wtorek, 24 stycznia 2023

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 49

 

Przenosimy się na drugi kontynent, do jedynej w miarę udanej postaci tego uniwersum – Chaola Westfalla. Od pewnego czasu nie ma on kontaktu z buntownikami i przygotowuje się do powrotu do domu.

Może naszedł czas, aby się dowiedzieć, ile może zdziałać w Anielle. Znalazłby się wówczas bliżej Morath i mógłby wybadać, czym król się tam zajmuje. Władca Adarlanu nie sprzeciwił się powrotowi Chaola do Anielle w roli dziedzica.

Szkoda, że nie postanowiono nam tego przedstawić, bo to mogłaby być ciekawa scena, pełna napięcia i emocji. Tak to mamy tylko suche wspomnienie.

Absolutnie mnie to nie dziwi, ponieważ autorka uwielbia używać skrótów, kiedy ich nie powinno być. Maas przecież nie może zmarnować czasu antenowego na coś innego niż przekomarzania się Celinki z Rowanem. Yay!

Obecnie Chaol również znajduje się na śniadaniu z władcą.

Wszystko wyglądało tak jak zawsze i śniadanie przebiegało bez przeszkód, aż król powstał. Jego czarny pierścień zdawał się pochłaniać światło słoneczne wnikające do środka przez wysokie okna.

Nowe szaty zabójczyni: 152

Król z radością oznajmia, jak zduszono powstanie w kopalni Calaculli.

– Czeka nas sporo pracy z ponownym uruchomieniem kopalni zarówno tam, jak i w Endovier, ale rebeliancka zaraza została ostatecznie wypleniona.

Nie sądzę, by buntowników kiedykolwiek udało się wyplenić zupełnie, ale nie będę się rozmieniała na drobne, niech Dorian I chociaż na chwilkę nacieszy się swoim osiągnięciem.

 


– Generale Ashryver – rzekł król do Aediona, który siedział nieruchomo za stołem. – Ciebie i twoich weteranów ze Zguby zapewne ucieszy fakt, że po czystce w Endovier wielu buntowników z kontrolowanego przez was obszaru porzuci swe głupie pomysły. Prawdopodobnie nie będą mieli ochoty podzielić losu, który przypadł w udziale ich przyjaciołom z kopalni.

Może będą mieli nieco lepsze podłoże na organizowanie powstania niż w kopalni, gdzie znajdują się ludzie wycieńczeni i nieposiadający żadnych wpływów. Sama wola przetrwania nie wystarczy do obalenia tyrani, trzeba mieć jeszcze jakieś środki.

Oczywiście, rozumiem, że wiele powstań w historii nie miało na celu wielkich osiągnięć, a były one bardziej skutkiem prześladowania i pragnieniem wyrażenia swojego sprzeciwu. Tak było chociażby w przypadku powstania w getcie warszawskim (tu gorąco polecam reportaż Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall). Niemniej, jak wskazują wcześniejsze rozdziały, bohaterowie u Maas naprawdę wierzyli, że ten zryw coś osiągnie i jego powstrzymanie to ostateczne zwalczenie buntowników. Tak czy siak cały ten wątek wydaje mi się jedynie tanim chwytem, żeby wzruszyć czytelnika, a nie jakąś próbą pokazania skomplikowanego zagadnienia powstań oraz rewolucji.

Chaol nie miał pojęcia, w jaki sposób Aedion odnalazł w sobie tyle odwagi i siły woli, aby uśmiechnąć się, ukłonić i odpowiedzieć:

– Dziękuję, Wasza Wysokość.

Po ponurym śniadaniu następuje przeskok na poruszonego Doriana. Przychodzi on do Sorschy podzielić się wieściami o niewolnikach.

Do tej pory nie miał pojęcia, w jaki sposób powstrzymał się od płaczu, wymiotów czy zabicia ojca na miejscu, ale teraz gdy patrzył na dziewczynę i wdychał jej zapach rozmarynu oraz mięty, wiedział, jak mu się to udało.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 169

Chciałabym, żeby chociaż raz motywacja bohaterów u Maas wynikała z czegoś innego niż miłość. Serio, jakim cudem wszyscy mają te same priorytety?

Żeby chociaż ta miłość była jakaś głęboka. Doriana i Sorschę łączy głównie pożądanie.

Dorian każe Sorschy wyjechać, to jednak nie chce się zgodzić. W końcu proponuje mu, by uciekł razem z nią.

– Nie mogę. Jeśli ja wyjadę, a mój brat odziedziczy prawo do korony, będzie jeszcze gorzej.

 


A skąd ty to niby wiesz, do jasnej cholery? Czy możemy przestać demonizować dosłowne d z i e c k o, które w realnej akcji nie zrobiło jak dotąd nic złego? Jeśli autorce zależało na tym, by uczynić z Hollina złola, to mogła nam pokazać jego zamiłowanie do przemocy, tortur, czegokolwiek, a nie robić z niego zwykłego, rozpuszczonego chłopca!

Przy tym temacie bardziej drażnią podwójne standardy autorki. Aedion ze wspomnień Celinki miał znacznie większe zadatki na psychola niż Hollin kiedykolwiek, a pisarka przedstawiała jego agresję jako element komiczny. Obrzydliwe.

Och, Chaol. Dorian wreszcie zrozumiał, dlaczego przyjaciel odesłał Celaenę do Wendlyn isam postanowił wrócić do Anielle. Sprzedał się, aby zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo.

Broń Boże, żeby akcja na moment odeszła od Celinki, świat by się zawalił.

Ostatecznie Dorianowi nie udaje się namówić Sorschy do wyjazdu, gdyż stwierdza ona:

– Razem. Stawimy temu czoła razem.

Zobaczymy, jak wam to wyjdzie, moje drogie gołąbeczki.

Wracamy do Chaola. Kapitan schodzi do podziemi w poszukiwaniu upragnionej samotności, ale spotyka tam Aediona.

– Jak sądzisz – szepnął generał, wpatrzony w ciemność – co ludzie z innych kontynentów, po drugiej stronie morza, myślą o nas? Nienawidzą nas? A może współczują nam ze względu na to, co sobie wyrządzamy? Może jest tam równie źle. Może jeszcze gorzej. Niemniej rola, którą dla siebie obmyśliłem… Nie, ja muszę wierzyć, że gdzieś jest lepiej. Gdzieś na pewno jest lepiej.

Chaol nie wiedział, co mu odpowiedzieć.

– Ja… – Zęby Aediona błysnęły w płomieniach świec. – Ja zostałem zmuszony do zrobienia wielu, wielu rzeczy. Obrzydliwych, strasznych rzeczy. Nigdy jednak nie poczułem się równie zbrukany jak dziś, gdy musiałem podziękować temu człowiekowi za wymordowanie moich rodaków.

Nie było słów, które mogłyby go pocieszyć. Nie było niczego, co kapitan mógłby Aedionowi obiecać. Wstał więc i wyszedł, pozostawiając go wpatrzonego w mrok.

Przywołałam ten monolog, bo jak na warunki Maas jest naprawdę dobry. Aedion brzmi w nim jak autentycznie załamany człowiek, a reakcja Chaola jest bardzo realistyczna. Czasami nie potrzeba dziesiątek zdań i długich opisów, żeby sprowokować czytelnika do rozmyślań oraz wywołać w nim jakieś emocje.

Kolejny przeskok. Tym razem do żadnego z bohaterów, ale do… teatru. Znaczy niby do teatru, ale występuje tam orkiestra, więc chyba jest to bardziej jakaś filharmonia? Niemniej jestem ciekawa, co ty masz na ten temat do powiedzenia, Ciemna Gwiazdo.

To chyba już wspomniałam przy okazji Korony Mroku i występu Reny, że to bzdury.

Autorka oczywiście nie zaprzepaści żadnej okazji, żeby obrzydzić nam warstwę wyższą.

Jedynie w lożach panowały wesołość i ożywienie. Rozparci na czerwonych aksamitach bogacze rozprawiali o tym, co to oznacza dla ich fortun, gdzie zdobyć nowych niewolników, aby zapewnić nieprzerwane dostawy, i jak należy później owych niewolników traktować. Choć uderzono w gong, a kandelabry przygasły, minęła dłuższa chwila, zanim wśród elit finansowych wreszcie zapadła cisza.

Co jak co, ale chyba akurat warstwy wyższe wiedzą, jak zachowywać się w teatrach. Nie od dziś jednak wiemy, że bogacze w Szklanym tronie nie dość, że są pozbawieni jakichkolwiek ludzkich odruchów, to jeszcze do tego są zupełnie nieudolni w kwestiach, na których powinni się znać.

If you’re evil and you know it clap your hands: 169

Najgorsze jest to, że bogacze u Maas są postaciami tragicznymi. Nieważne co wybiorą, to pisarka skrytykuje ich albo za brak manier albo za ich posiadanie. Proszę o znicze w komentarzach dla naszych biedaków.

Cała orkiestra na znak żałoby zakłada czarne ubiory i po kolei zaczyna wygrywać pieśń Fenharrow, Melisande, Terrasenu i każdej nacji, której przedstawiciele zginęli w obozach pracy. Tu mnie ciekawi, o co chodzi z tą pieśnią. Czy chodzi o hymn? Jeśli tak, to zastanawia mnie to o tyle, że hymny państwowe to idea chyba stosunkowo nowoczesna.

Oj dobrze kombinujesz, ja bym jeszcze dodała, że same hymny królewskie są z nowożytności. Ja bym to odbierała jako koncert jakiś pieśni ludowych charakterystycznych dla danych grup.

Tak czy inaczej, zastanawiam się, ilu ze słuchaczy w ogóle zorientowało się, że grane utwory pochodzą z różnych krajów, zwłaszcza, że wykonywała je sama orkiestra, nie ma nic o chórze czy solistach. Gdyby pieśni zostały zaśpiewane w innych językach byłoby to bardziej znaczące, no ale przecież wszędzie panuje mowa wspólna, to w sumie czego ja oczekuję.

Gdy ucichła ostatnia nuta, dyrygent odwrócił się do zebranych, a muzycy stanęli za nim. Wszyscy spojrzeli ku lożom, gdzie migotały diamenty kupione za krew kontynentu. Bez słowa, bez ukłonu, zgoła bez żadnego gestu zeszli ze sceny.

Kolejni wychowani.

I cóż ten brak ukłonu zmieni? Co najwyżej sprawi, że nikt więcej nie przyjdzie do tego teatru, a muzycy stracą źródło utrzymania. Takim akcjom szkodzą tylko i wyłącznie sobie, na co wskazuje kolejna linijka:

Następnego dnia rano dekretem królewskim teatr został zamknięty. Nikt więcej nie ujrzał ani muzyków, ani ich dyrygenta.

I nikogo to nie obeszło, ponieważ ani orkiestra ani dyrygent nigdy wcześniej się nie pojawili. Ponawiam swoją uwagę – mordowanie randomów nie wpłynie na czytelnika. Jeśli autorka chce rzeczywiście na nas wpłynąć, powinna wziąć się za swoich bohaterów.

Pragnę też przypomnieć, że w drugim tomie mieliśmy identyczną scenę. Co gorsze, ta tutaj jest jeszcze słabsza, ponieważ w Koronie w mroku Maas przynajmniej PRÓBOWAŁA nadać tożsamość piosenkarki i ukazać tragiczny koniec jej i jej grupy muzycznej. Wiedzieliśmy również o czym dokładnie opowiadały te pieśni.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 169

Royal pussy: 105

If you’re evil and you know it clap your hands: 169

Nowe szaty zabójczyni: 152

Światek z kart: 215

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 135

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 132

Czy na sali jest lekarz?: 23

Zbędne cięcie: 82

Moda na cytat: 10

Sweet home Taras: 12

*Wiek to tylko liczba: 21

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz