Rozdział 13
W tym rozdziale mamy przedstawienie ratowania Celinki. Mam nadzieję, że nie będziecie źli, że większość rzeczy wycięłam, ale rozdział jest wyjątkowo krótki i… poprawny. Solidnie ukazano emocje Chaola, który najpierw panikuje na widok nieprzytomnej zabójczyni, ale szybko się ogarnia i organizuje pomoc. Także za pomocą dedukcji zrozumiał, co Celinka dokładnie odwaliła i dostała za to słuszny opieprz. Znowu dostaliśmy gadkę o troszczeniu się, ale tutaj ma jakiś sens. A i Chaol pyta się, czy Celinka zda raport królowi, ale ta oczywiście odmawia (i w sumie się nie dziwię). Wszyscy się w takich sytuacjach stresują (bierzmy też pod uwagę, że Chaol musiał ją uratować w dyskrecji), więc nie będę również krytykowała agresywnego zachowania. Jedynie zostawię fragmenty medyczne, bo nie ma może co wytykać zbytnio, ale warto zastanowić się nad pewnymi kwestiami.
Kolejne działania miały już uporządkowany charakter. Najpierw wezwał Ressa i kazał młodemu, rozsądnemu strażnikowi, aby trzymał gębę na kłódkę i znalazł najbliższego uzdrowiciela. Następnie owinął Celaenę własnym płaszczem, by nikt nie ujrzał krwi na jej ciele, a potem zaniósł na rękach do jej komnat. Wykrzyknął kilka poleceń do uzdrowicieli i unieruchomił ją, gdy wlewali antidotum do jej ust, aż się zakrztusiła. Nie opuszczał jej łóżka przez wiele długich godzin. Trzymał ją, gdy wymiotowała, odsuwał jej włosy z czoła i warczał na każdego, kto wszedł do pokoju. Nie opuścił sypialni nawet wtedy, gdy Celaena wreszcie usnęła. Siedział przy niej i czuwał.
Tak, tutaj dostaliśmy przeskok i zmianę perspektyw:
Celaena obudziła się.
W ustach czuła suchość i bolała ją głowa, ale nie była sparaliżowana. Mogła poruszać palcami u rąk i nóg, a zapach pościeli zdradził jej, że znajdowała się we własnym łóżku. Była bezpieczna.
Z trudem uchyliła powieki i zamrugała, gdyż nadal widziała niewyraźnie. Bolał ją brzuch, ale efekty działania glorielli ustąpiły. Spojrzała w lewo, jakby nawet przez sen wiedziała, gdzie znajduje się Chaol.
[…]
– Już nie śpisz – powiedział głucho, nie kryjąc emocji. – Jak się czujesz?
Spojrzała po sobie. Ktoś zmył z niej krew i przebrał ją w koszulę nocną. Ten oszczędny ruch głową sprawił, że świat wokół niej znów zawirował.
– Potwornie – przyznała.
Chaol oparł łokcie na kolanach i objął twarz dłońmi.
– Byłaś chora. Ciężko chora. Nie mieliśmy pojęcia, ile glorielli dostało się do twojej krwi, i uzdrowiciele postanowili na wszelki wypadek dać ci silną dawkę antidotum. W efekcie spędziłaś kilka godzin z głową w wiadrze.
Nie wiem, czy Maas wyszło przypadkiem, ale rzeczywiście do dziś w podobny sposób obchodzi się z truciznami. Podoba mi się, że nie oszczędza się Celinki i zabójczyni naprawdę wymiotuje oraz boli ją brzuch. Z drugiej strony zastanawia mnie czy w uniwersum, gdzie medycyna kulała, dałoby radę tak szybko uratować drobną dziewczynę z trucizny wywołującej paraliż. Dawka chyba nie była tak wielka, bo zrobiono jej niewielką ranę i nie trzymała tego noża do rany czy coś, ale no jednak nie bez przyczyny nazwa gloriella wywołała taki postrach. Nie jestem studentem medycyny, więc możliwe, że źle gdybam, ale pokazuje to i tak, że w świecie Szklanego tronu poziom medycyny dostosowuje się pod potrzeby Mary Sue.
Czy na sali jest lekarz?: 9
Podsumowanie rozdziału:
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 62
Royal pussy: 83
If you’re evil and you know it clap your hands: 97
Nowe szaty zabójczyni: 76
Światek z kart: 122
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 74
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 69
Czy na sali jest lekarz?: 9
Zbędne cięcie: 6
Rozdział 14
Celinka wchodzi do królewskiej biblioteki pierwszy raz od spotkania w niej ów dziwnej, zakapturzonej istoty. Po nieudanej misji nie ma ochoty na odwiedziny w Ritholfd i postanawia, że właśnie w tym pomieszczeniu przemyśli wszystko, czego się ostatnio dowiedziała.
Celaena zatrzymała się przy jednym ze stołów. Siadała tu, gdy usiłowała zgłębić Znaki Wyrda, spędziła też przy nim wiele godzin w towarzystwie Chaola. Widziała stąd trzy poziomy biblioteki. Mnóstwo miejsc, w których mogła się ukryć, pokoje, alkowy, rozpadające się schody…
A co było poniżej? Biblioteka znajdowała się wprawdzie daleko od jej pokojów i przypuszczalnie nie była połączona z siecią tuneli, ale przecież pod zamkiem mogło być więcej zapomnianych miejsc. Wypolerowana marmurowa podłoga lśniła pod jej stopami.
Chaol wspomniał kiedyś legendę, jakoby pod zamkową biblioteką leżała druga, usytuowana w tunelach i katakumbach. Gdyby Celaena nie chciała, aby inni ludzie odkryli jej tajemne plany, gdyby była straszliwą istotą, szukającą miejsca odosobnienia…
Celinka postanawia przeszukać bibliotekę w poszukiwaniu ukrytych przejść. W tym celu zaczyna każdy mijany pulpit do pisania naznaczać iksem, by nie pogubić się w bibliotecznych korytarzach.
„Ale przecież ja się nie zgubię! – pocieszyła się, gdy cisza w bibliotece zaczęła przeistaczać się w żywą istotę. – Szkolono mnie w oznaczaniu i zapamiętywaniu ścieżek, wyjść i zakrętów. Nic mi nie będzie”.
Ale chyba za to nie szkolono cię w rozpoznaniu terenu, co widać było podczas twojej ostatniej misji.
Bohaterka znajduje przy narożniku małą latarenkę. Postanawia zająć się kolejną częścią biblioteki i… tak, mamy przeskok. Dla odmiany widzimy, co robi Dorian.
Zdziwiło go, że zapadł w sen, ale niska temperatura w pomieszczeniu zdumiała go jeszcze bardziej. Przecież wszystkie okna i drzwi były szczelnie zamknięte, a tymczasem wokół jego ust kłębiła się para.
O co może chodzić, hmmm?
Książę miał koszmar i stwierdza, że to zapewne przez opowieść Chaola o ostatniej misji Celinki. Zgadzam się, książę, dla mnie brak profesjonalizmu i przygotowania Obrończyni też był koszmarny.
Zacisnął zęby. Dziewczyna parała się naprawdę niebezpieczną profesją, lecz choć wpadł w gniew, gdy usłyszał o zabiciu Davisa, czuł, że zabójczyni odepchnęłaby go od siebie, gdyby na nią nakrzyczał.
Odepchnęła cię tak czy inaczej, więc…
Stłumił dreszcze i podszedł do garderoby, aby zdjąć pogniecioną tunikę. W pewnym momencie spojrzał za siebie i mógłby przysiąc, że dostrzega niewyraźny zarys szronu w miejscu, gdzie leżał na kanapie. Idealnie obwodził jego sylwetkę. Gdy przyjrzał się jednak uważniej, złudzenie prysło.
O co chodzi, no o co chodzi?
Tu fragment z perspektywy Doriana się urywa i wracamy do Celinki. Prawdę mówiąc uważam, że ta wstawka była nie tyle zbędna, co może wręcz szkodliwa dla fabuły. Maas wyraźnie stara się kreować tajemniczą atmosferę, ale jej wbijany młotkiem do głów foreshadowing wszystko psuje. Każdy czytelnik od razu załapie, że Dorian ma jakąś moc powiązaną z zimnem, więc próby zrobienia z tego ogromnej tajemnicy stają się dla nas po prostu irytujące. Myślę, że w tym wypadku dużo lepiej by było, gdyby Maas wycięła podobne fragmenty i dawała BARDZO DELIKATNE wskazówki przy perspektywach innych osób.
Zbędne cięcie: 7
Wracamy do Celinki.
Tylna ściana nie przypominała bocznej. Skręcała to tu, to tam, i co chwila odsłaniała wejścia do alków, gabinetów i niewielkich pokojów pełnych kurzu i myszy. W chwili gdy już sięgała po kredę, aby narysować kolejny znak „X” i zawrócić, dostrzegła na ścianie tkaninę.
Zwróciła na nią uwagę tylko dlatego, że był to pierwszy element dekoracyjny na ścianie, na który się natknęła. Zważywszy na to, co się wydarzyło w jej życiu przez ostatnie sześć miesięcy, dziewczyna wiedziała, że to znalezisko na pewno ma jakieś znaczenie.
Okazuje się, że przeczucie Celinki było słuszne, gdyż za tkaniną znajduje sekretne drzwi. W ścianę wbudowany jest też kilkucentymetrowy rowek wypełniony olejem, który z pomocą ognia z pochodni rozświetla zabójczyni znalezione schody.
Ach, czyli znowu czeka mnie analizowanie rozdziału o chodzeniu po podziemiach. Supcio.
Celinka schodzi w dół.
Znów owionął ją zimny podmuch powietrza i wtedy dostrzegła koniec schodów. Dalej ciągnął się ciemny korytarz, który cuchnął starością i zgnilizną. Na samym dole leżała porzucona pochodnia. Ilość oplatających ją pajęczyn sugerowała, że nikt od dawna nie przebywał w tej części.
„Chyba że owa istota widzi w ciemnościach”.
To wielce prawdopodobne, zważając na to, że wcześniej ów istota nie miała pryz sobie żadnej pochodni i przy konfrontacji wciągała powietrze, co wskazuje na to, że polega głównie na zmyśle węchu.
Celaena odepchnęła również tę myśl. Uniosła pochodnię i odpaliła ją od palącego się oleju.
Dlaczego ją odrzuciła? Przecież to jest bardzo logiczne.
Celinka znajduje regały zapełnione zwojami i księgami.
Szła przed siebie, zatrzymując się od czasu do czasu, aby rzucić okiem na któryś ze zwojów. Były to mapy oraz zamkowe rachunki prowadzone dla królów, którzy już dawno obrócili się w proch.
„Księgowość. Wędruję całymi godzinami, denerwuję się i boję, a odkrywam jedynie bezużyteczne zapiski księgowych sprzed lat. Pewnie tego właśnie szukała owa zakapturzona istota. Chciała się dowiedzieć, ile wydawano kiedyś na jedzenie”.
Teraz Celinka wie, jak ja się czuję, kiedy mam nadzieję na pełen akcji rozdział, a dostaję łażenie po podziemiach.
Tak jak poprzednio oświetliła cały korytarz i ujrzała las wyrzeźbiony w szarym kamieniu. Las oraz… Oraz Fae. Nie mogła nie zauważyć spiczasto zakończonych uszu oraz wydłużonych kłów. Istoty Fae odpoczywały, tańczyły, grały na instrumentach, ciesząc się swą nieśmiertelnością oraz eteryczną urodą.
Będę cytować wszystkie fragmenty o fae, żebyśmy mogli na przyszłość zestawić je z bohaterami tej rasy, jacy się pojawią w następnych tomach.
Bla, bla, Celinka idzie dalej, aż czuje zapach żelaza w powietrzu.
Żelazne drzwi niczym się nie wyróżniały, choć bez wątpienia były nie do pokonania. Nabijana ćwiekami płyta przypominała fragment bezgwiezdnego nieba. Celaena wyciągnęła rękę, ale znieruchomiała, zanim jej palce musnęły metal. Dlaczego wykonano je w całości z żelaza? Pamiętała przecież, że żelazo było jedynym surowcem całkowicie odpornym na magię.
No pomyślmy, skoro żelazo jest odporne na magię, to przed kim może ono chronić? Czyżby przed, hmmm, ISTOTAMI MAGICZNYMI?
Dziesięć lat temu po świecie chodziło wiele osób, które nią władały. Uważano, że ich moc pochodzi od bogów, choć król Adarlanu uznał, że magia jest obrazą dla boskości. Bez względu na pochodzenie moc miała wiele odmian. Niektóre z nich pozwalały leczyć, dzięki innym można było zmienić kształt, wzywać ogień, wodę, burzę i tak dalej. Nie licząc tych najpotężniejszych, wiele magicznych talentów słabło z pokolenia na pokolenie. Przyczyną, dla której czary stawały się coraz wątlejsze lub zgoła nie działały, była obecność żelaza we krwi.
Wow, w końcu mamy jakieś konkrety na temat magii. Przyjrzyjmy się im więc.
Wiadomo na pewno, że moc ma wiele odmian i w zależności od odmiany, pozwala na opanowanie innych umiejętności. Ok., ma to sens.
Wiadomo, że moce słabną z każdym pokoleniem, poza tymi najpotężniejszymi. Trochę mniej ok., ale przejdzie.
Moce słabną przez obecność żelaza we krwi. To już zupełnie nie jest ok. i nie rozumiem, czemu Maas postanowiła akurat tak wyjaśnić fakt, że magia słabnie wraz z pokoleniami.
Spójrzmy wpierw na to, jaką rolę ma żelazo w ludzkim organizmie:
- Jest jednym ze składników hemoglobiny, która transportuje tlen,
- Chroni organizm przed infekcjami,
- Pomaga w utrzymaniu odpowiednich funkcji fizycznych i intelektualnych,
- Pomaga w walce ze starzeniem skóry.
Kolejnym faktem jest to, że nasz organizm sam nie wytwarza żelaza, musimy przyjmować je z zewnętrznych źródeł, głównie z pokarmu (najlepiej przyswajalne jest to z mięsa). Skutkiem złej diety i niedostatku żelaza jest przede wszystkim niedokrwistość, ale są też inne symptomy, takie jak: osłabienie, ciągłe zmęczenie, zwiększona podatność na infekcje, wypadanie włosów i wiele innych. Jeśli ktoś chce więcej o tym poczytać, daję link do źródła:
https://zywienie.abczdrowie.pl/zelazo
Dobrze, wróćmy do magii i jej słabnięcia. Skoro moc słabnie albo w ogóle przestaje działać wskutek zwiększenia ilości żelaza we krwi, pozostaje pytanie o funkcjonowanie organizmów oraz dietę istot używających magii. Można by wywnioskować z powyższego opisu, że ów istoty nie spożywały żelaza, gdyż źle wpływałoby ono na ich moc. Tyle tylko, że to nieprawda. Już niedługo pojawi się postać pewnej czarownicy, która często jest opisywana podczas wysysaniu szpiku z kości czy obgryzania ich, co wskazuje na to, że spożywa mięso. Albo weźmy Doriana, który – jak każdy się już domyślił – także panuje nad magią, a również nie jest wegetarianinem i ma standardowy, ludzki organizm. To samo tyczy się fae, które spotkamy w przyszłych częściach. I może ma to związek z tym, że te potężne moce z jakiegoś powodu nie słabną z pokoleniami, ale to pozostawia pytanie, czym dokładnie są te „potężne” moce. Czy uzdrawianie jest czymś „gorszym” od panowania nad żywiołem albo zmiennokształtnością? Jeśli tak, to czemu? Z czego to wynika? Myślę, że wiele osób uznałoby możliwość leczenia za największy z możliwych darów, większy nawet od panowania nad żywiołami. Więc jak działa ta hierarchia? I czemu, skoro żelazo osłabia magię, istoty sterujące nią normalnie je przyjmują?
Światek z kart: 123
Spójrzmy też na skutki niedoboru żelaza. Są liczne i mogą prowadzić do bardzo przykrych konsekwencji. Zważając więc na to, że choćby fae są dokładnie takie same, jak ludzie (poza tym, że są piękne, mają magiczne moce i są nieśmiertelne), wynika, że i tak muszą przyjmować żelazo, by normalnie funkcjonować. Czemu więc autorka z jakiegoś powodu postanowiła zwalić osłabienie magii na obecność żelaza we krwi? Istoty humanoidalne nie są w stanie przecież bez niego dobrze żyć!
Czy na sali jest lekarz?: 10
Naprawdę, byłabym w stanie kupić wiele wyjaśnień na temat, czemu magia słabnie z kolejnymi pokoleniami (najprostsze „rozrzedzenie mocy” poprzez ludzkich przodków), ale to? To nie trzyma się zupełnie kupy.
Wróćmy do żelaznych drzwi i Celinki.
Celaena widziała już setki drzwi w tym zamku. Niektóre zbudowano z drewna, inne z brązu bądź szkła, ale żadnych nie wykonano z żelaza. Te, przed którymi stała, były bardzo stare i pochodziły z czasów, gdy tworzenie drzwi z żelaza miało sens. Czy te wrota miały kogoś powstrzymać przed wejściem? A może zatrzymać kogoś w środku?
Dobrze dzisiaj główkujesz, Celinko.
Dziewczyna próbuje otworzyć drzwi, te jednak są zamknięte.
Odwróciła się, ale w tej samej chwili amulet rozgrzał jej skórę, a przez materiał tuniki przeniknęło światło. Celaena zamarła.
Przez chwilę sądziła, że to tylko blask pochodni, ale nie miała pewności. Uważnie wpatrywała się w cieniutką szparę między drzwiami a kamienną podłogą. Jakiś cień, ciemniejszy od mroku, zatrzymał się po drugiej stronie.
Celinka postanawia sprawdzić, czym jest tajemniczy cień, więc kładzie się na brzuchu i wsuwa pod drzwi swój najcieńszy sztylet.
Wsunęła ostrze głębiej i ujrzała dwa błyszczące, zielono-złote kręgi.
Cofnęła się gwałtownie, wyciągając sztylet. Przygryzła wargę, by powstrzymać stek przekleństw.
„Oczy!”.
Widziała czyjeś oczy błyszczące w ciemnościach. Oczy przypominające… Oczy jak u…
Siebie?
Wypuściła powietrze nosem, uspokajając się nieco. Oczy jak u zwierzęcia. Jak u szczura czy myszy. Albo u kota.
Albo suki, znaczy się, ciebie.
Zabójczyni jeszcze raz wsuwa sztylet pod drzwi, ale tym razem nic nie dostrzega.
Nawet jeśli po drugiej stronie nie było żadnej istoty, tam należało szukać odpowiedzi. Postanowiła, że je odkryje, ale nie dzisiaj.
Oczywiście, że nie dzisiaj, nie daj Boże, żeby w książce cokolwiek się działo!
Musiała się najpierw przygotować.
No dobrze, to całkiem logiczny powód. Nie zmienia on jednak faktu, że ponownie dostaliśmy rozdział o łażeniu po podziemiach, który znów nie powiedział nam nic nowego, poza tym, że Maas nie dopracowała swojego systemu magicznego.
Tym rozczarowanym akcentem żegnam się z wami. Do zobaczenia za tydzień!
Podsumowanie rozdziału:
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 62
Royal pussy: 83
If you’re evil and you know it clap your hands: 97
Nowe szaty zabójczyni: 76
Światek z kart: 123
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 74
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 69
Czy na sali jest lekarz?: 10
Zbędne cięcie: 7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz