niedziela, 6 listopada 2022

DZIEDZICTWO OGNIA – ROZDZIAŁ 35

 

Poprzednia analiza skończyła się wzmianką o widocznym pod lodem okiem. Należy ono do nikogo innego, jak do najsłynniejszego w fantasy (zaraz po popularnych dzisiaj Fae) stworzenia – smoka!

– Na bogów! – Stojący za Celaeną chłopak spojrzał dół. – Co to jest?

– Zamknij się i uciekaj – syknęła.

Czekający na brzegu Rowan miał szeroko otwarte oczy, a na jego twarzy malowało się napięcie. Nie zdawał sobie sprawy, że jezioro było zamieszkane.

Ciemna Gwiazdo, wątpiłaś ostatnio w inteligencję Rowana i, cytując Wardęgę, „się kurwa nie myliłaś”.

Nie dość, że przydzielone dla Celinki zadanie było do reszty idiotyczne i niebezpieczne dla niewinnej osoby trzeciej, to jeszcze ten siwy cap nawet nie sprawdził dobrze jeziora! Co za kretyn!

Jeszcze jedno – jakim cudem mógł zmrozić całe jezioro i nie poczuć obecności SMOKA? Jaki to ma w ogóle sens?

Światek z kart: 206

Wolałabym nie mieć racji. Co tu się odwaliło XD Nie wierzę, że stary Fae, który zna się na wojnie i magii, nie obeznał się w terenie.

– Szybciej, Luca! – warknął, wyszarpując miecz. W drugiej ręce trzymał broń znalezioną w szczelinie.

Idioto, gdybyś dobrze sprawdził jezioro, to nie sprowadziłbyś zagrożenia na siebie i swoich towarzyszy.

Wycofując się, znów zerknęła w dół i stłumiła okrzyk przestrachu, gdy łuskowaty łeb pojawił się tuż pod nią. Nie był to smok ani wywerna, wąż ani ryba, ale stworzenie, które łączyło cechy ich wszystkich.

Czyli jednak nie smok? W takim razie byłoby miło chociaż poznać nazwę tego stwora.

Nie-smok atakuje Celinkę swoim ogonem.

Dziewczyna wyleciała w powietrze, wyrzucona przez łamiącą się taflę, i spadła na dłonie i kolana. Odepchnęła magię, kotłującą się, by chronić ją, palić i kaleczyć. Uskoczyła, gdy łuskowaty, rogaty łeb potwora grzmotnął w lód tuż obok niej. Powierzchnia znów zadygotała. Lód łamał się i kruszył, szczelina biegła ku niej, ale zabójczyni miała wrażenie, że Rowan skupia całą swą uwagę na utrzymaniu wąskiego mostu między nią a brzegiem.

Przynajmniej tyle może zrobić po tym, jak po n i c ryzykował życiem dwójki osób, które mu nic nie zrobiły. Na miejscu Celinki chwyciłabym go za fraki i pchnęła prosto w paszczę tego potwora.

Rowan rzuca Celince miecz i pojawia się długi opis broni. Tym razem jest to o tyle zasadne, że oręż rzeczywiście okaże się mieć znaczenie w fabule, a raczej to, co wypadnie z jego pochwy.

Coś wypadło z futerału i ze stukotem potoczyło się po lodzie. Był to zwykły złoty pierścień.

*gif z mruganiem*

Kto uważnie czytał naszą analizę, ten może już połączył wątki, cóż to za pierścień wypadł z pochwy.

Z wielkim trudem naszym trzem muszkieterom udaje się uciec z jaskini i mamy oczywiście przeskok na ich przybycie do Mistward.

Zbędne cięcie: 70

Celinka odsyła Lukę do twierdzy i… rzuca się na Rowana.

 


Zupełnie nie obchodził mnie finalny pojedynek Celinki z Cainem, tak samo jak jej konfrontacja z Archerem, ale w tym wypadku kibicuję jej z całego serca. Na przestrzeni dwustu trzydziestu stron Rowan nie wykazał się Ż A D N Ą pozytywną cechą i to w sumie byłoby logiczne, gdyby prześladowana dziewczyna po tak długim czasie wybuchła oraz nareszcie zamordowała swojego oprawcę.

W sumie to jest śmieszne – Arobynn Hamel był krytykowany za brutalne metody wychowawcze, ale już Rowan postępujący na dobrą sprawę tak samo jest bezustannie usprawiedliwiany, a potem będzie wręcz gloryfikowany! Co jeszcze lepsze, Hamel miał chociaż taką motywację, że chciał, by Celinka była dobrą zabójczynią i przynosiła mu dużo hajsu, a Rowan nawet tego nie ma! On jest dla niej beznadziejnym nauczycielem, bo tak. Bo może. Bo Celinka nic mu nie zrobi, na co wskazuje kolejny fragment:

Nawet gdy przebywała w formie Fae, Rowan wciąż był szybszy i silniejszy od niej.

Nie jestem w stanie zdzierżyć tej postaci ani w charakterze nauczyciela, ani tym bardziej w charakterze przyszłego truloffa. Czuję się brudna, czytając o nim.

Odwróciła się błyskawicznie i rzuciła się na księcia, który stał blisko niej, szczerząc kły. Tym razem nie zdołał jej uniknąć – zabójczyni złapała go za kaftan i grzmotnęła w twarz.

Och, nie spodziewała się, że sprawi jej to tyle przyjemności, choć jej dłoń natychmiast przeszył ból.

Myślicie sobie pewnie, że dam tu karny punkcik, a ja wam powiem – nie dam. Gdybym mogła, to sama sprałabym Rowana, więc cieszę się, że przynajmniej Celinka zrobi to za mnie, nawet jeśli później będzie się za to kajała.

Uderzyła go ponownie, a jej kłykcie przeszył wściekły ból.

– Jeśli jeszcze raz wciągniesz w to kogoś innego – wysapała, tłukąc wojownika po owym przeklętym tatuażu. – Jeśli raz jeszcze narazisz czyjeś życie tak jak dzisiaj… – Krew z jej nosa kapała mu na twarz. Celaena z satysfakcją zauważyła, że wnika w rany, które sama mu zadała. – Wtedy cię zabiję! – Rąbnęła go jeszcze raz i wtedy niespodziewanie uświadomiła sobie, że Rowan znieruchomiał. Leżał i czekał na uderzenie. – Rozszarpię ci gardło! – warknęła, odsłaniając kły. – Rozumiesz mnie?

Może nie zrozumiał, to co ty na to, by mu to zademonstrować, Celinko…?

Za to punktu też nie dam, ponieważ po tylu scenach wyżywania się na protagonistce, Rowan zasłużył sobie na bitkę.

Skupiła się, próbując opanować furię, i nagle straciła przewagę. Książę szarpnął się i w okamgnieniu przygwoździł ją. Nie wydawał się szczególnie przejęty tym, że obiła mu twarz.

Pewnie i tak za kilka godzin się wyleczy, bo jest przecież zajebistym fae, to co mu w sumie zależy, nie?

– Będę robić to, na co mam ochotę – warknął.

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 157

Skończyły mi się komentarze, więc od teraz za każdym razem, jak Rowan mnie załamie, będę pisała nazwy tortur średniowiecznych. Zacznijmy od klasycznej żelaznej dziewicy.

– Nie mieszaj innych ludzi w nasze sprawy! – wrzasnęła tak głośno, że ptaki przestały śpiewać. Zaczęła się miotać i szarpać jego nadgarstki. – Nikogo!

– A niby dlaczego, Aelin?

Madejowe łoże.

Celinka wybucha i wspomina śmierć Nehemii. Na końcu kieruje do Rowana jeszcze raz tę samą prośbę.

– Proszę – wyrzęziła, nie przejmując się tym, że zaczęła go błagać. – Proszę, nie wciągaj w to już nikogo. Zrobię wszystko, co chcesz, ale taki jest mój warunek.

Powiedzcie mi, czy to nie brzmi dla was jak słowa ofiary przemocy.

Rowan pyta, jak umarła Nehemia.

– Przekonała naszego wspólnego znajomego, że trzeba ją zabić, by mógł dalej realizować swe plany. Wynajął więc zabójcę, upewnił się, że nie będzie mnie w pobliżu, i zlecił morderstwo.

„Och, Nehemia…”.

Kierowała nią próżna nadzieja. Nie zdawała sobie sprawy, że jej śmierć niczego nie zmieni. Mogła się sprzymierzyć z Galanem Ashryverem, bohaterem bez skazy, i ocalić świat.

Śmiem twierdzić, że Nehemia była tak samo bezużyteczna żywa, jak martwa. Cała jej postać sprowadzała się do plotkowania z Celinką, obrażania dworu i snucia naiwnych marzeń o wolnej ojczyźnie.

– Co się stało z tymi dwoma mężczyznami? – spytał Rowan beznamiętnym głosem.

Nie daj Boże, żeby dla odmiany w jego głosie pobrzmiały jakieś emocje!

– Zabójcę wytropiłam i zaszlachtowałam. A człowieka, który go wynajął…

Przypomniała sobie krew na dłoniach, włosach i ubraniu oraz przerażone spojrzenie Chaola.

– Cóż, wypatroszyłam go i wrzuciłam jego ciało do rynsztoka.

Były to dwa najgorsze występki w jej życiu, zabójstwa podyktowane czystą nienawiścią, furią oraz chęcią zemsty.

Nie chcę bawić się w wartościowanie, bo morderstwo to morderstwo, ale mimo wszystko uważam zabójstwa pokierowane chęcią zarobku za gorsze od tych dwóch. Może i Celinka brutalnie zamordowała Groba oraz Archera, ale można to jeszcze jakoś zrozumieć, wszak obaj zranili osobę, na której jej bardzo zależało. W tym czasie jedynym przewinieniem jej celów było zalezienie komuś za skórę.

Czekała na długie przemówienie, ale Rowan rzekł jedynie:

– No i dobrze.

Dla tego psychopaty brutalne morderstwa to pewnie chleb powszedni, więc jego reakcja zupełnie mnie nie dziwi. W przeciwieństwie do Celinki.

Była tak zaskoczona, że spojrzała na niego i ujrzała wówczas, co mu zrobiła. Nie dość, że miał posiniaczoną, krwawiącą twarz i podarte, brudne od błota ubranie, to jeszcze dotykiem poparzyła mu nadgarstki. Tam gdzie zaciskała dłonie, widniały teraz czerwone obrzęki. Zauważyła, że poparzenia przerwały tatuaż na lewym ręku.

Ojej, jak mi przykro, że brutalny, zdegenerowany, ryzykujący życiem niewinnych, wyżywający się na słabszych nieśmiertelny sukinsyn został zraniony. :c

W okamgnieniu zerwała się na równe nogi, zastanawiając się, czy nie powinna paść mu do stóp i poprosić o przebaczenie. Przecież musiało go boleć jak diabli! Tymczasem zniósł wszystko bez słowa skargi i wysłuchał jej wściekłego krzyku.

Za tą stroną zacytuję jeden z objawów syndromu sztokholmskiego: „tłumaczy, usprawiedliwia oprawcę – "zasłużyłam", "miał ciężki dzień", "trudne dzieciństwo".

Pragnę też przytoczyć cytat z tej strony: „Z biegiem czasu [ofiara] lepiej poznaje osobę, która ją krzywdzi i zauważa co powoduje złość czy agresję. Uczy się jak unikać sytuacji, które mogą wywołać kłótnię lub sprowokować oprawcę.

Każde, najmniejsze pozytywne zachowanie kata jest zapamiętywane i wyolbrzymiane. Ofiara przekształca oprawcę w obraz wybawcy lub przyjaciela. Jest mu wdzięczna za chwilowy brak przemocy, możliwość skorzystania z toalety lub zjedzenia posiłku.”

Chyba dalszy komentarz nie ma sensu, prawda?

– Ja… Ja przepraszam, ja… – zaczęła, ale Rowan uniósł dłoń, aby jej przerwać.

– Nie możesz przepraszać za to, że chroniłaś ludzi, na których ci zależy – rzekł. Dziewczyna uznała, że na inne przeprosiny z jego strony nie ma co liczyć.

Dlatego właśnie Celinka zamiast wymagać szacunku czy zdystansować się do Rowana, będzie tylko obniżać swoje standardy względem niego, byle nadal mieć powód, by się za nim uganiać. Cytując zaczytane na tumblerze powiedzenie – poprzeczka jest tu zawieszona tak nisko, że przewracają się o nią leprechauny.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 125

– Zatrzymam ten miecz – powiedziała i podniosła oręż z ziemi. Nawet gdyby przetrząsnęła wiele krain, nie znalazłaby lepszego.

– Nie zasłużyłaś sobie na niego – odparł Rowan, ale zamilkł.

Łamanie kołem.

– Ale uznaj to za akt dobrej woli. Zostawiaj go w komnacie na czas treningu.

Celaena miała ochotę się spierać, ale postanowiła przystać na kompromis.

To nie jest kompromis, to jest tyrania, gdzie robisz wszystko, co ten siwy sadysta ci każe, a on w zamian i tak traktuje cię jak ściek!

„Ciekawe, czy przez ostatnie stulecie zdarzyło mu się zaproponować choć jeden” – pomyślała.

Wiek to tylko liczba: 13

Rowan uspokaja Celinkę, że potwór nie przyjdzie do twierdzy, bo zatrzymają go otaczające ją magiczne kamienie.

– Wiesz co? – odezwała się Celaena nieco zaczepnym tonem. – Już drugi raz pomieszałeś mój trening ze swoimi prywatnymi sprawami. Mam wrażenie, że jesteś najgorszym instruktorem, jakiego kiedykolwiek miałam.

Rowan spojrzał na nią z ukosa.

– Dziwię się, że dopiero teraz zwróciłaś na to uwagę.

Ja też się dziwię, bo z każdą kolejną sceną z udziałem Rowana mam taki obraz przed oczami:

 


Mamy zbędny przeskok do powrotu naszych gołąbków do twierdzy.

Zbędne cięcie: 71

Czekajcie, czyli cały ten konflikt został rozwiązany przez bitkę i kilka linijek rozmowy? Serio? Ja wiem, że postacie u Maas nie słyną z umiejętności społecznych, ale liczyłam na m i n i m u m zdrowej komunikacji.

Rowan i Celinka zostają przywitani w kuchni przez Emrysa, Malakaiego i Lukę. Oboje są posiniaczeni i poranieni, toteż kucharz zwalnia dziewczynę z jej kuchennych obowiązków. Poza tym wszyscy poznają też jej furrastą formę (dzięki za to określenie, Ciemna Gwiazdo XD), ale nie robi na nich większego wrażenia.

– Kształt twoich zębów czy uszu w ogóle mnie nie interesuje. Ale – zerknął na Rowana – muszę przyznać, iż cieszę się, że i ty parę razy zarobiłeś w zęby.

Och, ja też się z tego cieszę, nawet nie wiecie, jak bardzo.

Fae uniósł gwałtownie głowę znad miski, a Emrys wycelował w niego łyżką.

– Nie sądzisz, że dosyć już okładania się po gębach?

Malakai zesztywniał, ale mężczyzna ciągnął:

– Do czego to ma niby prowadzić? Jedynym efektem twoich praktyk jest to, że na widok twarzy dziewczyny pomagającej mi w kuchni ludzie uciekają ze strachem. Myślisz, że podoba nam się, jak co wieczór wrzeszczycie na siebie i przeklinacie? Od obelg, którymi się okładacie, mogłoby skisnąć całe mleko w Wendlyn.

Z tego fragmentu cieszę się już mniej, bo z poważnej sceny i bardzo poważnego konfliktu (halo, ten psychopata okładał się z kobietą!), robi się niemalże kabarecik. Dajcie znać, czy wy też tak to odbieracie, czy to ja jestem przewrażliwiona.

Może kabarecik to nie, ale mam wrażenie, że spłyca się bardzo poważny konflikt do drobnej sprzeczki, którą można rozwiązać pstryknięciem palca. Wydaje mi się, że Maas pokazuje skurwysyństwo Rowana jako coś, co można łatwo wybaczyć i jest małą przeszkodą do jego miłości z Celinką. Rozumiem, że Maas chciała, żeby Rowan nie kochał Celinki od pierwszego wejrzenia, jednak Laptopcjusz ładnie pokazała, czemu nawet ich przyjaźń nie ma racji bytu, a co dopiero romans.

Celinka przeprasza zarówno Emrysa, jak i Lukę. Następnie starzec zaczyna opowiadać o istocie mieszkającej w jeziorze pod… Łysą Górą? Czyżby Maas wybrała się na wycieczkę w Góry Świętokrzyskie?

Czyżby Maas nawet okradła Polaków z nazw własnych? :o

W każdym razie według posiadanych przez Emrysa informacji, stwór pochodzi z innego wymiaru, a jego oko zostało wydziobane przez jakiegoś fae.

– Ów głupiec nie miał pojęcia. Potwór również. Ale na pewno władał językiem Fae, archaiczną formą Starej Mowy, niemalże niezrozumiałą. Potwór zapamiętał złoty pierścień, który nosił, choć nie wiedział już, jak ów wojownik wyglądał.

Celaena ze wszystkich sił powstrzymała odruch sięgnięcia do kieszeni po znaleziony na lodzie pierścień. Chciała też przypaść do miecza, pozostawionego przy drzwiach, i dokładnie mu się przyjrzeć. Nie, to niemożliwe. Zbyt duży zbieg okoliczności.

Cóż, słabe powieści fantasy zbiegami okoliczności stoją.

Być może uległaby pokusie, gdyby Rowan nie sięgnął po kubek z wodą. Dobrze to maskował i przypuszczalnie nikt poza nią niczego nie zauważył, ale rękaw jego kurtki przesunął się nieco i Fae skrzywił się lekko. To przez poparzone nadgarstki. Musiał umierać z bólu.

*szatański uśmiech*

Och, jak koszmarnie mi przykro!

Emrys przygwoździł księcia spojrzeniem.

– Żadnych więcej przygód.

Rowan zerknął na Lucę, który udawał, że aż kipi oburzeniem.

Czemu udawał? Powinien być oburzony, zwłaszcza, że już wcześniej się dowiedzieliśmy, że nie przepada za Rowanem.

– Zgoda.

Emrys nie spuszczał wzroku z wojownika.

– I żadnych bójek.

Przepraszam, ale czy my znajdujemy się w klasie szkoły podstawowej czy między nieśmiertelnymi wojownikami fae?

Fae spojrzał na Celaenę, ale jego spojrzenie niczego nie zdradzało.

– Spróbujemy.

Nawet Emrys uznał taką odpowiedź za satysfakcjonującą.

Kolejny z brakiem standardów.

Przeskok na Celinkę leżącą w swoim łóżku.

Jej myśli powracały również do chwiejnej kontroli, którą zyskała nad swą mocą na lodzie, i do Rowana, któremu zadała tyle cierpienia.

„On musi mieć niezwykle wysoki próg bólu – mówiła sobie, przewracając się na swoim łóżku, skulona i przykryta kocem. Wtem dostrzegła pudełko z maścią. – Powinien był udać się do uzdrowicieli”.

Nie, powinien cierpieć do swojej usranej śmierci. A że jest nieśmiertelny, to powinien cierpieć wiecznie. Takiego sukinkota nawet w piekle by nie chcieli.

Jako, że Celinka cierpi na syndrom sztokholmski, idzie do Rowana z maścią.

– Czego?

Gówna psiego.

Przepraszam, ale przez tego troglodytę sama zaczynam się uwsteczniać.

I przy okazji – widelec heretyka.

– Czego chcesz?

Nigdy wcześniej nie przyglądała się ciału księcia z tak bliska. Jego klatka piersiowa była opalona, co sugerowało, że spędzał mnóstwo czasu bez koszuli. Muskuły przecinały grube blizny, pamiątki po walkach, bitwach i bogowie wiedzieli czym jeszcze.

Skoro jest hotówą, to zwracam honor, przemoc z jego strony się nie liczy. Mój błąd.

Tak wyglądał wojownik, który miał na koncie setki lat doświadczeń.

Wiek to tylko liczba: 14

Rzuciła mu puszkę z maścią.

– Uznałam, że ci się przyda.

Złapał ją jedną ręką, ale nie spuścił z niej wzroku.

– Zasłużyłem na to, abyś mi udzieliła lekcji.

Pierwszy raz się w czymś zgadzamy.

– Co nie oznacza, że nie powinnam mieć wyrzutów sumienia.

 


– Wiesz, że potrafisz się sama uzdrowić? Mnie też możesz uleczyć. Masz taki dar.

Dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę. Dzięki swej magii nierzadko nieświadomie leczyła swe rany.

Magia ognia i furrasta forma to za mało, trzeba jeszcze mieć moc leczenia. To już się robi powoli zabawne.

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 122

Wracając też do wydarzeń z pierwszego tomu, kiedy czepiałyśmy się autorki, że Celinka powinna być niepełnosprawna czy znacznie dłużej się kurować – ten fragment mógłby wyjaśnić, czemu bohaterka tego nie potrzebowała. Mógłby, ale tego nie robi, z jednego, prostego powodu – w Adarlanie nie działa magia.

Światek z kart: 207

– To kropla krwi, którą odziedziczyłam po Mab. – Ogień był darem od ojca. – Matka… – Z trudem wymówiła to słowo, ale miała powód, by o niej wspomnieć. – Moja matka mówiła, że ta jedna jedyna kropla krwi będzie dla mnie zbawienna. To ona da mi chęć przetrwania.

Przynajmniej do momentu, kiedy spotkasz siwego capa, który będzie poniżał cię przy każdej okazji.

– Chciałam wykorzystać ów dar jak inni uzdrowiciele. Wiesz, dawno temu, gdy byłam mała, ale nie pozwolono mi na to. Usłyszałam, że… Że nie na wiele się przydam, bo mój talent jest raczej skromny, a poza tym królowe nie zostają uzdrowicielkami.

Wiedziała, że powinna przestać gadać. Z jakiegoś powodu poczuła wielki żal, gdy Rowan rzekł:

– Wracaj do łóżka. Skoro nie masz jutro obowiązków w kuchni, rozpoczniemy trening o świcie.

 


Może sprawiałoby mi satysfakcję, że w końcu jakaś postać nie leci od razu na Celinkę, ale Rowan prowokuje we mnie jedynie chęć mordu, także…

Celinka już zbiera się do wyjścia, kiedy Rowan jednak każe jej zostać. Dżizas, facet, zdecyduj się, bo twój brak konsekwencji działa mi na nerwy.

– Gdy umarła moja towarzyszka, długo, bardzo długo dochodziłem do siebie.

Celaena przez moment nie wiedziała, co powiedzieć.

Ja też nie wiem, co powiedzieć, ale z innego powodu. Mianowicie nie rozumiem, czemu znikąd Rowan postanowił podzielić się z Celinką czymś równie osobistym. Jak dotąd nie mówił praktycznie nic o sobie, a teraz nagle zebrało mu się na dzielenie swoją trałmą? Co tu się-

– Kiedy to nastąpiło?

– Dwieście trzy lata i dwadzieścia siedem dni temu – odparł i wskazał swój tatuaż.

Wiek to tylko liczba: 15

– Te słowa opisują to zdarzenie. Mówią o hańbie, z którą będę się zmagał aż do śmierci.

Śmiem twierdzić, że większą hańbą jest bycie sukinsynem bez honoru, ale co ja tam wiem.

W dalszej części poznajemy płaczliwą historię Rowana. Jest to standard w maasversum, czyli oczywiście wojownik utracił tragicznie swoją miłość, kiedy wyruszył na wojenną wyprawę, by wkupić się z powrotem w łaski Maeve. Tej bowiem nie podobał się jego wybór, gdyż żona Rowana była zwykłą sprzedawczynią kwiatów.

„Zostawiłeś mnie” – powiedziała do niego kilka dni temu.

Moda na cytat: 10

– Utraciłam świadomość tego, kim jestem. Nie wiedziałem, czym jest czas i miejsce. Dopadłem każdego, kto ją skrzywdził. Zabijałem ich długo. Była w ciąży, a mną tak bardzo zawładnęła nadzieja na powrót do łask królowej, że w ogóle tego nie wywęszyłem. Zostawiłem moją ciężarną towarzyszkę samą.

Głos dziewczyny załamał się, ale udało jej się wykrztusić:

– A co robiłeś później?

Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Patrzył gdzieś w dal.

 


– Przez dziesięć lat nie robiłem nic. Zniknąłem. Oszalałem. Ba, chyba nawet więcej, niż oszalałem. Nie czułem zupełnie niczego. Wędrowałem przed siebie w obu formach, ledwie zauważając zmianę pór roku.

Widzę, że Rowan z Celinką mają podobny sposób na przeżywanie żałoby. Tyle tylko, że facet utracił swoją towarzyszkę i dziecko, a Celinka typiarę, którą znała kilka miesięcy. Niemniej schemat ten sam.

Żałobę Rowana przerwała Maeve, której fae postanowił złożyć śluby wierności, bo w sumie nie miał nic lepszego do roboty.

– Jak doszedłeś do siebie po takiej stracie?

– Nigdy nie doszedłem do siebie. Myślę, że być może… Że być może nigdy to nie nastąpi.

Celaena pokiwała głową i spojrzała w okno z mocno zaciśniętymi ustami.

– Ale może – odezwał się na tyle cicho, że znów na niego spojrzała. Nie uśmiechał się, ale przyglądał się jej badawczo. – Ale może razem znajdziemy na to sposób.

Wiedziała, że nie przeprosi jej ani za to, co wydarzyło się dziś, ani za to, co miało miejsce wczoraj. Nie chciała go o to prosić, bo rozumiała już, że nie ma między nimi różnicy. Patrząc na niego, spoglądała na własne odbicie. Nic dziwnego, że go znienawidziła.

Dajcie mi chwilę, bo fikołki myślowe, jakie się tutaj dokonały, wymagają prawdziwego wysiłku.

 


Czyli Celinka doszła do wniosku, że skoro Rowan wyznał jej swoją płaczliwą historyjkę, to traktuje ją jak równą, a skoro traktuje ją jak równą, to ona nie ma prawa wymagać od niego przeprosin za to, że się nad nią znęcał? Czyli rozumiem, że taki z tego wniosek dla młodych czytelniczek (ponowne przypomnienie, że Szklany tron to YA), że jeśli mają z kimś zażyłą relację, to nie mają prawa wymagać od danej osoby szacunku, bo… bo tak, bo mieli smutną przeszłość i to ich ze wszystkiego tłumaczy.

Co więcej, Celinka stwierdza też, że znienawidziła Rowana dlatego, bo są podobni, a nie dlatego, że MOŻE KURWA ZNĘCA SIĘ NAD NIĄ OD KILKU MIESIĘCY BEZ ŻADNEGO POWODU?! Co tu się w ogóle stało, skąd ona wzięła tę myśl? Toć Rowan dał jej miliony powodów, żeby go znienawidziła!

Widzicie, to miałam na myśli, kiedy wstawiałam cytaty z tamtych artykułów dotyczących syndromu sztokholmskiego. To trochę przerażające, jak idealnie pasują one do tej sytuacji. Jak dotąd Maas pisała bardzo słabe romanse, ale przynajmniej były one romansami. Ta relacja tutaj to nie jest romans, to jest syndrom sztokholmski w swojej najgorszej postaci.

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 126

– Chyba tak – powiedziała równie cicho. – Bardzo bym tego chciała.

Wyciągnął rękę.

– A więc razem.

Ponieważ Celinka cierpi już na zaawansowany syndrom bitej żony, oczywiście ściska rękę Rowana. Na szczęście w tym miejscu rozdział się kończy. Gdybym miała dalej czytać o tej dwójce, chyba postradałabym resztki samoopanowania. Ich relacja to dla mnie istny ewenement. Czytałam naprawdę wiele beznadziejnych książek, śmiałam się z analiz Pięćdziesięciu twarzy Grey’a, 365 dni i tym podobnych, ale żadne z tamtych dzieł nie wzbudziły we mnie aż takiej odrazy jak wątek Rowana i Celinki. Być może wynika to z tego, że Dziedzictwo Ognia miało być epickim fantasy, a nie harlequinem, którego z założenia nikt nie traktuje poważnie. Tymczasem promuje ono w sobie obrzydliwą, toksyczną relację i usprawiedliwia najbardziej oczywiste zabiegi, do jakich uciekają się oprawcy. Naprawdę, nie pozostaje mi nic innego, jak wyrazić swoje emocje poprzez napisanie ostatniej tortury średniowiecznej, której życzę Rowanowi – nabicie na pal.

Podsumowanie rozdziału:

Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 157

Royal pussy: 105

If you’re evil and you know it clap your hands: 159

Nowe szaty zabójczyni: 147

Światek z kart: 207

Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 126

Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 122

Czy na sali jest lekarz?: 21

Zbędne cięcie: 71

Moda na cytat: 10

Sweet home Taras: 10

*Wiek to tylko liczba: 15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz