Nareszcie nadszedł
dzień pierwszej Próby (to pisanie wszystkiego z wielkiej litery zaczyna mnie
irytować). Celinka nadal nie wie, czego się po niej spodziewać.
Po pięciu dniach ćwiczeń i wymachiwania najrozmaitszą bronią czuła rwanie w całym ciele.
Rozumiem, że
ćwiczenie swoich umiejętności w sytuacji Celinki jest koniecznością, ale
przesadnie wyczerpujące treningi to złe rozwiązanie. Jak się za chwilę
przekonamy, pierwsza próba nie będzie wymagała ogromnej sprawności fizycznej,
ale jeśli tak by było, to nasza bohaterka mogłaby mieć niezły problem z racji
na obolałe ciało.
Protagonistka
wchodzi do ogromnej sali treningowej i dostrzega zawieszoną w poprzek pomieszczenia
kurtynę. Na balkoniku, o którym wspominałam przy okazji analizy rozdziału
jedenastego, stoją sponsorzy, w tym także książę Dorian.
Nie licząc listu dołączonego do książek, nie miała z nim kontaktu od dnia audiencji u króla. Młodzieniec uśmiechnął się do niej szeroko, a jego szafirowe oczy rozbłysły w porannym świetle.
Standardowo, nie
mogło zabraknąć wzmianki o kolorze oczu Doriana. Jeśli ktoś z was jest chętny,
może zrobić licznik tego, ile razy już o nich czytaliśmy.
Nowe
szaty zabójczyni: 12
Do Celinki
podchodzi Nox.
– Znają się na stopniowaniu napięcia, nieprawdaż?
Rzeczywiście, Jo
Nesbo może się od nich uczyć.
Zerknęła na Noxa. Stojący obok niej Chaol zesztywniał i była pewna, że przygląda się uważnie złodziejowi. Z pewnością zastanawiał się, czy wraz z Noxem nie układali planu ucieczki połączonego z wymordowaniem wszystkich członków rodziny królewskiej.
I bardzo słusznie,
degeneratów nie powinno się darzyć zaufaniem tylko dlatego, że mają całkiem
ładne facjaty. Poza tym, to już tak na marginesie, ale nie wymordowalibyście
całej rodziny królewskiej, bo Hollin nadal jest w szkole w górach.
Nox pyta Celinkę o
jej podejrzenia co do tego, co znajduje się za kurtyną.
– Miejmy nadzieję, że to wataha wilków-ludożerców, które trzeba będzie pokonać gołymi rękami – odparła i spojrzała na mężczyznę, uśmiechając się lekko. – To dopiero byłaby zabawa, czyż nie?
*wzdycha ciężko*
Na pewno lepsza
zabawa niż to, co finalnie dostaniemy…
Celinka pyta
Chaola, czy wie on, co znajduje się za kurtyną, ale kapitan zaprzecza.
Dziewczyna zastanawia się, czy stojący wysoko na galeryjce Dorian nie mógłby
dać jej jakiejś wskazówki.
Zerknęła na pozostałych sponsorów – arystokratów we wspaniałych szatach – i wypatrzyła w ich gronie Perringtona. Aż zgrzytnęła zębami na jego widok. Mężczyzna uśmiechał się lekko wpatrzony w Caina, który napinał muskularne ramiona. Czyżby już zdradził swemu zawodnikowi, co znajduje się za kurtyną?
Skoro jest zły, to
z pewnością tak zrobił. Przecież wiemy, że antagoniści w tej książce nie mają
żadnych pozytywnych cech, a już na pewno brak im honoru.
Brullo nareszcie
ogłasza początek pierwszej Próby.
– Oto wasza pierwsza Próba! – oznajmił mężczyzna i uśmiechnął się szeroko, jakby to, co znajdowało się za płachtą, miało się okazać niewyobrażalną torturą.
Tsa, zaraz się
przekonamy, jakie „tortury” czekają na naszych uczestników.
„Przejdź do konkretów!” – pomyślała Celaena i zacisnęła mocno zęby.
Popieram, chcę się
w końcu podzielić z wami, jaką cudowną konkurencją zaczyna się cały turniej.
Kurtyna zostaje
odsłonięta i…
Dziewczyna przygryzła wargę, aby nie parsknąć śmiechem. Łucznictwo? Czekał ich konkurs łuczniczy?
– Zasady są bardzo proste – rzekł Zbrojmistrz. Za jego plecami stało pięć tarcz rozstawionych w różnej odległości. – Otrzymacie pięć strzał, po jednej na tarczę. Ten z was, kto osiągnie najgorszy wynik, zostanie odesłany do domu.
Tak, proszę
państwa. Oto ten niesamowicie wymagający turniej dla najlepszych zabójców i
rzezimieszków z całego imperium, którego otwierającą konkurencją jest
strzelanie z łuku do nieruchomych, oddalonych w różnych odległości tarczy.
…
Czy tu trzeba coś
dodawać? Żeby to strzelanie zostało jakoś chociaż utrudnione (ruchome cele,
przeszkody w tle, oddawanie strzałów z końskiego grzbietu, cokolwiek), ale nie.
Przepraszam, ale w jaki sposób to ma się przydać Obrońcy, który ma być
ASASYNEM? Asasyni raczej nie zabijają na odległość, tylko wykorzystują techniki
skradania się i element zaskoczenia, by po cichu zgarnąć swoją ofiarę, na
przykład podrzynając jej gardło. Już nie wspominając nawet o tym, że cele są
nieruchome, więc chyba tylko ktoś, kto to zupełnie nie ogarnia łuku, musiałby
do nich nie trafić. To już nie lepiej byłoby namalować jakieś tarcze na dzikich
zwierzętach i kazać uczestnikom do nich strzelać? Przynajmniej by to czegoś od
nich wymagało i było dobrą rozrywką dla czytelnika. Albo jeszcze inaczej,
losowo połączyć uczestników w pary, dać im łuk i ten, kto pierwszy zestrzeli
rywala, ten wygrywa. Brzmi brutalnie, ale czemu ktokolwiek miałby przejmować
się losem tych ludzi i tym, czy zginą? To cholerni przestępcy, którzy w razie
przegranej i tak wrócą do więzienia!
Wydaje mi się, że i
tak strzelanie z łuku ma większy sens niż zawody z biegania. Mimo wszystko zabójcy
czasem mogą zdjąć cel wyłącznie z odległości.
Niektórzy uczestnicy zaczęli rozmawiać szeptem, ale Celaena stała nieruchomo, maskując promienny uśmiech. W przeciwieństwie do niej Cain szczerzył zęby z tryumfem. Dlaczego to Pożeracz Oczu został zamordowany, a nie on?
Tak, Cain zasłużył
sobie na zostanie rozerwanym na strzępy, bo śmiał robić sobie podśmiechujki z
Celinki.
Halo,
policja? Proszę przyjechać do Erilei: 17
Brullo każe
uczestnikom ustawić się w kolejności, gdyż próba za moment się rozpocznie. Chaol
ostrzega Celinkę, żeby się nie popisywała. Zgadnijcie, czy bohaterka się go
posłucha.
Przeskok!
Celinka rozmyśla
sobie, że wręczenie uczestnikom strzał jest dowodem zaufania, bo ktoś mógłby
spróbować zabić Perringtona albo Doriana. W sumie racja… Kolejny powód, dla
którego ta konkurencja jest idiotyczna.
Myśl była kusząca, ale dziewczyna wolała skupić uwagę na swoich rywalach.
Halo,
policja? Proszę przyjechać do Erilei: 18
W Kaltain nie
wahała się rzucić doniczką, więc aż dziwne, że powstrzymała się przed
zestrzeleniem Perringtona.
Ponieważ Chaol
przytrzymał Celinkę, ta jest prawie na samym końcu kolejki i może śledzić
postępy innych uczestników.
Jej rywale sprawiali się nieźle.
Ci głupi, brzydcy
przestępcy, których Arobynn Hamel nigdy nie przyjąłby do swojej szkoły?
Niemożliwe!
Ogromne okrągłe tarcze składały się z pięciu kolorowych pierścieni. W samym centrum znajdował się żółty okrąg, a jego środek wyznaczał niewielki czarny punkcik. Każda tarcza stała dalej od poprzedniej, a ostatnią umieszczono w odległości sześćdziesięciu czterech metrów.
Na łucznictwie się
nie znam, więc może ktoś zainteresowany tematem wypowie się, czy ta odległość
jest aż tak duża, zwłaszcza, kiedy weźmie się pod uwagę wielkość tarczy? Z góry
dziękuję.
Celinka myśli o
Arobynnie i o tym, że uważał łucznictwo za podstawową umiejętność, którą jego
uczniowie muszą posiadać. Stwierdza, że trenerzy pozostałych zabójców musieli
myśleć podobnie. No, może poza tym, który uczył Pelora.
Jak opisałam w
poprzednim rozdziale, dobór trenerów jest naprawdę dziwny i powinno im zależeć
na prawdziwych profesjonalistach.
Chudy, młodziutki Pelor nie miał jeszcze tyle siły, aby napiąć długi łuk. Jego strzały okazały się niezbyt celne i chłopak odłożył broń, kipiąc ze złości.
Nie ogarniam,
dlaczego ktoś wystawił do walki młodego chłopaka, który nie potrafi nawet
dobrze posługiwać się bronią. Nie mówiąc już o tym, że ciężko oczekiwać od
dojrzewającego nastolatka, że będzie w stanie zachować równowagę i opanowanie
potrzebne królewskiemu zabójcy.
Wiem, że Celinka
jest tą bardziej uzdolnioną, ale ona również jest młoda, narwana i na dodatek
stanowi jedyną kobietę w konkursie (można się domyślić, że kobiety wojowniczki
w tej części świata były rzadko spotykane). Biorąc pod uwagę przykrywkę
Celaeny, to Dorian też nie wyszedł na inteligentnego, czyniąc swoją Obrończynią
„złodziejkę klejnotów”. Nie czepiałabym się aż tak wyboru kandydata, tylko
trenera, na co wcześniej zwróciłam uwagę.
Pozostali szydzili z niego, a najgłośniej śmiał się Cain.
Cain ma być w tej
części głównym (zaraz po królu) zuolem i rywalem dla Celinki, ale autorka
kreuje go na jakiegoś typowego szkolnego prześladowcę, który jest taki
niedobry, bo śmieje się z innych. I ja mam go brać na poważnie?
If your’e evil and you know
it clap your hands: 21
Brullo pyta Pelora,
czy w ogóle ktoś uczył go strzelania z łuku, na co chłopak odpowiada, że ma
większe doświadczenie w posługiwaniu się truciznami.
– Truciznami! – Brullo załamał ręce. – Król potrzebuje Obrońcy, a ty nie umiałbyś ustrzelić krowy na pastwisku!
Cieszę się, że nie
tylko ja uważam obecność Pelora w tym konkursie za bezsens. Autorka jednak
potrzebuje go w fabule, żeby mógł raz pomóc Celince, a przy okazji stanowił
obiekt drwin Caina, co byśmy nie zapomnieli, jaki to Obrońca Perringotna jest okropny.
W przeciwieństwie
do pozostałych, Celince szkoda jest Pelora, taka z niej wrażliwa dusza. Próba
zaś trwa dalej. Nox bardzo dobrze wypada, tak samo jak Grób.
Jako następny do białej linii podszedł Cain, nałożył strzałę na cięciwę i napiął łuk. Błysnął czarny pierścień na jego palcu, a w sali zapadła cisza.
Licznik wzmianek o
pierścieniu też by się przydał, bo ta akcesoria będzie wspominana bardzo,
bardzo, bardzo często. Maas chyba nie ma zbyt dobrej opinii o pamięci swoich czytelników.
Tym bardziej, że
kolejne wspomnienie o nim jest zbędne.
Nowe
szaty zabójczyni: 13
Cain trafił pięciokrotnie w sam środek tarcz. Jedyną pociechą było to, że ani jedna jego strzała nie trafiła idealnie w czarny punkt.
Ba, ma być super
rywalem, ale bez przesady, niech nie przysłania blasku protagonistki.
Kolejka przesuwa
się coraz szybciej, a Celinka dostaje nagłego ataku angstu.
Celaena była w stanie myśleć tylko o wielkim Cainie oklaskiwanym przez księcia Perringotna i wychwalanym przez Brulla, Cainie, który otrzymywał wszystkie pochwały nie dlatego, że był górą mięśni, ale dlatego, że naprawdę na nie zasługiwał.
Celinka zachowuje
się trochę jak prymuska, która nie może znieść faktu, że ktoś dostał lepszą
ocenę od niej. Tak funkcjonuje ten świat – możesz być w czymś świetny, a i tak
zawsze znajdzie się ktoś, kto cię w tym przebija. Zresztą czemu tak cię te
pochwały obchodzą, skoro gardzisz królem i jego dworem? Powinnaś się raczej
skupić na utrzymaniu swojej fałszywej tożsamości.
Następuje kolej
bohaterki na oddanie strzałów. Oczywiście, jak zawsze ktoś się z niej śmieje,
bo przecież Celinka musi utrzeć rywalom nos swoją zajebistością.
Celinka próbuje się
afirmować, przypominając sobie, że jest Zabójczynią Adarlanu i że wygra ten
turniej.
Odciągnęła cięciwę. W zmęczonych mięśniach jej ramion znów odezwał się ból.
O tym wspominałam –
zbyt intensywne treningi mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.
Celinka wyrównuje
oddech i skupia się na celach. Pierwsza strzała – no kto by się spodziewał –
trafia w sam środek. Następne strzały zabójczyni kieruje na obrzeża okręgów,
żeby się specjalnie nie wyróżniać.
Oba strzały nie były dziełem przypadku – pociski lądowały dokładnie tam, gdzie Celaena sobie życzyła.
Oczywiście.
Doceniam, że bohaterka chowa swoją dumę do kieszeni i postanawia nareszcie
posłuchać Cha…
Trafiła idealnie w centrum. Śmiechy ucichły.
Tak, Celinka
postanowiła zniszczyć całe utrzymywanie się w środku stawki, żeby zmylić rywali
tylko dlatego, że jakiś złodziejaszek się z niej zaśmiał. Brawo, Celinko, o to
order dla ciebie.
Chaol spojrzał na nią z naganą – przecież miała się nie popisywać – ale Dorian uśmiechnął się.
Tak, bo w tej
trójcy tylko Chaol używa mózgu. Jego przyjacielem już dawno kieruje inny
narząd, a dla Celinki liczy się tylko duma, którą może urazić pierwszy lepszy
sebiks. Rzeczywiście, taka z niej pewna siebie kobieta.
Brullo porównuje
celność strzałów i okazuje się, że z konkursu odpada jakiś żołnierz, którego
imienia nawet nie znamy, koniec rozdziału. Emocje jak na grzybobraniu.
To mnie chyba
drażni w Szklanym tronie najbardziej – książka reklamuje się turniejem
dla królewskiego asasyna, ale konkurencje, jakie czekają bohaterów są albo
nudne, albo opisywane tak krótko, że mamy je totalnie gdzieś. Czytelnika nie
obchodzi, kto wygra, bo:
a) prawie
nie znamy pozostałych uczestników,
b) zupełnie
nie odczuwamy ciężaru stawki całego turnieju.
Wiecie, czemu
ludzie tak przeżywali Igrzyska śmierci? Bo tam uczestnicy nie tylko byli
bardzo młodymi, losowo wybranymi osobami, które prawdopodobnie nie chciały brać
udziału w tej krwawej jatce, ale do tego walczyli na śmierć i życie. Nikogo nie
obchodził twój wiek, rodzina, pochodzenie – miałeś albo mordować, albo zostać
zamordowanym. Fakt ten nie tylko potęgował napięcie, ale też dawał autorce pole
do pokazania okrucieństwa ludzi i tego, co czyni z nich mus przetrwania za
wszelką cenę. Już nawet nie wspomnę o tym, że każde działanie trybutów było
obserwowane przez ludzi z całego kraju.
W Szklanym tronie
tego nie ma. Uczestnicy mieszkają sobie w królewskich kwaterach, trenują po
kilka godzin, co jakiś czas ktoś z nich odpadnie i pojedzie do domu. Nawet te
tajemnicze morderstwa nie dodają książce żadnego napięcia, bo przecież czemu
czytelnika ma obejść śmierć jakiegoś złodzieja, który i tak pewnie zachowywał
się jak rasowy stulejarz i cham?
Tym rozczarowanym
akcentem kończymy analizę rozdziału piętnastego.
Podsumowanie
rozdziału:
Halo,
policja? Proszę przyjechać do Erilei: 17
Royal pussy: 12
If you’re evil and you know
it clap your hands: 21
Nowe
szaty zabójczyni: 13
W "Zwiadowcach" strzelanie było opisywane jako dość trudne, po moich doświadczeniach z łukami kupowanymi za dwadzieścia złotych na szkolnych wycieczkach jestem skłonna przyznać rację.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, łuk to tylko jedna z broni, którą mogą się posługiwać potencjalni Obrońcy. Jeszcze miałoby sens, gdyby mogli wykorzystać jakąkolwiek broń dystansową. Być może ten gość, co odpadł, był geniuszem kusznictwa, specem od walki mieczem i mistrzem skradania się? Kto wie...
Może przesadziłam trochę z tym załamywaniem się nad kwestią pierwszej Próby, ale strzelanie do nieruchomych celów jest zupełnie niepraktyczne.
UsuńWłaśnie dlatego cały ten konkurs od początku był bezsensownym pomysłem. Teoretycznie sprawdza wiele różnych umiejętności, ale w praktyce wyklucza kogoś, kto mógłby doskonale sprawdzić się jako skrytobójca. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zwyczajne wychowanie sobie idealnego zabójcy albo zatrudnienie kogoś ze specjalnej szkoły, a nie poleganie na przypadkowych rzezimieszkach, którym nie można nawet zaufać.