niedziela, 19 stycznia 2020

SZKLANY TRON – ROZDZIAŁ 15


Nareszcie nadszedł dzień pierwszej Próby (to pisanie wszystkiego z wielkiej litery zaczyna mnie irytować). Celinka nadal nie wie, czego się po niej spodziewać.
Po pięciu dniach ćwiczeń i wymachiwania najrozmaitszą bronią czuła rwanie w całym ciele.
Rozumiem, że ćwiczenie swoich umiejętności w sytuacji Celinki jest koniecznością, ale przesadnie wyczerpujące treningi to złe rozwiązanie. Jak się za chwilę przekonamy, pierwsza próba nie będzie wymagała ogromnej sprawności fizycznej, ale jeśli tak by było, to nasza bohaterka mogłaby mieć niezły problem z racji na obolałe ciało.
Protagonistka wchodzi do ogromnej sali treningowej i dostrzega zawieszoną w poprzek pomieszczenia kurtynę. Na balkoniku, o którym wspominałam przy okazji analizy rozdziału jedenastego, stoją sponsorzy, w tym także książę Dorian.
Nie licząc listu dołączonego do książek, nie miała z nim kontaktu od dnia audiencji u króla. Młodzieniec uśmiechnął się do niej szeroko, a jego szafirowe oczy rozbłysły w porannym świetle.
Standardowo, nie mogło zabraknąć wzmianki o kolorze oczu Doriana. Jeśli ktoś z was jest chętny, może zrobić licznik tego, ile razy już o nich czytaliśmy.
Nowe szaty zabójczyni: 12
Do Celinki podchodzi Nox.
– Znają się na stopniowaniu napięcia, nieprawdaż?
Rzeczywiście, Jo Nesbo może się od nich uczyć.
Zerknęła na Noxa. Stojący obok niej Chaol zesztywniał i była pewna, że przygląda się uważnie złodziejowi. Z pewnością zastanawiał się, czy wraz z Noxem nie układali planu ucieczki połączonego z wymordowaniem wszystkich członków rodziny królewskiej.
I bardzo słusznie, degeneratów nie powinno się darzyć zaufaniem tylko dlatego, że mają całkiem ładne facjaty. Poza tym, to już tak na marginesie, ale nie wymordowalibyście całej rodziny królewskiej, bo Hollin nadal jest w szkole w górach.
Nox pyta Celinkę o jej podejrzenia co do tego, co znajduje się za kurtyną.
– Miejmy nadzieję, że to wataha wilków-ludożerców, które trzeba będzie pokonać gołymi rękami – odparła i spojrzała na mężczyznę, uśmiechając się lekko. – To dopiero byłaby zabawa, czyż nie?
*wzdycha ciężko*
Na pewno lepsza zabawa niż to, co finalnie dostaniemy…
Celinka pyta Chaola, czy wie on, co znajduje się za kurtyną, ale kapitan zaprzecza. Dziewczyna zastanawia się, czy stojący wysoko na galeryjce Dorian nie mógłby dać jej jakiejś wskazówki.
Zerknęła na pozostałych sponsorów – arystokratów we wspaniałych szatach – i wypatrzyła w ich gronie Perringtona. Aż zgrzytnęła zębami na jego widok. Mężczyzna uśmiechał się lekko wpatrzony w Caina, który napinał muskularne ramiona. Czyżby już zdradził swemu zawodnikowi, co znajduje się za kurtyną?
Skoro jest zły, to z pewnością tak zrobił. Przecież wiemy, że antagoniści w tej książce nie mają żadnych pozytywnych cech, a już na pewno brak im honoru.
Brullo nareszcie ogłasza początek pierwszej Próby.
– Oto wasza pierwsza Próba! – oznajmił mężczyzna i uśmiechnął się szeroko, jakby to, co znajdowało się za płachtą, miało się okazać niewyobrażalną torturą.
Tsa, zaraz się przekonamy, jakie „tortury” czekają na naszych uczestników.
„Przejdź do konkretów!” – pomyślała Celaena i zacisnęła mocno zęby.
Popieram, chcę się w końcu podzielić z wami, jaką cudowną konkurencją zaczyna się cały turniej.
Kurtyna zostaje odsłonięta i…
Dziewczyna przygryzła wargę, aby nie parsknąć śmiechem. Łucznictwo? Czekał ich konkurs łuczniczy?
– Zasady są bardzo proste – rzekł Zbrojmistrz. Za jego plecami stało pięć tarcz rozstawionych w różnej odległości. – Otrzymacie pięć strzał, po jednej na tarczę. Ten z was, kto osiągnie najgorszy wynik, zostanie odesłany do domu.



Tak, proszę państwa. Oto ten niesamowicie wymagający turniej dla najlepszych zabójców i rzezimieszków z całego imperium, którego otwierającą konkurencją jest strzelanie z łuku do nieruchomych, oddalonych w różnych odległości tarczy.
Czy tu trzeba coś dodawać? Żeby to strzelanie zostało jakoś chociaż utrudnione (ruchome cele, przeszkody w tle, oddawanie strzałów z końskiego grzbietu, cokolwiek), ale nie. Przepraszam, ale w jaki sposób to ma się przydać Obrońcy, który ma być ASASYNEM? Asasyni raczej nie zabijają na odległość, tylko wykorzystują techniki skradania się i element zaskoczenia, by po cichu zgarnąć swoją ofiarę, na przykład podrzynając jej gardło. Już nie wspominając nawet o tym, że cele są nieruchome, więc chyba tylko ktoś, kto to zupełnie nie ogarnia łuku, musiałby do nich nie trafić. To już nie lepiej byłoby namalować jakieś tarcze na dzikich zwierzętach i kazać uczestnikom do nich strzelać? Przynajmniej by to czegoś od nich wymagało i było dobrą rozrywką dla czytelnika. Albo jeszcze inaczej, losowo połączyć uczestników w pary, dać im łuk i ten, kto pierwszy zestrzeli rywala, ten wygrywa. Brzmi brutalnie, ale czemu ktokolwiek miałby przejmować się losem tych ludzi i tym, czy zginą? To cholerni przestępcy, którzy w razie przegranej i tak wrócą do więzienia!
Wydaje mi się, że i tak strzelanie z łuku ma większy sens niż zawody z biegania. Mimo wszystko zabójcy czasem mogą zdjąć cel wyłącznie z odległości.
Niektórzy uczestnicy zaczęli rozmawiać szeptem, ale Celaena stała nieruchomo, maskując promienny uśmiech. W przeciwieństwie do niej Cain szczerzył zęby z tryumfem. Dlaczego to Pożeracz Oczu został zamordowany, a nie on?
Tak, Cain zasłużył sobie na zostanie rozerwanym na strzępy, bo śmiał robić sobie podśmiechujki z Celinki.
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 17
Brullo każe uczestnikom ustawić się w kolejności, gdyż próba za moment się rozpocznie. Chaol ostrzega Celinkę, żeby się nie popisywała. Zgadnijcie, czy bohaterka się go posłucha.
Przeskok!
Celinka rozmyśla sobie, że wręczenie uczestnikom strzał jest dowodem zaufania, bo ktoś mógłby spróbować zabić Perringtona albo Doriana. W sumie racja… Kolejny powód, dla którego ta konkurencja jest idiotyczna.
Myśl była kusząca, ale dziewczyna wolała skupić uwagę na swoich rywalach.
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 18

W Kaltain nie wahała się rzucić doniczką, więc aż dziwne, że powstrzymała się przed zestrzeleniem Perringtona.
Ponieważ Chaol przytrzymał Celinkę, ta jest prawie na samym końcu kolejki i może śledzić postępy innych uczestników.
Jej rywale sprawiali się nieźle.
Ci głupi, brzydcy przestępcy, których Arobynn Hamel nigdy nie przyjąłby do swojej szkoły? Niemożliwe!
Ogromne okrągłe tarcze składały się z pięciu kolorowych pierścieni. W samym centrum znajdował się żółty okrąg, a jego środek wyznaczał niewielki czarny punkcik. Każda tarcza stała dalej od poprzedniej, a ostatnią umieszczono w odległości sześćdziesięciu czterech metrów.
Na łucznictwie się nie znam, więc może ktoś zainteresowany tematem wypowie się, czy ta odległość jest aż tak duża, zwłaszcza, kiedy weźmie się pod uwagę wielkość tarczy? Z góry dziękuję.
Celinka myśli o Arobynnie i o tym, że uważał łucznictwo za podstawową umiejętność, którą jego uczniowie muszą posiadać. Stwierdza, że trenerzy pozostałych zabójców musieli myśleć podobnie. No, może poza tym, który uczył Pelora.
Jak opisałam w poprzednim rozdziale, dobór trenerów jest naprawdę dziwny i powinno im zależeć na prawdziwych profesjonalistach.
Chudy, młodziutki Pelor nie miał jeszcze tyle siły, aby napiąć długi łuk. Jego strzały okazały się niezbyt celne i chłopak odłożył broń, kipiąc ze złości.
Nie ogarniam, dlaczego ktoś wystawił do walki młodego chłopaka, który nie potrafi nawet dobrze posługiwać się bronią. Nie mówiąc już o tym, że ciężko oczekiwać od dojrzewającego nastolatka, że będzie w stanie zachować równowagę i opanowanie potrzebne królewskiemu zabójcy.
Wiem, że Celinka jest tą bardziej uzdolnioną, ale ona również jest młoda, narwana i na dodatek stanowi jedyną kobietę w konkursie (można się domyślić, że kobiety wojowniczki w tej części świata były rzadko spotykane). Biorąc pod uwagę przykrywkę Celaeny, to Dorian też nie wyszedł na inteligentnego, czyniąc swoją Obrończynią „złodziejkę klejnotów”. Nie czepiałabym się aż tak wyboru kandydata, tylko trenera, na co wcześniej zwróciłam uwagę.
Pozostali szydzili z niego, a najgłośniej śmiał się Cain.
Cain ma być w tej części głównym (zaraz po królu) zuolem i rywalem dla Celinki, ale autorka kreuje go na jakiegoś typowego szkolnego prześladowcę, który jest taki niedobry, bo śmieje się z innych. I ja mam go brać na poważnie?
If your’e evil and you know it clap your hands: 21
Brullo pyta Pelora, czy w ogóle ktoś uczył go strzelania z łuku, na co chłopak odpowiada, że ma większe doświadczenie w posługiwaniu się truciznami.
– Truciznami! – Brullo załamał ręce. – Król potrzebuje Obrońcy, a ty nie umiałbyś ustrzelić krowy na pastwisku!
Cieszę się, że nie tylko ja uważam obecność Pelora w tym konkursie za bezsens. Autorka jednak potrzebuje go w fabule, żeby mógł raz pomóc Celince, a przy okazji stanowił obiekt drwin Caina, co byśmy nie zapomnieli, jaki to Obrońca Perringotna jest okropny.
W przeciwieństwie do pozostałych, Celince szkoda jest Pelora, taka z niej wrażliwa dusza. Próba zaś trwa dalej. Nox bardzo dobrze wypada, tak samo jak Grób.
Jako następny do białej linii podszedł Cain, nałożył strzałę na cięciwę i napiął łuk. Błysnął czarny pierścień na jego palcu, a w sali zapadła cisza.
Licznik wzmianek o pierścieniu też by się przydał, bo ta akcesoria będzie wspominana bardzo, bardzo, bardzo często. Maas chyba nie ma zbyt dobrej opinii o pamięci swoich czytelników.
Tym bardziej, że kolejne wspomnienie o nim jest zbędne.
Nowe szaty zabójczyni: 13
Cain trafił pięciokrotnie w sam środek tarcz. Jedyną pociechą było to, że ani jedna jego strzała nie trafiła idealnie w czarny punkt.
Ba, ma być super rywalem, ale bez przesady, niech nie przysłania blasku protagonistki.
Kolejka przesuwa się coraz szybciej, a Celinka dostaje nagłego ataku angstu.
Celaena była w stanie myśleć tylko o wielkim Cainie oklaskiwanym przez księcia Perringotna i wychwalanym przez Brulla, Cainie, który otrzymywał wszystkie pochwały nie dlatego, że był górą mięśni, ale dlatego, że naprawdę na nie zasługiwał.
Celinka zachowuje się trochę jak prymuska, która nie może znieść faktu, że ktoś dostał lepszą ocenę od niej. Tak funkcjonuje ten świat – możesz być w czymś świetny, a i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto cię w tym przebija. Zresztą czemu tak cię te pochwały obchodzą, skoro gardzisz królem i jego dworem? Powinnaś się raczej skupić na utrzymaniu swojej fałszywej tożsamości.
Następuje kolej bohaterki na oddanie strzałów. Oczywiście, jak zawsze ktoś się z niej śmieje, bo przecież Celinka musi utrzeć rywalom nos swoją zajebistością.
Celinka próbuje się afirmować, przypominając sobie, że jest Zabójczynią Adarlanu i że wygra ten turniej.
Odciągnęła cięciwę. W zmęczonych mięśniach jej ramion znów odezwał się ból.
O tym wspominałam – zbyt intensywne treningi mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.
Celinka wyrównuje oddech i skupia się na celach. Pierwsza strzała – no kto by się spodziewał – trafia w sam środek. Następne strzały zabójczyni kieruje na obrzeża okręgów, żeby się specjalnie nie wyróżniać.
Oba strzały nie były dziełem przypadku – pociski lądowały dokładnie tam, gdzie Celaena sobie życzyła.
Oczywiście. Doceniam, że bohaterka chowa swoją dumę do kieszeni i postanawia nareszcie posłuchać Cha…
Trafiła idealnie w centrum. Śmiechy ucichły.



Tak, Celinka postanowiła zniszczyć całe utrzymywanie się w środku stawki, żeby zmylić rywali tylko dlatego, że jakiś złodziejaszek się z niej zaśmiał. Brawo, Celinko, o to order dla ciebie.



Chaol spojrzał na nią z naganą – przecież miała się nie popisywać – ale Dorian uśmiechnął się.
Tak, bo w tej trójcy tylko Chaol używa mózgu. Jego przyjacielem już dawno kieruje inny narząd, a dla Celinki liczy się tylko duma, którą może urazić pierwszy lepszy sebiks. Rzeczywiście, taka z niej pewna siebie kobieta.
Brullo porównuje celność strzałów i okazuje się, że z konkursu odpada jakiś żołnierz, którego imienia nawet nie znamy, koniec rozdziału. Emocje jak na grzybobraniu.
To mnie chyba drażni w Szklanym tronie najbardziej – książka reklamuje się turniejem dla królewskiego asasyna, ale konkurencje, jakie czekają bohaterów są albo nudne, albo opisywane tak krótko, że mamy je totalnie gdzieś. Czytelnika nie obchodzi, kto wygra, bo:
a)    prawie nie znamy pozostałych uczestników,
b) zupełnie nie odczuwamy ciężaru stawki całego turnieju.
Wiecie, czemu ludzie tak przeżywali Igrzyska śmierci? Bo tam uczestnicy nie tylko byli bardzo młodymi, losowo wybranymi osobami, które prawdopodobnie nie chciały brać udziału w tej krwawej jatce, ale do tego walczyli na śmierć i życie. Nikogo nie obchodził twój wiek, rodzina, pochodzenie – miałeś albo mordować, albo zostać zamordowanym. Fakt ten nie tylko potęgował napięcie, ale też dawał autorce pole do pokazania okrucieństwa ludzi i tego, co czyni z nich mus przetrwania za wszelką cenę. Już nawet nie wspomnę o tym, że każde działanie trybutów było obserwowane przez ludzi z całego kraju.
W Szklanym tronie tego nie ma. Uczestnicy mieszkają sobie w królewskich kwaterach, trenują po kilka godzin, co jakiś czas ktoś z nich odpadnie i pojedzie do domu. Nawet te tajemnicze morderstwa nie dodają książce żadnego napięcia, bo przecież czemu czytelnika ma obejść śmierć jakiegoś złodzieja, który i tak pewnie zachowywał się jak rasowy stulejarz i cham?
Tym rozczarowanym akcentem kończymy analizę rozdziału piętnastego.

Podsumowanie rozdziału:
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 17
Royal pussy: 12
If you’re evil and you know it clap your hands: 21
Nowe szaty zabójczyni: 13

2 komentarze:

  1. W "Zwiadowcach" strzelanie było opisywane jako dość trudne, po moich doświadczeniach z łukami kupowanymi za dwadzieścia złotych na szkolnych wycieczkach jestem skłonna przyznać rację.
    Tak czy siak, łuk to tylko jedna z broni, którą mogą się posługiwać potencjalni Obrońcy. Jeszcze miałoby sens, gdyby mogli wykorzystać jakąkolwiek broń dystansową. Być może ten gość, co odpadł, był geniuszem kusznictwa, specem od walki mieczem i mistrzem skradania się? Kto wie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może przesadziłam trochę z tym załamywaniem się nad kwestią pierwszej Próby, ale strzelanie do nieruchomych celów jest zupełnie niepraktyczne.
      Właśnie dlatego cały ten konkurs od początku był bezsensownym pomysłem. Teoretycznie sprawdza wiele różnych umiejętności, ale w praktyce wyklucza kogoś, kto mógłby doskonale sprawdzić się jako skrytobójca. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zwyczajne wychowanie sobie idealnego zabójcy albo zatrudnienie kogoś ze specjalnej szkoły, a nie poleganie na przypadkowych rzezimieszkach, którym nie można nawet zaufać.

      Usuń