niedziela, 3 października 2021

KORONA W MROKU – ROZDZIAŁ 42 I 43

 

Rozdział 42

Mort zachichotał, gdy dziewczyna weszła do grobowca, zataczając się i potykając.

Wybaczcie za angielskie słowo, ale Mort to jest mood podczas analizy.

– Pogromczyni Wiedźm, co? Kolejny wspaniały tytuł, który możesz dodać do swego repertuaru.

– Skąd o tym wiesz? – spytała, odstawiając świeczkę. Zdążyła już spalić zakrwawione ubrania, które cuchnęły gnijącym mięsem, podobnie jak Żółtonoga.

W sumie po tym, jak ostatnio Celinka spaliła trzy czwarte garderoby, dalsze niszczenie ubrań w jej wykonaniu nikogo już raczej nie zdziwi.

– Och, czuję jej zapach – rzekł Mort. – Wyczuwam jej wściekłość i zło.

Ciekawe w takim razie, jak pachnie Celinka. Czy slutshaming cuchnie bardziej zazdrością czy może niepewnością siebie?

Celinka pokazuje Mortowi blizny, jakie zostawiły nad jej obojczykiem pazury Żółtonogiej.

– Widząc takie rzeczy, cieszę się, że jestem z brązu.

– Będą mi sprawiać ból?

– Zabiłaś wiedźmę i zostałaś przez nią naznaczona. Nie będzie to zwykła rana. – Oczy Morta zwęziły się. – Przyjmij do wiadomości, że właśnie wylądowałaś po uszy w tarapatach.

Ale jesteś pod ochroną Imperatywu Narracyjnego, więc bez nerwów.

– Baba Żółtonoga była przywódczynią, królową swego klanu – ciągnął Mort.

I będąc królową swojego klanu wolała podróżować z cyrkiem, zamiast… nie wiem, rządzić? Walczyć? Cokolwiek? Chyba te wiedźmie królestwa są niewiele warte, skoro ich przywódczynie zajmują się podobnymi rzeczami.

– Po pokonaniu dynastii Crochan wiedźmy te połączyły siły z Czarnodziobymi oraz Błękitnokrwistymi i stworzyły Żelaznozębny Sojusz. Będą pamiętać o złożonych ślubach.

– Sądziłam, że wiedźmy znikły! Że ich resztki dawno porwał wiatr!

– Znikły? Crochan wraz ze swoimi stronnikami ukrywają się od wielu pokoleń, ale klany Żelaznozębnego Sojuszu nadal podróżują, tak jak Baba. Jeszcze więcej ich mieszka w zrujnowanych, mrocznych miejscach na całym świecie, gdzie rozkoszują się swym łajdactwem.

Wiadomo, że jak jesteś zły, to możesz znajdować satysfakcję tylko w czynieniu zła. A niech Żelaznozębne śmiałyby tylko rozkoszować się hodowlą kwiatków albo grą na instrumentach!

If you’re evil and you know it clap your hands: 136

Sądzę jednak, że gdy Żółtonogie dowiedzą się o śmierci swej zwierzchniczki, wezwą Czarnodziobe i Błękitnokrwiste i razem zażądają wyjaśnień od króla. Będziesz mogła uważać się za szczęściarę, jeśli nie przylecą tu na miotłach i nie zabiorą cię ze sobą.

Wyobraźcie sobie, jakie to by było piękne, gdyby Celinkę porwała horda wściekłych wiedźm. Z jedną ledwo sobie poradziła, to może większa ilość by ją wykończyła.

 


Celaena spędziła w grobowcu godzinę, czytając ponownie zagadkę ze ściany i zastanawiając się nad słowami Żółtonogiej. Klucze Wyrda, Bramy Wyrda… Wszystko to było takie dziwne, tak niezrozumiałe i przerażające.

Przerażające może, ale niezrozumiałe? Dla mnie akurat kwestia Wyrda i tych bram jest dosyć logiczna.

Celinka postanawia wrócić do komnaty i się przespać.

Istniała książka, w której mogła tych odpowiedzi poszukać, książka, która przypuszczalnie zawierała odczyniający czar, którego szukała. Wiedziała, że „Chodząca śmierć” odnajdzie ją sama w chwili, gdy Celaena zacznie jej szukać.

Kolejny dowód na to, że magia w maasverwum jest prześladowana tylko na papierze. Zwłaszcza, że skoro magia w Erilei już od wielu lat nie istnieje, to nawet nie ma czego ani kogo prześladować.

Światek z kart: 159

Była już w połowie drogi do swych komnat, gdy nagle zapomniała o drzemce. Odwróciła się i wróciła po Damaris. Zabrała też każde inne ostrze z dawnych dziejów, które mogła ze sobą unieść.

Gdyż miecze i sztylety są wykonane ze styropianu, więc nic nie ważą.

Przeskok!

Chaol postanawia porozmawiać z Celinką, choć czuje, że nie powinien do niej przychodzić.

Wiedział, że przez swą obecność może doprowadzić do następnej walki, która rozniesie zamek na strzępy. Był też przekonany, że jeśli Celaena zaatakuje go ponownie, pozwoli się zabić.

Rozumiem negatywne uczucia po straceniu miłosnej relacji z osobą, na której Chaolowi zależało. Rozumiem złość po spotkaniu z ojcem. Rozumiem nawet absurdalne poczucie winy z powodu śmierci Nehemii. Jednak czy Chaol naprawdę byłby gotowy dać się zabić, bo Celinka w niezwykle dojrzały sposób – czyli poprzez ignorowanie go – zerwała z nim znajomość i postanowiła obwinić o całe zło tego świata? I ja jeszcze mam kibicować protagonistce oraz współczuć jej po stracie? Może bym tak zrobiła, gdyby nie to, że samej Nehemii nie lubiłam, a Celinka w imię pogrążania się w rozpaczy krzywdzi mężczyznę, który ze śmiercią jej przyjaciółki nie ma nic wspólnego.

Myślę też, że istnieje pewna zdrowa granica pomiędzy miłością do kogoś a dbaniem o swoje własne dobro. Chaol, jak powyższy cytat pokazuje, dawno ją przekroczył.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 89

Nie wiedział nawet, co ma jej powiedzieć, ale należało coś rzec, choćby po to, by przerwać milczenie i położyć kres napięciu, przez które nie mógł spać w nocy i nie potrafił się skupić na swych obowiązkach.

Przytoczyłam ten cytat na wypadek, gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, że przez swoje postępowanie Celinka doprowadza Chaola do złego stanu.

Chaol wchodzi do komnaty Celinki i dostrzega na jej biurku mnóstwo papierów. Widnieją na nich dobrze nam już znane Znaki Wyrda. Brawo dla Celinki, że w tym nienawidzącym magię Adarlanie pozostawia podobne zapiski na wierzchu, gdzie każdy może je przeczytać. I brawo dla autorki, że tak konsekwentnie kreuje świat przedstawiony.

Światek z kart: 160

Wśród dokumentów Chaol znajduje testament Celinki.

Zapisała mu cały swój majątek, do ostatniego miedziaka. Poczuł ucisk w gardle, gdy czytał poszczególne pozycje. Dziewczyna oddawała mu nawet mieszkanie w magazynie w dzielnicy biedoty i wszystko, co się w nim znajdowało. Zostawiała mu cały swój dobytek z jednym zastrzeżeniem – prosiła, aby rozważył przekazanie jego części Philippie.

I rozumiem, że ta rewelacja ma nam udowodnić, że Celinka to taka wspaniała partnerka? No sorry, ale w świetle jej pozostałych zachowań ten testament nie robi na mnie wrażenia.

Poza tym autorka zmarnowała kolejną okazję do ukazania protagonistki jako osoby zafrasowanej biedotą – mogłaby przynajmniej część swoich dóbr przekazać dla nich. Miło jednak, że pomyślała przynajmniej o Philippie.

Wtem w komnacie pojawia się Celinka. Mówi, że nie zmieni testamentu, po czym, tak by ściągnąć Chaola na ziemię i żeby sobie robak nie wyobrażał, dodaje:

– Nie chce mi się – ciągnęła. – Byłoby z tym za dużo zachodu.

Och, po twoich „misjach” nikt nie ma wątpliwości, że jesteś najbardziej leniwą osobą w Erilei, Celinko.

Chaol dostrzega oręż Celinki, ale jest zbyt skołowany, by o niego zapytać.

– Przynajmniej teraz – powiedziała, odpychając się od framugi i odwracając – będziesz miał z czego żyć, gdy król wywali cię na zbity pysk za partacką robotę.

Ależ trzeba mieć tupet, by będąc tak beznadziejną Obrończynią, innym wypominać niekompetencję. Przypomnij sobie, jak Chaol ocalił cię po tym, jak zostałaś zraniona zatrutym sztyletem.

Nie zrozumcie mnie źle, Chaol powinien stracić robotę po ostatnich akcjach i swoich zaniedbaniach, ale Celinka jest ostatnią osobą, która ma prawo sadzić do niego podobne teksty. Chyba nawet Dorian lepiej by się do tego nadawał.

Z pomocą treści testamentu Chaol dochodzi do wniosku, że Celinka nie chciała bawić się w działalność wywrotową, gdyż w takim wypadku jej majątek przeszedłby w ręce króla. Z jakiegoś powodu wzbudza to w nim ogromne emocje, więc kiedy Celinka wyprasza go ze swojej komnaty, kapitan:

Wszedł do najbliższego schowka na miotły i wybuchnął szlochem.

 


Przepraszam, ale schowki na miotły bardzo źle mi się kojarzą.

Ponownie trafił mi się krótki rozdział, ale tym razem niemal pozbawiony treści. W większości składa się on z dalszego psychicznego szantażu Celinki wobec Chaola, który czyta się… przykro. Szczerze żałuję kapitana. Nie dość, że jego własne sumienie nie daje mu spokoju, to jeszcze Celinka potęguje jego negatywne emocje do tego stopnia, że mężczyzna traci resztki samokontroli oraz płacze.

Fragment z testamentem nie jest dla mnie ukazaniem, jak wielką miłością Celinka darzyła Chaola. Jest dla mnie obrazem toksycznej relacji, która wyzuwa z jednej osoby całą energię i pragnienie życia. Fakt, że w rozdziale podejmuje się romantyzowanie podobnego zachowania, naprawdę mnie boli.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 86

Royal pussy: 100

If you’re evil and you know it clap your hands: 136

Nowe szaty zabójczyni: 99

Światek z kart: 160

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 89

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 90

Czy na sali jest lekarz?: 16

Zbędne cięcie: 28

 

Rozdział 43

Chaol wyszedł, a Celaena stała w bawialni i wpatrywała się w pianino. Nie grała od wielu tygodni. Z początku tłumaczyła to brakiem czasu, gdyż Archer, grobowiec oraz kapitan zajmowali jej każdą chwilę. Potem zginęła Nehemia i zabójczyni nie weszła do bawialni ani razu, bo nie chciała patrzeć na instrument, nie chciała słyszeć ani tworzyć muzyki.

Jak to się mówi – złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy. Prawda jest taka, że Celinka więcej leniuchowała niż sensownie pracowała.

Czy tylko mi się wydaje, że Maas wyciąga tę zdolność u Celinki, tylko wtedy, gdy nie ma co z nią robić? W pierwszym tomie wszystkie sceny z graniem były zapychaczem, jak zobaczycie tutaj jest tak samo. Cieszy mnie, że Maas nie zapomina o pasjach swoich postaci, jednak byłoby miło czerpać z nich większą użyteczność.

Słowo „tworzyć” jest bardzo niefortunnie użyte. To by zakładało komponowanie własnej muzyki, a nie sądzę, by Celinka była drugim Chopinem… Oh wait, to chodzi pewnie o to.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 91

Wypierając myśl o spotkaniu z Chaolem, Celaena uniosła klapę i musnęła klawisze wykonane z kości słoniowej. Nie mogła jednak się zmusić, aby coś zagrać. Księżniczka powinna być tu z nią. Powinna jej pomóc z Żółtonogą i z zagadką, powinna poradzić jej, jak postąpić z kapitanem, powinna uśmiechać się, gdy zabójczyni grała coś wybranego specjalnie dla niej.

O nie, znowu angsty…

Nehemia odeszła, a życie… Życie toczyło się bez niej. 

 


Gdy umarł Sam, Celaena utuliła wspomnienie po nim w sercu i ułożyła je obok wspomnień o innych zmarłych, których niegdyś kochała. Ich imiona stanowiły tak wielką tajemnicę, iż czasami sama je zapominała. Ale księżniczka… Nie, ona tam nie pasowała.

Zabójczyni miała wrażenie, że w jej sercu było już zbyt wielu zmarłych, zbyt wiele istnień, które zostały przedwcześnie przerwane. Nie mogła upchnąć pamięci po Nehemii w swym sercu, tym bardziej że wspomnienie zakrwawionego łóżka i okropnych słów towarzyszyło każdej chwili w jej życiu.

Nagle dostaliśmy wyjaśnienie, czemu przez tyle rozdziałów musimy czytać, jak to świat wiele stracił po śmierci Nehemii, kiedy taki Sam jest tokenem w relacjach romantycznych protagonistki. Jak możecie się domyśleć – zupełnie mnie to nie kupiło. Relacja z Samem była głębsza niż ta z Nehemią, a przypominam, że jej pierwsza miłość również zginęła w dramatycznych okolicznościach. A jeśli chodzi o to, że zobaczyła zmasakrowane ciało – Celinka jest zabójczynią, na własne oczy widziała zakrwawione zwłoki rodziców, zabijała sama wielokrotnie, na turnieju musiała badać sprawę krwawych mordów na uczestnikach. Główna bohaterka zjada śmierć na śniadanie i nie kupi mnie taaakie przeżywanie zgonu przyjaciółki, które nie wyróżnia się na tle śmierci jej bliskich.

Światek z kart: 161

Stała więc nachylona nad pianinem, muskała lekko klawisze i pozwalała, aby cisza całkiem ją pochłonęła.

To w końcu grała czy nie grała, że wsłuchiwała się w ciszę?

Przeskok do biblioteki.

Po upływie godziny Celaena stanęła przed dziwnymi schodami na końcu zapomnianego korytarza ze starożytnymi zapiskami. Gdzieś w bibliotece nad jej głową zegar wybił pełną godzinę. Na ścianach opromienionych ogniem tańczyły Fae, a blask spływał spiralnie w nieznane głębiny.

Znalazła „Chodzącą śmierć” niemalże natychmiast. Książka leżała na pojedynczym stoliku pośród stosów tomów, jakby czekała na nią.

Światek z kart: 162

Boru, z jednej strony mamy ban na magię, ścinanie za śpiewanie o fae, a z drugiej nikt nie pomyślał, by chociaż tę książkę głęboko schować przed niepożądanymi rękoma, bo rozumiem, że może nie opłacało się zniszczyć cennego dzieła. Kurde, ono było na samym wierzchu! Celinka nie musiała nawet go szukać!

Bo to magiczna książka jest, więc pojawia się tam, gdzie fabuła jej potrzebuje! Po co zadajesz pytania i analizujesz? Magia, to magia, nie musi działać w logiczny sposób.

W ciągu zaledwie kilku minut zabójczyni wyszukała zaklęcie, które rzekomo otwierało każde drzwi. Szybko je zapamiętała i kilkakrotnie przećwiczyła na zamkniętej szafie.

Z największym trudem opanowała okrzyk triumfu, gdy po raz pierwszy usłyszała szczęk zamka i drzwiczki szafy rozchyliły się.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 92

Oczywiście, nie mając żadnego do czynienia z magią, Celinka od razu ogarnia potrzebne zaklęcie.

Nic dziwnego, że rodzina Nehemii trzymała tak wielką moc w tajemnicy. Nic też dziwnego, że król Adarlanu tak bardzo jej pożądał.

Jeśli tak jej zakazywał, to mogłabyś się tego domyśleć. Sama miałaś do czynienia z fantastycznym ridderakiem, który sprawiał ci kłopoty.

Patrząc w dół schodów, Celaena najpierw dotknęła Damaris, a potem spojrzała na dwa wysadzane diamentami sztylety zawieszone u pasa. Wszystko było w porządku. Nie musiała się denerwować. Jakież to zło mogło na nią czekać w bibliotece?

Pewnie jak zadaje pytanie, to nie jest bezpiecznie. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Król bez wątpienia znał lepsze miejsca na swe mroczne praktyki. Zabójczyni liczyła na to, że w najlepszym razie natrafi na kolejne wskazówki co do tego, czy władca posiada Klucze Wyrda i gdzie je trzyma. W najgorszym zaś razie czekało ją spotkanie z zakapturzoną postacią, którą swego czasu widziała przed biblioteką. Bo błyszczące oczy, które ujrzała po drugiej stronie drzwi, z pewnością należały do jakiegoś gryzonia. Tak, bez wątpienia. A jeśli się myliła… Ech, mniejsza o to. Przecież pokonała ridderaka. Czy coś mogło ją jeszcze zaskoczyć?

„Na pewno nie” – pomyślała Celaena i ruszyła przed siebie. Zatrzymała się na półpiętrze.

Nic. Nie czuła nadciągającego zagrożenia, nie ogarnęło jej przerażenie, nie dostała żadnego ostrzeżenia z zaświatów. Nic.

W takiej sytuacji odtrącanie myśli o jakimkolwiek zagrożeniu, by się uspokoić, nie jest wskazane. Typowa zarozumiała Celinka.

Celinka ze skutkiem nakreśliła Znak Wyrda na drzwiach.

Zaklęła pod nosem. A więc czar zadziałał. Nie chciała myśleć o tym, co to wszystko oznaczało i dlaczego zaklęcie okazało się skuteczne wobec żelaza, jedynego surowca rzekomo odpornego na magię. Tym bardziej że w „Chodzącej śmierci” znajdowało się tyle naprawdę paskudnych czarów, dzięki którym można było przywołać demony, wskrzeszać zmarłych i torturować do chwili, gdy ofiary zaczynały błagać o śmierć.

A mogłabyś pomyśleć, bo wyjaśniłoby to, czemu system u Maas działa tak, jak autorka zamarzy na daną chwilę.

Celinka wchodzi do korytarza pełnego żelaznych drzwi, których nie może otworzyć.

Korytarz ciągnął się i ciągnął, ale wreszcie dotarła do końca. Na ścianach po obu stronach znajdowały się drzwi numer 28 i 29, a przed sobą miała ostatnie i nieoznaczone wrota. Wsunęła pochodnię w uchwyt na ścianie i złapała za pierścień, aby je otworzyć. Były zauważalnie lżejsze od pierwszych, ale również zamknięte. W przeciwieństwie do pozostałych w korytarzu te wydawały się prosić, aby je otwarto, jakby tego wręcz potrzebowały.

 


Jak widać imperatyw tym razem nawiązał do gier wideo, które specjalnie oznaczają przedmioty albo ściany, z którymi gracz może wejść w interakcję.

Celaena naszkicowała elementy czaru otwierającego. Na metalowej powierzchni z dawnych czasów pojawiły się białe niczym kość kreski. Drzwi ustąpiły bezgłośnie.

Czy tylko sam ciężar decyduje o tym, czy czar działa czy sam materiał? Nie ogarniam.

Myślę, że autorka też tego nie ogarnia.

Celinka sądzi, że trafiła do labiryntu.

Przed szóstymi drzwiami zawahała się, gdyż przeszył ją inny dreszcz niż dotychczas.

„Czyżbym znalazła się w centrum spirali?”.

Gdy kreda dotknęła metalu, instynkt nakazał jej rzucić się do ucieczki. Chciała go posłuchać, ale mimo to otworzyła drzwi.

To po co panikować, by zaraz to olać?

Celinka znajduje trzy cele, które najprawdopodobniej były niedawno używane. Ostatnia z nich miała ślady wyważenia, a na ścianach zostały ślady rycia paznokciami.

Dziewczyna znalazła spiralne schody i się na nie wspięła.

Uniosła pochodnię. Otaczały ją lśniące, obsydianowe ściany, tak wysokie, że nie mogła dostrzec sufitu. Znalazła się w pomieszczeniu na samym dnie jakiejś wieży. W ścianach wiły się zielonkawe żyłki, migoczące w blasku ognia. Widziała już kiedyś taki materiał. Tylko gdzie?

„Pierścień króla. Pierścień na palcu Perringtona. Oraz Caina…”.

BRAWO! POTRZEBOWALIŚMY CZTERYSTU STRON JEŚLI NIE WIĘCEJ, LICZĄC PIERWSZY TOM, BY CELINKA POŁĄCZYŁA FAKTY. CZY NAPRAWDĘ CZYTELNICY SĄ TAK GŁUPI, BY TAK WODZIĆ ICH ZA NOS.

Dotknęła jednej z żyłek i przeszył ją wstrząs. Głowa zabolała ją z taką siłą, że nie mogła złapać tchu. Oko Eleny błysnęło niebieskim światłem, ale od razu przygasło, jakby kamień wessał i pożarł jego emanację.

Zataczając się, ruszyła ku schodom.

„Na bogów, a cóż to takiego?”.

Jakby w odpowiedzi na jej myśli we wnętrzu wieży rozległ się łoskot tak potężny, że odruchowo podskoczyła. Echo rozbrzmiewało raz za razem, nabierając metalicznego pogłosu.

Celaena uniosła wzrok ku czerni wysoko nad sobą.

– Wiem, gdzie jestem – szepnęła, gdy dźwięk ucichł.

Miała nad sobą wieżę zegarową.

Wróciła i nasza wieża z pierwszego tomu, której obecność była subtelnie zaznaczona. Jak widać, Maas ochoczo korzysta z zabiegu strzelby Czechowa.

Te rozdziały są coraz nudniejsze. Coraz więcej wycinam, bo nie mam co komentować.

Ja tak samo, Ciemna Gwiazdo. Dlatego nie dziwicie się, drodzy czytelnicy, jeśli zdarzy nam się sporo streszczać, ale zarzucanie was zbędnymi akapitami nie ma żadnego sensu.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 86

Royal pussy: 100

If you’re evil and you know it clap your hands: 136

Nowe szaty zabójczyni: 99

Światek z kart: 162

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 89

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 92

Czy na sali jest lekarz?: 16

Zbędne cięcie: 28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz