Witajcie, moi drodzy. Zgadnijcie, co
nas dzisiaj czeka. Kolejny rozdział o długości niecałych trzech stron z
udziałem Celinki i Rowana. Jak widać w tym tomie zamiast ciągłych przeskoków,
Maas zdecydowała się na pisanie króciutkich zapychaczy. Sama nie wiem, co jest
gorsze.
Wracamy do bohaterów w tym samym
momencie, w jakim zostawiliśmy ich uprzednio.
Podczas pierwszej nocy nikt nie zbliżył się do
Celaeny oraz Rowana. Fae ani słowem nie skomentował pojawienia się elfów, nie
zaproponował również dziewczynie ani płaszcza, ani jakiegokolwiek okrycia,
które mogłoby ją ochronić przed chłodem nocy.
Oczywiście, że nie zaproponował.
Bycie uprzejmym jest dla słabych nieśmiertelników, nie dla wiecznych,
zajebistych Fae.
Po nieprzyjemnej nocy Celinka i
Rowan ruszają dalej. Mijani przez nich ludzie wydają się wyraźnie przestraszeni
obecnością mężczyzny, schodzą mu z drogi, niektórzy nawet modlą się o łaskę.
Dziewczyna sądziła zawsze, że Fae żyją w pokojowych
stosunkach z ludźmi zamieszkującymi Wendlyn, i doszła do wniosku, że to sam
Rowan wzbudza ich lęk. Jego tatuaż w niczym nie pomagał. Zastanawiała się, czy
nie zapytać go o znaczenie tych słów, ale to oznaczałoby rozmowę.
To zaś oznaczałoby, że autorka musi
się wysilić i napisać dialogi, a nie czuła się w humorze, by budować rozsądnie
dynamikę między postaciami. Zbyt zajęta była obmyślaniem kolejnych opisów
pięknego Aediona i Cel…, Manon, oczywiście.
Rozmowa z kolei budowała jakąś więź, a ona miała już
dosyć przyjaciół. Miała dość tego, że giną.
W przeciągu dwóch tomów zginęła
jedynie Nehemia i to dosłownie na swoje życzenie. Nie mówię, że trup powinien
ścielić się gęsto jak w Grze o tron, ale jeśli autorka chce, byśmy
poczuli ciężar stawki, to może wypadałoby podkręcić trochę atmosferę. I nie,
mordowanie randomowych śpiewaczek oraz niewolników się nie liczy.
Już wolę liczbę trupów z sagi
Martina. Tam naprawdę większość zgonów postaci była przemyślana i wynikała z
jakiś wydarzeń, działań bohaterów i tym podobnych, a nie jak u Maas „bo tak”.
Nie odezwała się więc ani słowem przez cały dzień.
Fascynujące, doprawdy.
Podczas trzeciego noclegu dziewczyna pogodziła się
z tym, że nie będzie ognia. Pogodziła się z chłodem, twardymi korzeniami oraz
głodem, którego w żaden sposób nie mogła złagodzić, jedząc chleb i ser. Ból
stawał się dla niej kojący. Nie przynosił ulgi, ale odwodził ją od rozmyślań.
Cieszyła się z niego. Wiedziała, że sobie na niego zasłużyła.
Po wielu akcjach, jakie Celinka
odwaliła, muszę się zgodzić, że dla odmiany to ona zasłużyła na trochę bólu i
wynikającej z niego pokory. Nie po to jednak przywołałam ten cytat, ale po to,
by ponownie pokazać, jaki „cudowny” wpływ na Celinkę miało poświęcenie jej
przyjaciółki. Rzeczywiście, w podobnym stanie protagonistka idealnie nadaje się
do odzyskania tronu Tarasu i obalenia Doriana I.
Po kilku dniach podróży Celince i
Rowanowi udaje się powrócić do namiastka cywilizacji.
Najpierw wyczuła dym, a potem ujrzała światła,
bynajmniej nie ognie obozowe, ale światła z okien twierdzy stojącej wśród drzew
porastających stok górski.
Celinka dostrzega runiczne głazy
otaczające zewsząd twierdzę i szybko dochodzi do wniosku, że muszą pełnić rolę
alarmującą o obecności przybyszów.
Oznaczało to, że troje strażników na każdej z
trzech wież, sześcioro na murze i troje przy drewnianych bramach wiedziało już
o ich nadejściu. Mężczyźni i kobiety w lekkich skórzanych zbrojach, uzbrojeni w
miecze, sztylety i łuki, przyglądali im się bacznie.
– Chyba wolę pozostać w lesie – powiedziała.
Były to jej pierwsze słowa tego dnia. Rowan ją
zignorował.
Kto by się spodziewał.
Nie podniósł nawet ręki, aby przywitać się z
wartownikami.
Kto by się spodziewał.
Musiał dobrze znać to miejsce, skoro nie chciało
mu się nawet nikogo pozdrowić.
Musiał być bucem. Ja również dobrze
znam swój dom rodzinny, ale jak do niego wchodzę, to zawsze witam się z
pozostałymi. To się nazywa „kultura”.
Celinka stwierdza, że zamek jest
posterunkiem granicznym między światem Fae i ludzi.
Strażnicy salutowali Rowanowi, który nawet na nich
nie spojrzał.
Kto by się spodziewał.
Wszyscy nosili kaptury maskujące ich twarze.
Czyżby byli Fae? Wojownik nie odezwał się do niej przez większość podróży –
była dla niego równie obojętna jak wyschnięte łajno na środku traktu – ale
gdyby zatrzymali się wśród Fae, być może musiałaby odpowiadać na ich pytania.
Może przynajmniej oni wykazaliby
minimalne zainteresowanie jej przybyciem. To w sumie zabawne, że jedynej
osobie, której wolno bezkarnie olewać Mary Sue, jest jej (przyszły) partner.
Przyglądała się szczegółom, szukała słabych
punktów i ewentualnych dróg ucieczki.
Doceniam, że Celinka ma resztki
skrytobójczych instynktów.
Stajenni przejmują od bohaterów
rumaki, po czym Rowan prowadzi Celinkę do środka. Tam zaś czeka na nią, a
jakże, Maeve.
A potem usłyszała słowa, których się obawiała od dziesięciu
lat:
– Witaj, Aelin Galathynius.
Jak rozwija się dalej ten dialog?
Nie mam pojęcia, gdyż autorka postanowiła, że urwie w tym momencie rozdział.
Tak więc z grubsza dowiedzieliśmy się dzisiaj tyle, że bohaterom udało się
dojechać bez przeszkód do posterunku granicznego oraz utwierdziliśmy się w
przekonaniu, że Rowan to buc. Jeśli ten rozdział nie jest zupełnym zapychaczem,
który nic praktycznie nie wnosił do tej powieści, to ja nie wiem, czym on jest.
Dla pocieszenia mogę napisać, że
cała rozmowa z Maeve pojawi się już w następnym rozdziale, więc nie będziecie
musieli na nią długo czekać. Uważam jednakże, że najmniejszego sensu nie ma
dzielenie rozdziałów w ten sposób, dlatego dam karny punkt. Skoro rozmowa i tak
odbywa się już w następnym rozdziale, to czemu nie umieszczono jej w tym? To
nie tak, że mieliśmy j a k ą k o l w i e k akcję w tym i potrzebujemy chwili
oddechu!
Dorian Havilliard
stał przed stołem śniadaniowym swego ojca.
Havilliardowie
jak przystało na opkową rodzinę, także muszą schodzić na śniadanie. Ale czy
powinni? Znalazłam informację, że w średniowieczu osoby o wyższym statusie,
jako że nie pracowały fizycznie, to raczej ograniczały się do obiadów i
kolacji. Myślę też, że w takiej sytuacji nie byłoby też czegoś takiego jak stół
śniadaniowy.
Ręce splótł z tyłu. Król przyszedł chwilę
wcześniej, ale jeszcze nie kazał mu usiąść. Kiedyś książę zwróciłby mu na to
uwagę, ale to, że odkrył w sobie magię, dał się wciągnąć w problemy Celaeny i
ujrzał inny świat w tajnych tunelach, zmieniło praktycznie wszystko. Teraz
wolał się nie wyróżniać i nie ściągać na siebie uwagi. Nie chciał, aby ojciec
przyglądał mu się zbyt bacznie. Stał więc przed stołem i czekał.
Ja
rozumiem obawy Doriana, ale i tak się wyróżnia, jako że jest synem króla. To
nie tak, że jak zacznie milczeć, to władca nagle zapomni, że spłodził dwóch
prawowitych potomków. Wydaje mi się, że tylko osiągnie tym efekt odwrotny, bo
ojciec zauważy, że zachowuje się nienaturalnie.
Król Adarlanu
uporał się ze swą pieczenią i napił się z krwistoczerwonego kielicha.
– Cichy dziś
jesteś, książę – rzekł i sięgnął po talerz z wędzoną rybą.
I
jeszcze je pełny posiłek! Jeszcze rozumiałabym, jakby była to drobna zagryzka,
bo wtedy faktycznie można było takie jeść. I wtedy nie bolałaby mnie tłustość
tej kuchni.
– Czekałem, aż
się do mnie odezwiesz, ojcze.
Ciemne niczym noc
oczy władcy skupiły się na młodzieńcu.
– To do ciebie
niepodobne.
A
nie mówiłam!
Dorian napiął
mięśnie. Tylko Chaol i Celaena wiedzieli o jego magicznym talencie, ale Chaol
wyparł się wiedzy na ten temat tak przekonująco, że książę nawet nie próbował
mu niczego tłumaczyć. Zresztą w zamku roiło się od szpiegów i intrygantów,
którzy byliby gotowi wykorzystać każdą informację, aby poprawić swój status.
Byliby gotowi nawet wydać następcę tronu. Któż mógł wiedzieć, czy nikt nie
widział go na korytarzach lub w bibliotece. A może ktoś natrafił na stosy
książek ukryte w pokoju Celaeny. Dorian przeniósł je do grobowca, który
odwiedzał co noc. Nie szukał tam bynajmniej odpowiedzi na prześladujące go
pytania, ale chciał po prostu przez całą godzinę cieszyć się niezmąconą ciszą.
Nie
martw się bąbelku, jeśli Nehemii i Celince udało się przez tyle czasu bawić się
w konspirę oraz magię, to tobą też nie będą się przejmować. W końcu mieszkańcy
pałacu to takie kukły bez życia, że nie robią nawet minimum, bym się nimi choć
trochę przejmowała.
Ojciec wrócił do
jedzenia. Dorian zaledwie kilka razy odwiedził prywatne komnaty króla, które,
wraz z biblioteką, jadalnią i salą narad, mogłyby być posiadłością samą w
sobie.
Biorąc
pod uwagę, że nie są w najlepszym kontakcie, to jakoś mnie ta informacja nie
dziwi. W końcu to była prywatna część, a przypominam, że w średniowieczu
rodzice, szczególnie warstw wyższych, nie troszczyli się aż tak o swoje dzieci
jak dziś. Nie musieli mieć blisko siebie jego pokoju, szczególnie jeśli mieli
jakąś przydzieloną służbę do wymieniania pieluch kaszojadowi.
Zajmowały całe
skrzydło szklanego zamku, przeciwległe do tego, w którym rezydowała jego matka.
Rodzice nigdy nie dzielili łoża, a książę nie chciał poznawać żadnych
szczegółów tej sprawy.
Jeżeli
tak niby cały dwór plotkował, to czemu Dorian nie ma o tym szczegółowego
pojęcia? Wydaje mi się, że na taki temat każdy by gadał. Szczególnie, że nie
składali ślubów czystości i mają potomków. Śluby osób wysoko postawionych
rzadko kiedy były z miłości, więc dla mnie to dobry dowód na impotencję Doriana
seniora czy zdrady królowej.
Przy
okazji autorka miałaby kolejny argument, żeby ośmieszyć króla w naszych oczach,
bo wiecie, impotent i rogacz w jednym? K O M E D I A.
Odkrył, że ojciec
się mu przygląda. Promienie słońca, przebijające się przez krzywizny szklanych
ścian, sprawiały, że wszystkie blizny i szramy na królewskiej twarzy wydawały
się jeszcze bardziej okropne.
A
jakoś blizny Celinki cię nie brzydziły, tylko ją podziwiałeś, że tyle
przecierpiała.
– Masz dziś
dotrzymać towarzystwa Aedionowi Ashryverowi.
Dorian ukrył
niechęć najlepiej, jak umiał.
– Czy mogę
wiedzieć dlaczego?
Bo
jesteś księciem, który nic nie robi?
– Generał
Ashryver nie przyprowadził swych ludzi. Wygląda na to, że przed przybyciem
Zguby będzie miał trochę czasu. Dobrze by było, gdybyście się lepiej poznali,
tym bardziej że ostatnio dobierasz sobie dość poślednich znajomych.
Magia księcia,
zimna i przepełniona furią, wspinała się powoli po kręgosłupie.
W
sensie, że do dupy?
Chyba
raczej z dupy, bo wspinała się, czyli szła do góry. Ale skojarzenie trafne.
– Z całym
szacunkiem, ojcze, ale muszę się przygotować do dwóch spotkań i…
– Ta kwestia nie
podlega dyskusji. – Ojciec nie przerywał jedzenia. – Generał Ashryver został
powiadomiony. Spotkacie się przed twoimi komnatami po południu.
Trochę
to mi się kojarzy z kłótnią rodzica z małym dzieckiem, gdy ten pierwszy nie
chce się zgodzić na kupno zabawki.
Dorian wiedział,
że powinien zachować milczenie, ale wyrwało mu się:
– Dlaczego
tolerujesz Aediona? Dlaczego pozwoliłeś mu żyć? Dlaczego mianowałeś go generałem?
Myśli te całkiem
go zaprzątały od chwili jego przyjazdu.
Ojciec obdarzył
go lekkim uśmiechem.
– Ponieważ furia
Aediona to użyteczne ostrze, a ponadto potrafi utrzymywać ludzi w ryzach. Wiele
już stracił i nie zaryzykuje kolejnej masowej rzezi swoich rodaków. Z obawy
przed tym stłumił na Północy wiele niedoszłych rebelii, bo dobrze wie, że to
cywile ucierpią jako pierwsi.
Dorian nie mógł
uwierzyć w to, że jest synem tak wyrachowanego człowieka.
Nieee,
bo wcale nie obsmarowuje swojego ojca od trzech tomów przy każdej możliwej
akcji.
– Dziwi mnie to,
że traktujesz generała niemalże jak jeńca, wręcz jak niewolnika. Kontrolowanie
go za pomocą strachu wydaje się dość ryzykowne.
Dla
mnie tam król traktuje go aż za dobrze. Jak zobaczymy, Dorian będzie miał rację
co do tego, że król obdarzył zaufaniem złą osobę.
W rzeczy samej
zastanawiał się, czy ojciec powiedział Aedionowi o wyprawie Celaeny do Wendlyn,
krainy, z której wywodził się królewski ród generała, gdzie nadal rządzili jego
kuzyni Ashryverowie.
A dlaczego
miałby o tym powiedzieć? To jego sprawa, gdzie wysyła swoją Obrończynię i
Aedionowi nic do tego.
Z kolei
młodzieniec bez przerwy przechwalał się kolejnymi zwycięstwami nad buntownikami
i zachowywał się, jakby zawładnął połową imperium. Czy w ogóle pamiętał o
swoich krewnych żyjących po drugiej stronie morza?
Już
pomijając fakt, że Aedion okaże się mieć zupełnie inne zamiary, to czemu by
miał pamiętać? Dla mnie to ten sam poziom, jak Amerykanie łączący swoich
rodaków chińskiego pochodzenia z roznoszeniem covida, bo przecież na pewno mają
tam krewnych i są z nimi blisko!
– Mam własne
sposoby na okiełznanie Aediona, jeśli się to okaże konieczne – rzekł król. – Na
razie jego bezczelna krnąbrność mnie bawi. – Wskazał ruchem głowy drzwi. – Na
pewno nie będę jednak rozbawiony, gdy się okaże, że mnie nie posłuchałeś.
Prędzej
zakumplowałabym się z królem niż z Celinką i jej bandą. Mamy podobne uwagi.
I tak oto ojciec
rzucił Doriana na pożarcie Wilkowi.
I
znowu to pisanie wszystko wielką literą ;___;
Przeskok
do spotkania Doriana z Aedionem:
Książę
zaproponował Aedionowi zwiedzenie menażerii, psiarni, stajni, a nawet
przeklętej biblioteki, ale generałowi zależało wyłącznie na spacerze po
ogrodach. Utrzymywał, że po wieczornym obżarstwie czuje się ociężały, ale jego
uśmiech wskazywał, że chodzi mu o coś innego.
Biorąc
pod uwagę, że Dorian nie ma pojęcia, że Aedion okaże się tym dobrym, to czemu
darzy go aż takim zaufaniem? Ja wiem, że stary go tam wysłał, ale dla mnie to
czerwona flaga.
Na rozmowie
również mu nie zależało. Był bowiem zbyt zaabsorbowany nuceniem sprośnych
piosenek i przyglądaniem się mijanym kobietom.
If you're evil and you know it clap your
hands: 145
Oczywiście,
jak się przybiera pozę wroga, to musi być do bólu przerysowany w swej głupocie
i sprośności!
Tak
jak przewidziałam, przy sposobności Aedion pcha Doriana w krzaki róż. Niszczy
to strój księcia i kaleczy jego dłonie. Nie wiem po co wszystko, chociaż zaraz
Dorian będzie próbował nam to kiepsko zracjonalizować. Moim zdaniem to tylko
słaby pretekst do przedstawienia nam postaci, która przewinęła się w tle w
poprzednim tomie.
Nie chcąc dać
generałowi powodu do zadowolenia, stłumił syk złości i wepchnął podrapane ręce
w kieszenie. W tej samej chwili zza rogu wyszli gwardziści.
Wow,
to oni coś jednak robią? Lepiej późno niż wcale.
– Nie mogę
uwierzyć w to, że książę potrzebuje eskorty we własnym pałacu – rzekł. –
Naprawdę sądzisz, że wystarczyłoby sześciu gwardzistów, by cię przede mną
ochronić? Czuję się urażony!
– Dałbyś radę
sześciu ludziom, tak?
Biorąc
pod uwagę jakość straży w pałacu, pewnie ja ze swoimi umiejętnościami taekwondo
z gimnazjum podołałabym ich szóstce. Nie musisz prężyć muskułów przed drugim
facetem.
Wilk roześmiał
się cicho i wzruszył ramionami. Pokryta draśnięciami i rysami rękojeść Miecza
Orynthu błysnęła w słońcu.
– Chyba nie mogę
ci tego zademonstrować. Nie chcę, by twój ojciec kiedyś uznał, że mam zbyt
wielki temperament, by nadal być użytecznym.
Kilku strażników
zaczęło szeptać między sobą, ale Dorian powiedział tylko:
– Pewnie masz
rację.
Jak
już przychodzi co do czego, to już wymóweczka. Ciekawe, jak mamy ci wierzyć
poza tym, że pewnie jako krewny Celinki miałbyś plot armor?
A
tak na serio dobrze, że nie jest tak głupi.
Aedion nie
odezwał się już ani słowem aż do końca chłodnego, nieprzyjemnego spaceru. W
końcu uśmiechnął się krzywo i rzekł:
– Każ komuś to
obejrzeć.
Wtedy Dorian
uświadomił sobie, że jego prawa ręka nadal krwawiła. Aedion już się odwrócił.
Ja
rozumiem adrenalina, zdenerwowanie sytuacją, ale serio przez cały spacer ani
trochę go nie bolało? Nie widział cieknącej krwi? Przecież już się wtedy
uspokoili.
– Dzięki za
spacer, książę – rzucił przez ramię. Jego słowa zabrzmiały jak groźba.
Aedion nigdy nie
działał bez powodu. Może to on wymógł na jego ojcu, by ten zmusił Doriana do
wspólnego spaceru po ogrodzie. Książę nie miał jednak pojęcia, co mogłoby nim
kierować. Być może generał chciał się dowiedzieć, jakim człowiekiem jest
królewski syn i czy będzie chciał wziąć udział w jego gierkach. Może zamierzał
sprawdzić, czy Dorian jest jego potencjalnym sojusznikiem, czy wrogiem. Aedion,
choć arogancki i bezczelny, był sprytny i przebiegły. Jego zdaniem dworskie
życie stanowiło inny rodzaj bitwy.
Zgodziłabym
się z tym, jakby Aedion sięgał po mniej… widowiskowe sposoby. Było zaznaczone,
że straż już o tym plotkowała, a Dorian miał widoczne zranienie (chociaż w
założeniu generała miało mu pokaleczyć twarz!). Dorian I może nie miał
najlepszych kontaktów z synem, ale dalej chodzi tu o następcę tronu. Równie
dobrze można byłoby potraktować to jako zamach stanu i skazać go na śmierć.
Jednak udowodniliśmy, że władca to tak naprawdę ciepła klucha, a „dobrych
bohaterów” chroni plot armor. Na miejscu Doriana nawet jeżeli byłaby to próba
zobaczenia, jaki jest, to średnio chciałabym współpracować z typem, który mnie
umyślnie skaleczył.
Dorian
rozmyśla o Chaolu, blablabla, to co zwykle o tym, że wie więcej o misji Celinki
niż książę. Przechodzimy do lecznicy:
Przez moment
Dorian rozmyślał o zagadkowych słowach przyjaciela, a potem wszedł do katakumb
uzdrowicieli, gdzie owionął go zapach rozmarynu oraz mięty. Trzymano tu
rozmaite lekarstwa i badano pacjentów z dala od ciekawskich oczu mieszkańców
zamku. Wysoko nad nimi znajdował się jeszcze jeden oddział, przeznaczony dla
tych, którym nie chciało się schodzić na dół, ale to właśnie tu uprawiali swą
sztukę najlepsi uzdrowiciele Rifthold i całego Adarlanu.
Tylko,
że absolutnie nie ma to sensu. Wyobraźcie sobie, że, no nie wiem, Dorian spadł
z konia i złamał sobie nogę. Czy lepiej, żeby noszący go mieli wygodnie, czy
męczyli się, schodząc po schodach i tracąc cenny czas dla pacjenta? Wietrzenie
pomieszczeń jest ważne dla zdrowia, a w katakumbach tego nie zrobisz. Brakuje
też światła, które przez brak dobrego sztucznego oświetlenia będzie tam ciemno
jak… Sami wiecie. Medycy nie wykonają czynności wymagających precyzji, a samo
światło też jest ważne dla organizmu. Jakby była jakaś powódź, to pierwsze by
zalało to, co znajduje się najbardziej na dole. Już pomijam fakt, że lecznica w
środku zamku, a nie w zupełnie oddzielnym budynku, jest durnym pomysłem.
Przecież to idealne miejsce do rozprzestrzeniania zarazy.
Czy
na sali jest lekarz?: 18
Blade kamienie w
ścianach zdawały się oddychać mocą suszonych przez stulecia ziół, przez co w
podziemnych korytarzach panowała przyjemna, miła atmosfera.
Byłam
w zamkowych piwniczkach podczas wycieczek i ostatnie, co bym powiedziała to to,
że były przytulne.
Sztuka leczenia
była jedną z nielicznych, których ojciec nie wyjął spod prawa dziesięć lat
temu, choć kiedyś uzdrowiciele byli rzekomo o wiele potężniejsi. Używali
wówczas magii, by leczyć i ratować przed śmiercią, a teraz pozostawało im tylko
to, co oferowała natura.
No
i to jest dziwne, że takie wiedźmy, które są bardziej niebezpieczne, mogą
funkcjonować na marginesie prawa, a uzdrowiciele, którzy mogliby bezpośrednio
pomagać królowi, nie mają mocy.
Dorian wszedł do
pomieszczenia, a młoda kobieta uniosła głowę znad czytanej właśnie książki,
przytrzymując palcem stronę. Nie była pięknością, ale urody nie można jej było
odmówić. Miała ładne rysy twarzy, kasztanowe włosy splecione w warkocz oraz
złocisty odcień skóry, sugerujący, że przynajmniej jeden z członków jej rodziny
pochodził z Eyllwe.
Oto
nowa-stara postać, która okaże się kolejną miłością Doriana. Wcześniej w drugim
tomie zajmowała się naszymi protagonistami. Oczywiście nie przetrwa za długo,
bo jest za skromna, za brzydka i ma za ciemną skórę, a alter ego ałtorki nie
może zostać bez chłopa.
– Czym mogę… –
zaczęła, ale wtedy dostrzegła, kto do niej zawitał, i natychmiast złożyła
głęboki ukłon. – Wasza Wysokość! – odezwała się zarumieniona.
Dorian uniósł
zakrwawioną dłoń.
– Kolczasty krzak
– rzekł. Wolał nie mówić „różany krzak”, bo zabrzmiałoby to żałośnie.
Dla
mnie wpadnięcie w same krzaki można odebrać jako żałosne, nie trzeba się
wstydzić, że chodzi o różane. Szczególnie jeśli w ogrodach królewskich były
tylko takie.
– Oczywiście –
bąknęła i wskazała smukłą dłonią drewniane krzesło przy stole. – Proszę. Chyba
że… Chyba że wolałbyś, panie, udać się do komnaty, w której zajmują się tylko
pacjentami?
A
kim by mieli się jeszcze zajmować? Ridderakami?
Dorian na ogół
nie przepadał za jąkającymi się, niepotrafiącymi się wysłowić ludźmi, ale
zarumieniona młoda uzdrowicielka była tak przejęta, że usiadł i powiedział:
A
za to wolałeś brutalną, arogancką typiarę, która za nic nie miała do ciebie szacunku.
Utwierdzam się w przekonaniu, że mężczyźni nie mają gustu.
Dziewczyna
zajmuje się ręką księcia:
Jej dotyk był jak
muśnięcie pióra, gdy rozsmarowywała mętną maść na jego dłoni, a on, jak ostatni
idiota, skrzywił się i syknął.
Oczywiście
prawdziwe samce alfa u Maas nie mogą okazywać bólu.
„A niech mnie –
pomyślał Dorian. – Ma oszałamiające oczy”.
To
wizualizacja analizatorki po zobaczeniu, że znowu bohaterowie muszą gadać o tych
zasranych oczach.
Uzdrowicielka
pospiesznie spojrzała w dół i delikatnie owinęła jego dłoń.
– Na ogół pracuję
w południowym skrzydle zamku i często pełnię nocny dyżur – dodała.
Cóż, to
wyjaśniało, dlaczego wyglądała tak znajomo. Pewnej nocy miesiąc temu opatrzyła
nie tylko jego, ale też Celaenę, Chaola, Strzałę… Przez ostatnie siedem
miesięcy zajmowała się obrażeniami ich wszystkich.
– Przepraszam,
ale nie pamiętam twego imienia.
– Sorscha –
odparła, ale w jej głosie nie było urazy.
A przecież
powinna być! Rozpieszczony książę i jego utytułowani przyjaciele byli tak
pochłonięci swymi sprawami, że żaden z nich nawet nie zadał sobie trudu, aby
zapamiętać imię uzdrowicielki, która ich bez przerwy łatała.
To
raczej trzeba opieprzyć autorkę, która nagle w trzecim tomie nadała tożsamość
postaci z tła. Bo wygląda to źle. Nawet przyjmując, że Dorian jest z tych, co
słabo pamiętają imiona albo nie próbował się go dowiedzieć, to podczas tych
ciągłych wizyt mógł usłyszeć, jak się do niej odzywają. O ile podoba mi się to,
że dostrzega w niej piękno z czasem, to dziwi mnie opis wyglądu Sorchy, jakby
Dorian pierwszy raz ją widział.
– Chciałem ci
serdecznie podziękować, jeśli nie robiłem tego wystarczająco często – rzekł,
gdy skończyła zakładać opatrunek.
Dorian
wreszcie zaczął się kajać za swój Celinkocentryzm.
Brązowe,
upstrzone zielonymi plamkami oczy znów uniosły się ku niemu, a na ustach
pojawił się delikatny uśmiech.
Nowe
szaty zabójczyni: 116
– To
powierzchowne rany, ale proszę bacznie się im przyglądać. – Sorscha wylała
czerwoną od krwi wodę do zlewu. – A następnym razem Wasza Wysokość nie musi iść
na sam dół. Proszę… Proszę po nas posłać, Wasza Wysokość. Z radością pomożemy.
To
była taka możliwość? JA PIERD…
– Wciąż jesteś
odpowiedzialna za południowe skrzydło? – spytał, choć jego pytanie zawierało w
sobie inne: „Czy widziałaś wszystko? Każdą niewytłumaczalną ranę?”.
– Prowadzimy
rejestr pacjentów – odparła cicho Sorscha, tak cicho, by nie usłyszał jej nikt
przechodzący korytarzem. – Ale czasem zapominamy coś zapisać.
A więc nie
powiedziała nikomu o tym, co widziała, o wszystkich rzeczach, które do niczego
nie pasowały. Dorian ukłonił się lekko z wdzięcznością i wyszedł z komnaty. Ilu
jeszcze widziało więcej, niż zdradzali? Nie chciał tego wiedzieć.
A
skąd to wnioskujesz, że na pewno nie powiedziała? Nie tylko ona tu pracuje.
Mamy
przejście do perspektywy Sorchy.
Palce Sorschy na
szczęście szybko przestały drżeć. Dzięki łasce Silby, bogini uzdrowicieli, tej,
która przynosiła pokój i zsyłała łagodną śmierć, udało jej się opanować drżenie
na czas zakładania opatrunku.
LAPTOPCJUSZU
WRESZCIE MAMY IMIĘ BOGINI I CZEGO JEST PATRONKĄ!
NIE
WIERZĘ, DOCZEKALIŚMY SIĘ NOWEJ INFORMACJI O RELIGII W MAASVERSUM!
Chciała zatrzymać
pięknego księcia na krześle tak długo, jak to było możliwe.
A przecież on
nawet nie wiedział, kim była.
Zdobyła godność
uzdrowicielki rok temu i wielokrotnie wzywano ją, by zajęła się ranami księcia,
kapitana oraz ich przyjaciółki. Tymczasem następca tronu nadal nie miał
pojęcia, że istnieje.
Nie okłamała go.
W istocie nie zapisywała wszystkiego, ale pamiętała każde zdarzenie.
Faktycznie,
prowadzący kancelarie notowali wszystko. Przy badaniu kościołów zwracano nam
uwagę, że duchowni często robili to na odpierdziel i w ostatniej chwili. Rok to
nie jest szmat czasu, ale pamięć bywa zawodna.
Zwłaszcza tę noc
miesiąc temu, kiedy cała trójka była zakrwawiona i brudna. Nawet pies tej
dziewczyny odniósł obrażenia. Nikt niczego jej nie wytłumaczył, nikt nie
wszczął alarmu. A ta dziewczyna, ich przyjaciółka…
Dlaczego?
Ja rozumiem, że te miejsce cieszyło się dyskrecją, ale serio nikt nie puścił
pary z powodu ciężkich ran grupy osób?
Królewska
Obrończyni. Tak, to była ona.
Wyglądało na to,
że była kochanką księcia albo jego kapitana, może nawet obu. Sorscha pomagała
Amithy zajmować się obrażeniami dziewczyny po owym brutalnym pojedynku, w
którym zdobyła swój tytuł. Czasami zaglądała do niej i zastawała księcia przy
jej łóżku, trzymającego jej dłoń.
Sorscha
wspomina, jak widywała Doriana siedzącego przy łóżku zabójczyni i czas
późniejszy, kiedy to Chaol wybawił z opresji otrutą gloriellą Celinkę. Pamięta
też, jak opatrywała szramy na policzku kapitana.
Dopowiedziała
sobie wówczas kolejne szczegóły, a wszystkie fakty ułożyły się w logiczną
całość, gdy książę, kapitan, dziewczyna i jej pies wyszli zakrwawieni z
podziemi. Uzdrowicielka odkryła, że pękły wszystkie łączące ich więzi.
W szczególności
dotyczyło to dziewczyny. Podsłuchała przez przypadek – rozmawiający mężczyźni
myśleli, że wyszła z pokoju – że nazywają ją Celaeną. Celaena Sardothien.
Największa zabójczyni świata, a teraz Królewska Obrończyni. Kolejny sekret,
który Sorscha bez ich wiedzy zatrzymała dla siebie.
Jeżeli
uzdrowicielka, która nikogo nie obchodziła była w stanie ułożyć puzzle, to
owulacje na stojąco dla naszych mistrzów konspiry!
Była niewidzialna
i na ogół się z tego cieszyła.
Zmarszczyła brwi,
patrząc na stół z medykamentami. Przed obiadem musiała jeszcze stworzyć pół
tuzina wywarów i maści, z których wszystkie wymagały wiele pracy. Zajęcie
zrzuciła na nią oczywiście Amithy, która wykorzystywała każdą okazję, by się
obijać.
Jeśli
łatała rany Celinki, to nie robiłabym z niej takiego śmierdzącego lenia. Jeśli
tak tylko się opierdala, to czemu zły król nie wymienił jej na kogoś lepszego?
Ponieważ
jak już wiemy, władca Adarlanu nie ma najmniejszego pojęcia, co dzieje się pod
dachem jego własnego pałacu i nigdy nie każe swoich ludzi za brak kompetencji.
Co więcej,
Sorscha musiała jeszcze napisać cotygodniowy list do przyjaciela, który chciał
poznać każdy szczegół pałacu. Na samą myśl o takiej ilości pracy bolała ją
głowa.
Gdyby odwiedził
ją ktoś inny, a nie książę, kazałaby mu pójść do drugiego uzdrowiciela.
Wróciła do swoich
zajęć. Była pewna, że Dorian zapomniał jej imię z chwilą wyjścia z katakumb.
Był następcą tronu największego imperium w dziejach świata, a ona zaledwie
córką dwojga nieżyjących przybyszów ze spalonej do cna wioski w Fenharrow,
której nazwy nikt nie mógł spamiętać.
Przykro
mi, po prostu wcześniej nie byłaś użyteczna, to nie dostąpiłaś maasowej chwały,
by obdarzyć ciebie jakąś tożsamością.
Ale mimo to nadal
go kochała, w tajemnicy i po cichu, nieprzerwanie, odkąd ujrzała go po raz pierwszy
sześć lat temu.
Eeeeee,
to trochę creepy? Można co najwyżej mówić o zauroczeniu. Nie zna osobiście
typa, a plotki o nim nie nastrajałyby do cichego wzdychania.
Przez
twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 96