Znów to na mnie spoczęła odpowiedzialność za analizę ostatniego rozdziału tomu. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam.
Chaol nie rozumiał słów, które Celaena wyszeptała mu do ucha. Była to data. Jedynie dzień i miesiąc, bez roku. Był to dzień, w którym wyjechała z miasta. Dzień, w którym wpadła w szał w Endovier. Dzień, w którym zginęli jej rodzice.
Chaol postanawia dowiedzieć się, o co chodzi z tajemniczą datą. Wróciwszy do pałacu, zaczyna przetrząsać sypialnię Celinki.
Cisza i pustka w jej komnatach przytłaczały go i już miał wyjść, gdy ujrzał stosy książek w kącie pokoju. Genealogie oraz niezliczone kroniki królewskie. Kiedy je tu przyniosła? Nie widział ich w nocy. Czyżby była to kolejna wskazówka? Stanął przed biurkiem i rozłożył kroniki z ostatnich dziesięciu lat. Przejrzał je jedna po drugiej. Nic.
Czy Celinka, nie wiem, nie mogła normalnie powiedzieć Chaolowi, o co chodzi, tylko musiała się bawić w jakieś zagadki? Chyba naprawdę za dużo czasu spędzała w towarzystwie Eleny.
Nehemia też była dobra w ględzeniu i niedopowiedzeniach.
Potem otworzył tę, która opisywała wydarzenia mające miejsce dziesięć lat temu. Była grubsza od pozostałych, czemu nie należało się dziwić, bo był to rok obfitujący w zdarzenia.
Odnalazł podaną przez zabójczynię datę i zaczął czytać. Niespodziewanie zamarł.
Czemu Chaol zamarł? Otóż okazuje się, że…
*werble*
Tego dnia zamordowano ówczesnego króla Tarasu, a także jego bratanka, Rhoe i jego żonę, Evalin. Jedyną postacią, o której losach nic nie wiadomo, była ich córka, Aelin. To jednak kapitanowi nie wystarczy, więc ten zaczyna przeliczać pokolenia z rodziny Evalin, czyli Ashryver.
Dwie pozycje ponad imieniem Evalin zauważył Mab, prababkę Aelin, pochodzącą z rodu królewskiego Fae. Mab oraz jej siostry, Mora i Maeve, były znane jako trzy Siostry Królowe. Mab była najmłodsza i najpiękniejsza z całej trójki i po śmierci obwołano ją boginią, w Adarlanie czczoną jako Deanna, Pani Łowów.
Po śmierci? A czy fae nie są aby nieśmiertelne w tym uniwersum?
Niespodziewanie naszło go wspomnienie tak silne, że aż się zachwiał. Przypomniał sobie poranek w dzień Yulemas, kiedy Celaena otrzymała złotą strzałę Deanny. Strzałę Mab. Była wówczas taka zmieszana…
Była zmieszana, bo co dopiero ją obudziłeś po drzemce w świątyni, nie wyciągałabym z tego równie daleko idących wniosków.
Przeliczył pokolenia.
„Moją prababką była Fae”.
Dobrze, skończmy w końcu to kreowanie suspensu – tak, Celinka jest ów Aelin, czyli księżniczką Tarasu. Niech podniesie rękę każdy, kto się tego spodziewał.
Dalej mamy dalsze potwierdzenia tożsamości Celinki, a mianowicie… wierszyk. Tak, nie żartuję, wierszyk. Sami spójrzcie:
Oczy Ashryver Oczy prześliczne, przez legendy sławione
Z cudnego błękitu i złotem obwiedzione
Jasnoniebieskie oczy, obwiedzione złotem.
*pęka ze śmiechu*
Tak, moi drodzy, to właśnie kolor oczu decyduje o prawdziwości czyjej tożsamości, a nie fakt, że Celinka nuciła pieśń pogrzebową, którą tylko fae z dworu królewskiego mogły znać. Logika tego fragmentu jest… przekomiczna, naprawdę.
Lepsze wierszyki pisałam jako dziecko. To niby miało być super osławienie księżniczki przez kronikarza?
Z ust kapitana wyrwał się stłumiony okrzyk. Ile razy spoglądał w te oczy? Ile razy widział, jak Celaena odwraca spojrzenie przed królem, aby ten nie zauważył jednego, jedynego dowodu, którego nie mogła ukryć?
No tak, bo z pewnością Doriana I tak bardzo obeszłyby jej paczadełka.
Celaena była Aelin Galathynius, największym zagrożeniem dla Adarlanu, jedyną osobą, która mogła zebrać armię gotową stawić czoło królowi. Jako jedyna osoba na świecie znała tajemnicę królewskiej potęgi i szukała sposobu na jej zniszczenie. On zaś właśnie wysłał ją prosto w ramiona najsilniejszych sojuszników – do ojczyzny jej matki, królestwa jej kuzyna i dominium jej ciotki, królowej Fae, Maeve.
W takim razie Celinka powinna całować stopy Chaolowi.
Zastanawia mnie też inna rzecz – w pierwszym tomie bohaterka odkrywa przejście, które pozwoliłoby jej uciec z zamku, ale go nie wykorzystuje. W świetle powyższych informacji zupełnie tego nie rozumiem. Dlaczego, zamiast zwiać i udać się do ciotki, gdzie dziewczyna byłaby bezpieczna i mogłaby zacząć współpracować z Wendlyn w celu obalenia króla (zwłaszcza, że podczas pobytu w pałacu wiele się o nim dowiedziała), Celinka została pod samym nosem tyrana, któremu nie mogła nawet spojrzeć w oczy? Jaki to ma sens? Myślę, że żaden i że pokazuje to po raz kolejny, że Maas nie obmyśla akcji do przodu. Albo gorzej – obmyśla ją, ale nie poddaje żadnej logicznej analizie.
Celaena była zaginioną królową Terrasenu.
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 102
Tatata!
Podsumowanie drugiego tomu zaczniemy od końca, czyli właśnie od dopiero co odkrytego zwrotu akcji – prawdziwej tożsamości Celinki. To oraz jedyny punkt kulmiacyjny ten nudnej powieści (czyli śmierć Nehemii) zapowiada główną wadę, która wybije się naprzód w kolejnych tomach, mianowicie patos. Z początku wyglądało na to, że Szklany tron będzie stosunkowo lekką powieścią młodzieżową, o walce o przetrwanie z dosyć nietypową bohaterką, bo zabójczynią. Jednak z racji na odkrycie jej prawdziwej tożsamości pod koniec tego tomu, książka traci swój pierwotny charakter. Dalej nie mamy tego, na co czekaliśmy od początku lektury, czyli zabójczych zleceń i ich wykonywania, zamiast tego wciąż skupiamy się na miłostkach, łażeniu po podziemiach oraz na wątku buntowników, który jest pokazany niezwykle naiwnie i jednostronnie. Budowa świata przedstawionego również nie uległa poprawie, w ciągu akcji mieliśmy wiele okazji na głębsze poznanie stolicy Adarlanu, a mimo to nadal pozostaje ona dla nas anonimowym oraz nudnym miejscem. Nie ma się czemu dziwić, skoro wciąż autorka wolała raczyć nas eskapadami po podziemiach, które ciągną się przez d w a tomy.
Innym problemem Korony w mroku jest to, że to, co było wcześniej nawet całkiem udane, jak choćby postać Chaola, zostało zrujnowane. Kapitan to pierwszy poważny przypadek ooc, czyli zachowywania się zupełnie przeciwnie do tego, co zostało nam zaprezentowane, bez dobrego uzasadnienia. W pierwszym tomie Chaol był ukazany jako niezwykle honorowy i skupiony na swoich obowiązkach, w tym zaś jest gotowy na porzucenie wszystkiego tylko i wyłącznie dla Celinki. Jest to nie tylko nielogiczne z punktu widzenia jego kreacji, ale dodatkowo podkreśla marysuizm bohaterki, dla której inni są gotowi poświęcić właściwie wszystko.
Tu zręcznie przechodzimy do Nehemii. Nawet coś takiego, jak śmierć jednej z głównych postaci, jest podyktowana rozwojem głównej bohaterki, która dopiero po serii angstów bierze się w garść. Nehemia to tak naprawdę tylko jedno z narzędzi, które ma popchnąć fabułę do przodu, a nie realna postać z krwi i kości. Najgorsze jest to, że wątek ten ciągnie się w kolejnych tomach, ciągle rzucane są nam te same cytaty księżniczki, które mają tylko zadręczać protagonistkę (i przy okazji czytelnika). Można dosłownie robić z tego grę pijacką. Nie polecamy jednak podobnych działań, bo po jednym rozdziale czeka was kac stulecia albo wizyta na izbie wytrzeźwień.
Nas za to czeka wizyta w Choroszczy ze względu na rozmiar agresji, jaką budzą w nas te książki, a w szczególności trzeci tom, który zaprezentujemy wam już w przyszłym tygodniu. Za tym problemem stoi w szczególności pewna postać, która pojawi się już w drugim rozdziale. Nie będziemy za wiele zdradzać, ale wierzcie nam na słowo, że będzie źle. Dużo gorzej niż dotychczas.
Jednak, żeby nie było wam zbyt przykro przed świętami, analizatorki składają wam ciepłe życzenia bożonarodzeniowe. Ja życzę wam, żebyście potrafili przy opłatku powiedzieć więcej niż „nawzajem” i porządnie się najedli. Ja z kolei mam nadzieję, że w przyszłym roku uda wam się spełnić swoje marzenia i że czeka was wiele radości. My ze swojej strony będziemy dalej dostarczały wam rozrywki w postaci naszych analiz. Trzymajcie się zdrowo i prezentujemy ostateczne podsumowanie punktów z drugiego tomu:
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 90
Royal pussy: 102
If you’re evil and you know it clap your hands: 142
Nowe szaty zabójczyni: 103
Światek z kart: 177
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 92
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 102
Czy na sali jest lekarz?: 17
Zbędne cięcie: 46
Fanki Szkolnej, czy z Białegostoku?
OdpowiedzUsuńA tak poważnie, to ten rozdział był tak krótki, że aż musiałam przeczytać go dwa razy, by zrozumieć, że to naprawdę koniec drugiego tomu.
No i dziękuję za świąteczne życzenia. Również życzę wesołego karpika, co po stole kica, prezentów udanych i tysiąca kolęd wyśpiewanych.
Pozdrawiam A.
Dziękujemy, obie spędziłyśmy święta bardzo przyjemnie i mamy jeszcze więcej energii na analizowanie słabej jakości literatury. Przyda nam się ona, w szczególności, że niedługo bierzemy się już za czwarty tom.
Usuń