Syndromu sztokholmskie… romansu ciąg dalszy. Tym razem Celinka siedzi u Rowana i pomaga mu w poprawieniu tatuażu.
Przysunęła igłę do jego mięśnia. Rowan, ku jej zdumieniu, parsknął cicho, zupełnie jakby miał się roześmiać.
Niemożliwe, prawdziwi twardziele nie mogą się śmiać! Proszę natychmiast przestać!
Mogą się śmiać, ale tylko szyderczo lub złowieszczo.
To, że poprosił dziewczynę, by pomogła mu zacieniować fragmenty tatuażu, których sam nie był w stanie dosięgnąć, było zdaniem Celaeny dobrym znakiem. Teraz gdy oparzenia znikły, tatuaż dookoła jego nadgarstków musiał zostać odnowiony.
Teoretycznie jest to dobry znak, ale moim zdaniem zupełnie nieuzasadniony. Dwa dni temu koleś potraktował ją jak zupełny ściek, stwierdził, że ma gdzieś jej życie, a teraz nagle ufa jej do tego stopnia, że zwierza się ze swojej tragicznej historii™ i pozwala jej się tatuować. Sama nie zamierzam robić sobie tatuaży, ale nigdy nie pozwoliłabym ich wydziarać swoim przyjaciołom, bo po prostu nie są w tym wykwalifikowani. Rowan, jako osoba, która sama coś w tym temacie ogarnia, też powinien być temu przeciwny. Zwłaszcza, że przecież dwa dni temu gardził Celinką do żywego.
– Nauczyłeś się tego od kogoś? Byłeś czeladnikiem, miałeś mistrza i tak dalej? Rowan spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Tak, byłem czeladnikiem, miałem mistrza i tak dalej. Służyłem kiedyś pod dowódcą, który miał w zwyczaju wypisywać sobie na skórze liczbę zabitych wrogów, a czasem całą historię bitwy. Wszyscy młodzi żołnierze byli tym zachwyceni, a ja w końcu przekonałem go, by mnie nauczył.
– Jak mógłby się oprzeć twemu legendarnemu wdziękowi?
Celinko, ty zgrywusko! Wdzięk Rowana, a to ci dobre!
Ponieważ wszystkie konflikty pomiędzy naszą dwójką zostały zażegnane, niespodziewanie postanawiają oni ze sobą normalnie porozmawiać. Szok i niedowierzanie.
– Opowiedz mi o swojej rodzinie.
– Ty pierwsza – rzekł Rowan przez zaciśnięte zęby, przyglądając się jej pracy. Udzielił jej szczegółowych instrukcji, nim Celaena po raz pierwszy dotknęła igłą jego skóry.
– W porządku. Twoi rodzice nadal żyją?
Ale przecież dopiero co cię poprosił, żebyś ty zaczęła, to czemu zadajesz mu pytania? XD Nie wiem, czy to kwestia dziwnego tłumaczenia, czy te postaci nawet rozmawiać za bardzo nie potrafią.
Zważywszy na to, co się stało z jego towarzyszką, było to głupie i niebezpieczne pytanie, ale wojownik pokręcił tylko bez emocji głową.
To, co stało się z jego towarzyszką to jedno, rodzice to zupełnie inny temat.
I tak, oczywiście wspominek o braku emocji musiał się znaleźć.
– Byli bardzo starzy, gdy mnie poczęli – odparł. Dziewczyna wiedziała, że nie chodzi mu o wiek fizyczny.
Skąd mogła to wiedzieć? Czytała mu w myślach?
– Byłem ich jedynym dzieckiem, choć stanowili parę od tysiącleci. Nim ukończyłem dwadzieścia lat, odeszli do Zaświatów.
Czekajcie, czegoś tu nie rozumiem. Czy fae nie miały być aby nieśmiertelne? Więc skąd tu nagle wspomnienie o śmierci? Jak to właściwie działa? Że żyją sobie, żyją i nagle stwierdzają, że w sumie nudy, więc pora się zwijać do zaświatów (nie, nie napiszę tego z wielkiej litery)?
Poza tym zastanawia mnie kolejna kwestia, a mianowicie to, jak późno rodzice Rowana się na niego zdecydowali. Skoro byli parą od tysiącleci, to czemu zdecydowali się na potomka krótko przed śmiercią? Żeby go osierocić, niech się robak sam wychowa i poradzi w życiu?
Mamy zaledwie krótki skrawek dialogu, a już tyle nieścisłości. Zawsze pisałam, że Maas nie potrafi w tematy rodzinne i to podtrzymuję.
– Ty nie masz żadnego rodzeństwa, prawda?
Dziewczyna skupiła się na pracy, próbując odświeżyć wspomnienia.
– Moja matka przez swą krew Fae trudno zniosła ciążę. Przestała oddychać podczas porodu. Podobno przeżyła tylko dzięki silnej woli ojca. Nie wiem, czy w ogóle mogłaby począć kolejne dziecko po tym wszystkim. Nie, nie mam rodzeństwa, ale… – Na bogów, powinna trzymać buzię na kłódkę. – Ale miałam kuzyna. Był pięć lat starszy ode mnie. Kłóciliśmy się i kochaliśmy, jakbyśmy byli rodzeństwem.
Jakbyście byli rodzeństwem, czy może jednak kimś innym…? Przepraszam, ale autorka sama udziwniła tę relację, więc co ja mogę poradzić na swoje skojarzenia?
Sweet home Taras: 12
Ciekawi mnie również wspominek o źle zniesionej ciąży. Skoro fae są takie ultra silne, mocne i tym podobne, to czemu ciąża jest dla nich taka trudna? Czyżby Celinka już w łonie matki raczyła ją kulami ognia? XD
– Nie wiem, co się tak naprawdę stało, ale jest teraz znaną osobą. Zdobywa sławę jako generał w królewskiej armii.
Sprawiła Aedionowi zawód tak niewybaczalny, iż nie potrafiła go znienawidzić ani choćby winić za to, kim się stał. Unikała wszelkich wieści o tym, co się działo na północy. Jako młody chłopak Aedion był niezwykle lojalny wobec Terrasenu. Nie chciała wiedzieć, do czego go zmuszono lub co się stało, że doszło w nim do tak wielkiej zmiany. Nie wiedziała, czy to szczęście, przeznaczenie czy może coś innego sprawiło, że nigdy nie zawitał do Rifthold, gdy służyła jako Królewska Obrończyni.
Myślę, że sprawił to fakt, iż wcześniej autorka nawet go nie wymyśliła.
Tak samo jak Sorschę. Okej, ja rozumiem, że może wstępnie Maas nie planowała aż sześciu tomów swojej powieści, a znając blogowy pierwowzór, to i tak sporo pozmieniała w książkach, jednak postarałaby się bardziej, by wyglądało to mniej oczywiście.
Bez wątpienia by ją rozpoznał, a gdyby się dowiedział, co zrobiła ze swym życiem, okazałby jej tyle nienawiści, że Rowan wydałby się przy nim całkiem miłym człowiekiem.
Nie sądzę, by Rowan przy jakiejkolwiek innej męskiej postaci w tym uniwersum mógłby wydać się miły.
– Myślę, że wolałabym stanąć przed obliczem króla niż spojrzeć kuzynowi w oczy.
Dziewczyna nie miała pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć lub jak odpokutować za to, czym się stała, podczas gdy jej królestwo popadło w ruinę, a ludzie zostali wyrżnięci lub pojmani w niewolę.
Biorąc pod uwagę, że miałaś wtedy, ile, z osiem lat, to rzeczywiście, dużo mogłaś uczynić dla swojej ojczyzny. A później to już nawet nie było czego po Tarasie zbierać, więc co miałaś zrobić, bawić się w żałosną konspirę na wzór swojej martwej psiapsióły?
– Czy twój kuzyn wolałby cię zabić czy ci pomóc? – spytał po chwili. – Armia, którą dowodzi, mogłaby zmienić przebieg każdej wojny.
Po jej plecach przeszedł dreszcz. Wojna.
– Nie wiem, co o mnie myśli ani wobec kogo jest lojalny. I nie chcę się tego dowiedzieć. Nigdy.
Mimo że mieli identyczne oczy, ich pokrewieństwo było na tyle odległe, że dziewczyna nieraz słyszała, jak służący i dworzanie dyskutują na temat sensowności połączenia linii Ashryverów i Galathyniusów. Pomysł ten wydał jej się równie śmieszny teraz jak dziesięć lat temu.
Tylko czy Aedinowi on też wydaje się śmieszny…?
Dobra, przepraszam, już nie będę.
Celinka dowiaduje się, że Rowan ma dużo kuzynostwa, którego nie lubi. Na ich miejscu bym się cieszyła, przynajmniej nie muszą się martwić, że ten siwy pajac czegoś by od nich chciał.
– Pospiesz się, księżniczko. Chciałbym ułożyć się do snu jeszcze przed świtem.
Wolną lewą ręką wykonała obelżywy gest, ale Rowan złapał ją, nie chowając kłów.
– Królowe się tak nie zachowują.
Za to szczerzenie kłów wobec nich jest już w porządku?
– No to dobrze, że nie jestem królową, prawda?
Oj tak, zważając na twój temperament i brak kompetencji, to wspaniale, że nią nie jesteś. Rowan się jednak ze mną nie zgadza i wypomina Celince złożoną przyjaciółce obietnicę o wyzwoleniu jej ojczyzny.
– Daj mi jeden sensowny powód, dla którego nie chcesz odzyskać swego tronu. Wystarczy jeden powód, a już nigdy się nie odezwę w tej sprawie.
W głosie Fae zabrzmiała powaga. Dziewczyna zastanowiła się i odpowiedziała:
– Bo jeśli uwolnię Eyllwe i zniszczę króla jako Celaena, będę mogła później udać się, dokąd zechcę. A korona… Cóż, to tylko inna para kajdan.
*przewraca oczami*
Dorian nie chce władzy, Chaol nie chce władzy, Ren nie chce władzy, Aedion nie chce władzy, Celinka też nie… Tylko jedna Manon ratuje wasz honor, bo ona przynajmniej ma jakieś minimum ambicji.
O co chodzi ze współczesnymi pisarzami i tworzeniem postaci, które, mając okazję do zdobycia władzy, ją oddalają? Przecież to totalna bzdura! Wiem, że pisałam to już przy okazji pierwszego tomu, ale że było to dawno, pozwolę sobie przywołać tamtejsze przemyślenia. Każdy, kto uczęszczał regularnie na historię, nieważne, jakiego kraju – Polski, Węgier, Turcji, Japonii – wie, że ludzie m o r d o w a l i się, byle poszerzyć swoje wpływy. Oślepiali się, truli, wtrącali do lochów, oskarżali o herezję, żeby tylko mieć argument na osłabienie swojego przeciwnika. Nie nalegam, żeby Maas bawiła się w Martina czy innego pisarza uzdolnionego w opisywaniu intryg dworskich, ale mogłaby przynajmniej przestać pisać swoje postaci pod jeden szablon, bo ani to ciekawe, ani tym bardziej realistyczne.
Światek z kart: 208
Zwłaszcza, że pragnienie władzy nie zawsze musi być złe. Jeśli ktoś ma pomysł na swoje państwo, chce je rozwijać, kocha swoje ziemie i ludzi, to czemu miałby nie dążyć do umacniania swojej pozycji? Poza tym ten wątek dodawałby też niewymuszonej dramaturgii do fabuły. Bohaterowie byliby stawiani przed trudnymi wyborami, musieliby konfrontować się z własnymi obawami i innymi postaciami… A tak to mamy zaprzepaszczony potencjał, bo wŁaDza jEst zŁa.
Wiesz, Dorian I lubi władzę, a on jest zły, więc władza równa się zło.
Były to samolubne, okropne słowa, ale tak brzmiała prawda. Nehemia kiedyś powiedziała coś podobnego. Marzenie o tym, by być zwykłym człowiekiem, który nie musi uginać się pod ciężarem korony, było najbardziej samolubnym i żarliwym ze wszystkich, które pojawiły się w jej sercu. Czy jej przyjaciółka wiedziała, jak głośnym echem w duszy Celaeny odbiły się tamte słowa?
Tak jak dziesiątki innych sentencji, które doprowadzają Ciemną Gwiazdę na skraj załamania nerwowego.
Ponieważ Rowan dostrzega blizny na dłoniach Celinki, teraz dla odmiany mamy wspominanie o Arobynnie. Jak odhaczać trałmy, to wszystkie po kolei.
W istocie przykuł ją kiedyś łańcuchem do ściany, żeby nauczyła się uwalniać. Niemniej jednak kajdany w Endovier wykonano z myślą o ludziach takich jak ona. Uwolniła się, dopiero gdy Chaol je zdjął.
Nie chciała, aby Rowan poznał tę historię. Mogła znieść nienawiść i gniew, ale współczucia nie… Nie mogła też mówić o Chaolu. Nie potrafiła opowiadać, jak kapitan najpierw odbudował, a potem roztrzaskał na kawałki jej serce.
Nie chce mi się po raz tysięczny rozwodzić nad tym, jak beznadziejną partnerką była Celinka, więc napiszę jedynie, że cieszę się, że kapitan już nigdy nie będzie musiał jej znosić. Niech zabójczyni tkwi sobie w żałosnej więzi z siwym capem, są siebie w sumie warci.
Dalej Celinka wspomina o tym, że została z Arobynnem, bo chciała się schować zarówno przed światem, jak i samą sobą.
– Zdziwiony? Sądziłeś, że od razu opowiem ci całą historię mego życia? Jestem pewna, że masz więcej do opowiedzenia ode mnie, a więc nie udawaj tak zaskoczonego. Może powinniśmy powrócić do bójek?
W oczach Fae błysnęła drapieżność.
– Nie ma mowy, księżniczko. Możesz mi opowiedzieć, co chcesz. Możesz to zrobić, kiedy ci przyjdzie ochota, ale nie będziemy się cofać do tego, co było.
Wow, jaki ten Rowan kochany, że można z nim nawet p o r o z m a w i a ć!
– Jestem przekonana, że inni twoi przyjaciele przepadają wprost za twoim towarzystwem.
Rowan uśmiechnął się złowrogo i złapał ją za podbródek, na tyle mocno, by zwrócić jej twarz ku sobie.
– Po pierwsze – warknął – nie jesteśmy przyjaciółmi. Nadal cię trenuję, a to oznacza, że wydaję ci polecenia.
I właśnie dlatego wasza relacja jest jeszcze bardziej zrąbana, bo poza tą całą przemocą, mamy jeszcze element dominowania nad kimś ze względu na status.
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 128
W jej oczach musiał zabłysnąć ból, gdyż Rowan pochylił się jeszcze bardziej i mocniej zacisnął dłoń na jej szczęce.
Tak, ściśnij ją jeszcze mocniej, niech wie, kto tu jest panem.
Jak tak czytam ten rozdział, to aż się zastanawiam, czy ktoś trzasnął gdzieś fika o tej dwójce w relacji sadomaso. Coś czuję, że Rowan idealnie sprawdziłby się na takim tle.
To byłaby niezła fantazja, ponieważ osoba dominująca musi dbać o komfort uległego, a Rowan myśli tylko o czubku własnego nosa. Już Massimo z Laurą z 365 dni mieli zdrowszą relację od tej dwójki, bo nasz mafiozo przynajmniej obsypywał Polkę drogimi prezentami.
– Po drugie, sam jeszcze nie wiem, kim dla siebie jesteśmy. Jak zauważyłaś, zostawiam ci przestrzeń, byś sobie to poukładała, a więc bądź tak dobra i wyświadcz mi tę samą przysługę.
Powinniście być t y l k o współpracownikami i nikim więcej. Każda inna opcja w waszej relacji to sól na moje rany.
Przyglądała mu się przez moment. Ich oddechy się mieszały.
– Umowa stoi – odpowiedziała.
Podsumowanie rozdziału:
Halo, policja? Proszę przyjechać do Erilei: 159
Royal pussy: 105
If you’re evil and you know it clap your hands: 164
Nowe szaty zabójczyni: 148
Światek z kart: 208
Przez twe ostrza, twe ostrza mordercze oszalałem: 128
Ideałów nie ma, ale jest Celaena: 123
Czy na sali jest lekarz?: 22
Zbędne cięcie: 74
Moda na cytat: 10
Sweet home Taras: 12
*Wiek to tylko liczba: 15
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz