
Podsumowanie rozdziału:
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 176
Royal pussy: 106
If you’re evil and you know it clap your hands: 176
Nowe szaty zabójczyni: 159
Światek z kart: 217
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 139
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 139
Czy na sali jest lekarz?: 26
Zbędne cięcie: 96
Moda na cytat: 11
Sweet home Taras: 13
*Wiek to tylko liczba: 22
Rozdział 62
Mamy zakończenie gier wojennych (nie, ja naprawdę nie mam woli, by zapisać, jak Maas sobie tego życzy) z poprzedniego rozdziału. Manon pochwyciła Petrah, ale ciężko ranna wywerna Błękitnokrwistej roztrzaskała się o kanion. Mamy przeskok do Manon, która OCZYWIŚCIE odnosi triumf.
Czarnodziobe odniosły zwycięstwo, a Manon na oczach wystrojonych, obficie pocących się ludzi z Adarlanu przyznano tytuł Przywódczyni Skrzydła.
If you're evil and you know it clap your hands: 177
Odezwała się ta, która w ogóle się nie poci podczas wysiłku i nie ma śmierdzącej wywerny. Zamknij mordę.
Nazwali ją bohaterką i prawdziwą wojowniczką, a potem wygłaszali inne bzdury, ale Manon widziała jedynie twarz babki, gdy ułożyła ciało Petrah na platformie widokowej. Malowało się na niej obrzydzenie.
Faktycznie, pochwały dla alter-ego Maas są wyłącznie bzdurami.
I cieszy mnie powolna przemiana Manon, ale bawi mnie, jak wybiórczo podchodzi autorka do brutalności wiedźm. Manon jest chamska i krwiożercza? C00l postać, musimy jej kibicować. Babka albo Żółtonogie łakną rozlewu krwi? Jakie to złe czarne charaktery!
Błękitnokrwiste są wdzięczne Manon za oszczędzenie swojej, a Petrah jest najprawdopodobniej załamana śmiercią pupila.
Matrona Żółtonogich oświadczyła, że był to jedynie niefortunny wypadek spowodowany przez wywerny, które wymknęły się spod kontroli. Iskra powiedziała to samo, ale Manon słyszała przecież, że dziedziczka Żółtonogich dawała swemu bykowi rozkaz zabicia przeciwniczki. Oskarżyłaby Iskrę o kłamstwo i wyzwałaby na pojedynek, gdyby nie to, że Petrah też to słyszała. Zemsta należała więc do niej.
If you're evil and you know it clap your hands: 178
Oczywiście złe wiedzmy nie tylko sprowokowały niebezpieczną sytuację, to jeszcze kłamią na jej temat.
Babka wrzeszczała, że powinna była pozwolić Petrah umrzeć. Biła ją raz za razem za nieposłuszeństwo, za brak dyscypliny, za brak okrucieństwa.
If you're evil and you know it clap your hands: 179
Wiedźmy są jak nauczyciele z mokrych marzeń boomerów – spuszczają manto za wszystko.
Manon jednakże nie przepraszała. Wciąż pamiętała trzask, z którym Keelie uderzyła w ziemię. Jakaś część jej duszy – być może ta słaba i niezdyscyplinowana – cieszyła się, że dzięki niej ofiara wywerny nie poszła na marne.
Wszystkie inne wiedźmy były zachwycone jej postawą. Wychwalał ją każdy sabat, bez względu na to, z którego rodu pochodził.
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 140
Wiadomo, jak nie stawiają pomników Mary Sue, to są wrednymi Iskrami.
„Przywódczyni Skrzydła” – powtórzyła w myślach, gdy wraz z Asterin i kilkoma innymi wiedźmami z Trzynastki ruszyły do jadalni, gdzie miała się odbyć uroczystość. Reszta już tam była, węsząc i szukając pułapek bądź zagrożeń. Została Przywódczynią Skrzydła i upokorzyła Iskrę, co mogło wzbudzić jeszcze większą zazdrość innych wiedźm. W każdej chwili ktoś mógł jej rzucić wyzwanie.
Nie wiem co jest gorsze – to, że wiedźmy mogłyby ostatecznie nie przeboleć sukcesu Mary Sue, bo przecież wszystkie muszą być agresywne czy to, że książka ciągle musi podkreślać, że Manon została PRZYWÓDCZYNIĄ SKRZYDŁA. No i co z tego.
W tłumie panowała jednak wesołość. Połyskiwały żelazne zęby i wszędzie lało się piwo, prawdziwe, świeże piwo, przywiezione przez tych człowieczków z Adarlanu.
Co ma autorka z tymi zębami ;___;
A i za hejtowanie Adarlańczyków za każdy ruch i oddech leci punkt.
If you're evil and you know it clap your hands: 180
Manon wciśnięto kufel do ręki, ale natychmiast przechwyciła go Asterin, upiła łyk i odczekała moment, zanim go oddała.
– Mogą upaść tak nisko, aby próbować cię otruć – powiedziała, mrugając jednym okiem.
Szły właśnie w stronę honorowej części, gdzie czekały trzy Matrony. Przybysze z Adarlanu wyprawili już niewielkie przyjęcie, ale to było przeznaczone tylko dla wiedźm. Dla Manon.
Zamaskowała uśmiech, gdy tłum rozstąpił się przed nią.
Tak, wiemy, że jest zajebista. Przejdźmy dalej.
Trzy Najwyższe Wiedźmy zasiadały na tronach zaimprowizowanych z konieczności z najładniejszych spośród znalezionych krzeseł. Matrona Błękitnokrwistych uśmiechnęła się, gdy Manon przytknęła dwa palce do czoła. Matrona Żółtonogich stała nieruchomo jak posąg, ale jej babka, siedząca w centrum, obdarzyła ją lekkim uśmiechem.
Uśmiechem żmii.
If you're evil and you know it clap your hands: 181
Maas tak nie potrafi w subtelność, gdy zabiera się za pisanie antagonistów.
– Witaj, Przywódczyni Skrzydła – powiedziała. Wszystkie wiedźmy z wyjątkiem cichej, czujnej Trzynastki krzyknęły z radością. Asterin i pozostałe nie musiały wiwatować – były przecież legendą. Były niezniszczalne, nieśmiertelne i złowieszczo zabójcze.
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 141
Maas, uspokój się z tym samouwielbieniem swoich postaci.
Babka chce wręczyć prezent Manon za zasługi. Proponują zmianę ukochanego płaszczu wiedźmy, co jest oczywistą prowokacją, ponieważ nie można odmówić podarunku. Wy już wiecie, czego się można spodziewać, wiedząc, kogo ostatnio zatrzymały i torturowały czarownice.
Dziedziczka wyprostowała się. Nie mogła odmówić, ale przecież… Przecież nie mogła rozstać się ze swoim trofeum!
– Ten, który nosisz, nie prezentuje się najlepiej – ciągnęła babka, dając komuś znak. – Oto więc nasz dar dla ciebie, Przywódczyni. Coś, czym zastąpisz swój łachman.
To znaczy, że poza tym, że Manon tej szmaty nie ceruje, to nawet jej nie pierze? Fujka.
Rozległy się burknięcia i przekleństwa, ale nagle wiedźmy sapnęły. Z głodu? A może z napięcia? Trzy staruszki Żółtonogich wywlekły zakutą w kajdany brązowowłosą wiedźmę, którą zmusiły, aby uklękła przed Manon.
Nowe szaty zabójczyni: 160
Kolor włosów baby, co zaraz zginie, musi być!
Miała skatowaną twarz, zdruzgotane palce i ślady po poparzeniach, ale jej przynależność zdradzał czerwony płaszcz. Wiedźma Crochan o oczach koloru świeżo zaoranej ziemi spojrzała na Manon. Jak to możliwe, że nadal błyszczały po katordze, którą zniosło jej ciało? Jak to możliwe, że nadal potrafiła się wyprostować? Manon nie miała pojęcia.
Nowe szaty zabójczyni: 161
I oczu, z których odczytuje cały charakter! Jestem córką rolnika, ale nie wiem, co oznacza kolor świeżej zaoranej ziemi. W sensie czym on się różni poza intensywnością brązu, że trzeba to tak podkreślać? Nie można po prostu napisać, że są brązowe?
– Oto dar – rzekła babka, wskazując Crochan żelaznymi pazurami. – Dar godny mej wnuczki. Odbierz jej życie i załóż nowy płaszcz.
Manon zrozumiała, że czeka ją wyzwanie. Wyciągnęła sztylet. Asterin podeszła bliżej, nie spuszczając wzroku z Crochan.
Przez moment dziedziczka wpatrywała się w wiedźmę, która była jej śmiertelnym wrogiem. Crochan przeklęły je i skazały na wieczne wygnanie. Wszystkie powinny wyginąć, co do jednej.
Tymczasem to nie jej głos mówił te rzeczy w jej głowie. Nie, z jakiegoś powodu był to głos jej babki.
To głos imperatywu narracyjnego, który sprawia, że nagle krwiożercza Manon lituje się nad swoim nemezis, jakim są członkinie klanu Crochan.
– Baw się dobrze, Manon – zaćwierkała Matrona.
Crochan uniosła głowę i zachichotała, krztusząc się.
– Znam cię – wyszeptała. Jej usta były spękane i krwawiły, zęby zostały wybite, a na szyi widniały wielkie sińce. – Jesteś Manon Czarnodzioba.
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 142
Jakaś randomowa typiara z wrogiego klanu oczywiście zna Manon z imienia i wyglądu. Aha.
Trudno mi było wyciąć dla kontekstu analizy, ale absolutnie obrzydliwe są szczegółowe opisy obrażeń dziewczyny. Jak ona w takim stanie żyje i jest w stanie, jak zobaczymy, mówić pełnymi zdaniami i z sensem?
Czy na sali jest lekarz?: 27
– Zabij sukę! – wrzasnęła jakaś wiedźma z tyłu pomieszczenia.
Manon spoglądała w oczy wroga z uniesionymi brwiami.
– Wiesz, jak cię nazywamy? – Crochan uśmiechnęła się upiornie, a z jej ust ściekła krew. Zamknęła oczy, jakby cieszyła się tą chwilą. – Nazywamy cię Białym Demonem. Jesteś na naszej liście. Na liście wszystkich was, potworów, które trzeba wybić i wydusić, bez wahania, bez litości. A ty… – Crochan otworzyła oczy i uśmiechnęła się z furią i zawziętością. – Ty jesteś na początku tej listy. Za wszystko, co zrobiłaś.
– To zaszczyt – oznajmiła Manon i uśmiechnęła się lekko, odsłaniając zęby.
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 143
I akurat nie babki, które mają największą władzę czy moc i zarządzają hordą karyn, są na szczycie listy wrogów Crochan, tylko nasza Mary Sue. To ma sens.
Przypuszczam, że babki też tam są, ale to jednak Manon tropiła Crochan niczym pies myśliwski i do tego podszywała się pod jedną z nich. Na ich miejscu też chciałabym jej śmierci i umieściła na szczycie swojej czarnej listy.
Manon unosi broń, ale Crochan dalej zbiera się na ględzenie, a wiedźma daje się jej wypowiedzieć.
– Zapamiętaj sobie. – Crochan podniosła głos, aby usłyszały ją wszystkie zgromadzone. – Zapamiętaj sobie mą śmierć. Zapamiętaj sobie morderstwo, które popełnisz. Nie kieruję tych słów do nich – teraz już szeptała, przygważdżając Manon spojrzeniem ciemnobrązowych oczu – ale do ciebie.
Nowe szaty zabójczyni: 162
Już wiemy, jaki ma kolor oczu. Nie przedłużajmy i tak ciągnącej się jak guma od gaci gadki.
– Moja śmierć ma ci przypomnieć o tym, czym się stałaś. O tym, co z ciebie zrobiono. Bo ciebie zrobiono, Manon. Chcesz poznać nasz największy sekret? – ciągnęła. – Największą tajemnicę, którą skrywamy przed wami, której strzeżemy za cenę życia? Nie chodzi wcale o nasze kryjówki czy też o sposób zdjęcia klątwy. Od dawna przecież wiecie, jak zdjąć klątwę. Od pięciuset lat wiecie, że wybawienie spoczywa w waszych rękach. Nie, największą tajemnicą Crochan jest to, że wam współczujemy.
Nikt się nie odzywał.
Crochan nie odrywała spojrzenia od Manon, a ta nie opuszczała sztyletu.
– Współczujemy wam. Każdej z was. Jest nam przykro z powodu tego, co robicie swym dzieciom. One nie rodzą się złe, ale wy zmuszacie je, by zabijały, krzywdziły i nienawidziły, aż w ich sercach nie zostaje zgoła nic. Nie zostaje w nich nic z was. To dlatego stoisz tu tej nocy, Manon. Znalazłaś się tu, bo stanowisz zagrożenie dla tego potwora, którego nazywasz babką. Stanowisz zagrożenie, gdyż okazałaś miłosierdzie i uratowałaś życie rywalce.
Z trudem łapała oddech. Po jej twarzy płynęły łzy.
– One zrobiły z was potwory. Zrobiły, Manon. I współczujemy wam.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony ładnie wyjaśniono tą bezsensownie brutalną i toksyczną kulturę wiedźm. Z drugiej strony nie robiłabym z Manon jakieś wyróżniającej się litością tylko dlatego, że raz oszczędziła rywalkę i wzięła słabą wywernę. Krytykuje się chwalenie za minimum facetów, na przykład ojców, którzy raz na ruski rok ruszą zad i zajmą się dzieckiem, to tutaj też nie stawiałabym od razu pomników naszej heroinie.
– Dość tego! – oznajmiła stojąca za nią Matrona.
W sali panowała absolutna cisza. Manon powoli uniosła głowę, aby spojrzeć babce w oczy. Odczytała w nich obietnicę straszliwego bólu, jeśli okaże nieposłuszeństwo, oraz błysk satysfakcji, zupełnie jakby Crochan powiedziała prawdę, ale tylko Matrona Czarnodziobych o tym wiedziała.
To po co o tym wspominać? Wiadomo, że wiedźmy średnio przyjęłyby do wiadomości oszczędzenie wroga.
Oczy Crochan lśniły odwagą, której Manon nie potrafiła zrozumieć.
A ja rozumiem. Typiara nie miała absolutnie nic do stracenia, bo i tak miała umrzeć. Sama zaraz po tym Manon zauważyła, że tylko skróciła tym cierpienia Crochan.
Wiedźma została zabita przez Manon. Mamy przejście do alter-ego Celinki, która w ukryciu wyszła z imprezy i Abraxosa. Cytuje w głowie słowa zabitej Crochan jak Celinka martwą Nehemię, więc daruję wam to dla waszego zdrowia.
Karny punkcik należy się i tak:
Moda na cytat: 12
Crochan były kłamczuchami i uwielbiały się wymądrzać. Zabita przez nią wiedźma przypuszczalnie dobrze się bawiła do ostatniej chwili swego życia i odeszła z przeświadczeniem, że zrobiła to jak należy.
„Współczujemy wam”.
I jeszcze jeden:
Moda na cytat: 13
Zapomniałaby o tym incydencie i nigdy by już do niego nie powróciła w myślach, gdyby nie wzrok Keelie walczącej do ostatka, aby ocalić Petrah. Gdyby nie skrzydło Abraxosa, które osłoniło ją samą przed lodowatym deszczem.
Wywerny miały zabijać, kaleczyć i wzbudzać lęk w sercach wrogów. A tymczasem…
Tymczasem okazały się bardziej ludzkie od jakichkolwiek istot magicznych, które Maas wymyśliła. Poprzeczka w tym dziele jest postawiona tak nisko, że potykają się o nią leprechauny.
Manon wpatrywała się w niebo upstrzone gwiazdami i wystawiła twarz na ciepły podmuch wiosennego wiatru. Cieszyła się, że nie jest sama, że ma twardego, silnego towarzysza przy sobie. Była mu wdzięczna za to, że istnieje. Cóż za dziwne uczucie.
Co tylko udowadnia, że zwierzęta mają więcej empatii i rozumu niż nasza banda queen bee.
Ten fragment mi w ogóle nie pasuje, kiedy wcześniej tyle razy wspominano, jak to Trzynastka zna się od wieków i zawsze mogła na siebie nawzajem liczyć. To, że istnieje między nimi hierarchia nie oznacza, że nie wytworzyły się między nimi zażyłe więzi.
Prześladowało ją jeszcze jedno dziwne uczucie, dziwna myśl, która sprawiała, że scena z jadalni co chwila stawała jej przed oczami. Nigdy nie dowiedziała się, czym jest żal – prawdziwy żal – ale żałowała, że nie poznała imienia Crochan. Żałowała, że nie wie, do kogo należał płaszcz, który teraz nosiła. Chciałaby wiedzieć, skąd pochodziła wiedźma i jakie życie wiodła.
Nieśmiertelność została jej odebrana dziesięć lat temu, ale ów żal sprawił, że po raz pierwszy poczuła się naprawdę śmiertelna.
Trochę nie ma to sensu. Wydaje mi się, że osoby, które na co dzień mają styczność ze śmiercią, nie roztrząsają śmierci każdego dla własnego zdrowia psychicznego. Jak kojarzę z wywiadów z medykami czy żołnierzami, to większość stara się takie przypadki wypierać. Dziwię się, że Manon akurat w tym wypadku tego nie zrobiła.
Podsumowanie rozdziału:
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 176
Royal pussy: 106
If you’re evil and you know it clap your hands: 181
Nowe szaty zabójczyni: 162
Światek z kart: 217
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 139
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 143
Czy na sali jest lekarz?: 27
Zbędne cięcie: 96
Moda na cytat: 13
Sweet home Taras: 13
*Wiek to tylko liczba: 22
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz