poniedziałek, 11 grudnia 2023

KRÓLOWA CIENI – ROZDZIAŁ 12

 

Znowu to ja mam zaszczyt analizować rozdział z udziałem Manon. I znowu nasza wiedźma jest zła.

Wyprany z emocji strażnik przybył z wezwaniem do księcia w chwili, gdy Manon miała zabrać Abraxosa na samotną przejażdżkę. Przywódczyni przez kilka minut miotała się po wieży i zgrzytała zębami. Nie była psem, na którego wystarczyło zagwizdać, podobnie zresztą jak jej wiedźmy.

Nie? Jak dla mnie to straszne z was suki.



Ludzie istnieli po to, by było się z kim zabawić i na kogo polować, a od czasu do czasu, w wyjątkowych przypadkach, płodzili kolejne wiedźmy.

W „wyjątkowych przypadkach”? A nie „zawsze”? Z kim innym miałybyście robić sobie dzieci?

Nigdy nimi nie dowodzili. Nigdy nie byli zwierzchnikami.

Poczekajcie na scenę seksu z udziałem Manon w kolejnym tomie. Zgadnijcie, kto wtedy będzie dominował – ona czy jej męski partner.

Przywódczyni powstrzymała narastającą chęć, by kogoś wypatroszyć.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 199

I ty określałaś siebie jako „lód”?

Książę ciągle wzywał ją na narady z wysokim, szczupłym człowiekiem, który nazywał się Vernon i nie tylko nie darzył Manon szacunkiem, lecz także nie bał się jej wystarczająco.

No jeszcze się spłacz, bo ktoś nie szczęka przy tobie zębami. A co do szacunku – ja też nie szanowałabym degeneratki, która od lat morduje moich pobratymców w imię zabawy.

Pozostawało jej zaledwie kilka godzin dziennie na treningi z Trzynastką, nie mówiąc już o dłuższych lotach.

Tak działa bycie dowódcą. Widzę, że Manon ma podobny sposób postrzegania świata jak Dorian i nie potrafi znieść, że jej pozycja wiąże się z odpowiedzialnością a nie miłymi przejażdżkami w towarzystwie kumpeli.

Wiedźma wciągała powietrze przez nos i wypuszczała je przez usta, aż uspokoiła się na tyle, by schować kły oraz szpony. Nie była psem, ale nie była również bezczelną idiotką.

Gratulacje.

Dowodziła Skrzydłem i od stu lat była dziedziczką Klanu. Poradzi sobie z tą śmiertelną świnią, która za kilka dekad stanie się karmą dla robaków, a potem powróci do swego wspaniałego, przesyconego złem, nieśmiertelnego życia.

I pomyśleć, że tak przerysowana, obrzydliwa postać stanie po dobrej stronie konfliktu. Trochę to zabawne, że Manon po dziesięcioleciach spędzonych na mordowaniu ludzi i Crochan zasługuje na przebaczenie, ale królowi Adarlanu nawet tego autorka pożałuje. Podwójne standardy część: 234793859283.

Manon wpada do sali narad, gdzie czeka na nią Perrington, Vernon i Kaltain.

– Czego chcesz? – spytała ostro Manon.

Dopiero co stwierdziłaś, że nie jesteś bezczelną idiotką, by zachować się dokładnie w taki sposób.

– Mój wierzchowiec jest głodny. Ja również. Sugeruję więc szybko przejść do sedna, żebym mogła wyruszyć na polowanie.

Ciemnowłosy, szczupły niczym trzcina lord Vernon, odziany w jasnoniebieską, o wiele za czystą tunikę, przyjrzał się uważnie Manon, która ostrzegawczo obnażyła kły.

„O wiele za czystą”, bo… bo co, powinien chodzić jak obdartus? Wolę to niż bycie oblechem sztachającym się smrodem łajna i krwi.

Mężczyzna uśmiechnął się i spytał:

– A co jest nie tak z jedzeniem, które wam przygotowujemy, moja pani?

Wiedźma wysunęła żelazne kły.

– Nie jem niczego, co podają śmiertelnicy. Mój rumak również.

Nie, bo ty zjadasz samych śmiertelników.

– Gdybym wiedział, że jesteś taka wybredna, poprosiłbym, aby to Żółtonoga została Przywódczynią Skrzydła.

Manon od niechcenia wysunęła szpony.

Zapiekł tyłek, co?

– Myślę, że szybko byś się przekonał, że Iskra Żółtonoga jest niezdyscyplinowana i trudna w pożyciu, a do tego beznadziejna jako przywódczyni.

Przyganiał kocioł garnkowi. Obie jesteście nieposkromionymi Karynami, które potrafią tylko siać spustoszenie i traktować innych z góry.

– Słyszałem o współzawodnictwie między Klanami Wiedźm. – Vernon usiadł na krześle. – Czy macie jakiś problem z Żółtonogimi, Manon?

Asterin warknęła cicho, słysząc poufały ton mężczyzny.

Mówiłam, że zachowują się jak suki.

– Wy, śmiertelnicy, macie motłoch – odparła Przywódczyni. – Wśród nas motłochem są Żółtonogie.

A jest tak, ponieważ t y ich nie lubisz.

– Ma o sobie wysokie mniemanie – mruknął Vernon do księcia, który parsknął śmiechem.

Loża szyderców, do której sama chciałabym przynależeć <3

Perrington wyjaśnia cel wezwania Manon.

– Mamy rozpocząć… eksperymenty. Jeśli chcemy, by nasze plany się ziściły, potrzebujemy większych sił. Musimy również usprawnić żołnierzy, których już posiadamy. Wy, wiedźmy, zważywszy na waszą przeszłość, bardzo nam w tym pomożecie.

– Wyjaśnij to.

– Nie mam zamiaru przybliżać wam wszystkich szczegółów mego planu – rzekł książę. – Chcę, byś przekazała mi sabat Czarnodziobych pod swym dowództwem na testy.

– Jakie testy?

– Chcę ustalić, czy jesteście w stanie mieć potomstwo z naszymi sojusznikami z innego wymiaru, z Valgami.

Czas się zatrzymał. Ten człowiek oszalał.

Skoro tak gardzisz ludźmi i tylko w wyjątkowych przypadkach wiedźmy się z nimi rozmnażają, to może demony bardziej ci podejdą.

– Nie chcę, byście się parzyły z nimi jak ludzie, rzecz jasna. Czeka was nietrudna i stosunkowo bezbolesna operacja wszycia kawałka kamienia pod pępek. Ów kamień pozwoli im na wejście do waszych ciał, rozumiesz? Dziecko spłodzone przez Valga i wiedźmę… Chyba pojmujesz, że to niezwykle cenna inwestycja? Wy, wiedźmy, tak bardzo cenicie swe potomstwo.

Manon sugeruje, żeby Perrington wykorzystał do eksperymentu ludzi. Ten jednak mówi, że potrzebuje kogoś z krwią Valgów, a wiedźmy, jak już wiemy, pochodzą ze skrzyżowania demonów z Fae.

– Jesteśmy waszą armią, a nie zgrają dziwek – powiedziała Manon z zabójczym chłodem. Asterin stanęła u jej boku z bladą, napiętą twarzą.

– Wybierz jeden z sabatów Czarnodziobych – odparł książę.

Dobra, ale ile osób w ogóle liczy jeden sabat? Trzynaście jak oddział Manon czy więcej? Miło byłoby wiedzieć takie rzeczy.

– Mają być gotowe w ciągu tygodnia. Jeśli mi się sprzeciwisz, Przywódczyni Skrzydła, przerobię wasze bezcenne rumaki na mięso dla psów. Trzynastkę być może potraktuję podobnie.

If you’re evil and you know it clap your hands: 194

– Dotknij Abraxosa, a obedrę cię ze skóry.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 200

Jak miło, że stanęła w obronie swojej wywerny, ale groźbę wobec wiedźm totalnie olała. Priorytety na swoim miejscu.

Książę nachylił się nad mapą i machnął ręką.

– Możesz odejść. Ach, zejdź do waszego kowala. Ponoć ostatnia seria ostrzy jest już gotowa.

Uwielbiam, jak Perrington zlał Manon i jej groźbę. Nic nie sprawia mi więcej satysfakcji.

Manon stała i wpatrywała się w stół z czarnego szkła. Zastanawiała się, czy jest w stanie go przewrócić, roztrzaskać, a potem złapać szklane odłamki i powoli, głęboko pochlastać obu mężczyzn.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 201

Mam wrażenie, że rozdziały o wiedźmach w ¾ składają się z punktów za agresję.

Vernon uniósł brwi w cichym szyderstwie.

 


Manon wychodzi. Asterin pyta ją, co zamierza zrobić.

Manon nie miała pojęcia. Co więcej, nie mogła zapytać babki, bo wyszłaby na słabą, niezdecydowaną i niepotrafiącą wypełniać rozkazów.

W tak ważnej sprawie warto byłoby zasięgnąć opinii kogoś wyżej postawionego i lepiej doświadczonego, ale w tej serii proszenie o pomoc to przecież przestępstwo.

– Coś wymyślę.

– Ale chyba nie oddasz im całego sabatu na ten… Na ten rozród.

– Nie wiem.

Może pomysł połączenia ich krwi z krwią Valgów nie był taki zły. Może to uczyniłoby je silniejszymi. Może Valgowie wiedzieli, jak złamać klątwę Crochan.

W tym szaleństwie jest metoda.

Asterin złapała ją za łokieć i wbiła szpony w jej ramię. Manon zamrugała i naraz zrozumiała przekaz. Kuzynka nigdy dotąd nie była tak blisko…

– Nie możesz na to pozwolić! – zawołała jej przyboczna.

– Mam już dość rozkazów jak na jeden dzień. Powiedz to jeszcze raz, a twój język znajdzie się na podłodze.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 202

Twarz Asterin powlekły plamy.

– Wiedźmy są święte. Święte, Manon. Nie oddamy naszych sióstr. Nie oddałybyśmy ich nawet innym Klanom.

Święte? Święci to się w grobach przewracają, jak słyszą takie bzdety.

To była prawda. Wiedźmy rodziły się rzadko i uważano je za dar od Bogini o Trzech Twarzach. Każda z nich była święta od chwili, gdy jej matka odkryła ciążę, do dnia ukończenia szesnastego roku życia.

Czyli według waszej własnej logiki wiedźmy przeznaczone na rozród nie są już święte, bo raczej mają powyżej szesnastu lat. Więc co za bzdury wygaduje Asterin?

Skrzywdzenie ciężarnej wiedźmy bądź jej nienarodzonej lub narodzonej już córki było niewyobrażalnym zamachem na kodeks wiedźm i skazywało winowajcę na niekończące się cierpienia. Manon dwukrotnie uczestniczyła w tych długich, nieprawdopodobnie długich egzekucjach i za każdym razem miała wrażenie, że to niewystarczająca kara. Ludzkie dzieci się nie liczyły.

*bierze głęboki oddech*

K o n t y n u u j.

Dla niektórych wiedźm, zwłaszcza Żółtonogich, nie różniły się niczym od cielęciny, ale małe wiedźmy…

*przewraca stół*

Czytanie takich rzeczy wpienia mnie podwójnie, bo tak się składa, że jestem ciocią kilkorga małych dzieci i sam fakt, że ktoś opisuje je w ten sposób, doprowadza mnie do białej gorączki. Rozumiem, budowa świata przedstawionego i bezwzględna kreacja wiedźm, ale do jasnej cholery. Czy ta banda Karyn mogłaby szanować c o k o l w i e k związanego z ludźmi? Polujecie na nich, wszamacie ich, terroryzujecie w imię rozrywki, a teraz się okazuje, że ludzkie macierzyństwo też dla was chuja znaczy. Naprawdę, że kobieta w ten sposób opisuje kobiecy gatunek jest obraźliwy.

Nie było większego zaszczytu od urodzenia nowej wiedźmy dla Klanu. Nie było większej hańby od utracenia dziecka.

 


A czy te tępe dzidy są przynajmniej na tyle świadome, by wiedzieć, że utrata dziecka nie jest winą matki i może zależeć od tryliarda różnych czynników, na które nie ma się wpływu?

Serio, jaki czytelnik miałby mieć powód, by czuć najmniejszą sympatię wobec wiedźm? Bo są dzikie? Bo mordują? Bo mają żelazne zęby? Bo jeżdżą na wywernach? Dla mnie wszystkie te rzeczy nic nie znaczą w zestawieniu z agresją i pogardą, jaką te istoty roztaczają wobec wszystkich, łącznie z nimi samymi. Nie sądziłam, że ten rozdział mnie poruszy, ale aż się we mnie gotuje.

Asterin pyta, który sabat Manon by wybrała. Ta jeszcze tego nie wie. Dalej rozmyśla o tym, że może połączenie się z Valgami wzmocniłoby jej gatunek.

– A jeśli się sprzeciwią?

Manon weszła na schody do swej osobistej wieży.

– Jedyną osobą, która ostatnio sprzeciwia się wszystkiemu, jesteś ty, Asterin.

– To nie w porządku…

Przywódczyni Skrzydła machnęła pazurzastą dłonią, przecinając tkaninę i skórę tuż nad piersiami kuzynki.

Ej, ale ubranek nie musiałaś rozcinać, szkoda tkaniny.

– Twoją pozycję przejmuje Sorrel.

Asterin nawet nie tknęła plamy krwi na tunice. Manon ruszyła przed siebie.

– Ostrzegałam cię, żebyś mi nie wchodziła w paradę. Wolałaś zignorować ostrzeżenie, a więc marny z ciebie pożytek. Nie chcę, abyś uczestniczyła w naradach czy osłaniała mnie.

Czy to cokolwiek zmieni w fabule? Prawdopodobnie nie, ale zawsze warto odnotować ten fakt.

Asterin próbuje porozmawiać z Manon, ale ta każe jej spadać na bambus.

W głosie kuzynki zabrzmiała błagalna nuta, której wiedźma nigdy wcześniej nie słyszała. Mimo to szła naprzód, a jej czerwony płaszcz płynął po stopniach.

Nowe szaty zabójczyni: 184

Nie interesowało jej to, co Asterin ma do powiedzenia – babka wyraźnie nakreśliła, że każdy przejaw nieposłuszeństwa skończy się dla niej brutalną i szybką egzekucją.

Czyli jest was mało i rzadko się rodzicie, ale skazujecie siebie na śmierć z powodu zwykłej różnicy zdań. Wspaniały, wcale nie skorumpowany system.

Światek z kart: 227

– Zobaczymy się za godzinę w wieży wywern – rzuciła, nie odwracając się.

A potem wyczuła zapach człowieka w środku.

I tu mamy przeskok, ponieważ autorka tak uwielbia nieudolne kreowanie suspensu.

Zbędne cięcie: 108

W komnacie Manon zastaje spanikowaną służącą.

– Co ty tu robisz? – spytała bez emocji i uwolniła kły, ciekawa, co też pocznie dziewczyna.

– S-s-sprzątam – wyjąkała zapytana z idealną uległością. Była pokorna, usłużna i przerażona, dokładnie taka, jak lubiły wiedźmy.

Albo incele.

Służąca podniosła się z klęczek, krzywiąc się z bólu. Fałdy jej spłowiałej sukni z lichego lnu zafalowały, ukazując gruby łańcuch łączący kostki. Prawa z nich była okaleczona – wiedźma dostrzegła przekrzywioną stopę, pokrytą lśniącymi bliznami. Ukryła drapieżny uśmiech.

– Przysyłają mi kalekę na służącą?

– J-j-ja tylko wypełniam rozkazy. – Głos dziewczyny był nijaki, niemożliwy do zapamiętania.

Jak głos może być niemożliwy do zapamiętania? Czy służąca brzmi jak Ivona?

Dziewczyna chce jak najszybciej zwiać, ale Manon zagaduje ją o zranioną nogę. Służąca tłumaczy, że to wina wypadku. Następnie pada pytania o łańcuchy.

– Żebym nie mogła uciec.

– Przecież w tych górach i tak daleko byś nie zaszła.

W łańcuchach jest to jeszcze trudniejsze, poza tym od razu informują one wszystkich strażników o statusie służącej i łatwiej ją przez nie zidentyfikować. W końcu jest siostrzenicą Vernona.

– Jeśli będziesz mnie potrzebować, pani, każ strażnikom, by zawołali Elide.

Mamy kolejną kobiecą postać w maasversum, która moim zdaniem jest jedną z lepszych. Dlaczego? Bo nie kreuje się ją na wielkiego złodupca i przy okazji nie zieje agresji wobec każdej napotkanej istoty. Co nie zmienia faktu, że okaże się kolejnym podnóżkiem Alinki.

 


Manon obserwowała każdy wykonany z trudem krok dziewczyny. Służąca już prawie opuściła komnatę i pewnie myślała, że zaraz będzie wolna, gdy wiedźma zatrzymała ją pytaniem:

– Nikt nigdy nie ukarał twojego wuja za to, że zachował się jak idiota i nie wezwał uzdrowicieli?

– To władca Perranthu. – Elide spojrzała przez ramię. – Któż miałby go ukarać?

– A więc to Vernon Lochan jest twoim wujem.

Manon próbuje wykorzystać ten fakt, by wydobyć z Elide jakieś użyteczne informacje, ta jednak nie potrafi odpowiedzieć na żadne z zadanych jej pytań.

– A kto przydzielił cię do zajmowania się tym pokojem?

Niemalże się roześmiała, gdy dziewczyna skuliła się i pochyliła głowę jeszcze niżej.

– Ja… Ja nie jestem szpiegiem! Przysięgam na własne życie!

– Twoje życie nie ma dla mnie znaczenia – rzekła Manon.

Tak samo jak życie ludzkich dzieci i ich rodziców.

– Jeśli przyłapię cię na szpiegowaniu mnie, Elide Lochan, skończysz z dwoma kulasami zamiast jednego!

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 203

Cytując klasyka, żeby Manon się kiedyś wywróciła i sobie ten głupi ryj rozwaliła. Tak nienawidzę tej postaci, że szok.

Manon nacięła skórę pod podbródkiem dziewczyny, aż pociekła krew.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 204

Wiedźma cofnęła się i oblizała szpon. Z trudem opanowała grymas na twarzy. Smak krwi służącej zdradził jej niezwykły sekret.

Jakiż to sekret? Że Elide ma w sobie krew wiedźm. Z tego powodu Manon postanawia mieć ją na oku. Zwraca też uwagę na jej zachowanie.

Widziała wyraźnie, że niby-służąca zasłania twarz, by ukryć emocje, czuła też wyraźnie, że mówi jej dokładnie to, co chce usłyszeć. Zupełnie jakby próbowała wyczuć potencjalnego przeciwnika.

Dlatego lubię Elide. Może jej spryt nie jest powalający, ale nie ma dużej konkurencji, więc warto docenić to minimum.

Przeskok na wizytę w kuźni.

Okazuje się, że wymiana Asterin na Sorrel wiąże się z jednym problemem – wierzchowce obu Karyn niezbyt za sobą przepadają.

Dziwnie się czuła z Sorrel na miejscu Asterin. Zupełnie jakby świat przechylił się ostro w jedną stronę. Ich wierzchowce nadal nie przestawały się drażnić, choć żaden nie rzucił się jeszcze na rywala.

O tym pisałam, jak przy okazji analizy poprzedniego tomu wspominałam, że stada powinny być dużo mniejsze, bo wtedy zwierzęta lepiej się dogadują. Aż dziw, że dotąd wywerny Trzynastki się nie pogryzły, a już zwłaszcza Abraxosa, który służył w charakterze przynęty.

Manon wchodzi do kuźni i zaczyna oglądać przygotowane dla jej sabatu sztylety.

– Za ciężki – powiedziała do kowala, który przyglądał się jej ciemnymi, czujnymi oczami. Podniosła inny sztylet, a potem miecz. Zważyła obie sztuki broni. – Potrzebuję lżejszej broni dla moich sabatów.

Ojej, czyli wasze nieśmiertelne rączki są za słabe do władania ciężką, ludzką bronię? :(

– Gdzieś mam jego piękno – dodała wiedźma. – Interesuje mnie tylko jeden koniec. Podaruj sobie te zdobienia, a może zyskasz na lekkości.

Nie wydaje mi się, żeby zdobienia miały jakieś duże znaczenie w zmianie wagi oręża. Raczej zależy ona od stali, z której sztylet jest wykonany.

– Tylko wy, śmiertelnicy, dbacie o to, jak wygląda broń – dodała.

 


Przynajmniej nie wżeramy dzieci innych humanoidalnych istot.

Oczy kowala rozbłysły i wiedźma zadała sobie w myślach pytanie, czy by ją zbeształ, gdyby pozostawiono mu język. Asterin, która potrafiła oczarować bądź przerazić każdego człowieka do tego stopnia, że z ochotą dzielił się z nią wszelkimi sekretami, dowiedziała się, że jego język został ucięty z rozkazu któregoś z miejscowych generałów, który nie chciał, by kowal wydał ich tajemnice. A więc zapewne nie umiał też pisać ani czytać.

„Ciekawe, co jeszcze zrobili, żeby zatrzymać tu tak zdolnego rzemieślnika – zastanawiała się Manon. – Może jeszcze coś na niego mają. Może uwięzili jego rodzinę”.

Być może z tego powodu rzekła:

– Wywerny będą dźwigać wystarczająco dużo podczas bitwy: pancerze, broń, zapasy i własne zbroje. Musimy znaleźć sposób, aby im ulżyć. W przeciwnym razie nie wytrzymają długo w powietrzu.

Jak miło, że przynajmniej wobec jednego człowieka jesteś stosunkowo uprzejma. Niewiele, ale zawsze coś po twoich *długa lista pejoratywnych przymiotników* przemyśleniach o treści ludzkiego macierzyństwa.

Kowal na moment odchodzi, co Sorrel wykorzystuje, by zagadać Manon o Asterin.

– Nie chcesz być zastępczynią? – spytała Przywódczyni.

MASZ JAKIŚ PROBLEM?

– To prawdziwy zaszczyt – odparła Sorrel. Jej surowy głos przebijał się przez zgiełk kuźni. – Ale służenie ci jako druga zastępczyni to również wielki przywilej. Wiesz, że Asterin z trudem panuje nad swą dzikością. Zamknij ją w zamku, powiedz jej, że nie może zabijać czy kaleczyć, trzymaj ją z dala od mężczyzn, a zaraz trafi ją szlag.

– Wszystkim nam to grozi – odparła Manon.

Wiadomo, że nie ma większej męki niż żyć jak cywilizowana istota. Ach, te problemy wiedźmowego świata.

– W Omedze znałyśmy swe miejsce i wiedziałyśmy, na czym polega nasze zadanie. Miałyśmy ustaloną rutynę, miałyśmy przed sobą cel. Wcześniej byłyśmy zajęte polowaniem na Crochan. Tu zaś jesteśmy jedynie bronią, która ma zostać wykorzystana. – Wskazała gestem bezużyteczne ostrza.

Czy Manon dopiero co nie nazwała niemego kowala „zdolnym rzemieślnikiem”? Więc czemu ostrza przez niego wykute określa się jako „bezużyteczne”?

– Nie ma tu twej babki. Nie ma komu wpływać na rozwój sytuacji. Nie ma komu tworzyć surowych zasad ani wzbudzać strachu. Zamieniłaby życie księcia w koszmar.

– Chcesz mi dać do zrozumienia, że kiepska ze mnie Przywódczyni, Sorrel?

MASZ JAKIŚ PROBLEM?

– Chcę powiedzieć tylko tyle, że wszystkie wiemy, dlaczego babka kazała ci zabić tę Crochan dla płaszcza.

Bo od wieków wasze ludy się nienawidzą?

– Myślę, że czasami zapominasz o tym, do czego zdolna jest moja babka.

– Uwierz mi, Manon, że nie – powiedziała cicho Druga, gdy pojawił się kowal, niosąc kolejny zestaw ostrzy w swych potężnych ramionach. – A ze wszystkich nas to właśnie Asterin najbardziej jest świadoma tego, co potrafi twoja babka. Nie zapomniała o tym ani na moment.

Po tym, jak babka Manon potraktowała Asterin, to nie mam pojęcia, czemu ona jeszcze im w ogóle służy. Sami się przekonacie, ale to wiedźmie środowisko to wielkie, toksyczne iks de.

Manon wiedziała, że mogłaby domagać się kolejnych odpowiedzi, ale wiedziała też, że Sorrel była zbudowana z kamienia. Kamienie zaś nie pękały. Odwróciła się więc ku kowalowi, który rozkładał przed nią nową kolekcję. Miała ściśnięty żołądek.

„To głód – wytłumaczyła sobie. – Tylko i wyłącznie głód”.

Pora na potrawkę z człowieka!

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 204

Royal pussy: 109

If you’re evil and you know it clap your hands: 194

Nowe szaty zabójczyni: 184

Światek z kart: 227

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 147

Ideałów nie ma, ale jest Aelin: 151

Czy na sali jest lekarz?: 31

Zbędne cięcie: 108

Moda na cytat: 17

Sweet home Taras: 16

Wiek to tylko liczba: 22

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz