Celinka wreszcie podejmuje jakiś krok w sprawie „załatwienia” Archera i zaczyna go śledzić:
Każde z dwóch poprzednich spotkań Archera Finna trwało dokładnie godzinę, a tymczasem w domu po przeciwnej stronie ulicy spędził już prawie dwie. Była to elegancka kamienica z zielonym dachem, która niczym się nie wyróżniała. Celaena nie dowiedziała się też nic o mieszkającej tam klientce Finna, pomijając jej nazwisko. Była to niejaka lady Balanchine. By się tego dowiedzieć, dziewczyna skorzystała z tej samej sztuczki co w poprzednich dwóch domach.
Nie wiemy, ile dokładnie Celinka poświęciła czasu na zbieranie informacji dotyczących Archera, ale nie sądzicie, że trochę nędznie, że tak mało wie? Nawet jeśli jest tylko zabójczynią, a nie szpiegiem.
Podszywała się pod kuriera z paczką dla lorda Jakiegośtam. Gdy lokaj bądź majordomus oznajmiał, że lord Jakiśtam wcale tam nie mieszka, udawała zażenowanie i pytała, do kogo w takim razie należy dom, rozmawiała chwilę ze służącym, a potem ruszała w dalszą drogę.
Z drugiej strony, jeśli jej metody ograniczają się do takich leniwych sztuczek, to nie dziwię się, że idzie jej dosyć słabo.
Byłoby zabawnie, gdyby okazało się, że wymyślony przez Celinkę lord naprawdę istnieje.
Celaena zmieniła ułożenie nóg i rozciągnęła zmęczone mięśnie szyi. Słońce właśnie zaszło i temperatura spadała z każdą minutą. Czuła, że nie dowie się wiele więcej, chyba że zdoła wkraść się do domu, a zważywszy na to, że Archer mógł w istocie zajmować się tym, za co mu płacono, nie miała szczególnej ochoty wchodzić do środka.
Jezus Maria, to co ona robi podczas swojej pracy? Zabijać buntowników nie, bo porusza wrażliwe serduszko. Oglądać seks nie, bo obrzydliwe… To jest kolejne wyjaśnienie tego, czemu nie idzie jej zbieranie informacji. Po pierwsze, Archer z klientką mogą tego w ogóle nie robić, a schadzki mogłyby być tylko pretekstem, no nie wiem, do spiskowania, a po drugie – nawet jeśli doszłoby do stosunku płciowego, to po nim mogą dyskutować o ważniejszych sprawach.
Zamiast tego powinna dowiedzieć się, dokąd chadzał i z kim się spotykał, a potem podjąć decyzję co do kolejnego kroku.
Świetnie, że dopiero teraz na to wpadłaś, kiedy już zmarnowałaś czas.
Minęło już wiele czasu, odkąd po raz ostatni planowała akcję w Rifthold. Już dawno nie klęczała na tych szmaragdowych dachach, zdobywając informacje o przyszłej ofierze. Czuła się inaczej niż w chwili, gdy wypełniała zlecenie króla w Bellhaven lub jakiejś lordowskiej posiadłości. Tu, w Rifthold, miała wrażenie, że…
Okej, miała prawo dawno nie wypełniać w mieście żadnej misji, a wielka stolica przysparza zabójczyni problemów innej natury, ale dla mnie to tylko nędzna wymówka na jej brak profesjonalizmu. Wydaje mi się, że takie Rifthold i tak daje jakieś inne rozwiązania na wykonanie zadania.
Miała wrażenie, że nigdy tego miasta nie opuszczała. Czuła, że wystarczyłoby spojrzeć przez ramię, aby ujrzeć Sama Cortlanda klęczącego za nią. Wyobrażała sobie, że nad ranem wróci nie do szklanego zamku, ale do Twierdzy Zabójców mieszczącej się na drugim końcu miasta.
Celaena westchnęła i wsunęła dłonie pod pachy, aby palce nie zdrętwiały jej z zimna.
Upłynęło półtora roku od nocy, kiedy utraciła Sama oraz swą wolność. Gdzieś w tym mieście znajdowały się odpowiedzi na pytanie, jak do tego doszło. Wiedziała, że potrafiłaby je odnaleźć, gdyby tylko znalazła w sobie odwagę, aby rozpocząć poszukiwania. Wiedziała też, że odkrycie prawdy ponownie by ją zniszczyło.
Tak, mamy powrót (i to znienacka) do wspominania Sama. I tak, znowu ta postać jest tylko przywoływana, by ułatwić Maas nakreślanie relacji, w tym jednej romantycznej. Jedynym plusem jest to, że autorka wspomina o nim wcześniej, by jakoś minimalnie budować żal po śmierci pierwszej miłości Celinki. Mimo to i tak nie dam się nabrać na ocieplanie wizerunku zabójczyni.
A i jeszcze taki disclaimer – tak, nie cierpię przesady w drugą stronę. Wnerwiają mnie posępni bohaterowie, którzy tylko wspominają zmarłych bliskich (szczególnie, gdy mają się zemścić), na przykład kreowanie w tym stylu Aidena Pearca głównie wpłynęła na moją niechęć do fabuły pierwszej części Watch Dogs. Jednak nie będę się oszukiwać, że Sam jest prawdziwą miłością Celinki, a nie tokenem autorki, która potrafi pisać o postaciach tylko poprzez traumy. Będę się powtarzać, ale miałoby to sens tylko, jakby Sam był od pierwszego tomu stopniowo wspominany w jakiś konkretnych momentach, na przykład przy flirtach czy przy czynnościach, które wyjątkowo kojarzą się z pierwszym romansem głównej bohaterki.
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 65
Archer wychodzi z budynku i wsiada do powozu, a Celinka postanawia go dalej śledzić:
Na szczęście na ulicach nadal panował tłok, przez co powóz przemieszczał się powoli.
Uff, znowu szczęście ratuje twoją niekompetencję!
Celaenie nie spieszyło się, by poznać sekret swego pojmania oraz śmierci Sama,
Nie ma to jak nagle przywołać w myślach dawno niewspominanego, tragicznie zmarłego bliskiego, by zaraz w duszy powiedzieć „e, to sobie jeszcze poczeka” XD
i była niemalże przekonana, że król myli się co do Archera, ale nie przestawała się zastanawiać, czy odkrycie prawdy o działaniach buntowników i planach władcy nie zniszczy jej.
I nie tylko jej, ale też wszystkiego,
na czym jej zależało.
Mam się bać? Boru, ten narrator bardziej niszczy próby budowania tajemnicy niż ludzie podający spoilery (w tym ja z Laptopcjuszem w analizie).
Przeskok! Celinka spotyka się z Chaolem w jego sypialni.
W przeciwieństwie do jej przestronnego, kilkupokojowego apartamentu sypialnia Chaola była pojedynczą, dużą komnatą. […] Do komnaty przylegała łazienka, nieco mniejsza od jej własnej, ale mimo to wyposażona w wannę oraz toaletę.
No dobra, Celinka jest tym Obrońcą, ale czemu dostaje lepsze lokum od kapitana królewskiej straży?
Może Chaol sam takie wolał, bo jest jednak pragmatycznym człowiekiem? A może to król takie mu wybrał, żeby kapitan nie spędzał nadto dużo czasu w swojej komnacie, tylko skupił się na obowiązkach? Poza tym Celinka chyba nadal mieszka w tym samym lokum, które dostała w pierwszej części, a wybierał je dla niej Dorian. A jak wiemy, książę był gotowy przychylić jej nieba choćby za jedno życzliwe spojrzenie.
Przypuszczalnie regał zawierał wyłącznie jego ulubione tytuły w przeciwieństwie do biblioteczki Celaeny, w której upychała wszystkie pozycje, które wpadły jej w ręce, bez względu na to, czy jej się podobały, czy nie.
Domyślam się, że miało to pokazać „o, to urocze, przeciwieństwa się przyciągają”, lecz pragnę zwrócić uwagę na to, jak podkreśla to, jakim bezmyślnym konsumentem i rozrzutną osobą jest Celinka.
Nienaturalnie uporządkowana półka Chaola nie przeszkadzała jednak dziewczynie. Dobrze się u niego czuła.
Przede wszystkim to komnata Chaola, więc to on ma się w niej dobrze czuć. To, że się do niego wpraszasz, jakbyś była u siebie, nie zmienia faktu, że jesteś tylko jego gościem.
Zaczęła go odwiedzać kilka tygodni temu. Natłok myśli na temat Eleny, Caina i sekretnych przejść sprawił, że zabójczyni zaczęła marzyć o opuszczeniu własnych pokojów.
Ładny eufemizm na Imperatyw Narracyjny, który ma popchnąć tę dwójkę w swoje ramiona.
Chaol co prawda marudził, że Celaena narusza jego prywatność, ale nie wypraszał jej ani nawet nie sprzeciwiał się jej częstym, poobiednim wizytom.
Po prostu albo jest zbyt miły, by ją wypraszać, albo imperatyw znowu zafundował mu paraliż. Okej, jakby robił to ktoś mi bardzo bliski i naprawdę sporadycznie, to nie wadziłoby mi, a nawet uznałabym za urocze, że chce ze mną spędzić czas. Jednak Celinka nękająca w tym stylu to dla mnie chamstwo, bo to na serio brak poszanowania prywatności. Przecież wchodzi wtedy na bardzo intymny dla Chaola teren. Nie chcę zabrzmieć jak zboczeniec, lecz jestem ciekawa, czy dalej byłoby to spoko, jakby weszła w tym samym momencie, gdyby Chaol się masturbował czy uprawiał w tym samym rozdziale obrzydzany przez Celinkę seks. Nie jest to dla mnie ani trochę romantyczne.
Przez twe ostrza, twe
ostrza mordercze oszalałem: 66
Nie no, chyba pukała do niego przed wejściem. Mam taką nadzieję.
– Przypomnij mi raz jeszcze, nad czym teraz pracujesz.
Celaena wyciągnęła się na kanapie i zamachała kartką w powietrzu.
– Zbieram informacje o Archerze. O jego klientach, ulubionych miejscach spotkań, rozkładzie dnia i tak dalej.
Oczy Chaola błyszczały w blasku ognia niczym płynne złoto.
Maas, nieważne co będą robiły patrzałki, to dalej będzie to zbędny opis.
Nowe szaty zabójczyni: 63
– Dlaczego zadajesz sobie tyle trudu ze śledzeniem, gdy mogłabyś go po prostu załatwić i mieć święty spokój. Mówiłaś, że porusza się z obstawą, a tymczasem nie miałaś dziś żadnych trudności z wytropieniem go.
Celaena skrzywiła się. Kapitan był zbyt przenikliwy. To mogło kiedyś wpędzić go w kłopoty.
Nie chcę nic mówić, ale ciebie również, bo jesteś taka sama.
– To proste. Jeśli król rzeczywiście podejrzewa grupę ludzi o spiskowanie przeciwko niemu, przed zabiciem Archera powinnam zdobyć możliwie najwięcej informacji na ich temat. Być może w ten sposób natrafię na kolejnych spiskowców albo przynajmniej dowiem się, gdzie można ich szukać.
Chaol znowu punktuje za
analizatorów, mimo że Celinka próbuje jakoś racjonalizować swoje posunięcia.
Dziwię się, że król dał wolną ręką tyle czasu na jeden cel, szczególnie, kiedy
nie obchodzą go informacje na temat innych spiskowców, a tylko martwy Archer.
– Jasne – rzekł Chaol. – A więc po prostu… Teraz po prostu zapamiętujesz wszystkie te informacje?
– Jeśli chodzi ci o to, że nie mam powodu, aby tu przebywać i powinnam wyjść, powiedz to wprost.
– Próbuję jedynie ustalić, dlaczego zapadłaś w drzemkę jakieś dziesięć minut temu. Musisz się zajmować czymś niezwykle nudnym.
Cokolwiek robi Celinka, nie jest to tak nudne jak czytanie i analizowanie kolejnego rozdziału o chodzeniu po podziemiach. Tak, właśnie to mnie czeka.
Celaena oparła się na łokciach.
– Nie zapadłam w żadną drzemkę!
– Słyszałem, jak chrapiesz. – Kapitan
uniósł brwi.
– Chaolu Westfall, jesteś kłamcą! – Celaena rzuciła w niego zgniecioną kartką papieru i znów opadła na kanapę. – Zamknęłam oczy zaledwie na minutę.
Mężczyzna pokręcił głową i wrócił do
pracy.
– Żartujesz sobie, prawda? – Zabójczyni zarumieniła się. – Nie chrapałam, co?
– Chrapałaś jak niedźwiedź – odparł Chaol z niezwykle poważną miną.
So quIrKy.
Dziewczyna uderzyła pięścią w poduszkę. Westfall uśmiechnął się krzywo, a jego towarzyszka sapnęła z dezaprobatą.
Tak, moi drodzy, Chaol ukradł duszę Dorianowi, a wraz z tym bezgraniczne simpowanie Celince i przekomarzanki na poziomie przedszkolaków.
I nie tłumaczy to, że mam podobne dyskusje z moim partnerem po tym, gdy strasznie chrapałam, a on musiał się z tym męczyć. Nas łączy wieloletnia przyjaźń i nie mamy poważnych misji™ na głowie.
Nagle przechodzimy do wyjaśnienia niechęci Chaola do Rolanda:
– Opowiedz mi, dlaczego nienawidzisz
Rolanda.
Chaol uniósł wzrok.
– Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem.
Twoją niechęć do Rolanda zauważyłby nawet ślepy, Chaolu.
Celaena czekała w milczeniu, aż w końcu kapitan westchnął i rzekł:
– Myślę, że nie tak trudno domyślić się, dlaczego darzę go nienawiścią.
– Czy doszło między wami do jakiejś
scysji?
– Było ich wiele i nie mam szczególnej ochoty o tym rozmawiać.
Zabójczyni zsunęła nogi z poręczy kanapy i usiadła prosto.
– Jesteś trochę drażliwy, co?
Jak tobie ktoś wsiądzie na nos, to ty możesz stroić fochy, szkalować za każdy ruch, ale jak ktoś kogoś nie lubi i ma ku temu powody, to już jest drażliwy? Laska, ty masz wąty nawet do Bogu ducha winnych dam dworu! Laptopcjuszu, tym razem i ja poczułam zapach hipokryzji o poranku.
Kolejny przeskok wątków, bo przechodzimy do tego, że Celinka chce wiedzieć więcej o zabójstwie Sama, by tym razem nie tylko zbliżyć trałmą zabójczynię do Chaola, ale hintować jej konflikt z Arobynnem, który rozwiąże się ostatecznie w Królowej Cieni. Dziewczyna pyta kapitana o Rourke Farrana, gangstera, który zabił jej pierwszą miłość. Dowiaduje się od Chaola, że zginął z rąk Wesleya, osobistego strażnika Arobynna.
Zapamiętała Wesleya jako cichego, śmiertelnie groźnego człowieka. Przez lata, które spędziła w Twierdzy Zabójców, nigdy nie ukrywał, że zabije ją natychmiast, gdy stanie się zagrożeniem dla mistrza. Tymczasem owej nocy, kiedy Celaena została zdradzona i pojmana, Wesley usiłował ją zatrzymać. Sądziła, że została zamknięta w swoich pokojach na rozkaz Arobynna, który nie życzył sobie, aby próbowała pomścić śmierć Sama z ręki Farrana, ale…
Dziwię się również z Celinką. Nie znalazłam więcej informacji na temat Wesleya, więc nie miał powodów zdradzać własnego mistrza, ryzykując przy tym życie (co przed chwilą zobaczycie) dla jakieś smarkuli i jej kochasia, z którymi nic go nie łączyło poza tym, że Arobynn ich wyszkolił. Trochę mi nie pasuje, by zawodowego zabójcę ruszyło nagle sumienie, szczególnie, że tylko się narażał tym altruizmem.
– A co się stało z Wesleyem? – spytała. – Złapali go ludzie Farrana?
Chaol przeczesał dłonią włosy i zapatrzył się na dywan.
– Nie. Znaleźliśmy Wesleya następnego dnia. Arobynn Hamel wyświadczył nam uprzejmość.
Dziewczyna poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy, ale ośmieliła się spytać:
– Jak zginął?
Chaol przyglądał się jej uważnie.
– Jego ciało zostało nadziane na płot otaczający rezydencję Rourke’a. Było tam mnóstwo krwi, co oznaczało, że Wesley wciąż żył, gdy go nabijano. Nikt z ludzi Rourke’a nie przyznał się do winy, ale odnieśliśmy wrażenie, że służbie kazano zostawić go na płocie na pewną śmierć. Uznaliśmy, że jego morderstwo było tylko elementem kończącym krwawą rozprawę, tak by gangster zajmujący miejsce Rourke’a nie uznał Arobynna i jego grupy zabójców za wrogów.
Wiem, że miała być to okrutna kara za zdradę, ale pragnę zwrócić uwagę, że dostaliśmy powtórkę z pierwszego tomu czyli edgy, szczegółowe opisy zgonów i zwłok. Jak tęskniłam <3
Jak nie umie się pisać, to pozostaje przywoływanie drastycznych scen. Inaczej większość czytelników chyba by posnęła podczas lektury.
*znowu myśli o analizie
przyszłego rozdziału*
Dziewczyna wbiła wzrok w dywan. Tej nocy, gdy wyrwała się z Twierdzy Zabójców, by odnaleźć i zabić Farrana, Wesley usiłował ją zatrzymać. Próbował jej również przekazać, że to pułapka.
To samo co wcześniej. Ewidentnie do jego mózgu musiał wkroczyć Kapitan Imperatyw Narracyjny, by jakoś wyjaśnić, że Celinka nie weszła w śmiertelną pułapkę.
Odepchnęła od siebie tę myśl, zanim sformułowała wniosek. Postanowiła, że zbada tę kwestię kiedy indziej, gdy nie będzie już miała Archera, buntowników i reszty zamieszania na głowie. Spróbuje wówczas zrozumieć, dlaczego Arobynn Hamel mógł chcieć ją zdradzić i co może zrobić z tą potworną wiedzą.
Będę czepliwa, ponieważ
Celinka faktycznie nie miała czasu na rozwiązywanie sprawy swojego pojmania
przez turniej. Mimo to dla mnie to wygląda tak, jakby autorce nagle się
przypomniało, że jest coś nierozwiązanego w tym uniwersum, to odhaczymy i to,
żeby wypełnić czas antenowy, bo w końcu goryliard tomów po pięćset stron sam
się nie napisze. Żeby nie było, to może być ciekawy wątek, jakby ktoś to dobrze
napisał (wolę zaznaczyć, żeby nie chwalić zanadto Maas), ale wiedza o śmierci
Sama i porwaniu Celinki to jedna z ostatnich rzeczy, o której chcę aktualnie
wiedzieć. Może niech Maas najpierw skupi się na jednym, szczególnie, że przed
chwilą poruszono całkiem ważny wątek, jakim jest relacja Chaola z Rolandem.
Żeby nie było, doceniam, że stara się budować konflikt z Arobynnem, byśmy nie
byli zdziwieni, czemu Celinka nie znosi swojego mistrza. Piję bardziej do
sposobu napisania – Maas robi to w nieumiejętny sposób, ponieważ dostajemy
bardzo słabą ekspozycję wielu cennych faktów (zobaczcie, że dowiadujemy się
tego wszystkiego od osoby niezamieszanej w konflikt przy jakieś zwykłej
rozmowie w komnacie), by potem główna bohaterka stwierdziła, że nie ma na to czasu.
XD
Po chwili ciszy Chaol dodał:
– Nigdy się nie dowiedzieliśmy, dlaczego Wesley postanowił zabić Rourke’a Farrana. Był przecież jedynie ochroniarzem. Czy mógł mieć jakieś zatarg z Farranem?
Zapiekły ją oczy. Spojrzała przez okno na nocne niebo zalane blaskiem księżyca.
– To była zemsta. – Nadal widziała poskręcane ciało Sama, leżące na stole w komnacie pod Twierdzą Zabójców. Nadal widziała Farrana i jego dłonie, obszukujące jej sparaliżowane ciało. Przełknęła włochatą kulę w gardle. – Farran pojmał, torturował, a potem zamordował jednego… Jednego z moich towarzyszy. Następnego dnia po zachodzie słońca postanowiłam wziąć odwet. Nie skończyło się to dla mnie dobrze.
Szczapa zsunęła się z płonącego stosu w kominku i pękła. Komnatę zalał migotliwy blask.
– Tej nocy cię pojmano? – spytał Chaol. – Wydawało mi się, że nie wiesz, kto cię zdradził.
– Nadal tego nie wiem. Ktoś wynajął mnie oraz mego towarzysza, byśmy zabili Farrana, ale okazało się, że to tylko pułapka, a Farran był przynętą.
Znów zapadła cisza.
– Jak się nazywał?
Zacisnęła mocno usta i odepchnęła wspomnienie tego, jak wyglądał, gdy widziała go po raz ostatni.
– Sam – wykrztusiła. – Miał na imię Sam. – Drżąc, zaczerpnęła tchu. – Nie wiem nawet, gdzie go pochowali. Ba, nie wiem, kogo o to pytać.
Chaol nie odpowiedział. Celaena nie miała pojęcia, dlaczego nadal mówi, ale nie była w stanie powstrzymać kolejnych słów.
– Zawiodłam go – powiedziała. – Zawiodłam go we wszystkim, w czym mogłam.
Będę się powtarzać, ale trudno – Sam jest tokenem przy budowaniu relacji romantycznych, ponieważ Maas nie potrafi bez trałm. O ile widzę niezłe próby pokazania silnych emocji, jakie targają Celinką na wspomnienie o ukochanym, to dalej w tych dialogach przeważa okropne lenistwo w kreowaniu chemii, za które musi być kara.
Przez twe ostrza, twe
ostrza mordercze oszalałem: 67
Czy tylko dla mnie ta scena wygląda bardzo podobnie do tej z rozdziału dwudziestego Szklanego tronu, kiedy Celinka rozmawiała o Samie z Dorianem? Czy jak pojawi się finalny truloff, to też będzie miał podobną rozmowę z protagonistką?
Nie, proszę, nie odpowiadajcie, nie chcę bardziej zniechęcać się do dalszych tomów.
– Nie we wszystkim – rzekł kapitan. – Założę się, że on chciałby, abyś przetrwała. Abyś żyła. A więc w tym jednym aspekcie nie zawiodłaś go.
Od Doriana Chaol również przejął tanie teksty. Wiem, że miało to pocieszyć, ale wyszło to strasznie melodramatycznie.
Musiała odwrócić wzrok, aż oczy przestaną ją piec, gdy przytakiwała. Chaol zaś po chwili odezwał się znowu:
– Miała na imię Lithaen. Trzy lata temu pracowała dla jednej z dam dworu. Roland w jakiś sposób dowiedział się o niej i uznał, że byłoby zabawne, gdybym go przyłapał z nią w łóżku. Wiem, że to naprawdę nic w porównaniu z tym, przez co ty przeszłaś, ale…
Jeez, wybaczcie, ale nie mogę się dalej nadziwić, jak Maas upchnęła wszystkie załamania życiowe bohaterów w jednym miejscu, żeby szybko mogli wejść sobie do łóżek.
Przez twe ostrza, twe
ostrza mordercze oszalałem: 68
I oczywiście w tym uniwersum tam, gdzie dwóch samców się bije, tam chodzi o ładną kobitę. Ziew. To przy okazji, poza niechęcią Chaola do kuzyna Doriana, wyjaśniło, czemu akurat ze wszystkich złoli Roland został obdarzony urodą. To, że z niego kobieciarz za dwie dychy to jedno, ale jakby obiekt zauroczenia Chaola wybrał kogoś brzydkiego, to w oczach narratorów byłaby jeszcze większ potwarz dla kapitana. A tak można jeszcze dodatkowo tłumaczyć, czemu Lithaen zdradziła przystojnego Chaola.
Nie no, nie wierzę. Dorian też miał za sobą negatywne doświadczenie miłosne (jego kochanka, Rosamund, poślubiła innego szlachcica), które go w jakiś sposób ukształtowało. Maas, czy mogłabyś chociaż udawać, że twoi bohaterowie mają jakiekolwiek inne motywacje poza tymi miłosnymi? To naprawdę nie jest jedyny aspekt życia, który nas kształtuje!
Celaena nigdy wcześniej nie słyszała, aby Chaol był z kimś w związku.
– Dlaczego się na to zgodziła?
Kapitan wzruszył ramionami, choć samo wspomnienie sprawiło, że pobladł na twarzy.
– Bo Roland pochodzi z rodu Havilliardów, a ja jestem tylko kapitanem Gwardii. Nakłonił ją nawet, by wyjechała z nim do Meah, ale nigdy się nie dowiedziałem, co się z nią stało.
Skoro jest złolem, to pewnie ją zjadł albo zabił. Przecież antagonista nie może mieć z nikim normalnej relacji, a tym bardziej miłosnej!
Nie, przepraszam, specjalnie sprawdziłam na wiki, czy coś złego rzeczywiście stało się z Lithaen i… niczego się nie dowiedziałam. Poza tą wzmianką, że dziewczyna zdradziła Chaola, po czym wyjechała z Rolandem, nic więcej o niej nie ma. Ta babka dosłownie została stworzona tylko i wyłącznie po to, żeby dwoje bohaterów mogło podzielić się swoimi smutnymi wspomnieniami utraconych miłości.
Ja… nie wiem już, co pisać.
Światek z kart: 107
– Kochałeś ją.
– Tak mi się wydawało. I sądziłem, że ona kocha mnie – rzekł Chaol i pokręcił głową, jakby w duszy beształ sam siebie. – Czy Sam cię kochał? – spytał.
A co to ma do rzeczy, że ją kochał, kiedy przed chwilą zostało zasugerowane, że najprawdopodobniej została zmuszona do zdrady? Może to miało tylko besztać czyn Rolanda, ale brzmi również jak zarzut wobec Lithaen.
Tak. Bardziej niż ktokolwiek wcześniej. Kochał ją tak bardzo, że gotów był zaryzykować dla niej wszystko i wszystko dla niej poświęcić. Kochał ją tak mocno, że mimo upływu czasu wciąż czuła echo jego uczucia.
– Bardzo – szepnęła.
Jakoś nie czuliśmy tego, kiedy przez cały pierwszy tom flirtowałaś bez żadnych oporów z dwoma pierwszymi lepszymi przystojniakami.
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 69
Zegar wybił jedenastą trzydzieści i Westfall pokręcił głową. Napięcie ustępowało.
– Jestem wykończony.
Dziewczyna wstała. Nie miała pojęcia, jak to się stało, że zaczęli rozmawiać o ludziach, którzy tyle dla nich znaczyli.
A analizatorzy wiedzą akurat świetnie. To Kapitan Imperatyw Narracyjny nagle sobie przypomniał, że Celinka musi mieć w nowym tomie nowego tru loffa i trzeba szybko załatwić sprawę, a nie ma nic lepszego na speedrun z relacji romantycznej w uniwersum Szklanego Tronu niż rozmawianie o flashbackach z trudnych sytuacji.
– A więc na mnie już pora – powiedziała.
Chaol wstał. Jego oczy błyszczały jak
nigdy wcześniej.
– Odprowadzę cię do pokoju.
Celaena uniosła podbródek.
– Sądziłam, że nie trzeba mnie już
nigdzie odprowadzać.
– Bo nie trzeba – rzekł, idąc do drzwi i otwierając je przed nią. – Ale wśród przyjaciół to normalne.
– Odprowadziłbyś Doriana? – spytała, trzepocząc rzęsami. Przeszła przez próg. – Czy może to przywilej zastrzeżony dla dam dworu, które darzysz przyjaźnią?
Skończże gadać, by nie prowokować mnie do agresji!
– Gdyby były jakieś, z pewnością rozciągnąłbym na nie ów przywilej. Nie jestem jednak pewien, czy ciebie można uznać za damę.
Uff, dobrze, że chociaż na chwilkę dostaliśmy starego, dobrego Chaola <3
– Ależ ty jesteś rycerski. Nic dziwnego, że te dziewczęta wykorzystują każdy pretekst, by co rano przyjść do ogrodu.
#Muremzadamamidworu
#Celinkaisoverparty
Chaol odprowadził Celinkę do pokoju.
– Jedno musisz wiedzieć, Chaol – powiedziała. Mężczyzna zwrócił się ku niej z dłońmi w kieszeniach. – Skoro ta kobieta wybrała Rolanda, a nie ciebie, jest największą idiotką pod słońcem.
Westfall wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, a potem rzucił cicho:
– Dziękuję.
Wiem, że to też miało pocieszyć, ale znowu zrobiło się zbyt melodramatycznie.
Celaena patrzyła, jak odchodzi do swej komnaty. Miał na sobie ciemną tunikę, a mimo to widziała, jak jego potężne mięśnie prześlizgują się pod skórą. W duchu ucieszyła się, że owa Lithaen już dawno opuściła zamek.
Ha! I kto tu krytykuje inne dziewczyny za obczajanie absa Chaola?
Mamy kolejny przeskok. Tym razem Celinka wybiera się do biblioteki, by zająć czymkolwiek myśli po trudnej rozmowie, gdy nagle dostrzega przed wejściem do pomieszczenia tajemniczą postać:
Skręciła w ciemny korytarz pełen okien, wśród których znajdowały się ogromne, majestatyczne wrota do biblioteki. Niespodziewanie zamarła. Panowało takie zimno, że widok człowieka w czarnym płaszczu i kapturze zasłaniającym twarz przed wejściem do biblioteki nie powinien ją dziwić. Mimo to pierwotny instynkt wysłał jej tak silny impuls ostrzegawczy, że dziewczyna zamarła.
To zamarła dwa razy w tej samej sytuacji? Nie widzę sensu tego powtarzać.
Chyba po prostu Maas dwa razy wspomniała o tym samym czynie.
„To tylko jakiś człowiek” – powiedziała do siebie w myślach, gdy nieznajomy obracał się ku niej.
Człowiek w płaszczu ciemniejszym niż noc, w kapturze tak obszernym, że zasłaniał całą twarz. Niespodziewanie wciągnął powietrze nosem niczym węszące zwierzę. Celaena nie ośmieliła się drgnąć. Nieznajomy zrobił to ponownie i uczynił krok w jej kierunku. Poruszał się niczym dym pośród cieni…
Niespodziewanie poczuła na piersi niewyraźne ciepło, a potem ujrzała pulsujące błękitne światło. Oko Eleny płonęło.
Dziękujemy Eleno za zafundowanie nam kolejnej wspominki z poprzedniego tomu czyli deus ex machiny (i znowu przez Elenę, tak jak wcześniej).
Nie wiem, czy Maas czytała/grała w Wiedźmina, ale motyw naszyjnika informującego o niebezpieczeństwie wydaje się aż nadto podobny…
Nieznajomy ucieka, a Celinka ze strachu rezygnuje z wypożyczenia książki i wraca do swojej komnaty. Koniec rozdziału piątego, a co za tym idzie koniec mojej męczarni. Przynajmniej na jakiś czas.
Podsumowanie
rozdziału:
Halo,
policja? Proszę przyjechać do Erilei: 48
Royal pussy: 75
If you’re evil and you know it clap your
hands: 89
Nowe
szaty zabójczyni: 63
Światek
z kart: 107
Przez
twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 69
Ideałów
nie ma, ale jest Celaena: 65
Czy
na sali jest lekarz?: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz