wtorek, 27 kwietnia 2021

KORONA W MROKU – ROZDZIAŁ 20 i 21

 Rozdział 20

– Mort – szepnęła Celaena, a kołatka otworzyła jedno oko.

Mort!

 


– Budzenie śpiącego to wielka nieuprzejmość – powiedziała sennym głosem.

– Wolisz, żebym cię pacnęła w gębę? – spytała dziewczyna, a kołatka spojrzała na nią oburzona.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 70

Morcie, powinieneś zgłosić podobne pogróżki do Rzecznika Praw Klamek. Tak, istnieje ktoś taki. Tak, ja nim jestem.

– Mort, muszę się czegoś dowiedzieć. – Z tymi słowami Celaena wyciągnęła amulet. – Ten naszyjnik… Czy on naprawdę kryje w sobie moc?

– Oczywiście, że tak.

– Ale przecież ma kilka tysięcy lat!

– No i co z tego? – Mort ziewnął. – Przecież to magia. Magiczne przedmioty rzadko starzeją się tak jak zwykłe.

– Ale do czego on służy?

No jak to do czego, przecież wielokrotnie doświadczałaś jego działania w sytuacjach kryzysowych.

– Chroni cię, jak mówiła Elena. Strzeże cię przed wszelką krzywdą, choć ty najwyraźniej usilnie pchasz się w tarapaty.

Tak to jest, jak się nie przygotowuje na misje.

Być może był to jedynie zbieg okoliczności, ale dobór słów w zagadce wydawał się mieć znaczenie. Być może Davis szukał tego samego, co Elena kazała jej odnaleźć – źródła mocy króla. Istniała szansa, że dziewczyna właśnie wykonała pierwszy krok w tym kierunku.

– Przypuszczalnie się mylisz – odparł Mort, gdy przechodziła obok niego. – Tylko cię ostrzegam.

Ostrzeżenie Morta okazuje się słuszne – pomimo pasowanie do dziury, obecność naszyjnika w grobowcu nic nie zmienia.

– Ale to przecież Oko Eleny! Tylko dzięki oku ujrzysz wszystko jak należy! Czy jest tu jakieś inne oko?

– Możesz wyrwać własne i sprawdzić, czy pasuje – szydził Mort.

 


– Dlaczego nie działa? Czy muszę wypowiedzieć jakieś zaklęcie?

Celaena spojrzała na sarkofag królowej. Być może gdzieś tuż pod jej nosem kryją się starożytne słowa, które uwolnią czar. Czyż nie tak to się zawsze działo? Znów wsunęła amulet do otworu.

– Ach! – wykrzyknęła słowa wyryte u stóp Eleny. – Pęknięcie Czasu!

Nic się nie wydarzyło.

Ten fragment nawet mnie rozbawił, zwłaszcza zacytowanie słów z sarkofagu Eleny. Wyobrażam sobie, jak Celinka wykrzykuje dramatycznie tę frazę, a po chwili w tle słychać świerszcze.

– Mówiłem, że nie zadziała.

– A więc co zadziała? Ta zagadka dotyczy przecież czegoś w tym grobowcu, za tą ścianą, czyż nie?

– Tak, ale ty nadal nie zadałaś właściwego pytania.

– Zadałam ci setki pytań! A ty nie chcesz mi udzielić odpowiedzi!

Chce, tylko źle pytasz. Nie zrzucaj na Morta winy za swój brak rozgarnięcia, Celinko.

– Wróć kiedy in… – zaczął, ale zabójczyni biegła już po schodach.

Przeskok! Tym razem mamy do czynienia ze snem Celinki. Nie jest to nic szczególnie ciekawego, więc streszczę wam ten sen – zabójczyni stoi na skraju przepaści (żeby było dramatycznie!), która oddziela ją od pięknego lasu. Po drugiej stronie stoi biały jeleń. Czyżby taki?

 


Celinka i jeleń obserwują się, a po chwili zwierzę odwraca się i znika w lesie.

Znowu przeskok, tym razem na budzącą się Celinką. Punktu chyba nie dam, ale wydaje mi się, że nie trzeba by tak wyraźnie rysować granicy między snem a rzeczywistością, w końcu te dwie rzeczy się przenikają.

Tej nocy, rok po roku, zawsze nawiedzał ją ten sam sen. A przecież i tak nigdy nie zapomni owego dnia, gdy los odebrał jej wszystko, co kochała, a ona przebudziła się skąpana w cudzej krwi.

Z jakiej to okazji Celinkę nawiedza ten dziwny sen? Otóż, jak dowiemy się za moment, jest to rocznica śmierci rodziców protagonistki. Z poprzedniego tomu wiemy, że dziewczyna przyszła do łóżka rodziców i mylnie uznała ich krew za deszcz. Tylko… jak? W sensie rozumiem, było ciemno, ale krew jednak ma bardzo charakterystyczny zapach i jest bardziej lepka od deszczu. Celinka miała w tamtym czasie osiem lat, a nie trzy, więc powinna tę różnicę chyba bez trudu zauważyć.

Strzała trącała jej nagie łydki i dziewczyna nachyliła się, aby pogłaskać psi łeb. Stały przez chwilę, wpatrując się w nieskończoną ciemność.

Celaena opuściła zamek przed świtem.

I… znowu mamy przeskok. Dobra, wiecie co? Punkt jednak dam, ponieważ poprzednio fragment był moim zdaniem zupełnie zbędny. Sen Celinki jest dosyć wymowny, więc niepotrzebne nam kolejne opisy jej uczuć, a informacja, że sen nawiedzał bohaterkę wielokrotnie, także się już pojawił.

Zbędne cięcie: 14

Tym razem czytamy o Chaolu, który zaniepokojony nieobecnością Celinki przy koszarach, idzie do jej komnat.

Wiedział, że Celaena nie przepada za zimnem, ale nie był to powód, dla którego mogła odpuścić sobie trening. Co więcej, kapitan bardzo chciał usłyszeć historię o kradzieży asteriońskiej klaczy. Uśmiechnął się na samą myśl o tym i pokręcił głową.

Ech, tyle zostało ze starego służbisty Chaola. Liczyłam na to, że chce posłuchać tej historii, żeby wygłosić Celince kazanie albo po prostu wiedzieć, jak chronić się przed podobnymi kradzieżami, ale nie, zwyczajnie fascynuje go „spryt” naszej zabójczyni.

Tylko Celaena była na tyle zuchwała, aby poważyć się na taki czyn.

Czy tylko dla mnie brzmi to prawie jak komplement?

Zamiast Celinki, Chaol zastaje Nehemię. Pyta ją, gdzie podziewa się zabójczyni.

– Wzięła sobie dzień wolnego – odparła, czytając z kartki. – Gdybym miała zgadywać, strzelałabym, że wyjechała z miasta tak daleko, jak da się dojechać konno w pół dnia.

– Dlaczego?

Księżniczka uśmiechnęła się ze smutkiem.

– Bo dziś przypada dziesiąta rocznica śmierci jej rodziców.



Tym smutnym akcentem kończymy dzisiejszą analizę. Poza pierwszym fragmentem z Mortem (nie wierzę, że chwalę podziemia) ten rozdział był naprawdę nudny i nijaki. Mamy niby kolejny foreshadowing z jeleniem i snami Celinki, ale tego materiału jest zwyczajnie za mało i jest on zbyt nudno opisany, żeby naprawdę przejąć się akcją.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 70

Royal pussy: 91

If you’re evil and you know it clap your hands: 114              

Nowe szaty zabójczyni: 86

Światek z kart: 131

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 76

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 71

Czy na sali jest lekarz?: 10

Zbędne cięcie: 14

 

Rozdział 21

Chaol na moment zapomniał o oddychaniu. Pamiętał, jak Celaena krzyczała podczas pojedynku z Cainem, gdy przeciwnik zaczął ją drażnić wspomnieniem brutalnej śmierci rodziców i chwili, gdy obudziła się skąpana w ich krwi.

Skądkolwiek Cain w ogóle wiedział o rodzicach Celinki, bo nadal nie jest to jakoś logicznie wyjaśnione.

I znów mam pytanie – jakim cudem ośmioletnia Celinka nie rozróżniła krwi od deszczu?

Sama nigdy tego tematu nie poruszała, a kapitan nie miał odwagi o nic pytać. Wiedział, że była wówczas bardzo młoda, ale nie zdawał sobie sprawy, że miała zaledwie osiem lat. Osiem lat!

Dziesięć lat temu Terrasen ogarnął zamęt. Wojska Adarlanu mordowały wszystkich, którzy stawiali im opór. Wywlekano z domów i zabijano całe rodziny. Kapitan poczuł ucisk w żołądku. Jakich okropności Celaena była świadkiem tamtego dnia?

Chyba jeśli znał miejsce urodzenia Celinki, to powinien sam za pomocą dedukcji wpaść na to, że najprawdopodobniej straciła rodziców podczas podboju.

– Napisała o rodzicach w tym liście?

Może kartka zawierała jakieś informacje. Może znajdowała się tam wskazówka, dzięki której będzie mógł lepiej zrozumieć Celaenę po jej powrocie.

– Nie – odparła księżniczka. – Niczego nie napisała. Ale ja wiem o wszystkim.

W to nie wątpimy. Szkoda, że nie masz pojęcia, jak sensownie pomagać buntownikom.

Siedziała w bezruchu i patrzyła na niego. Widział, że przybrała pozycję obronną. Jakich sekretów swej przyjaciółki strzegła? Jakie skrywała sama? Co było powodem, dla którego król kazał ją śledzić? Nie znał zamysłów władcy i doprowadzało go to do szewskiej pasji.

Co więcej, dręczyło go jeszcze jedno pytanie. Kto groził księżniczce śmiercią? Przydzielił więcej ludzi do jej ochrony, ale dotąd nie odnaleziono żadnych dowodów na to, że ktoś czyha na jej życie.

Te pytania wcale nie sprawiają, że bardziej się tym ekscytuję. W sumie to nawet zmniejsza i tak zerowy entuzjazm.

– Skąd wiesz o jej rodzicach? – spytał.

– Są rzeczy, które słychać uszami. Inne usłyszysz tylko sercem. – Nehemia wpatrywała się w niego z taką intensywnością, że odwrócił wzrok.

 


– Kiedy wróci?

Księżniczka powróciła do lektury książki leżącej przed nią. Była pełna osobliwych symboli, które wydawały mu się znajome.

Bardzo subtelny foreshadowing. Chociaż jak na Maas nie jest najgorszy.

– Napisała, że nie wróci do zmroku. Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że nie chce dziś spędzić ani chwili w tym mieście, a zwłaszcza w tym zamku.

Przypomina mi to zbuntowanego nastolatka, który musi teatralnie zwiać z domu, bo rodzice nie pozwolili mu wyjść do psiapsi.

Pod dachem władcy, którego żołnierze przypuszczalnie wymordowali jej rodzinę.

Tak, wiemy. Nie potrzebujemy więcej tego dramatyzmu.

Przeskok!

Celaena przechadzała się wśród drzew niewielkiego lasu rosnącego u stóp zamglonych wzgórz położonych nad Rifthold. Przypominała skrawek ciemności wśród drzew. Spacerowała tak od świtu, a Strzała biegała za nią. Tego dnia nawet las wydawał się milczący.

Dobrze. Nie był to odpowiedni moment na jakiekolwiek oznaki życia. Tego dnia zabójczyni wolała słuchać wyjącego głucho wiatru poruszającego suchymi gałęziami, szumu zamarzniętej częściowo rzeki i skrzypienia śniegu pod stopami.

Edgy humor wymaga edgy scenografii.

Dokładnie tego dnia rok temu dobrze wiedziała, co robić. Każdy kolejny krok widziała tak wyraźnie, że gdy nadeszła odpowiednia chwila, nie miała wątpliwości, co należy uczynić.

Opowiedziała Dorianowi i Chaolowi, że owego dnia w kopalni soli w Endovier po prostu straciła panowanie nad sobą, ale nie była to prawda. Utrata kontroli byłaby zbyt ludzkim uczuciem. Nie miała nic wspólnego z lodowatą, pozbawioną wszelkiej nadziei wściekłością, która zawładnęła nią całkowicie, gdy się obudziła, a sen o jeleniu i przepaści prysł.

Żebyś tak chłodno podchodziła do ostatniej misji, to może nie zwątpiłabym w to.

Znalazła wielki głaz wśród nierówności terenu i usiadła na jego gładkiej, zimnej powierzchni. Strzała wkrótce do niej dołączyła. Dziewczyna otoczyła psa ramionami i spojrzała na nieruchomy las. Wspominała dzień, kiedy wydała Endovier wojnę.

Dlatego dostaliśmy przeskok do wspomnień Celinki z tego dnia, gdy zabijała ludzi w kopalni, dlatego tekst zaserwowano w kursywie. Nie wiem po co ten przeskok, kiedy edytor wyraźnie zaznaczył różnicę między teraźniejszością, a przeszłością.

Zbędne cięcie: 15

Sapiąc przez odsłonięte zęby, Celaena wyrwała kilof z brzucha nadzorcy. Z ust dławiącego się mężczyzny buchnęła krew. Ściskając się za brzuch, popatrzył na innych niewolników błagalnie, ale wystarczyło jedno spojrzenie Celaeny, jeden błysk jej oczu, by nikt nie zbliżył się ani o krok. Zabójczyni uśmiechnęła się do nadzorcy, a potem spuściła mu kilof na twarz. Krew obryzgała jej nogi. 

 


Nadzorca pewnie w tym momencie był Philem, a niewolnicy to reszta chłopaków z baraków.

Było o tym wspominane w pierwszym rozdziale pierwszego tomu i moim zdaniem samo wspomnienie o kilofie w brzuchalu wystarczająco budziło grozę. Mam wrażenie, że opis brutalności nie tyle, co ma pokazać psychopatię zabójczyni (przecież nasza Celinka lubi pjeski i czekoladki, nie może być zła), a być banalnym edgy opisem śmierci zuola dla samego szoku. Wiem, bo sama takie serwowałam, gdy pisałam w wieku czternastu lat.

Pozostali więźniowie nadal trzymali się daleko, gdy uderzyła kilofem w łańcuch, który łączył ją z resztą. Nie proponowała, że ich uwolni, a oni o to nie prosili. Wiedzieli, że to bez sensu.

Jedyni trzeźwi na umyśle czy dlatego, że wiedzieli, że nie mają licencji Mary Sue?

Dziwi mnie, że wycieńczona ciężką pracą nastolatka jednym uderzeniem kilofa kruszy metalowy łańcuch.

Czy na sali jest lekarz?: 11

Kobieta na drugim końcu łańcucha była nieprzytomna. Jej plecy ociekały krwią, rozdarte oprawionym w żelazo końcem bicza zabitego mężczyzny. Jeśli nikt nie zajmie się jej ranami, umrze przed kolejnym dniem, a nawet jeśli zostaną opatrzone, przypuszczalnie wda się w nie zakażenie. Śmierć była podstawową rozrywką w Endovier.

If you’re evil and you know it clap your hands: 115

Uuuu, ale powiało edżyzmem. Tak, faktycznie niewolnicy w kopalniach mieli najgorsze warunki i nie reanimowano trupów na siłę, ale żeby od razu traktować to jak sport narodowy? Trochę szkoda towaru, by tak bezsensownie go marnować.

Ten fragment o zakażeniu od razu przypomniał mi o pierwszym tomie, gdzie Celinka wspominała o tym, że strażnicy celowo traktowali jej obrażenia solą. Mimo to nie wdało się jej żadne zakażenie i rany zabójczyni się zasklepiły. Niestety, niewolnica jako postać poboczna najwidoczniej nie może liczyć na ten sam fart, co protagonistka.

Czy na Sali jest lekarz?: 12

Celaena odwróciła się od kobiety. Miała robotę do wykonania. Czterej nadzorcy mieli do spłacenia dług. Wyszła z szybu, wymachując kilofem.

Gdyż kilof był ze styropianu i ważył zaledwie kilkanaście gramów.

Nawet nie czuję, kiedy rymuję XD

Dwaj strażnicy strzegący wyjścia padli trupem, zanim zorientowali się, co się z nimi dzieje. Ich krew spłynęła po nagich ramionach i ubraniu dziewczyny. Celaena otarła twarz i wpadła do pomieszczenia, w którym pracowali kolejni nadzorcy.

Ona tak załatwiła ich jednym zamachnięciem, czy losowo kręciła jak opętana i przypadkiem trafiła tych dwóch, bo byli tak oszołomieni tym, co wyprawiała?

Zapamiętała ich twarze w dniu, kiedy zawlekli młodą kobietę z Eyllwe za budynek.

Zarejestrowała każdy szczegół, gdy najpierw ją wykorzystali, a potem poderżnęli jej gardło.

Celaena mogła wprawdzie odebrać zabitym strażnikom miecze, ale tych drani wolała załatwić kilofem. Chciała, aby poznali Endovier od podszewki.

If you’re evil and you know it clap your hands: 116                

1+ do bycia c00l zabójczynią. Ona może być okrutna.

Dotarła do wyjścia z ich części kopalni. Pierwsi dwaj mężczyźni zginęli, gdy wdarła się między nich i rozpruła im kilofami szyje. Niewolnicy, których strzegli, wrzeszczeli i przywierali plecami do ściany. Zabójczyni pomknęła przed siebie.

Mam wrażenie, że fatalities z Mortal Kombat nie są tak dosłowne jak ten opis.

Wkrótce dopadła dwóch pozostałych, ale pozwoliła, aby ją najpierw ujrzeli i wyciągnęli broń.

I to świetnie pokazuje, że Celinka myśli tylko o szpanie. Jedynie podkreśla to, jak te opisy zgonów są niepotrzebne.

Widziała, że panika odebrała im umiejętność logicznego myślenia,

 Tobie też się to zdarzało, ale żeby nie krytykować ciągle Celinki, skupię się na czymś zupełnie innym. Nie dziwię się Celince, że tak łatwo ich zabijała, jak strażnicy mają mózg wielkości orzeszka fistaszkowego.

ale przyczyną nie był kilof w jej rękach, lecz jej oczy. Czający się w nich dziwny blask świadczył, że przez ostatnie miesiące oszukiwała ich, że obcięcie jej włosów i wychłostanie nie zabiło w niej ducha, że robiła wszystko, aby zapomnieli, że w głębi serca nadal jest Zabójczynią Adarlanu.

*ziew*

Czemu wszystkie postacie skupiają się tak na oczach? Jakbyśmy dostali znaczenie kulturowe źrenic i skąd się bierze ciągła chęć odczytywania w nich każdej emocji, to może nie byłabym zdenerwowana przez to.

Ona jednakże nie zapomniała ani sekundy bólu. Doskonale pamiętała też krzywdę, którą zadawali innym, między innymi owej młodej kobiecie z Eyllwe, która na próżno błagała bogów o pomoc.

To trochę przykre, że autorka oddaje więcej empatii jakimś randomowym osobom z tła niż postaciom po przeciwnej stronie barykady niż Celinka. Ach no tak, jakoś trzeba wybielić te paskudne zabójstwa.

Obaj zginęli zbyt szybko,

Żebyś ty tak szybko mi tu nie umierała.

Z każdą linijką mam coraz bardziej intensywniejsze flashbacki z cutscenek z Hunt Dawn of Freeman, ponieważ główny bohater ciągle sypał krawędziowymi tekstami jak Celinka.

https://www.youtube.com/watch?v=jEWiJHM01Tk

ale Celaena miała jeszcze jedno zadanie do wykonania. Wróciła do głównego tunelu, który prowadził na zewnątrz kopalni. Ogłupiali strażnicy nadbiegli ze wszystkich stron, aby ją powstrzymać.

Wszyscy w uniwersum głupieją, gdy na horyzoncie widzą Mary Sue.

Jak nadbiegli ze wszystkich stron to pewnie czekali na swoją kolej, by dostać manto jak w starych filmach akcji.

Rzuciła się naprzód, wymachując bronią. Dwóch kolejnych mężczyzn padło trupem, a Celaena wypuściła kilof i zgarnęła ich miecze.

 Nie mówcie, że będzie walczyć dwoma mieczami na raz… To nie dzieje się naprawdę.

 Niewolnicy nie krzyczeli z radości, widząc umierających prześladowców. Patrzyli na zajście w milczeniu, rozumiejąc doskonale jej motywację. Wiedzieli, że Celaena nie próbuje się wyrwać na wolność.

A tylko tak sobie tnę tętnice z nudów, by dowalić gorsze warunki pracy albo śmierć.

Zamrugała na widok światła, ale była już gotowa. Wiedziała, że największym problemem jest to, że odwykła od blasku słońca, dlatego właśnie odczekała do popołudnia, gdy jego promienie były mniej intensywne. Łatwiej byłoby zaatakować o zmroku, ale o tej porze dnia były silniejsze straże. Poza tym wyprowadzano wówczas niewolników i mogłaby utknąć w tłumie.

Niby logiczne, ale tak nie do końca. Czy serio nikt nie kontroluje przez cały dzień pracy niewolników ze śmiercionośnymi kilofami? Tak po prostu pozwalają jakieś wyniszczonej nastolatce zabijać kupę ludzi, bo przecież to nie zmrok?

Strażnicy byli najmniej czujni podczas ostatniej godziny pełnego słońca przed wieczorną inspekcją. Ciepłe promienie usypiały czujność wielu z nich.

W takim razie świetni z nich profesjonaliści.

Trójka pilnująca wejścia do kopalni nie miała pojęcia, co się działo na dole. W Endovier nigdy nie panowała cisza, a umierający zawsze krzyczeli tak samo. Zabijani przez nią strażnicy wrzeszczeli tak jak reszta.

Znowu się podkładają pod broń jak szturmowcy z Gwiezdnych Wojen, by nabić jej licznik zabójstw.

 


Potem Celaena rzuciła się do biegu. Pędziła ku przywołującej ją śmierci, w stronę wysokiego muru, wznoszącego się po drugiej stronie obozu. W powietrzu zaświstały strzały, więc próbowała ich unikać. Nie mogli jej zabić, gdyż zakazywał tego królewski rozkaz. Mogli przebić jej nogę czy ramię, ale Celaena wiedziała, że zapomną o zakazach, gdy poczyni zbyt wielkie straty.

To jest logiczne myślenie, ale niestety masz zbyt gruby plot armor.

Zewsząd pędzili nadzorcy. Jej ostrza śpiewały pieśń stalowej furii, gdy przebijała się przez ich szeregi.

Zupełnie bez problemu, gdyż wymachiwanie dwoma mieczami (i do tego pewnie jeszcze jednoręcznymi, a więc cięższymi) to igraszka.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 72

W Endovier zapadła cisza. Ktoś ciął ją w nogę, głęboko, ale nie na tyle, aby przeciąć ścięgno. Chcieli, żeby była zdolna do pracy. Celaena jednakże nie miała na to ochoty.

Tak jak ja nie mam ochoty analizować tego ścieku.

Nie będzie dla nich harować. Wiedziała, że gdy zabije zbyt wielu z nich, nie będą mieli wyboru.

Przeszyją jej gardło strzałą.

Gdy zbliżyła się do bramy, strzały ucichły.

– Panowie. Na dziś koniec rujnowania życia Mary Sue uniwersum Szklanego Tronu. Proszę się rozejść – rzekł Imperatyw Narracyjny i znikł, by wspomóc Rey w najnowszej części Gwiezdnych Wojen.

Wybuchnęła śmiechem na widok otaczających ją strażników, choć było ich czterdziestu.

Też bym się śmiała z tych leszczy, co czekają, jak ich wyrżnie jakaś niewolnica. Czy oni mają wszyscy myśli samobójcze od siedzenia w ciemnych podziemiach, beznadziejnych zarobków i liczą, że Celinka pomoże im uśnieżyć ból? Nie widzę sensowniejszego powodu.

Roześmiała się jeszcze głośniej, gdy ktoś kazał przynieść kajdany. Ze śmiechem rzuciła się do ostatniego ataku. Chciała podjąć ostatnią próbę dotknięcia ściany. Padło czterech kolejnych prześladowców.

Jak. Ona. Zabiła. Aż. Czterech. Strażników. Od. Tak.

Bo. Jest. Mary. Sue.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 73

Wygląda to tak, jakby w pierwszej książce autorka rzuciła losową sporą liczbę, by wyglądała groźnie dla czytelnika. Natomiast  przy pisaniu kolejnego tomu przypomniała sobie o tym nielogicznym wyniku, by wyszczególnić, że osiągnęła go w jeszcze bardziej nielogiczny sposób. Do mojej beki dodaję fakt, że Maas źle obliczyła trupów, ponieważ w pierwszym tomie, w drugim rozdziale wyraźnie mówiono o dwudziestu trzech trupach, a tu mamy szesnaście. Brawo, Maas!

Nadal się śmiała, gdy świat zalała ciemność, a jej dłonie padły na skalistą ziemię. Do muru zabrakło tak niewiele…

To kolejne omdlenie Celinki w tej książce. Znowu mam flashbacki, tym razem z 365 dni, gdzie Lipińska sama nie ukrywała, że był to jej ulubiony chwyt, by łatwo robić przeskoki.

Dlatego przeskok. Tym razem do rzeczywistości Celinki.

Chaol siedzący przy stoliku w salonie wstał, gdy usłyszał powoli otwierane drzwi.

Korytarz na zewnątrz był ciemny, świece dawno się wypaliły, większość mieszkańców zamku już spała. Celaena wślizgnęła się do środka. Jej oczy były zaczerwienione, twarz blada, a usta sine. Zegary wybiły północ jakiś czas temu, ale Chaol wiedział, że to nie efekty wyczerpania.

Salon? Gdzie był Chaol? Salon pojawił się dopiero w pałacu barokowym. Mam wrażenie, że Maas i tak pisząc to, miała wizję takiego współczesnego salonu.

Strzała podbiegła do niego, machając ogonem, i polizała kilkakrotnie jego dłoń.

Następnie odbiegła do sypialni i zostawiła ich samych. Celaena zerknęła na kapitana. W jej turkusowych oczach o złotym blasku kryło się znużenie i szaleństwo.

Nowe szaty zabójczyni: 87

Przeszła obok niego i zaczęła zdejmować płaszcz.

Poszedł za nią bez słowa, gdyż w jej postawie nie zauważył ostrzeżenia bądź niechęci.

Niestety Chaol też zaczął wbijać do cudzych pokojów bez pytania.

Wyczuwał w niej obojętność tak ogromną, że zapewne nie zareagowałaby, gdyby w jej sypialni znalazł się sam król Adarlanu.

Ona ma obojętny stosunek do każdej żyjącej istoty. To nic nowego.

Zrzuciła płaszcz, a potem buty, ciskając je gdzie popadnie. Chaol odwrócił spojrzenie, gdy rozpięła tunikę i weszła do garderoby. Po chwili wyszła stamtąd w koszuli nocnej, o wiele bardziej przyzwoitej od jej zwykłej, koronkowej bielizny. Strzała już zdążyła wskoczyć na łóżko i ułożyć się wśród poduszek.

Nie czepiam się formy bielizny, bo coś w rodzaju koronki było obecne od starożytności, chociaż mam z tyłu głowy, że Maas najprawdopodobniej wyobrażała sobie coś na wzór współczesnych kompletów. Jestem czymś innym zszokowana. Ona zwykle kręciła się w koronkowej bieliźnie obok mężczyzny, który nie jest jej mężem? :o Jak to przeszło? Pamiętajmy też, że było opisane w pierwszym tomie jak sama koszula jest wyzywająca, więc jak musiała wyglądać ta bielizna?

Chaol przełknął ślinę. Powinien dać jej moment na osobności, a nie czekać na jej powrót.

Wiem, że miało to jakoś podkręcić seksualne napięcie i uważam, że takie coś MOŻE przeszłoby, jakby działo się w współczesności, ale czy takie wypatrywanie, jak przyjaciółka się rozbiera w tej sytuacji, nie tylko jest niezręczne, niegrzeczne, lecz również naraża jej godność jako niezamężnej damy i dziewicy?

Gdyby chciała się z nim zobaczyć, napisałaby do niego list.

Celaena zatrzymała się przed gasnącym ogniem w kominku i rozrzuciła żar pogrzebaczem, a potem dodała dwie szczapy. Wpatrywała się w płomienie. Nadal odwrócona do niego plecami, odezwała się wreszcie:

– Jeśli się zastanawiasz, co też mógłbyś mi powiedzieć, daruj sobie. Tu nic nie da się zrobić ani powiedzieć.

Zgadzam się. Lepiej nie mieć dialogów niż tę żenadę, którą nam wcześniej serwowano.

– A więc pozwól mi przynajmniej, żebym dotrzymał ci towarzystwa.

Najwyraźniej zorientowała się, że poznał jej tajemnicę, ale nawet nie spytała, kto mu o tym powiedział.

Uuuuu, no to lojalna psiapsi.

– Nie chcę niczyjego towarzystwa.

– To, czego chcesz, i to, czego potrzebujesz, to dwie różne rzeczy.

Rozumiem dobre intencje Chaola, jednak z przyczyn osobistych nie cierpię takich upierdliwych ludzi. Nie to znaczy nie.

Nehemia, kolejne dziecko podbitego imperium, również powinna tu być, ale Chaol nie chciał, aby Celaena zwracała się z tym do niej.

Nie lubię Nehemii, ale nie pomyślałeś, że może przez to, że zna sytuację zabójczyni, to wie, że nic nie uśnieży jej bólu?

– A więc zostaniesz tutaj przez całą noc? – Celaena zerknęła na kanapę między nimi.

– Spałem w gorszych miejscach.

– Nie masz pojęcia o kiepskich miejscach do spania – rzekła.

Chaol znów poczuł ucisk w żołądku.

Z jednej strony miała być to kolejna odzywka, by podkreślać jak to Celinka miała źle w życiu, by czytelnik jej bardziej współczuł, ale to jest celna uwaga. Chaol, który nigdy nie był na wojnach, nie miał okazji, by spać w gorszych warunkach.

Z drugiej strony zabrzmiało to strasznie chamsko. Chaol jako osoba wysoko urodzona mógłby woleć spać we własnej sypialni, żeby mieć wygodniej, ale dla Celinki celowo z tego rezygnuje. Laska mogłaby sobie darować takie uwagi, chociaż rozumiem, że nie jest w najlepszym humorze.

– Czy to… Czy to ciasto czekoladowe?

Ech… Znowu mamy przekupywanie ciastem reletable nastolatki.

– Przyszło mi do głowy, że po takim dniu będziesz go potrzebowała.

– Będę potrzebowała? Miałeś na myśli „będziesz potrzebowała”, a nie „będziesz chciała”? – Na ustach dziewczyny pojawił się cień uśmiechu. Chaol omal nie westchnął z ulgą.

– W twoim przypadku rzekłbym, że ciasto czekoladowe to jak najbardziej kwestia potrzeb. A więc będę się trzymać tego, co powiedziałem.

https://www.youtube.com/watch?v=rXQW7a8Zk3w&t=82s

Mistrz już wcześniej wypunktował takie laski.

Celaena podeszła do kapitana. Zatrzymała się tuż przed nim i spojrzała na niego. Na jej policzki wracały już kolory.

Serio wystarczyło ciasto, by naprawić humor? To tak nie działa!

Najwidoczniej jednak działa.

Chaol wiedział, że powinien się cofnąć i stworzyć między nimi dystans, ale nagle złapał się na tym, że ją obejmuje. Otoczył dłonią jej talię, a drugą rękę wsunął w jej włosy, po czym przytulił ją mocno do siebie. Jej serce biło z taką siłą, że na pewno to czuła. Po sekundzie zabójczyni uniosła ramiona i wbiła palce w jego plecy. Niespodziewanie kapitan zorientował się, jak blisko siebie stoją, ale odepchnął tę świadomość. Czuł jedwabistość jej włosów i miał ochotę zanurzyć w nich twarz. Jej zapach, przemieszany z wonią mgły i nocy, sprawił, że musnął nosem jej szyję. Mógł ją pokrzepić na duchu w inny sposób niż tylko słowami i jeśli dziewczyna chciała zapomnieć… Tę myśl również odepchnął, przełknął i zdusił z taką siłą, że prawie się nią udławił.

Dzięki Bogu, bo seks w podobnej scenerii byłby co najmniej niezręczny, a już zwłaszcza dla analizatorów. Nie mówiąc o tym, że Chaol nawet nie wie, czy zabójczyni rzeczywiście by dzięki niemu ulżyło.

Nagle odsunęła się, aby znów na niego spojrzeć. Stali tak blisko siebie, że ich oddechy się mieszały. Chaol zorientował się, że mierzy dystans dzielący ich usta. Patrzył jej w oczy, ale jego wzrok uciekał ku wargom, a dłoń nie wysuwała się z włosów.

Nie jest to nawet złe, ale trochę dziwnie się czuję, czytając po zwruszających opisach traumatycznych wspomnień Celinki i świadomości, że niby czci rocznicę śmierci rodziców.

– Nie wiem, czy powinnam się wstydzić tego, że chcę, abyś mnie dziś obejmował, czy może być wdzięczna, że mimo wszystko tęsknota za tobą doprowadziła mnie aż tutaj.

Był tak zaskoczony jej słowami, że ją puścił i cofnął się. Miał bariery do pokonania, ale Celaena również zmagała się z własnymi. Być może było ich więcej, niż sądził.

I tak wiemy, że za dwa rozdziały pójdą ze sobą do łóżka. Nie ma co nas tak łudzić. A dystans powinien się tworzyć w ten sposób, że nie wchodzicie sobie do komnat w nocy i Chaol nie podgląda, jak Celinka się przebiera!

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 77

Nie potrafił zareagować na to, co usłyszał, ale Celaena nie dała mu czasu na wymyślenie dobrej odpowiedzi. Podeszła do ciasta czekoladowego, opadła na fotel i zabrała się do jedzenia.

No tak, co ma się przecież zmarnować.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 70

Royal pussy: 91

If you’re evil and you know it clap your hands: 116

Nowe szaty zabójczyni: 87

Światek z kart: 131

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 77

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 73

Czy na sali jest lekarz?: 12

Zbędne cięcie: 15


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz