niedziela, 10 stycznia 2021

KORONA W MROKU – ROZDZIAŁ 6

 

Nieznajomy przed biblioteką przypuszczalnie nie miał nic wspólnego z królem” – myślała Celaena, idąc – wciąż nie biegnąc! – korytarzem do sypialni. W istocie, w tak ogromnym zamku kręciło się wielu dziwnych ludzi i choć rzadko widziała kogoś w bibliotece, musiała założyć, że niektórzy chcą odwiedzać to miejsce w samotności.

Na tyle dziwnych, żeby w środku nocy, w bardzo podejrzanym stroju przychodzili do zamkowej biblioteki?

Nie życzą sobie też, by inni ich rozpoznali.

Dlatego robią wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę dziwnym ubiorem. To ma sens…? Poza tym jak ktokolwiek miałby ich rozpoznać, skoro nikt (poza Celinką) nie chodzi do biblioteki o tak późnej porze?

Na dworze czytanie przecież tak bardzo wyszło z mody!

Oesu, a ta znowu rozpacza nad brakiem zainteresowania czytaniem. Przypuszczalnie większość dworu jest dostatecznie zajęta własnymi obowiązkami i może nie ma czasu na podobne rozrywki. Poza tym mogą mieć własne biblioteczki, z których korzystają, a o których istnieniu ty nie wiesz.

Wiesz, ale tylko Mary Sue i jej truloffy wpadli na taki wynalazek, jak własna biblioteczka!

Być może więc spotkała jakiegoś dworzanina, który usiłował ukryć miłość do książek przed drwiącymi przyjaciółmi.

I dlatego robiłby sobie trud, i specjalnie przychodził w środku nocy, żeby poczytać w bibliotece, zamiast zrobić sobie zasłonięty kącik we własnej sypialni. To. Ma. Sens.

Celinka szybko orientuje się jednak, że jej próby racjonalizacji sytuacji są bez sensu, bo przecież nieznajomy pobudził jej naszyjnik, więc coś musiało być z nim nie tak.

– Oczywiście, dziś jest zaćmienie! – jęknęła.

A to zaćmienie miało jakieś znaczenie w zeszłej części? Aż sprawdzę.



Sprawdziłam, specjalnie wróciłam do rozdziału dwudziestego piątego Szklanego tronu i… nie. Nie było w nim nic o zaćmieniu księżyca, jego roli w przenikaniu duchów do Erilei. Znów widać zupełny brak przemyślenia fabuły i świata przedstawionego.

Światek z kart: 108

Nie miała najmniejszej ochoty zagłębiać się w tunel i miała nadzieję, że już nigdy nie ujrzy Eleny, ale… potrzebowała odpowiedzi.

Ja też nie mam na to ochoty, tak samo jak pies Celinki, który ignoruje jej pytanie o zejście do podziemi. Dlatego zabójczyni idzie sama, wcześniej wziąwszy świeczkę.

Znów ujrzała trzy przejścia zwieńczone kamiennymi łukami. To po lewej prowadziło do korytarzyka, z którego mogła przyglądać się Wielkiej Sali Jadalnej. To w środku wiodło do ścieków i ukrytego wyjścia, dzięki któremu być może pewnego dnia ocali życie.

Kolejny aspekt tej książki, który nie ma sensu. Skoro Celinka tak nie cierpi króla i wie, ile ryzykuje, nie wypełniając jego misji, czemu nie zwiała zaraz po odzyskaniu sił po turnieju? Jak na razie nie ma żadnej ochoty angażować się w sprawy tego świata, więc co ona w ogóle jeszcze robi w tym pałacu?

Ach, no tak, podziwia dla odmiany oczy Chaola.

Światek z kart: 109

Tak, pamiętam, że w zeszłym tomie Celinka nie odeszła, bo nie chciała, żeby Chaola spotkały przykre konsekwencje jej ucieczki, ale chyba bardziej powinno obchodzić ją jej życie i wolność. Zwłaszcza, że nie wypełnia powierzonych jej przez króla misji, tym samym ryzykując życie nie tylko kapitana, ale jeszcze Nehemii oraz całej jej rodziny.

Celinka mija miejsce, w którym Cain wzywał ridderaka, mamy streszczenie akcji z pierwszego tomu, później znowu opisy korytarzy, bla bla…

Kołatka w kształcie czaszki zdawała się uśmiechać do zabójczyni. Spojrzenie pustych oczodołów wwiercało się w jej oczy. Na bogów, powinna wracać.

Powinna, bo inaczej nuda mnie zabije. Tak strasznie nie cierpię tych rozdziałów z łażeniem po podziemiach, naprawdę. W innych sagach fantasy mamy zwiedzanie nowych lokalizacji, poznawanie kolejnych kultur, ludów, stworów, przygody, pojedynki, magię, legendy, zaś u Maas są tylko ekspedycje po lochach. Nie wiem, czy autorka nagrała się w Darkest Dungeon i stwierdziła, że też może oddać klimat tej gry, czy jaką inną motywację miała przy pisaniu podobnych fragmentów, ale coś tu definitywnie poszło nie tak.

Mimo to jej dłoń sięgnęła po klamkę, jakby prowadziła ją niewidzialna ręka.

– Nie zapukasz?

Celinka od razu dobywa noża i wypatruje adresata pytania. Okazuje się nim… klamka. Czyżby tym razem inspiracją była disnejowska Piękna i bestia?

Tak, to było całkowicie, absolutnie, kompletnie niemożliwe. O wiele bardziej nieprawdopodobne i niezrozumiałe niż wszystko inne, co Elena powiedziała lub zrobiła do tej pory.

Jak dla mnie magiczne usunięcie trucizny z ciała (nadal oczekuję wyjaśnień, jak się jej to w ogóle udało) jest bardziej niezrozumiałe niż gadająca  klamka.

Celaena zadała sobie pytanie, czy nie poślizgnęła się na schodach i nie uderzyła się głową o kamienie.

Niespodziewanie obudziła się w więzieniu, do którego trafiła za przemoc wobec innych ludzi i stawianie oporu policji. Koniec.

Ech, chciałabym, żeby tak to wyglądało.

– Nie bądź żałosna – parsknęła czaszka i zmrużyła oczy. – Jestem przymocowany do tych drzwi. Nie zrobię ci krzywdy.

Znając kolejne rozdziały wiem, że polubię się z tą kołatką. Będzie nie tylko jechała po Celince, a nawet po Nehemii.

– Ale ty… – Celaena przełknęła ślinę. – Jesteś magiczny!

To było niemożliwe. To powinno być niemożliwe! Magia znikła bezpowrotnie jakieś dziesięć lat temu, na krótko zanim została wyjęta spod prawa przez króla.

Tak, bo wystarczył jeden dekret króla, żeby nagle magia przestała działać. Pewnie Dorian senior ma jakiś guziczek w zamku, który wystarczy kliknąć i pik!, magii brak. Nie, żeby w bibliotece szklanego pałacu znajdowała się magiczna książka, a Nehemia używała znaków Wyrda, wcaaaale.

– Wszystko na tym świecie to magia. Wygadujesz oczywistości, wiesz?

Celaena opanowała zawroty głowy na tyle, by móc powiedzieć:

– Ale przecież magia już nie działa!

Jak nie działa, jak na własne oczy widziałaś jej efekty?! Toć zaledwie przed chwilą wspominałaś przywołanego przez Caina ridderaka, a teraz gadasz z mówiącą kołatką, bo przypomniał ci się nieżyjący od wielu lat duch królowej Eleny! Czy naprawdę jesteś tak ograniczona?!



Nie no, ja bym to interpretowała jako szok, ponieważ pierwszy raz się z czymś takim spotyka.

Dobrze, już się uspokoiłam. Kontynuujmy.

– Nowa magia nie działa, ale król nie jest w stanie wyeliminować starych czarów, które zawdzięczają istnienie starszym mocom, jak choćby Znakom Wyrda. Starożytne czary wciąż dysponują mocą, zwłaszcza te, które obdarzono życiem.

No dobrze, ale czym ja ta „nowa magia”? Czy w ogóle można ją nazwać nową magią, skoro nie działa? I jak można obdarzyć czary życiem?

Światek z kart: 110

Celinka rozmawia z kołatką, która domaga się przeprosin za czyniony przez zabójczynię hałas podczas walk z ridderakiem.

– Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wreszcie zasłużyłam na to, byś do mnie przemówił.

Czaszka z brązu zamknęła powieki. Miała powieki! Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważyła?

– Jak mam się odzywać do kogoś, komu brakuje kultury, żeby się ze mną przywitać lub przynajmniej zastukać?

Ależ mi brakowało tych fragmentów, kiedy ktoś wytyka Celince brak kultury. Kołatko, masz moją dozgonną wdzięczność. Inaczej serio bym usnęła.

Celinka pyta kołatkę o to, czy Elena jest w środku.

– Oczywiście, że jest w środku. Od jakiegoś tysiąca lat – rzekła czaszka.

I nawet udało się jej mnie rozbawić! Dzwońcie do Watykanu, cud się stał!

– Nie nabijaj się ze mnie, bo oderwę cię od drzwi i stopię!

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 49

Typowa Celinka, tylko rzuca groźbami na lewo i prawo.

– Temu nie podołałby nawet najsilniejszy człowiek świata. Sam król Brannon przytwierdził mnie do drzwi, bym pilnowała [chyba „pilnował”, bo wcześniej sama kołatka mówiła o sobie per „on” i inni także się tak do niej zwracają] jego grobowca.

Pewnie Brannon zrobił to jeszcze przed swoją śmiercią, ale nie zdziwiłabym się, gdyby był na tyle potężny, że uczyniłby to już po wyzionięciu ducha. Był przecież fae, a w maasversum fae mogą WSZYSTKO.

– Jak masz na imię?

– A ty?

– Celaena Sardothien – wykrztusiła dziewczyna.

Czaszka parsknęła śmiechem.

– O, to ci dopiero śmieszne! Od kilkuset lat nie słyszałem niczego równie zabawnego!

Ja wiem, że powodem rozbawienia kołatki jest fakt, że zna prawdziwą tożsamość Celinki, ale w takim razie czemu w ogóle pytała dziewczynę o imię? Żeby autorka znów próbowała nieudolnie kreować suspens?

Dowiadujemy się, że kołatka ma na imię Mort.

– I mimo wszystko nawet nie zastukasz? Ty naprawdę jesteś niewychowana.

Dziewczyna wytężyła całą siłę woli, by nie pacnąć kołatki w twarz.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 50

A żeby cię Mort ugryzł, niewychowana socjopatko.

– Celaena Sardothien – powiedział i znów parsknął śmiechem.

Cytując Ciemną Gwiazdę: to było subtelne jak prawy sierpowy.

Celinka wchodzi do grobowca, ale nikogo w nim nie zastaje. Wraca więc do Morta.

 – Czy będzie tu dzisiaj? – spytała ostro.

– Nie – odparł Mort takim tonem, jakby zabójczyni powinna sama to wiedzieć. – Niemalże się wypaliła, próbując ci pomóc przez ostatnie miesiące.

– Co takiego? A więc… A więc odeszła?

– Na jakiś czas. Do chwili, gdy odzyska moc.

Z akcji wynika, że Elena ostatni raz próbowała pomóc Celince co najmniej kilka miesięcy temu, więc albo z jakiegoś powodu baaaaaardzo powoli regeneruje się jej moc, albo nie jest tak potężna, jak było to sugerowane poprzednio.

Autorka z jakiegoś powodu uznała, że opisy sarkofagów z pierwszego tomu to za mało, więc znów musimy czytać opis tej samej lokalizacji i ekspozycję dotyczącą świata przedstawionego. Nudy, nudy, ale jedno zdanie należy przytoczyć:

Srebrne włosy Eleny spływały po trumnie, podtrzymywane jedynie koroną na głowie oraz nieco spiczastymi uszami, które zdradzały, że była półkrwi Fae.

Nowe szaty zabójczyni: 64

Na ścianach widniały setki Znaków Wyrda – starożytnych symboli, które można było wykorzystać do wezwania wciąż działającej mocy. Nehemia oraz jej rodzina od wieków strzegli tej tajemnicy, aż sztukę korzystania ze znaków w jakiś sposób opanował Cain. Gdyby król kiedykolwiek dowiedział się o ich mocy, gdyby zrozumiał, że jest w stanie przyzywać potwory, tak jak czynił to Cain, mógłby zesłać na Erileę nieskończone zło. Jego plany zaś stałyby się jeszcze bardziej złowieszcze.

Nie chcę nadto spoilerować, ale zaskakuje mnie, że ta super-hiper oczytana Celinka nie dziwi się, że król Adarlanu z taką łatwością podbił cały kontynent i jedyną trudność ma z państwem, w którym żyją magicznie uzdolnione istoty.

Chociaż patrząc na fakt, że najwidoczniej żadne z podbitych królestw nie próbowały zawrzeć koalicji przeciwko Dorianowi I i wolały zamiast tego bawić się w wysyłanie beznadziejnych szpiegów (tak, patrzę na ciebie, Nehemio), to może nie powinnam się dziwić.

Światek z kart: 111

Celinka podchodzi do tylnej ściany grobowca i dostrzega Damaris, czyli miecz, którym zabiła ridderaka.

Legendy mówiły, że gdy Gavin dzierżył Damaris, widział jedynie prawdę, i to dlatego został koronowany na króla czy jakoś tak. Kompletna bzdura.

Po osobie zafascynowanej czytaniem spodziewałabym się trochę bardziej otwartego umysłu, zwłaszcza, że sama dosłownie przed momentem rozmawiała z gadającą kołatką, ale cóż. Trzeba zaznaczać, że Celinka jest taka sceptyczna, żeby potem mogła przejść wielką przemianę™.

Dalej znów mamy ekspozycję, dotyczącą tego, o czym już wspominano w pierwszym tomie (lord Erawan, jego armia demonów walcząca z ludźmi i fae). Matko, czy naprawdę znów musimy czytać to samo? Czy moglibyśmy dla odmiany dowiedzieć się czegoś nowego?

Elena twierdziła, że sama również była wojowniczką, ale jej zbroi nigdzie nie było. Co się z nią stało? Pewnie leżała w innym zamku, całkiem zapomniana. Sama Elena również została zapomniana. Przecież legendy umniejszyły jej rolę do postaci zwykłej damy, ocalonej z wieży przez Gavina.

Elena nie została zapomniana dlatego, że hurr durr źli mizoginiści umniejszali jej rolę, tylko dlatego, że była fae półkrwi. A fae jako istoty magiczne są tępione w Adarlanie. Kto jak kto, ale podkreślająca okrucieństwo króla Celinka powinna o tym wiedzieć.

– To nie koniec, prawda? – Celaena spytała w końcu Morta.

To samo pytanie zadają sobie analizatorzy po każdym rozdziale. Zwłaszcza takim, który w dziewięćdziesięciu pięciu procentach składa się z ekspozycji i streszczania pierwszego tomu.

Celinka prosi, by Mort przekazał jej zostawioną przez królową wiadomość.

Mort odkaszlnął, a potem zaczął mówić głosem, który osobliwie przypominał sposób mówienia królowej:

– Gdybym mogła zostawić cię w spokoju, zrobiłabym to. Sama jednak wiesz, że nigdy nie uwolnisz się od niektórych zobowiązań. Czy ci się to podoba, czy nie, twoje życie jest trwale związane z losem tego świata. Jako Królewska Obrończyni osiągnęłaś wysoką pozycję, dzięki czemu możesz pomóc wielu ludziom.

Tak, całej… czwórce? Mam na myśli wszystkich wyznaczonych do zabicia szlachciców, oczywiście.

– Cain oraz ridderak byli dopiero zwiastunami zagrożeń, jakie czyhają na Erileę – mówił Mort, a jego słowa rozbrzmiewały echem w krypcie. – Pojawiła się o wiele bardziej niebezpieczna moc, która chce pochłonąć nasz świat.

– A ja pewnie mam ją odnaleźć, co?

– Tak. Zaprowadzą cię do niej pewne wskazówki. Ujrzysz znaki, za którymi masz podążyć. Wiem, że darujesz życie osobom, które król kazał ci zabić, ale to dopiero pierwszy i najmniej istotny krok.

Skąd Elena może wiedzieć o takich rzeczach i o wskazówkach, które pokierują Celinką? A jeśli o nich wie, to czemu nie powie, o które chodzi i oszczędzi protagonistce zmartwień? Może Maas serio chciała napisać scenariusz do gry komputerowej? Bo inaczej ta mechanika nie ma żadnego sensu.

Światek z kart: 112

Celinka wspomina Mortowi o napotkanej przez nią niedawno postaci.

– To był człowiek? – spytał Mort, który wydawał się niechętnie zaintrygowany.

– Nie wiem – przyznała Celaena. – Chyba nie. – Zamknęła oczy i nabrała tchu, aby się uspokoić. Czekała na tę chwilę od wielu miesięcy. – To wszystko ma związek z królem, prawda? Wszystkie te paskudne istoty, to polecenie Eleny… Mam się dowiedzieć, jaką mocą włada król i jakie zagrożenie stwarza?

– Znasz już odpowiedź na to pytanie.

Znasz ją od poprzedniego tomu. Po cholerę jest w ogóle cała ta scena, skoro dosłownie niczego nowego się z niej nie dowiadujemy? Jedyne co, to poznajemy Morta, ale poza tym nie dzieje się zupełnie NIC. Marnotrawstwo papieru i czasu.

Wiesz, jakoś trzeba dobić do pięciuset stron i sprzedać jako coś nowego.

– Skoro Elena jest tak niewiarygodnie potężna, to przecież sama może odnaleźć źródło mocy króla!

Nie może, bo zabronił jej Imperatyw Narracyjny. A poza tym teoretycznie od setek lat nie żyje.

– To twoje przeznaczenie oraz twoje zadanie.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 66

– Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie! – syknęła Celaena.

– Dziwne, że słyszę takie słowa z ust dziewczyny, która przeżyła starcie z ridderakiem dlatego, że jakaś moc ściągnęła ją tutaj w noc Samhuinn i pokazała Damaris.

„Jakaś moc”, „przeznaczenie”… Imperatyw Narracyjny niejedno ma imię.

Celinka oczywiście twierdzi, że to wszystko nie ma sensu i rzuca:

Przekaż Elenie, by opętała jakąś inną idiotkę.

Mort próbuje przemówić zabójczyni do rozumu, ta jednak denerwuje się jeszcze bardziej.

– Już jest za późno! Od wielu lat jest już za późno! Gdzie była Elena dziesięć lat temu, gdy po świecie chadzało wielu bohaterów, spośród których mogła wybierać? Gdzie się podziewała, gdy świat naprawdę jej potrzebował? Dlaczego nie przydzielała nikomu owych idiotycznych zadań, gdy bohaterowie Terrasenu byli wyrzynani, ścigani i skazywani na śmierć przez armie Adarlanu?

Abstrahując od patosu – Celinka zadaje bardzo trafne pytania. Dlaczego Elena tyle lat zwlekała z działaniem przeciwko królowi Adarlanu? Skoro jakimś cudem wie, że władca używa jakiejś mocy, dzięki której udało mu się podbić obce państwa, na czele z tym wspaniałym Terrasenem (czy możemy się umówić, że będę go nazywała „Tarasem”?), to czemu wzięła się za kontrofensywę dopiero po tylu latach? Zło najłatwiej jest stłumić w zarodku, a nie, kiedy Dorian senior z nudy wziął się za podbijanie kolejnego kontynentu!

Kolejna sprawa – czy nigdy wcześniej nie żył żaden lepiej nadający się do ocalenia świata bohater, który nie byłby płatną zabójczynią, myślącą jedynie o czubku własnego nosa? Jakiś honorowy wojownik? Empatyczna, rzeczywiście czuła na cierpienie niewinnych dama? Wspierające się nawzajem rodzeństwo?

Światek z kart: 113

Wiesz, ale wymienione przez ciebie osoby w żaden sposób nie pasują do alter ego autorki.

– Świat już legł w ruinie, a ja nie mam najmniejszej ochoty na samobójczą, idiotyczną misję!

Słusznie, ale jesteś główną bohaterką, więc i tak cię to czeka.

– Przykro mi z powodu tego, co utraciłaś – powiedział głosem, który nie brzmiał jak jego własny. – Przykro mi również z powodu śmierci twoich rodziców owej nocy. To było…

– Nigdy nie mów o moich rodzicach! – warknęła Celaena i wymierzyła palcem w twarz Morta. – Nie obchodzi mnie to, czy jesteś ucieleśnieniem magii, lokajem Eleny, czy może wytworem mojej wyobraźni. Powiedz choć słowo o moich rodzicach, a porąbię te drzwi na kawałki.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 51

– Czyżbyś była aż tak samolubna? Tak bardzo brak ci odwagi? Dlaczego tu dziś przyszłaś, Celaeno? By pomóc nam wszystkim? Czy może pomóc sobie? Elena opowiedziała mi o tobie i o twojej przeszłości.

Skądkolwiek Elena o tym wie. To w sumie ciekawe, że zna przeszłość Celinki, ale już przeszłości króla i tego, jak podbił resztę państw nie jest w stanie się dowiedzieć. Jej moce są nad wyraz wybiórcze.

Światek z kart: 114

Poza tym tak, Celinka jest samolubna.

– Stul pysk! – warknęła zabójczyni i popędziła w górę po schodach.

I to na tyle. Cały rozdział wypełniony historiami znanymi nam z poprzedniego tomu, plus Celinka wypierająca się swojego przeznaczenia. Aż łzy napływają do oczu na myśl, ile papieru zeszło na druk podobnych zapychaczy, które do fabuły nie wnoszą kompletnie nic.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 51

Royal pussy: 75

If you’re evil and you know it clap your hands: 89

Nowe szaty zabójczyni: 64

Światek z kart: 114

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 69

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 66

Czy na sali jest lekarz?: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz